20 kwietnia 2015

60.

Witajcie!
Na początek PRZEPRASZAM!!!
Wiem, że was zaniedbałam, a to już koniec historii, ale mam masę egzaminów.. studia nie są łatwe .. dodatkowo wzięłam udział  w konkursie literackim i cały wolny czas poświęciłam nowemu dziełu.. dodatkowo szukam też pracy .. Także trochę mam na głowie. 

Ale już do was wracam! Mam dla was 60ty rozdział, którego wyczekujecie od ... stycznia :(

Zapraszam do czytania! :) <3

Syl xx

~Jeszcze raz przepraszam! :( ~

                                                                                                                                                                  

*** 6.12.2013 ** ** Sylvia ***

Jeśli ta głupia krowa myśli, że dam jej tak po prostu cieszyć się ze zwycięstwa to się grubo myli. Ona nie wie, jakie mam wobec niej plany i jak bardzo moja zemsta będzie ją bolała. 
Od wypadku w zeszłym tygodniu minęły cztery dni, w tym czasie naprawiliśmy nasz system i odzyskaliśmy dane. Udało nam się także namierzyć ostatnie miejsce, gdzie był szef. Moje jednostki działają na pełnych obrotach. Zajęliśmy się przeszukiwaniem każdego miejsca w Anglii. 

Widzę, jak Harry się o mnie martwi, ale mi nie potrzebne teraz współczucie tylko wsparcie. Ktoś musi mi mówić, że załatwię tę sukę i wreszcie moje życie wróci do normy. Nawet Ben nie rozumie. Nikt z nich nie rozumie. Już teraz wiem, co miał na myśli szef, gdy obmyślał ten swój plan.
Od rana, a już jest 11, siedzę w pracowni komputerowej i pracuję nad udoskonaleniem mojego planu. Jest głupi, to prawda, ale tak najłatwiej będzie wywabić Zielenko z jej kryjówki. Bo co bardziej przykuwa uwagę człowieka niż reklamy w każdej telewizji w Wielkiej Brytanii?
Mój oddział beta zadbał o zmontowanie specjalnego wideo, które za pomocą hakerów zostanie pokazane w każdej telewizji i na każdym interaktywnym bilbordzie. Sprytne? Tak. Głupie? Jak najbardziej.
Obecnie naszym priorytetem jest zyskanie jej uwagi a także wytropienie szefa. Południowa i wschodnia część kraju sprawdzona i czysta. Wiemy, że trzeba patrolować okolice Bristolu, Londyn obecnie wykluczamy.
Prędzej czy później się do nas odezwie.
Cóż, jak o tym myślałam to nie spodziewałam się, że tak szybko się z nami skontaktuje.
Jest godzina 14.18 a właśnie na ekranie głównego komputera pojawiła się ikonka o połączeniu satelitarnym. Które nawiasem mówiąc ciężko namierzyć, ale nasi spece dadzą radę.
- Jak tylko odbiorę to namierzajcie najdokładniej jak potraficie, jasne?
- Tak jest, sir!
Kliknęłam na przycisk ‘odbierz’ i po chwili na ekranie pojawił się pasek z regulacją głosową.
- Jak mają się moi mali agenci?- Zielenko mnie wkurza!
- Nie Twoi jeśli chcesz wiedzieć- gram na zwłokę, taktyczny manewr- Gadaj co z szefem.
- Alfred czuje się świetnie. Co prawda nie może mówić, ale skoro żyje..- jej śmiech mnie irytuje, jak jej cała osoba.
- Co mu zrobiliście?!
- Sylvia, tak? Jak zdrowie?- cóż, ona także ma swoją taktykę jak zgaduje.
- Odwal się ode mnie i gadaj co z szefem!
- Wybaczcie ten dwutlenek węgla, to pomysł Siergieja- czy ona mnie słyszy?!
- Na całe szczęście wszyscy są zdrowi, więc Twój plan się nie powiódł.
- Powiódł złotko, bo Cie wkurzyłam. A o to mi chodziło- zaśmiała się- Pozdrów agenta Z. A nie, czekaj, on nie żyje.
- Jak tylko Cię znajdę to zabiję! Będziesz cierpiała!
- Nie wysilaj się złotko, nie znajdziesz mnie. Nigdy. A teraz wybacz, ale Alfredowi bardzo przeszkadzają jego dłonie, trzeba coś z tym zrobić.
- Nie waż się go dotykać suko!
- W odpowiedniej chwili dam Ci znać, gdzie jestem- i koniec połączenia.
Zabiję ją, będę torturować aż zacznie błagać o litość, nie daruje jej!
Oparłam się o blat biurka i zaczęłam głęboko oddychać. Wiem, że wszyscy w tym momencie wstrzymują oddech i czekają na jakieś instrukcje, ale ja nie dam rady! Muszę ją dopaść, teraz, zaraz!
- Nie udało nam się jej zlokalizować. Wiemy tylko, jakiego satelity użyła- odezwał się Arthur, nowy szef sztabu komputerowego.
- Czy dzięki tej informacji ją znajdziemy?- zapytałam retorycznie- Nie. Więc do roboty. Na jutro chce mieć jej lokalizację.
I wyszłam z tego pomieszczenia. Irytuje mnie to, że nic w tej chwili nie mogę zrobić. Poszłam na siłownie, ale wróciłam się w połowie drogi. Muszę wreszcie przeczytać, co jest w tej kopercie od szefa.
Ruszyłam w kierunku jego gabinetu. Od jakichś 7 dni stoi pusty, otwarty nieruszony. Usiadłam na jego fotelu i wpatrywałam się w jego ulubione cygara.
‘ Znajdę Cie szefie’
Sięgnęłam po kluczyk wiszący na drzewku na klucze i otworzyłam szufladę, w której schowałam kopertę. Nożykiem do listów leżącym na biurku otworzyłam ją i wysypałam zawartość. Jakiś list, kluczyki do gabinetu, karty agencyjne. Klucze schowałam do kieszeni, karty włożyłam do szuflady i zabrałam się za czytanie listu.
Drodzy agenci,
Jak wiecie drugiego grudnia udałem się na międzynarodową konferencję. I jak się domyślacie, nigdy z niej nie wrócę.
Wy mieliście swój plan a ja swój. Czyli uratowanie was i agencji. Poświęcam się dla dobra ogółu. Zasada numer 6. Chociaż wszyscy wiemy, że chodzi w niej o coś innego.
Zastanawiacie się, co teraz będzie z agencją. Skoro już nie żyję to uznajcie ten list za mój testament. 
Sylvia, nie bądź zła na mnie za mój plan, zaznaczam na wstępie tego testamentu, bo nie chcę żebyś buntowała się właśnie teraz kiedy już nie żyję.
Chciałbym żebyś Ty, agentko 315, przejęła dowództwo nad agencją. Wszystkie papiery są już przeze mnie podpisane i znajdują się w jedynej niebieskiej teczce w moim gabinecie. Uszanuj moją decyzję, proszę. I mam nadzieję, że każdy z was dostosuje się do mojej woli.
Chciałbym też, żeby powstał oddział, który będzie strzegł mojej żony Sandy oraz moich dzieci. Zależy mi na bezpieczeństwie mojej rodziny. Jakbyś mógł się tym zająć, agencie 415.
Kolejną kwestią jest pomszczenie mnie. Odpuśćcie sobie. Nie po to poświęcam siebie, żebyście teraz knuli plany jak mnie uratować i zabić Zielenko. Tak, Sylvia, wiem, o czym myślisz i błagam odpuść. Ktoś musi stać na czele naszej agencji i strzec ładu w Wielkiej Brytanii.
Ostatnia już rzecz- jestem wolontariuszem w kilku hospicjach, domach dziecka a także szpitalach dziecięcych i chciałbym żebyście po mojej śmierci korzystali z pieniędzy, które są na karcie płatniczej. Jest ona ukryta w sejfie, kod pod obrazem. Co miesiąc proszę wpłacajcie po tysiąc złotych na każdą organizację.

Chciałbym wam podziękować, agenci, za służbę u mego boku a także pod moją batutą. Dziękuję za każde wasze poświęcenie, za ciężkie treningi i za każdy wasz uczynek. Jesteście najlepszymi agentami na świecie i zawsze nimi będziecie. Działajcie dalej i rekrutujcie nowych agentów by zasilać szeregi naszej agencji.
Przekażcie mojej żonie i dzieciom, że kochałem je ponad wszystko i kiedyś jeszcze się spotkamy.
Dziękuję. I pozdrawiam.
Szef agencji MI6, Alfred Hamilton.’
Gdy skończyłam czytać miałam łzy w oczach i wpatrywałam się dłuższy czas w kartkę. Nie wierzę, agencja jest..moja?
Szef zawsze dramatyzował, tak sobie myślę, że przecież jest szansa, żeby go uratować. Zawsze jest ta odrobina nadziei, która mówi, że nie jest jeszcze za późno. Bo nie jest, prawda?
Wstałam i podeszłam do regału z dokumentami. Z tyłu, za nimi znajdowała się cienka niebieska teczka podpisana ‘POUFNE’. Tak, szefie, tajne jak nie wiem. Wywróciłam oczami i otworzyłam teczkę. Rzeczywiście są podpisane wszystkie dokumenty, wystarczy tylko zadzwonić do prawnika i złożyć swój podpis. Ale to nie takie proste. Ja nie potrafię przejąć po nim agencji. Jeszcze nie, jest za wcześnie. Przecież jego da się do cholery uratować!
Otarłam kolejne łzy i schowałam wszystkie dokumenty. Nikt nie może ich znaleźć.
Ruszyłam do windy i zjechałam na parking podziemny. Za dwie godziny mam randkę z Harry’m. Nie mogę się spóźnić.
*** godzina 16.30*** restauracja ‘Ying & Yang’***
- Kochanie, jesteś strasznie spięta- czy on musi wszystko zauważać?
- Wydaje Ci się Loczku- uśmiechnęłam się tak szczerze jak tylko potrafię- Po prostu, urwanie głowy w pracy.
- O, może nareszcie zaczniesz mówić, co takiego ciekawego ostatnio tam robicie, że znikasz na całe dnie- spojrzał na mnie wyczekująco.
- Pracujemy nad odnalezieniem szefa i tyle- wzruszyłam ramionami i upiłam łyk wody.
- To Twoje ‘i tyle’ Cie wykańcza kochanie- chwycił moją dłoń- Martwię się o Twoje zdrowie psychiczne- zaśmiał się debil jeden.
- Moje zdrowie psychiczne ma się dobrze, dzięki za troskę.
- Jesteś pewna?- uniósł brew i cicho się zaśmiał.
- Jak najbardziej. A teraz jeśli pozwolisz dopiję wodę, bo za chwilę będzie tu kelner z naszym kurczakiem i szampanem a nie chcę stracić wody.
- Pij, na zdrowie słońce- zaśmiał się- Nie udław się.
- Może tak już się ucisz?- wskazałam gestem, żeby zakluczył sobie usta.
‘Okey’ powiedział bezgłośnie i znowu się zaśmiał, tym razem nie wytrzymałam i też się cicho zaśmiałam, zauważył.
- Uwielbiam, kiedy jesteś wyluzowana. Wtedy jesteś jeszcze piękniejsza. I pięknie się rumienisz. Tak dawno tego nie widziałem- powiedział smutno, ale nadal miał te swoje iskierki w oczach.
- Czy to jest normalne w związku, że jedna osoba zawsze musi sprawiać, że się rumienisz?- zapytałam retorycznie i ugryzłam kawałek bułeczki.
- Nie wiem, ale wiem za to, że ja będę to robił notorycznie, bo uwielbiam oglądać Ciebie skrępowaną, to rzadki widok- puścił mi oczko.
- Ja też lubię, kiedy ludzie są skrępowani- poruszyłam brwiami a on zakrztusił się szampanem, zaczęłam się głośno śmiać, a on zrobił się dosłownie czerwony. Ah, mój Loczek.
- Jesteś wredna- wytarł się chusteczką- Jakoś Ci się odpłacę skarbie.
- Tak, na pewno- wróciłam do jedzenia kurczaka ale ukradkiem spoglądałam na niego, ale gdy patrzył wracałam wzrokiem do kurczaka. Wtedy smakował tak inaczej, lekko słony z nutką bazylii.
- Sylvia- zaśmiał się- Co Ty robisz?
- Jem kurczaka- wzruszyłam ramionami z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Moja głupiutka- wytknęłam mu język- Chcesz coś na deser?
- A mają tu coś dobrego?
- Podobno całkiem niezły jest Truskawkowe Niebo.
- Co Ty masz ostatnio z tym niebem, co?- wskazałam na niego widelcem.
- Po prostu jesteś moim Aniołem – uśmiechnął się tak uroczo, jak jeszcze nigdy.
- Kocham Cię, wiesz?
- A wiesz, że ja kocham Cię jeszcze bardziej?
- Oh, to teraz się będziemy kłócić, kto kogo bardziej kocha? Nie ma mowy kochany- dalej męczyłam kurczaka i popijałam go szampanem.
- Jesteś taka urocza- a śmiej się, śmiej, ciekawe kto cie do domu odwiezie.
- Nie denerwuj mnie- zagroziłam mu, ale on sobie nic z tego nie zrobił- Lubisz mnie irytować.
- Owszem- upił łyka szampana- To co, zamawiamy te Truskawkowe Niebo?
- Pewnie- wytarłam usta chusteczką- Jedziemy potem do kina czy coś?
- A leci coś fajnego?- walnęłam się delikatnie w czoło- No co?
- Niedługo święta, pewnie, że leci coś fajnego! Harry- pokręciłam głową z niedowierzaniem- Wiem, że puszczają ‘Love actually’. To nasz ulubiony film.
- Oglądaliśmy go miesiąc temu- zaczął jęczeć- Nie leci może Iron Man3?
- Ja nawet nie widziałam jedynki i dwójki!- skrzyżowałam ręce- Chyba puszczają jeszcze Igrzyska Śmierci część 2.
- Nie widziałem jedynki- oparłam głowę o stół a po chwili zaczęłam się śmiać- Idziemy na ‘To właśnie miłość’.
- Świetnie- posłałam mu buziaka w powietrzu- To kiedy ten deser?
- Idę po nie Aniele, czekaj tu na mnie- wstał i najpierw podszedł do mnie,  żeby dać mi buziaka a dopiero potem ruszył do lady. Skorzystałam z chwili samotności i napisałam wiadomość do Bena, czy mają jakieś informacje. Oddzwonił idiota.
- No co jest?
- Nic, żadnych informacji, staraliśmy się namierzyć jakikolwiek sygnał z telefonu, ale jest stłumiony. Widocznie używają satelity do zagłuszenia sygnału.
- No to my też użyjmy satelity, Ben.
- Chłopcy próbują, ale są zbyt dobre zabezpieczenia. Nikt nie może ich złamać. Wiesz, kto by je złamał.
- Wiem. Ale jego już nie ma, za to mamy innych świetnych informatyków. Zresztą pomoc już jest w drodze.
- Jaka pomoc?
- Poznasz kogoś jutro. Na razie Ben.
Rozłączyłam się akurat kiedy Hazz pojawił się w zasięgu wzroku. Ciekawe czy wie, że mamy na dzisiaj obstawę?
- Jestem z powrotem skowroneczku- położył mój deser z gracją- Smacznego.
- Dziękuję i smacznego.
- Również dziękuję- uśmiechnął się do mnie szeroko.
- No co?- spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami.
- Nic. Po prostu Cię kocham.

- Też Cię kocham – posłałam mu jego ulubiony uśmiech i zabrałam się za jedzenie deseru. Nie smakuje jak niebo.

                                                                                                                                                                                


CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)