12 października 2014

57.


*** 21.11.2013 ***
*** Sylvia ***

Cholerne korki, czemu akurat dzisiaj? Czemu?
Najważniejszy dzień w moim życiu a to cholerne miasto się buntuje!
Muszę być przed 9.30 inaczej mój test się nie odbędzie. Ani teraz ani nigdy. Jest 9.17 a korki wydają się być w całym mieście. A jeśli to część testu? Trevor mówił, że Z lubi bawić się swoim sprzętem..
No pewnie! Że też na to nie wpadłam. Wszędzie ustawili czerwone światła, żebym nie zdążyła. Zapewne po drodze do agencji czeka mnie jeszcze więcej pułapek. Wysiadłam z samochodu wziąwszy wcześniej moją torbę i zamknęłam samochód. I po co ci idioci na mnie trąbią?
Przebiegłam slalom samochodów i co dziwne, zauważyłam kilka rządowych, znaczy agencyjnych. Oh więc dla nich to świetna zabawa. Extra.
Dobiegłam do mostu i postanowiłam zrobić najgłupszą rzecz na świecie. Weszłam na mur i zaczęłam po nim iść prosto. Jak jechałam to zauważyłam płynący jacht, który teraz znajduje się w odległości jakichś 6 metrów ode mnie. Najszybciej jak mogłam biegłam wąskim murkiem aż dotarłam na miejsce. Wzięłam głęboki oddech, pomyślałam o najważniejszych osobach w moim życiu i skoczyłam. Wpadłam niestety pod pokład. Moje biedne kości..
- Nic Ci nie jest? Czemu skakałaś z mostu?!- jakiś koleś, na oko 35 lat zszedł na dół i pomógł mi wstać.
- Spieszę się. Ma pan motorówkę?
- Tak, jest przypięta przy ster burcie.
- Mogę pożyczyć?- zrobiłam minę szczeniaczka a koleś po chwili wahania dał mi kluczyk- Dziękuję. Oddam w dobrym stanie.
- Dbaj o Sisi – rzucił mi podenerwowane spojrzenie i wyszedł za mną na górę. Obserwował moje poczynania- Znasz się na tym?
- Nie- zaśmiałam się cicho ale silnik odpalił, bingo- A może umiem. Zobaczymy.
Przetestowałam gaz i hamulec, działają, więc czas na mnie. Muszę dopłynąć do pomostu a stamtąd szybko pobiec do ukrytego wejścia przy parkingu. Super nie? Mam 10 minut.
Czym prędzej uruchomiłam małą maszynę i już śmigałam na wodzie niczym zawodowiec. Co z tego, że to zabójcza prędkość i jest tylko jedna jedyna dobra chwila by zatrzymać pojazd i wysiąść. Co to dla mnie?
Przywdziałam na twarz mój ulubiony uśmiech, jestem pewna siebie, więc cóż, delektuję się tą chwilą. Widzę pomost, za jakieś 2 minuty tam będę. Przyspieszyłam odrobinę, nie mogę stracić kontroli nad maszną, to ostatnie czego potrzebuję. Mostek był coraz bliżej, a więc ja cieszyłam się coraz bardziej. Gdy tylko motorówka uderzyła w drewno wyskoczyłam jak torpeda i nie minęła sekunda a ja już biegłam. Musiałam wbiec na główną ulicę by stamtąd dobiec do agencji. Mam 8 i pół minuty na pokonanie odcinka około kilometra. Dam radę. Dam?
Pobiegłam do najbliższych pasów, zdążyłam się zorientować, że ciągle jest czerwone, więc dotknęłam ręką panel a wtedy dostałam szału. Wszystkie światła zmieniły kolor na zielony, nawet te na przejściu dla pieszych. Z, aż tak bardzo mnie nienawidzisz???
Odsunęłam się trochę, żeby sprawdzić teren i znaleźć ewentualne wyjścia. Nic. Cholera! 7 i pół minuty.
Myślałam i myślałam, aż wpadłam na coś. Wczoraj Max, mój trener, powiedział, że dzisiaj na test mam przynieść kilka swoich zabawek. Zdjęłam z ramienia torbę i zaczęłam szukać. To się nie przyda, scyzoryk też, tamto też, a to .. bingo. Kolejny uśmiech z mojej strony. Jak ja uwielbiam jak oni mnie tak sprawdzają.
Weszłam na murek mostu i sprawdziłam odległość między mną a pierwszą konstrukcją a między konstrukcją 1 a konstrukcją 2. Mam nadzieję, że zdążę uruchomić drugą linę, gdy będę lecieć. Cóż, to się okaże.
 Wzięłam kolejny głęboki oddech i wystrzeliłam linkę, która mocno obwiązała się wokół metalowej konstrukcji. Rozpędziłam się i skoczyłam a lina zatoczyła wielki łuk i dzięki niej znalazłam się już na środku czteropasmowej ulicy, szybko wystrzeliłam drugą linę a ta w ostatniej chwili dotarła do konstrukcji i pociągnęła mnie mocno. Nie wyrobiłam, to oczywiste, upadłam na chodnik. A uściślając to poturlałam się, znam sposoby na dobry upadek. Podniosłam się i otrzepałam, poprawiłam torbę i ruszyłam biegiem w kierunku parkingu. Zostały mi 4 minuty. Dobiegnę w 3 a minuta zostaje na wjazd windą. Czy tam też coś przygotowali?
Nim się obejrzałam znalazłam się przy drzwiach i już byłam w środku. Pełno samochodów a ja muszę szybko dobiec do windy i wjechać na 3 piętro. Zachowałam czujność i ostrożność i jakoś udało mi się dobiec do windy. Kliknęłam przycisk i drzwi się rozsunęły. Okey, więc jest łatwo. Przestąpiłam nogą do przodu, ale natrafiła ona na pustkę. Nie ma podłogi! Z!
Czym prędzej drugą nogą odepchnęłam się od podłoża i skoczyłam na ścianę, która na moje szczęście ma poręcz. Tylko jak teraz kliknę numer piętra?!
Myśl, Sylvia, myśl… Hmmm… Nie, to też nie, nic! Kurwa!
A wtedy mnie olśniło. Przecież mam specjalne rękawice w torbie, przyczepne do każdego metalowego podłoża. Ale muszę się streszczać używając tylko jednej ręki. Przecież nie chcę spaść. Wyjęłam najpierw jedną i założyłam a potem drugą i już miałam plan jak dotrzeć na miejsce. Lewa ręka zatoczyła duży łuk by znaleźć się na prawej ścianie windy, a za chwilę prawa ręka do niej dołączyła. Tak, teraz wiszę nad dziurą. Niech to zanotują, moje dzieci muszą wiedzieć, jakie piekło tu przeszłam. Głupie testy. Powoli odrywałam to jedną to drugą rękę, aż wreszcie znalazłam się przy panelu i kliknęłam trójkę. Jak myślicie, że podłoga się pojawiła to jesteście w błędzie. Nadal wiszę.
-‘Piętro trzecie. Siłownia. Sale treningowe’
Drzwi się rozchyliły a ja skupiłam całe swoje siły by się rozbujać i wyskoczyć z windy. Gdy mi się to udało wylądowałam na zgiętych nogach, powoli i z gracją podniosłam się i otarłam pot z czoła. Nie zastałam nikogo. To dziwne. Zerwałam się z miejsca i pobiegłam do Sali 7, tam zazwyczaj są testy na wyższy stopień. Otworzyłam drzwi a tam jak w jakiejś świątyni. Ring, otoczony czterema pochodniami. Wokół trybuny wypełnione ludźmi, agentami. Cholera, oni to bardzo poważnie biorą.
- Witaj agentko 315- usłyszałam wokół siebie rozchodzący się głos Maxa.- Zdążyłaś w samą porę.
- Byłabym wcześniej, ale coś mnie zatrzymało- usłyszałam pojedyncze śmiechy- Możemy zaczynać?
- Czeka Cię pięć rund- głos nadal kontynuował- Każda będzie trudniejsza od poprzedniej i w każdej możesz wybrać sobie broń. Oczywiście dopuszcza się używanie tej samej broni w kilku rundach.
- Okey, to zaczynajmy- podeszłam do ringu, gdzie czekał na mnie Trevor i kilku chłopaków. Rzuciłam torbę, poprawiłam kucyk i weszłam na podest.
- Dobra, pierwsza runda zaraz się zacznie, wybierz broń- rzucił jakiś agent, znajomy Trevora.
- Chcę kij bejsbolowy.
- Co?- chłopaki spojrzeli na mnie jak na wariatkę- Nie wygrasz tym.
- A założymy się?- uniosłam jedną brew- Dawać ten kij. Kto jest moją pierwszą ofiarą?- zaczęłam się szatańsko śmiać.
- Powoli zaczynam się Ciebie bać- odparł Trevor.
- Nie jesteś jedyny- uśmiechnęłam się do niego i wstałam, podano mi moją broń- Szkoda, że nie jesteś Emmą- szepnęłam i w myślach układałam plan walki. Przecież ja nie dam rady..
- Czas na pierwszą walkę!- rozbrzmiał głos Maxa, który rozjuszył tłum. Przynajmniej ktoś się dobrze bawi.
Wdech, wydech i wychodzę na środek ringu. Tam stoi już agent 299, dzisiaj sędzia. A tak chciałam go zranić. Poznać! Znaczy, poznać!..
- Twoim pierwszym przeciwnikiem jest Twój trener.
- Extra- powiedziałam pod nosem, co nie uszło uwadze 299, który się szeroko uśmiechnął- Zaczynamy?- powiedziałam zniecierpliwiona.
- Zaczynamy!!!- wszyscy zaczęli krzyczeć, niektórzy wspierali mnie a inni Maxa. Max ubrany był w czarne bokserskie spodenki i białą bokserkę, która opinała się na jego mięśniach brzucha. Nie ma broni. Jak to?
Zaczęliśmy chodzić w kółko aż wreszcie postanowiłam wykonać pierwszy atak. Wkońcu atak jest najlepszą obroną, nie?
Nawet nie wiecie, jaki to był błąd. Podczas, gdy ja wykonywałam swój cios Max wyjął zza pleców dwa nunchaku. Najpierw odparł mój atak a następnie zaatakował moją rękę trzymającą kij. Udało mi się go utrzymać w ręce, ale już za chwilę leżałam na ziemi, bo z nerwów stałam się nie uważna i nie zauważyłam, co zaraz zrobi. Umiem przewidzieć jego następny ruch, ale nie teraz, nie w tym stresie!
- No wstawaj!
Podniosłam się z podłogi i z nadzieją w oczach zerknęłam na kij. Czy mam szansę nim wygrać?
Pomyśl, że to Emma- szepnął jakiś głosik w mojej głowie.
No właściwie, to niezła myśl.. Uśmiechnęłam się szerzej i kątem oka zauważyłam, że Max odrobinę się cofnął. On już wie, że ta runda jest dla niego stracona.
Kilka następnych minut to były moje ataki, ciosy powalające na kolana, dosłownie. Czułam przypływ sił a mój trener nie był w stanie odparować żadnego ciosu. Co prawda mi samej było ciężko czasem utrzymać broń, nie ukrywajmy kij nie jest leciutki. Max kilka razy próbował atakować, ale unikałam jego nunchaku jak ognia. Ostatni ruch, cios w czuły punkt na plecach Maxa i leży na ziemi.
- Pierwszą rundę wygrywa agentka 315!!!- wiwaty i okrzyki radości. A ja jestem zasapana i zmęczona. Teraz dopiero odezwały się mięśnie rąk, które w windzie utrzymywały cały mój ciężar. Cholera! Jeszcze 4 walki a ja już siadam.
- Sylvia, wow, to było niezłe- pochwalił mnie Trevor- I teraz na serio się Ciebie boje, bo widzę co umiesz robić z każdą rzeczą.
- Dzięki- wzięłam od niego butelkę z wodą- Nie wiem, co będzie dalej, ale nie dam rady walczyć kijem.
- Wiedziałem, że to powiesz, dlatego przyniosłem coś fajnego- odwrócił się i sięgnął po torbę, wyjął z niej sprzęt. Serio, skakanka?
- Uderzyłeś się w głowę?
- Nie- odparł zmieszany- To dobra broń. Poręczna i da radę obezwładnić przeciwnika.
- Niby jak?- w sumie, po co pytam, i tak to wezmę. Nie mam sił walczyć, Max mnie zmaltretował..
- No więc..
- Dobra nie zaczynaj, biorę to, a co tam.
- No to wstawaj i walcz!
Zrobiłam, co powiedział i czekałam na 299, który ma zapowiedzieć kolejną rundę. Ludzie zaczęli szeptać, tak śmiejcie się ze mnie, ale to ja was zabiję a nie ktoś inny!
- Runda druga! Zapraszam na środek- podeszłam do niego- Twoim drugim przeciwnikiem będzie agent 415!
Aż zaczęłam się śmiać, przysięgam to najbardziej absurdalne, co tu się dzieje. Zmieszany Ben podszedł do nas a ja nie potrafiłam się opanować. No na serio, tu chyba jakiś gaz rozweselający rozpylili.
- Ja mam walczyć z agentem pierwszego stopnia? To żart, tak?- nadal się śmiałam.
- Walczysz czy się poddajesz?- zapytał mnie 299 a wtedy się uspokoiłam.
- Jasne, że walczę- odsunęłam się trochę od nich i stanęłam w bojowej pozycji. Jak ja kurwa dam mu radę skakanką?!

5 minut później leżałam na ziemi przygnieciona ciężarem ciała Bena. On nie ma litości dla kobiet, frajer. Próbowałam się jakoś podnieść, ruszyć go, ale nic. Nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
- Ben słuchaj, ja to muszę wygrać- szepnęłam- Pocałuję Cię, jak dasz mi fory.
Nieznacznie się przesunął, umożliwił mi tym wciśnięcie nogi między jego, skorzystałam z tego i już po chwili zrzuciłam go z siebie i odepchnęłam w bok. Sturlał się aż na krawędź ringu. Jakby spadł to bym wygrała, ale nie! On nie pozwoli mi tak łatwo wygrać.
Chwyciłam leżącą skakankę i zrobiłam z niej coś na kształt nunchaku, trochę umiem się tym posługiwać. Ben z dziwnym uśmiechem zbliżał się do mnie, zrobiłam szybki unik i skakanką chwyciłam go za nogę a następnie obróciłam linkę w lewo a on się obkręcił. Zamachnęłam się nogą, kopnęłam go w prawe kolano, upadł a wtedy kopnęłam go lekko w bark, leżał na ziemi. Wygięłam mu ręce do tyłu i związałam kawałkiem skakanki a następnie przywiązałam mu ręce do nóg. Ludzie bili mi brawo a on szarpał się z moimi węzłami. O nie skarbie, to jeden z najlepszych węzłów marynarskich , nie uwolnisz się tak łatwo.
- I kolejne zwycięstwo dla agentki 315!
Zeszłam z środka ringu i usiadłam z ulgą na krzesełku, które podstawił Trevor.
- Nie dam rady dalej- wykrztusiłam wreszcie- Jestem wykończona.
- Weź dobrą broń to pójdzie Ci sprawniej- doradził- Kolejny przeciwnik nie jest łatwy, lepiej wybierz mądrze broń.
Ciekawe, kto jest kolejnym.. No kurde, ja dopiero co wróciłam do służby a oni mnie tu katują jakby wcale niedawno nie była w szpitalu. Faceci, dla nich każda okazja do walki jest dobra, nawet jak przeciwnik jeszcze miesiąc temu nie mógł chodzić.
Mam 8 minut przerwy, muszę w tym czasie wymyślić broń i strategię do niej. Ale nic nie przychodzi mi do głowy..
- Trevor, poleć mi jakąś broń, ja nie mam dzisiaj głowy do myślenia.
- Nie musisz mieć broni, jeśli nie chcesz- zaczął nawijać- Ale skoro jesteś zmęczona to zbyt dużo nie zrobisz. Może ponownie użyć kij i skakanki a z innych broni do wyboru jest cienki i długi kij, nunchaku, proca, kulki..
- Kulki?- zdziwiłam się.
- No tak, kulki- podrapał się po karku- Na palcach masz założoną gumę a w niej są kuleczki, one są małe ale dość mocne, dodatkowo ta guma jest rozciągliwa.
- Zaczyna się robić ciekawie..- stwierdziłam poczym wyszłam na środek. Mam dobrą broń, dam radę każdemu. Odpocznę i będę mogła też walczyć bez użycia broni. Kolejnym przeciwnikiem był agent 256, dobry w walce wręcz a nie na broń. Szybko go powaliłam krótkimi atakami kuleczek i kopnięciami. Przedostatnim rywalem okazał się instruktor karate, Jui Lin, ma jakieś 40 lat, ale jest sprytny i szybko aklimatyzuje się w każdym miejscu, dostosowuje się do przeciwnika. Niestety nie docenił mnie, jeden jego zły ruch i leżał na macie z mrowieniem w rękach i nogach. Nie pytajcie, nie chcecie wiedzieć.
- Czas na ostatnią rundę! Oto Twój przeciwnik- na ring wyszedł szef, Sir Alfred Hamilton.
- Szefie?- spojrzałam na niego zaskoczona.
- Nie poddawaj się tak łatwo, dziecko- zaśmiał się lekko.
- Niech mi szef wybaczy każdy mój krok- szepnęłam i odrzuciłam moje kulki, jestem bez broni a on też odrzucił swoją. Skoro można korzystać z każdej broni, a ja mam świetną broń w kombinezonie to.. Na lewej ręce mam specjalny panel, ma 3 guziki. Pierwszy od góry to strzałki usypiające, drugi guzik to strzałki paraliżujące a trzeci to strzałki namierzające. Kliknęłam przycisk drugi i trafiłam szefa w lewą rękę, opadła mu swobodnie.
- Zapomniałem, że nadal używasz swoich zabawek- zaśmiał się cicho, ale ruszył na mnie szybkim i zdecydowanym ruchem, wystrzeliłam kolejną strzałkę, tym razem trafiłam w nogę. Upadł a wszyscy wstrzymali oddech. Musi leżeć na plecach, więc podeszłam do niego i swoją lewą nogę oparłam na jego prawym barku i pchnęła  a on za chwilę leżał na macie.
- Gratulacje agentko 315- zaczął Max- Dzięki sile i sprytowi a także inteligencji udowodniłaś, że zasłużyłaś na wyższy stopień. W imieniu sparaliżowanego szefa i swoim własnym oświadczam, że uzyskałaś 4 stopień. Należysz do grona osób, które mogą zasiadać w Radzie. Gratulacje!- usłyszałam okrzyki radości, wszyscy wiwatowali, ale czemu nie czuję, że zasłużyłam?..

Po skończonej walce poszłam do szatni, muszę się wykąpać, przecież cuchnę. Odłożyłam moją torbę na ławce przy szafce a z szafki wyjęłam mój ręcznik, żel pod prysznic i szampon. Udałam się pod prysznice i puściłam gorącą wodę. Muszę zmyć z siebie to dziwne uczucia. Ale za cholerę nie mogę. Myślę o tym, że nie zasłużyłam. I czuję się winna, bo oszukałam, nie? Użyłam moich strzałek.. A szef nic nie powiedział na ten temat i zastanawiam się, co o tym myśli tak naprawdę.
Próbowałam zmyć z siebie poczucie winy, ale nie szło. Ani za pierwszym razem ani za drugim ani za trzecim.. Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam płakać! Cholera! Oparłam się o chłodną ścianę i zjechałam po niej na dół. Woda leci coraz cieplejsza a ja .. nawet tego nie czuję.
Co się ze mną dzieje?!

Czym prędzej wstałam, otarłam łzy i skończyłam to, co zaczęłam. Muszę się umyć. Jak tylko skończyłam wyszłam z łazienki otulona ręcznikiem. Stojąc przy szafce suszyłam się i starałam ochłonąć. Przecież jak wyjdę stąd to agenci zwalą mi się na głowę i muszę udawać dumną z siebie, chociaż tak nie jest.
Ubrałam bieliznę i skarpetki a następnie zarzuciłam na siebie białą koszulkę. Gdzie moje spodnie? Zaczęłam szukać najpierw w torbie, ale tam tylko mój kostium. W szafce jakieś rupiecie, no kurde. Nie zaczęłam panikować, jasne? Po prostu nerwowo szukałam tych głupich spodni. Minęło 15 minut a ja nadal ich nie mam. Oparłam dłonie na kolanach a wtedy je znalazłam, leżały spokojnie pod ławką. Paranoja jakaś, czy ja robię się coraz gorszym agentem?.. Nie no to chyba normalnie, nie, każdy ma taki początek, czy powrót po dłuższym czasie. Nie?

Wyszłam przebrana z szatni i podeszłam do windy. Gdy drzwi się otworzyły weszłam powoli i nadusiłam przycisk 0, i już drzwi się zamykały gdy usłyszałam krzyki ‘stop!’. Wysunęłam stopę do przodu by je zatrzymać. Ktoś wsiadł do windy i dopiero gdy stanął przodem do mnie zauważyłam, kto to. Ben.
- O, cześć- powiedział radośnie.
- Cześć.
- Dałaś czadu dzisiaj- oparł się o ścianę.
- Nie dałabym sobie rady bez Ciebie- Westchnęłam a on podszedł bliżej- Wiesz, wykorzystałam Twoją słabość. Przepraszam.
- Nic nie szkodzi- cały czas się uśmiechał- Dla Ciebie i tak zrobiłbym wszystko.
- Dzięki za pomoc. I chyba jestem Ci coś winna- spojrzałam na niego niepewnie a on się zarumienił.
- Nie musisz- powiedział trochę się jąkając.
- Powiedziałam ‘a’ to muszę powiedzieć ‘b’- podeszłam do panelu i zatrzymałam windę, nie chcę, żeby otworzyła się w złym momencie. Stanęłam przodem do niego i musiałam stanąć na palcach żeby w ogóle sięgnąć jego ust. Nawet nie wiecie, jaki przeżyłam szok, gdy tylko dotknęłam jego ust. Były takie miękkie, delikatne i.. nie wiem jak to określić. Ale podobało mi się. Podeszłam jeszcze bliżej niego a on nie opierał się, gdy pchnęłam go na ścianę windy. Czy to moja wina, że lubię dominować?
Ja wiem, że to złe, ale.. chyba potrzebuję odskoczni od mojego dotychczasowego życia. Nie jest mi źle z Harrym, naprawdę, ale miło wiedzieć, że są też inne osoby, przy których czuję się wyjątkowo. No a całowanie to tylko czynność, nie jest żadną obietnicą.
Odsunęłam się do niego powoli a on wciąż miał zamknięte oczy. Zaśmiałam się cicho a wtedy je otworzył.
- Dziękuję- powiedział cicho a ja przycisnęłam przycisk i winda dalej jechała w dół.
Na dole tak jak się spodziewałam było mnóstwo agentów, każdy gratulował a ja tylko szłam dalej do wyjścia, myśląc o podwójnym poczuciu winy, które mnie właśnie dobija. Ugh, nienawidzę mieć uczuć. Wolałam moją pustą i bezuczuciową duszę.
                                                                                                                 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ ;)