30 stycznia 2014

22.

Witam!

Na wstępie chce podziękować za ponad 7500 wejść *.* WOW! Jesteście super :)
Dzięki także za opinie, które piszecie w komentarzach, o to chodzi! :D

Uściślę jedną kwestię... Piszę to, co mam w głowie. Akcja ma się toczyć wolno, bo nie chcę za szybko doprowadzić tego do końca. Juz mam zaplanowaną końcówkę, teraz tylko buduję tło do przyszłych wydarzeń ;) Więc wybaczcie, jeśli akcja jest nudna.

Nominacje dodam jutro, obiecuję, na 100 % :D

Miłego czytania!

Syl xx


P.S. Dodawajcie do obserwowanych i polecajcie bloga :*
P.S2. Mam coś z TT więc będziecie musieli czasem zerkać, czy coś nowego się nie pojawiło ;/

                                                                                                                                                           

- Nareszcie jesteście! – przywitał nas Zayn – Myślałem, że już was dzisiaj nie zobaczę.
- Przecież byliśmy tylko..
- Na śniadaniu, prawda Niall?- blondyn przytaknął a chłopcy dziwnie na nas spojrzeli jednak nic nie powiedzieli.
- Tak, nawet wzięliśmy coś dla was i sobie dodatkowe kanapki.
- Jedzenie! – wrzasnął Lou – Oni mnie kochają a nie to, co niektórzy – tu spojrzał na loczka.
- Co mu zrobiłeś? – zapytałam go.
- Obudziłem – wzruszył ramionami i się uśmiechnął.
- Louis, myślę, że przesadzasz. Pomyśl tylko, gdyby Cie nie obudził, nie miałbyś śniadania.
- Po dłuższym namyślę stwierdzam, że jestem wdzięczny – podszedł do Hazzy i klepnął go w plecy – Dzięki stary.
- Nie ma za co. Przynajmniej Sylvia Ci uświadomiła, że jestem cudownym przyjacielem.
- Ja to wiedziałem – uśmiechnął się do niego.
- My wszyscy to wiemy – powiedział Li – Tylko czasem nas denerwujesz.
- Jak możesz tak mówić? – teatralnie krzyknął, na co wybuchłam śmiechem.
-O świetnie, widzę, że wszyscy to kwestionują.
- Harry, jesteś cudownym przyjacielem – powiedział Louis – Ale jeszcze raz obudzisz mnie w środku nocy to pożegnasz się z loczkami.
- Było po 10! – krzyknął ze śmiechem, na co Lou mu zagroził palcem – Okey, tylko zostaw włosy.
- Jedzcie – pogoniłam ich.
- Mnie dwa razy powtarzać nie trzeba – Niall już wyciągał z torebki kanapkę. Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
Wszyscy zajęliśmy się jedzeniem i oglądaniem telewizji. Właśnie leciały wiadomości.


„Ostatnio widziano Harrego Stylesa w towarzystwie pięknej blondynki a już dzisiaj z tą samą dziewczyną zauważono Nialla Horana kilkakrotnie. Czyżby dziewczyna działała na dwa fronty i chce skłócić przyjaciół?”


Ktoś przełączył na inny kanał a ja wybuchłam śmiechem. Nie potrafiłam się powstrzymać.
- A wy się nie śmiejecie? – zapytałam tracąc powoli humor aż wkońcu przestałam się śmiać. Moi towarzysze mieli poważne miny.
- Chyba nie myślicie, że chcę was skłócić? – spojrzałam na każdego, ale oni nic – Okey, skoro nie jestem tu mile widziana to idę – wtedy Niall się ruszył, chyba przypomniał sobie naszą rozmowę.
- Nie no co Ty, to taki żart. Zawsze testujemy naszych znajomych, gdy usłyszymy o nich informacje, ale w tym momencie to nie na miejscu, przepraszam – usiadł koło mnie na sofie i zwiesił głowę.
- No już już- pogłaskałam go po głowie.
- Nie głaskaj go – Li strącił moją rękę.
- Czemu? – zaśmiałam się.
- On tego nie lubi.
- Lubię – wyszczerzył się Niall – Nie lubię jak ty to robisz, bo mi fryzurę psujesz, a ona tego nie robi.
- Przekupiła go jedzeniem – stwierdził brat nadymając się – Mamy w obozie wroga panowie.
- Wroga? No wiesz braciszku! – wszyscy się zaśmialiśmy – Wiecie, co chłopaki, ja już pójdę. Muszę iść na trening.
- Wpadniesz dzisiaj jeszcze? – zapytał mnie loczek.
- Nie dam rady.
- A jutro?
- Nie wiem Harry.
- Możemy pogadać? –zapytał i wskazał głową na korytarz.
- Jasne.

- O co chodzi Harry? – zapytałam go, gdy znaleźliśmy się na zewnątrz.
- Przepraszam za wczoraj – zawiesił głos- Tak naprawdę wcale nie żałuję naszych pocałunków. Powiedziałem to, bo Ty też to powiedziałaś.
- Harry, doceniam, ale ja nie.. Nie jestem gotowa na związek. Przepraszam. Ale wydaje mi się, że do siebie nie pasujemy – objęłam się w pasie.
- Aha – posmutniał – Ale gdybyś zmieniła zdanie, wiesz, gdzie mnie szukać.
- Jasne – uśmiechnęłam się i już miałam odchodzić, gdy powiedział
- Będę czekać – i zniknął za drzwiami. Głęboko westchnęłam i skierowałam się w stronę windy. Pożegnałam się z ochroniarzami i zjechałam na parter. Szybko znalazłam się w samochodzie, odpaliłam silnik i ruszyłam do domu.

Trening w agencji w rzeczywistości jest mniej brutalny niż myślałam z początku. Na filmach wygląda to bardzo męcząco i karkołomnie, ale tak naprawdę jest przyjemnie. Każdy agent ma swojego trenera, oczywiście jeden trener jest przypisany kilkunastu agentom, trzeba oszczędzać na sprzęt. W podziemiach zbudowano 50 sal treningowych z bardzo dobrym wyposażeniem. Każdy agent ma obowiązek trenowania przynajmniej 6 godzin w tygodniu. Godziny ustalane są z wyprzedzeniem z danym trenerem. Można wyrobić normę w jeden dzień, nie ma ku temu przeszkód.
Trening rozpoczyna się rozciąganiem, robimy też kilka ćwiczeń rozluźniających niektóre mięśnie. Właściwa część treningu to testy sprawnościowe. Jest ich bardzo dużo, w zasadzie ciężko zliczyć. Po nich przychodzi czas na test siły i umiejętności, czyli sparing z trenerem. Nie jest łatwo wygrać, bo każdy z nich jest perfekcyjnie wyszkolony. Jego długość jest uzależniona od długości treningu, przy moim programie ćwiczeń 2 godziny trzy razy w tygodniu wynosi on 30 minut. Nie udało mi się jeszcze wygrać żadnego sparingu, bo czasem mam słabą koordynacje a czasem nie wykorzystam okazji.
Mój trener, Max, jest bardzo wymagający, zawsze mówi, co robię źle, poprawia mnie i pomaga dopracować niektóre techniki. Był zachwycony jak szybko ogarniam jego lekcje, dlatego czasem pokazuje mi dodatkowe ruchy, jakich nauczył się od swojego mistrza. Jego lekcje są praktyczne, nigdy nie zdarzyło się tak, że jakiś manewr nie przydał się na misji. Ostatnio uczę się skradania i kamuflażu, więc chwilowo nie mamy sparingów. Te lekcje są bardzo potrzebne, bo nigdy nie wiadomo, w jakich okolicznościach się znajdziemy i jak będzie wyglądać sytuacja.
- Sylvia, od sierpnia zaczniemy uczyć Cię strzelać z łuku, więc wtedy będziemy się spotykać na strzelnicach. Wiesz gdzie to?
- Tu są strzelnice?  -zapytałam ciężko dysząc.
- Piętro 4.
- Nigdy tam nie byłam.
- Tam udają się agenci z wysokim poziomem umiejętności. Tobie należy się nagroda za ciężką pracę, strzelanie z łuku jest przyjemne. Tylko wtedy trzeba będzie zmienić grafik, bo lekcje łuku to tylko 3 godziny tygodniowo.
- Tak mało? – otarłam pot z czoła i resztki farby.
- Więcej nie trzeba – uśmiechnął się – A teraz leć pod prysznic i do domu. Pamiętaj o rozciąganiu.
- Jasne. Do jutra.
Zabrałam swoja koszulkę i ruszyłam do szatni. Było w niej kilka agentek, które już opuszczały agencje a niektóre dopiero co przyszły. Ze swojej szafki wyjęłam potrzebne rzeczy i udałam się w kierunku wolnej kabiny prysznicowej. Prysznic zajął mi 5 minut, musiałam porządnie zmyć farbę maskującą z twarzy.

Byłam już ubrana i praktycznie gotowa do wyjścia, gdy nagle odezwał się mój pager.
Postanowiłam nie odpowiadać i iść od razu do biura szefa. Windą wjechałam na parter i ruszyłam w stronę gabinetu. Przede mną weszło kilka osób, także nie byłam jakoś specjalnie spóźniona.
-Agentka 315? – odparł zdziwiony szef – Ostatnio coraz szybciej przyjeżdżasz na wezwanie.
- Akurat byłam na miejscu.
- Cóż.. to świetnie, a teraz proszę zajmij miejsce. Skoro już wszyscy są proszę o zabranie głosu Agenta 415 i Agenta Z.
- Witam – zaczął Z – Ostatnio zajmowaliśmy się z Agentem 415 tajną wiadomością. Musimy być z wami szczerze – westchnął – Jeszcze nie udało nam się w całości rozwiązać tej zagadki, ale jesteśmy blisko. Możemy jednak potwierdzić przypuszczenia Agentki 315, na pewno chodzi o One Direction.
- Jest stu procentowa pewność? – z niepokojem zapytał szef.
- Powiedziałbym nawet, że mamy 150% pewności. Tekst, o którym mówiła Agentka 315 to rzeczywiście piosenka tego zespołu.
- To nie dobrze – zasępił się – Jednak wciąż musimy mieć więcej pewników. Musicie rozszyfrować tę tajną wiadomość.
- Robimy, co się da, ale niektóre słowa albo nie mają sensu albo są w innym języku.
- Dzisiaj wtorek, więc macie czas do piątku. Postarajcie się dowiedzieć czegoś więcej. Usiądźcie. Teraz proszę Sir McCalla o zabranie głosu – szef usiadł a na podest wszedł dość wysoki, pierwszy raz go tu widzę.
- Dzień dobry Agenci. Nazywam się Oliver McCall i jestem prezydentem Interpolu*. Przyjechałem tu z Lyonu, o ile wiem, każdy z was był u nas na szkoleniu.  Kontynuując, chciałbym ustosunkować się, do tego, co wiem. Bardzo zależy nam na tym, aby złapać rosyjską mafię, która obecnie swoją działalność prowadzi tu, w Anglii. Wiemy, że to dość kłopotliwe dla was i innych tajnych organizacji i z tego miejsca chciałbym przeprosić, że nie udało nam się wcześniej złapać przestępców i osadzić w więzieniu. Dlatego też tu przyjechałem, żeby pomóc wam dopaść tę mafię. Wy, drodzy agenci, jesteście najlepsi na całym świecie, a nasza pomoc także może się przydać. Jestem oficjalnie uznany za współdowodzącego tej akcji i postanowiłem przydzielić rzeczonemu zespołowi ochronę.
- Przepraszam – wstałam z miejsca – Nie wydaje mi się, że to dobry pomysł.
- A to dlaczego?
- Jak ma to pomóc w uratowaniu ich życia? Wiem, że chce pan im zapewnić bezpieczeństwo, ale Agenci chodzący za nimi 24 na dobę to kiepski pomysł.
- A ma pani lepszy?
- Oczywiście. Ja mogę ich pilnować.
- To się kłóci z tym, co właśnie pani powiedziała – zaśmiał się, zacisnęłam pięści.
- Nie koniecznie. Jeśli będę działać incognito wszystko będzie dobrze.
- A jak niby chce się pani zbliżyć do najsławniejszego boybandu na świecie? – wyśmiał mnie.
- A w taki sposób, że jeden z nich to mój brat – szczęka mu opadła i przestał się śmiać.
- Cóż, w takim razie.. Powinna się pani tym zająć agentko..?
- 315.
- Tak, Agentko 315 proszę dopilnować bezpieczeństwa zespołu. Jest jedno ‘ale’.
- Jakie?
- Musi pani działać według naszych instrukcji – spojrzałam na szefa, który nie był zbyt zadowolony.
- Dostanę plan działania to zacznę według niego działać. Do tego czasu będę działać po swojemu – usiadłam zadowolona z siebie. Gość chciał coś powiedzieć, ale wtedy szef wstał.
- Myślę, że to wszystko na dzisiaj. Zazwyczaj nasze sesje są krótsze, proszę wracajcie do pracy.

Wszyscy opuścili gabinet. Kiepska sytuacja właściwie z tego wszystkiego wyniknęła. Miałam nadzieję, że się myliłam, ale skoro Z potwierdził moje przypuszczenia.. Nie wierzę, że to wszystko się dzieje. Wszystko przez Zoey, która wmieszała się w moje życie. Chociaż z drugiej strony teraz mam możliwość dbania o ich bezpieczeństwo osobiście. Cholera!

Wsiadłam do auta i tak sobie siedziałam. Zastanawiałam się nad..Nad wszystkim tak właściwie.
Harry.
Cały czas myślę o tej całej sytuacji jaka z tego wyniknęła. Krzywdzę go i jestem tego świadoma. Nie mogę nic na to poradzić. Dbam o jego bezpieczeństwo! Mimowolnie uderzyłam ręką w kierownice i odezwał się klakson. Nerwowo rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie zauważyłam. Postanowiłam wracać już do domu. Jest po 20, kolacja czeka a poza tym tata pewnie się nudzi. No i Zoey.
Wyjechałam z parkingu w stronę ulicy. Pada deszcz. Pięknie. Zjechałam na drugi pas, który praktycznie był pusty. Musiałam uruchomić wycieraczki, bo tak leje, że prawie drogi nie widać. W sumie dawno nie padało, można się było tego spodziewać na dniach. Na światłach zmuszona byłam się zatrzymać, tak, korki. Westchnęłam. Nienawidzę tego. Kilka minut postoju na skrzyżowaniu zmusza kierowcę do rozglądania się. Po swojej prawej stronie widziałam Tamizę, która z każdą sekundą minimalnie zwiększała poziom wody. Czyli możliwe powodzie. Extra. Po chwili mogłam ruszyć, wrzuciłam najpierw pierwszy bieg a potem drugi i ruszyłam za autami przede mną. Już miałam zrobić zakręt w lewo, gdy nagle jakiś wariat z bardzo dużą prędkością przejechał centralnie przed moją maską. Mam szybki refleks, więc jak tylko go zauważyłam to automatycznie zaczęłam obracać kierownicą. Przez śliską nawierzchnię auto zaczęło się kręcić. Zauważyłam, że tamten gość zatrzymał się na lampie, a z jego auta leci dość gęsty dym. Starałam się zapanować nad swoim pojazdem, gdy nagle poczułam silne uderzenie. Zatrzymałam się. Czułam, że moje zmysły są otępione, wszystko było zamazane i migotliwe. Głowa mnie boli. Pokręciłam nią kilka razy i świat prawie wrócił do normy. Wysiadłam z auta i spojrzałam na nie. Cały tył zgnieciony. W sumie się nie dziwie, walnęłam w barierki. Zauważyłam, że wszyscy kierowcy wysiedli ze swoich samochodów, ale nikt nie podszedł do mnie czy do tego drugiego kierowcy. Postanowiłam podejść i sprawdzić, czy nic mu nie jest. Dym spod maski wciąż ulatywał. Jego auto znajdowało się jakieś 5o metrów ode mnie. Gdy podeszłam do niego miałam problem z otwarciem drzwi od strony kierowcy. Kopnęłam je z całych sił, zaskrzypiały lekko. Kopnęłam ponownie a wtedy jakby zawiasy trochę puściły. Szarpnęłam mocniej za klamkę i drzwi ustąpiły. Facet, koło 40-stki, leżał twarzą na kierownicy. Z jego ucha i nosa leciała krew, w dodatku śmierdział alkoholem. Odchyliłam głowę gościa i oparłam go na fotelu. Nie widzę poważniejszych ran. Postanowiłam odpiąć mu pas. Oh, jaka ja szlachetna, ratuje faceta, który o mało mnie nie zabił. Pas się zaciął. Cholera! Poczułam ostry zapach dymu, który wdzierał się do środka pojazdu. To nie wróży nic dobrego. Zaczęłam szarpać pas, ale nic. Usłyszałam odgłosy karetki, ale nie byli zbyt blisko, dźwięk jest za cichy. Teraz liczą się sekundy, muszę odpiąć mu pas. Nic. Zaczęłam przeszukiwać jego schowek, musiałam znaleźć nóż, czy jakiś scyzoryk. No co? Ja mam takie rzeczy.
On niestety niczego takiego nie ma. Kątem oka zauważyłam plecak na tylnym siedzeniu. Wsunęłam się do samochodu i sięgnęłam plecak. W środku znalazłam kilka książek, jakieś rysunki i nożyczki. Nic przydatnego. Chwila. Nożyczki!
Chwyciłam je drżącymi dłońmi i zaczęłam przecinać pas. Szło wolno, ale szło. Po jakichś 3 minutach udało się przeciąć cały pas. Rzuciłam nożyczki na fotel pasażera i Postanowiłam tego faceta wyciągnąć jak najszybciej z samochodu. Obawiam się, że to, że czuję zapach benzyny a w środku jest coraz więcej dymu nie wróży nic dobrego. Cholera, ciężki jest. Zarzuciłam sobie go na ramiona. W sumie zabawnie to wygląda, jakbyśmy się przytulali. Ciężko było wyciągnąć jego nogi, ale też jakoś poszło. Powoli oddalałam się od jego samochodu, gdy nagle usłyszałam przeraźliwy pisk, po czym nagle znalazłam się na ziemi. Facet wylądował kilka metrów ode mnie na plecach. Ja leżałam na brzuchu. Przez szok w jakim byłam nie zauważyłam jak blisko płonącego auta się znajduje. Po chwili podbiegł do mnie jakiś chłopak i pomógł wstać. O dziwo nic mnie nie boli, a wyobrażałam sobie, że taki wypadek musi nieźle boleć. Hmm. Chłopak wziął mnie na ręce i tak trzymał. Kilka minut później przyjechała karetka i zostałam do niej zaniesiona. Straż pożarna również już była na miejscu i gasiła płonący samochód. Czuje się dziwnie otępiała.
- Proszę pani, słyszy mnie pani? – ktoś machał mi przed oczami i dopiero teraz się ocknęłam.
- Tak, o co chodzi?
- Gdzie panią boli?
- W zasadzie to nic mnie nie boli.
- Jest pani pewna? – spojrzał na mnie tak jakoś dziwnie.
- Tak, a dlaczego nie miałabym być? Przecież czuję swoje ciało.
- Ma pani nożyczki w nodze.
Spojrzałam w dół i zauważyłam metal wystający z łydki mojej lewej nogi. Cholera. Zauważyłam jeszcze przed oczami zmartwioną twarz ratownika, obraz zaczął mi się rozmazywać, świat się kręcił i nagle zapadła ciemność.


*Prezydent Interpolu-najwyższe stanowisko w tej agencji. Nazwisko zmyślone.
                                                                                                                                                                   


CZYTASZ = KOMENTUJESZ
8 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ XXIII

26 stycznia 2014

21.

Cześć :)

I oto kolejny rozdział! Dziękuję za czytanie mojego opowiadania i za ponad 7000 wejść :)
Jesteście  niesamowici :)

Dostałam od was 2 albo 3 nominacje, dziękuję za nie bardzo serdecznie, odpowiedzi na wszystkie pytania i nominowanych przeze mnie podam we wtorek albo w środę :) <3

Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. :)

Miłej niedzieli!

Syl xx

                                                                                                                                                        


- Niall.. –wymamrotałam cicho do ucha przyjaciela, ale ten się nie odezwał. Westchnęłam. Leżeliśmy sobie z Niallem wtuleni w siebie. Było mi tak nieziemsko ciepło i wygodnie, że nie chciało mi się wstawać. Ale musieliśmy, idziemy do lekarza. Wizytę mamy na 10.30 a jest..10.02!
-Niall! – wrzasnęłam. Nic – Niall, Nandos spłonęło – wstał migiem.
- CO?! JAK TO?!  -przetarł oczy i prawie zepchnął mnie z łóżka, w ostatniej chwili chwycił mnie za rękę i pociągnął.
- Żartuje. Musimy wstawać, za pół godziny masz wizytę u lekarza.
- Wolałbym jeszcze pospać. Było mi taaak wygodnie – ziewnął i się przeciągnął.
- Wiem, mi też, ale robimy to dla Ciebie, więc wstawaj.
- Kochana jesteś – pocałował mnie we włosy, wstał i poszedł do toalety jak sądzę.
Westchnęłam. Wyszłam z łóżka i podeszłam do lustra w salonie. Wyglądam koszmarnie, makijaż rozmazany, ale to nic. 3 minuty w łazience i będzie dobrze. Tylko te moje ciuchy.. Dobrze, że w samochodzie mam torebkę z zapasową bielizną. Szkoda, że nie mam żadnych ubrań na zmianę.
- Łazienka wolna-  oznajmił mi blondyn, gdy pojawił się w salonie.
- Okej, to ja zaraz będę gotowa.
- Pożyczyć Ci jakąś bluzkę?
- A masz jakąś koszykarską?
- Coś się znajdzie – uśmiechnął się i ruszył do sypialni a ja do łazienki. Zamknęłam drzwi za sobą, wzięłam mega szybki prysznic, ubrałam majtki i stanik i zabrałam się za malowanie. Sprawdziłam godzinę w telefonie. 10.10. Mamy jeszcze czas. Usłyszałam ciche pukanie.
- Mam bluzkę.
- Już otwieram – podeszłam do drzwi, odkluczyłam i lekko uchyliłam.
- Nie patrzę. Proszę – z zamkniętymi oczami podał mi fioletowo-żółtą koszulkę a ja szybko zamknęłam drzwi. Ubrałam ją i przejrzałam się w lustrze.
- Idealna – uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym zabrałam Nialla bluzę i swoje spodenki i wyszłam z łazienki. Niall czekał w salonie. Dopiero, gdy tam weszłam zorientowałam się, że siedzi tam z Liamem i Zaynem.
- Cześć chłopcy.
- Cześć – odparli chórem. Zayn na mój widok poruszył śmiesznie brwiami.
- Ładna koszulka – zaśmiał się.
- Wiem, bo Nialla – wytknęłam mu język.
- Czyli wy ten..? – zapytał ze śmiechem, za co oberwał w głowę od Liama.
- Nie – odpowiedzieliśmy z blondi zgodnie.
- Ty już zakładasz najgorsze- powiedział Li do Zayna.
- Czemu najgorsze? – zmarszczyłam brwi i stanęłam obok fotela Nialla.
-No bo ten.. – podrapał się po karku – Nie wyobrażam sobie was.
- Słyszałeś Niall? On nas sobie razem nie wyobraża.
- Jak możesz Liam – powiedział blondas załapując, o co mi chodzi – Przecież jestem Twoim przyjacielem a to Twoja siostra, mógłbyś nas wspierać, a nie mówić takie rzeczy.
- Ale no .. – nie daliśmy mu skończyć.
- Chodź Niall, idziemy, spóźnimy się na śniadanie – pociągnęłam Nialla za rękę.
- Narazie – powiedział do kolegów, gdy wychodziliśmy
- Jakie śniadanie?! Co?! Ej!! – usłyszałam jeszcze jego krzyki, ale zamknęłam drzwi. Wyszliśmy na korytarz i szliśmy w kierunku wind. Przy pokoju Zayna i Lou usłyszeliśmy krzyki Liama
- Tylko się zabezpieczajcie! Proszę!
- Kto ma się zabezpieczać? – usłyszałam głos Loczka, kątek oka zobaczyłam go stojącego przed swoim pokojem. Odpowiedzi nie usłyszałam, bo byliśmy za daleko. Zabiję Liama.

* * * *
- Kierowca zawiezie nas do naszego hotelu – powiedział Niall, gdy jechaliśmy windą- Domyślam się, że chcesz się przebrać.
- Dzięki. Dobrze, że o tym pomyślałeś –w odpowiedzi dostałam uśmiech. W mgnieniu oka znaleźliśmy się na parterze. Przed hotelem czekał na nas wczorajszy samochód, który w 4 minuty dowiózł nas do hotelu chłopaków. A ja sierota myślałam, że my gdzieś daleko jesteśmy. Eh. Wysiedliśmy z auta ochroniarza i udaliśmy się na parking podziemny. Stamtąd wyjechałam moim autem i zaparkowałam naprzeciwko hotelu.
- Wsiadaj Niall i pilnuj auta a ja pójdę się przebrać. Masz klucz do pokoju?
- Nie, ale idź z Paulem, on Ci pomoże wejść.
- Dzięki.
Wzięłam torebkę i ruszyłam z Paulem do hotelu. W recepcji powiedzieli mu, że nie musi się przedstawiać, bo wie kim jest i kazała nam jechać na piętro 5. W windzie zerknęłam na godzinę. 10.19. Extra. Szybko znaleźliśmy pokój Nialla, w zasadzie do innego bym nie weszła. Paul czekał przed drzwiami. W łazience przebrałam bieliznę i na moje szczęście znalazłam w torebce krótkie szorty, więc je założyłam. Zostałam w koszulce Nialla, bo jest fajna. 10.21. Wyszłam z pokoju i udaliśmy się do wind. Chwilę później znaleźliśmy się w holu, pożegnaliśmy się z recepcjonistką i wyszliśmy.
- Przekaż Niallowi, że ja jadę do chłopaków. Ich trzeba pilnować – zaśmiał się.
- Jasne. Miłego dnia.
Pomachałam mu i po chwili ruszyłam do swojego autka. Na moje nieszczęście blondi siedział za kierownicą. Wsiadłam, więc od strony pasażera.
- Mogę prowadzić? – zapytał zdziwiony, gdy wsiadłam.
- Jasne – uśmiechnęłam się- Ale nikomu nie mów.
- Spoko – odparł uśmiechnięty i odpalił auto. Dołączył do ruchu i już po chwili śmigaliśmy 80 km/h w kierunku szpitala gdzie mamy umówioną wizytę.
- Wiesz, gdzie ten szpital prawda?- musiałam się jednak upewnić.
- Wiem. Westminster Bridge Rd.
- Dobrze Ci idzie. To dość trudne auto.
- Dzięki. Podoba mi się. Fajnie się je prowadzi.
- Teraz zwiększ prędkość do 90 i zjedź na pas obok.
- Czemu?
- Bo jest pusto, a ja znam stąd skrót.
- No dobrze.
Zjechaliśmy w boczną drogę prowadzącą do London Eye. Gdy byliśmy w pobliżu kazałam Niallowi kierować się na Tower Bridge.
- Dalej wiem jak jechać, dzięki za instrukcje – powiedział spokojnie, gdy chciałam wydać mu kolejny rozkaz. Uśmiechnęłam się i skupiłam na rozglądaniu.
Do szpitala dojechaliśmy punkt 10.30. Udaliśmy się do rejestracji by potwierdzić, że Niall się zjawił.
- Proszę usiąść pod gabinetem 103. Pielęgniarka pana wywoła.
- Dziękujemy.
Udaliśmy się korytarzem prosto a następnie skręciliśmy w lewo. Pod salą siedziało kilka osób. Postanowiliśmy sobie wygodnie usiąść i poczekać mając nadzieję, że nie wyczytano nas wcześniej. Dokładnie minutę później z gabinetu wyszedł pacjent a za nim pielęgniarka.
- Pan Niall Horan?
Niall wstał i ruszył do gabinetu. Gdy zorientował się, że ja nie idę stanął.
- No chodź. Bez Ciebie nie idę.
- Nie wiem, czy mogę.
- Może? – zapytał i spojrzał błagalnie na kobietę – To przyjaciółka.
- Jasne – uśmiechnęła się. Razem weszliśmy do gabinetu i usiedliśmy na krzesłach znajdujących się przy biurku lekarza.
- Dzień dobry panie Horan – przywitał go mężczyzna – I pani Horan jak mniemam.
- Sylvia Sykes – wyciągnęłam rękę żeby się z nim przywitać.
- Przepraszam za pomyłkę – i usiadł. My również.
- Więc, co pana sprowadza panie Horan? – zapytał, a wtedy Niall spojrzał na mnie ze strachem w oczach, uśmiechnęłam się do niego, żeby mu dodać otuchy.
- Niall się źle czuje – wyjaśniłam za niego. Niall wtedy chwycił mnie za rękę i mocno ścisnął, jakby się bardzo bał.
- Co dokładnie się dzieje? – skierował pytanie do blondi. Ścisnęłam mu dłoń, żeby mówił.
- Mam często zawroty głowy, czuję dziwny ból w brzuchu, zdarza mi się wymiotować. Ale jem normalnie, ćwiczę regularnie i nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało.
- Dobrze. W takim razie trzeba wykonać kilka testów.

* * * Harry * * *

- Tylko się zabezpieczajcie! Proszę! – usłyszałem krzyki Liama dochodzące z korytarza. Wyszedłem to sprawdzić.
- Kto ma się zabezpieczać?
- Niall i Sylvia – zaśmiał się. Zmarszczyłem brwi.
- Sam tego nie rozumiem stary – zaśmiał się i wszedł do pokoju, który dzielił Niall właśnie z  Sylvią. Ale przecież nie jestem zazdrosny. Zamknąłem mój i Liama pokój i postanowiłem pójść za przyjacielem.
- Louis jeszcze śpi? – zagadnąłem będąc już w salonie.
- Yhym – powiedział Zayn rozłożony na kanapie – Zabalowaliśmy trochę wczoraj, teraz to biedak odsypia –zaśmiał się.
- Niall też pewnie miał co odsypiać – idiota, po co ja to powiedziałem.
- Czyżby ktoś tu był zazdrosny – zaśmiał się Liam z Zaynem.
- Nie –zaprzeczyłem – Stwierdziłem fakt.
- Jasne –zaśmiał się mulat –Ale mówili, że nie robili nic w nocy.
- A właśnie – Li odwrócił głowę w moją stronę – Jak tam między wami?
- Nijak.
- Oh powiało chłodem. Opowiadaj.
- Powiedziała mi, że te pocałunki nic dla niej nie znaczą.
- Może faktycznie woli Horana – powiedział Zayn wpatrzony w ekran telewizora – Skoro idą razem na śniadanie.
- Co?- powiedziałem zszokowany. Nie mogłem w to uwierzyć.
- To pewnie tylko przyjacielskie wyjście – zapewniał mnie Payno.
- Jasne – ruszyłem w kierunku drzwi - Będę w pokoju jak coś. O której jedziemy?
- Jak Lou się obudzi.
- Okej, dajcie znać.
Szybkim krokiem wróciłem do pokoju i rzuciłem się na łóżko.
Nie, to nie możliwe. Przecież oni są tylko przyjaciółmi. Na pewno się nie spotykają. Horan jest przecież dużo gorszy ode mnie. I to mnie pocałowała pierwszego. Chyba. Cholera! Już teraz nie jestem niczego pewien. Rzuciłem poduszką w okno.
I co ja mam teraz zrobić.. Zależy mi na niej, ale ona mnie odtrąca. Chwila. Przecież wczoraj ja też ją odrzuciłem. Idiota! Musiałem walnąć się w głowę. Boże, kiedy do mnie wreszcie dotrze, że jestem największym idiotą na Ziemi. Nie poddam się tak łatwo, na pewno nie.
Wszedłem na Twittera. Mnóstwo wiadomości od fanów. Chciałem odpisał kilku osobom, ale przypomniałem sobie, że teraz nie mam czasu. Muszę wymyślić jak ją do siebie przekonać. Napisałem tweeta : ‘ Lovin’ you is not easy’ .
Postanowiłem się przebrać i iść do Louisa go obudzić. Im szybciej dotrzemy do hotelu tym szybciej spotkam Horana i Sylvię. Muszę z nią porozmawiać jak najszybciej.

* * * Sylvia * * *

- Dziękujemy panie doktorze – pożegnaliśmy się i wyszliśmy z gabinetu. Byliśmy tam jakieś pół godziny, ale nie był to zmarnowany czas.
- Dzięki za wsparcie – Niall przytulił mnie jak tylko znaleźliśmy się na korytarzu.
- Nie ma za co – odwzajemniłam uścisk – Wracajmy do hotelu. Chłopaki pewnie już tam są i czekają na Ciebie.
- Na nas jak już. Dobra wracajmy. Mogę prowadzić? – uśmiechnął się słodko.
- Nie- wytknęłam mu język- Tylko musimy iść do rejestracji. Trzeba się dowiedzieć, kiedy odebrać wyniki badań.
Panna Smith powiedziała nam, że za tydzień wyniki powinny już być. Podziękowaliśmy jej, pożegnaliśmy się i wyszliśmy z budynku. Odetchnęłam świeżym powietrzem i pozbyłam się tego dziwnego zapachu szpitala z płuc. Weszliśmy do auta.
- To co, do Subwaya po jakieś kanapki i kawę? – zaproponowałam.
- Nie lepiej do Nandos? Taniej i bliżej? – ten jego uśmiech przekona mnie chyba do wszystkiego. Zgodziłam się i ruszyłam w wyznaczone miejsce. Na szczęście kolejka była mała. Ustawiliśmy się i dyskutowaliśmy, co wziąć. Ja chciałam kanapki z serem, szynką i pomidorem, a Niall chciał jakieś hawajskie kanapki. Prawie nie ma różnicy, ale mógłby przystać na moją propozycje, no jestem dziewczyną, więc by ustąpił. Przyszła nasza kolej.
- Dzień dobry. Co państwo zamawiają? – kasjer to chłopak mniej więcej w moim wieku- O Niall, cześć – chłopaki przywitali się przez podanie ręki.
- Siema. Sylvia to David, David to moja przyjaciółka Sylvia – kiwnęłam na niego głową, on się uśmiechnął.
- To co zawsze? – zapytał blondyna.
- Jasne. Tylko 7 sztuk i 6 kaw.
- Już się robi.
- To co zawsze czyli kanapki hawajskie zgadłam? – w odpowiedzi dostałam jego uśmiech. Co ja z nim mam.. Wyciągałam portfel, żeby zapłacić, ale Niall wziął go ode mnie i schował do swojej kieszeni.
- Co Ty robisz? – cicho krzyknęłam.
- Nie będziesz płacić.
- Bo?
- Bo nie pozwalam Aniołom płacić – katem oka dostrzegłam, że David się uśmiecha. Jeszcze pomyśli, że jesteśmy parą.
- Porozmawiamy w aucie – powiedziałam i oparłam się o ladę. David się zaśmiał.
- Ile? –zapytał kasjera.
-42 funty.
Niall zapłacił a chwilę później dostaliśmy nasze zamówienie. Niall wziął torebki z kanapkami a ja kawy. Pożegnaliśmy się z Davidem i opuściliśmy restauracje. Gdy tylko znaleźliśmy się w aucie naskoczyłam na Nialla.
- Niall, dlaczego to zrobiłeś? – odwróciłam się twarzą w jego stronę. Oczywiście, że nie zapięłam pasów, muszę być gotowa go skrzywdzić.
- Mówiłem. Poza tym dziewczyna nie będzie za mnie płacić, nigdy.
- Niall, proszę Cię, to ja zaproponowałam te kanapki, mogłeś ustąpić.
- Nie – wyszczerzył się – Przykro mi, ale ja zawsze płacę.
- Głupek – mruknęłam.
- Słyszałem –nachylił się do mnie ze śmiechem.
- Miałeś – odepchnęłam go – I odsuń się, za blisko jesteś.
- Nie lubisz bliskości? – zapytał całkiem poważnie.
- Nie.
-Oh no weź, jestem Niall Horan – rozpostarł ręce jakby chciał mnie przytulić. Zaśmiałam się.
- Przytulić się dam, ale nic więcej – i mnie przytulił.
- Starczy tego blondi.
- No dobra – zaśmialiśmy się, a on wtedy szybko pocałował mnie w policzek.
- Coo Ty robisz? – lekko podejrzliwie go zapytałam.
- Nic- wyszczerzył zęby i zapiął pas. Wariat. Odpaliłam auto i włączyłam się do ruchu. W drodze do hotelu Niall odpowiadał mi kilka kawałów. Niektórych nie rozumiałam i musiał mi je tłumaczyć. Wtedy były śmieszne. Do hotelu dotarliśmy o 11.28. Zaparkowałam po drugiej stronie, naprzeciw hotelu. Wysiedliśmy a dosłownie 10 sekund później zostaliśmy obskoczeni przez fanki zespołu. Dziwne, godzinę temu ich tu nie było. Rozdaliśmy, tak, oboje, kilka autografów, zrobiliśmy sobie zdjęcie z paroma fanami i wreszcie weszliśmy do hotelu. Całe szczęście, że nie ukradli albo nie zniszczyli nam jedzenia, Niall by się wściekł. W recepcji przywitała nas wysoka brunetka, dała nam kartę do pokoju i życzyła miłego dnia. Skierowaliśmy się do wind, długo na nią nie czekaliśmy. Po chwili znaleźliśmy się na piętrze chłopaków.
 
                                                                                                                                            
                    CZYTASZ = KOMENTUJESZ
          8 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ XXII

16 stycznia 2014

20.

Witajcie <3

Dziękuję za ponad 7000 wyświetleń, jesteście niesamowici *.*
I jest wymagana liczba komentarzy, co mnie bardzo cieszy :)
Jeśli uda wam się z tym rozdziałem to już całkiem niedługo dodam kolejny. Na marginesie, mam napisane 3 rozdziały do przodu a jeszcze jeden ciekawy rozdział mam w zeszycie od niemieckiego :D

Miłego czytania!
Syl xx
                                                                                                                                                                      


Wyszłam z hotelu i stanęłam na chodniku. Tak. Nie wiedziałam, w którą stronę powinnam iść, a bez GPS’a jestem sierotą w Londynie. Skręciłam w lewo, bo tak podpowiadał mi rozum. Szłam i szłam i szłam, ciągle domy, kluby,hotele. Nawet miejsc nie kojarzyłam, chyba nie byłam nigdy w pracy w tym rewirze. Cholerne miasto!
Minęło z 15 minut, gdy wreszcie dostrzegłam jakiś park. Chociaż coś.
Pierwsza myśl jaka mnie naszła to
nie idź tam , ale przecież jakoś do domu dojść muszę. Jest 2:50, szybko przejdę przez park , dalej drogę na pewno skojarzę.
Jest cicho, spokojnie, dość jasno, widać drogę, no to nie ma się czego bać. Jestem twarda. Odetchnęłam głęboko i ruszyłam pewnym krokiem w stronę bramy i chwilę później ją przekroczyłam. Rozluźniona szlam alejką, gdy nagle usłyszałam kroki. Odruchowo chwyciłam się za pasek, którego nie było! Zaczęłam się rozglądać, ale nic nie zauważyłam. To stres i zmęczenie. Na pewno. Spokojnie Sylvia. Wdech i wydech. Ruszyłam w dalszą drogę z większą pewnością siebie. Po chwili usłyszałam kolejne kroki, ale były zdecydowanie bliżej. Automatycznie przyspieszyłam. Nagle wpadłam na genialny pomysł. Zadzwonię po kogoś, ha! Dotknęłam lewej przedniej kieszeni , miejsce na telefon, ale telefonu nie ma! Teraz byłam lekko zdenerwowana. Mam kondycje, więc zerwałam się do biegu. Nie był to jednak tak genialny pomysł biorąc pod uwagę fakt, że w moim organizmie wciąż znajdował się alkohol. Byłam osłabiona, lekko się chwiałam, ale mimo to biegłam. Już miałam się odwrócić i sprawdzić, czy ten ktoś nadal za mną jest, gdy poczułam, że upadam. Koleś rzucił się na mnie i przygniótł sobą. Kopnęłam go kolanem w krocze, jakoś spod niego wyszłam i zamierzałam uciec, ale ten gość chwycił mnie za kostkę. Bałam się jak nigdy w życiu. Koleś wstał i przyparł mnie do drzewa. Był o głowę wyższy ode mnie, miał do 30 lat, a schlany jak nie wiem. Gapił się na mnie i nic nie robił. Jego wzrok był pusty. Po chwili zaczął mnie macać, starałam mu się wyrwać, ale pijak był silniejszy. Jestem doskonale wyszkoloną agentką a nie potrafię obronić się przed zwykłym gwałcicielem. Porażka. Wstyd. Powinien mnie zabić na miejscu.
Facet zaczął odpinać mi spodenki, a ja już porządnie wkurzona zaczęłam go z całych sił kopać, gryźć, pluć na niego, byleby go powstrzymać. To, co później zrobił wkurzyło mnie na maxa. Uderzył mnie w twarz. Mnie się nie dotyka, a tym bardziej nie bije. Ugryzłam go bardo mocno w rękę, a ten się widocznie bardzo zdenerwował, bo mu żyłki wyskoczyły na szyi. Zacisnął pięść i uderzył mnie w brzuch. Bolało jak cholera, skuliłam się. Kolejny raz tego dnia łzy zaczęły płynąć z moich oczu. Tym razem były one wynikiem bezradności i wstydu. Koleś się zaśmiał i zerwał ze mnie koszulkę. Już nie miałam siły się bronić. Po prostu nie miałam. Nie widziałam w tym sensu.

- Sylvia?! – usłyszałam nagle kogoś krzyczącego moje imię. Albo ja mam halucynacje albo ktoś serio mnie woła. Chyba powoli wariuje.

- Sylvia! – teraz jestem pewna, że ktoś mnie szuka. Ale kto? I jak on się tu znalazł?
- Ten tu czego.. – mruknął pijak i zerknął za siebie, teraz dobrze widziałam mojego wybawcę.
- Niall! Tu! – koleś szybko zasłonił mi usta. Ble. Niall był od nas sporo oddalony, ale zaczął biec, więc szybko do nas dotrze. Jednak facet nie próżnował, odpiął moje spodenki i zaczął je zsuwać, gdy nagle coś nim szarpnęło i upadł a ja od razu od niego odskoczyłam.
-Wszystko w porządku? – blondyn zapytał troskliwie. Nie zdążyłam mu nic odpowiedzieć, bo tamten gość zdążył wstać i rzucił się na Nialla. Nie wiedziałam, że on jest takim bojownikiem. Oddał temu gościowi tak, że nie mógł wstać. Postanowiliśmy się szybko ulotnić i wrócić do hotelu.

- Masz – podał mi swoją bluzę nim ruszyliśmy – Przeziębisz się w tym stroju – cicho się zaśmiał.
- Coś Ci się nie podoba? I dziękuję.
- Nie, skąd. Ładny stanik, ale przed zimnem Cię nie ochroni.
- Ehh, co prawda to prawda.
Nastała chwila milczenia.
- Co tu właściwie robiłaś? – zapytał smutno.
- Ja.. Chciałam wrócić do domu.
- Dlaczego? Zrobiłem coś nie tak?
-Nie, Niall. Chodzi o mnie – westchnęłam.
- O Ciebie? – zmarszczył brwi.
-Nie wiem, jak to wytłumaczyć.
- Najlepiej po angielsku – uśmiechnął się przyjaźnie.
- Po prostu odniosłam wrażenie, że wszystkim przeszkadzam, że utrudniam życie i jestem zbędna.. – zwiesiłam głowę.
- Hej! Nie myśl tak. Wszyscy Cię potrzebujemy, zawsze nas wspierasz .. Chodzi o Harrego? – objął mnie ramieniem, też go objęłam w talii.
- Ale przecież ja wam tylko się naprzykrzam. I nie chodzi tu o Harrego.
- Jasne, jasne. I nie myśl więcej, że jesteś dla nas ciężarem albo że się naprzykrzasz. Uwielbiamy spędzać z Tobą czas – zamilkł na chwilę – I myślę, że po części chodzi o Harrego.
- Obiecuję więcej nie myśleć negatywnie. I może masz rację, chodzi o Harrego.
- Wiedziałem!
- Już się tak nie ciesz.
- Powiesz mi, o co chodzi?
- Odrzuciłam go i on jest teraz smutny. A ja czuję się z tym źle, bo miałam was chronić a nie zasmucać i zmieniać.
- Czyli Tobie chodzi o nasze bezpieczeństwo?
- Tak! Nie rozumiesz, że was narażam !
- Czyli boisz się, że Twoja praca przyczyni się do ..
- Tak.
-Hej, Sylvia, nie bój się. Przeżyliśmy paparazzich, szalone fanki. Jesteśmy w stanie znieść wszystko – uśmiechnął się serdecznie. Odwzajemniłam uśmiech.
- Nawet nie wiesz, jak moja praca jest niebezpieczna..
- Wiesz, nie chciałbym się wtrącać, ale wiem, że ta nowa misja wcale nie jest taka łatwa.
- Skąd niby? – zmarszczyłam brwi.
- Znam trochę rosyjski. Nic nie mówiłem, ale proszę, powiedz, jak bardzo niebezpiecznie jest?
- W hotelu dobrze? – przytaknął. Resztę drogi pokonaliśmy śmiejąc się z żartów Horana.

* * * * *

Gdy przestąpiliśmy próg hotelu na Big Benie wybiła godzina 3.30. Spacerkiem ruszyliśmy do windy.
- To jak, Anioły wkońcu istnieją czy nie? – zapytałam ze śmiechem blondyna.
- Tak, nawet mam dowody.
- Czyżby? – zaśmiałam się i uniosłam prawą brew.
- Aha. Łatwo je poznać – uśmiechnął się – Mają blond włosy, piękne niebieskie oczy, nieziemski uśmiech.
- Opisujesz siebie? – wybuchnęłam głośnym śmiechem.
- Nie. Ciebie – zamilkłam a jego wzrok skoncentrowany na mnie trochę mnie dobijał. Niall się uśmiechnął a ja musiałam się zarumienić.
- Chyba ten koleś za mocno Cie uderzył w głowę – dźgnęłam go lekko w żebro.
- Nie. Ja naprawdę uważam, że jesteś Aniołem. Ratujesz ludzi, dbasz o ich bezpieczeństwo.
- Już skończ, bo zobacz, co robisz – zasłoniłam twarz rękoma, a Niall powoli zdjął mi je z twarzy i chwycił w swoje dłonie.
-Według mnie jesteś Aniołem – uśmiechnął się tak uroczo, że przez chwilę, dosłownie przez chwilę miałam ochotę go pocałować.
- Niall.. – zaczęłam, ale nie wiedziałam jak skończyć. On zrobił to za mnie.
- Wiem – zwiesił głowę – Harry.
- Nie, Niall, to nie o niego chodzi. Hej, spójrz na mnie.
- Hm? – odparł, gdy wykonał moje polecenie.
- Jesteś moim najlepszym przyjacielem, kocham Cię jak brata – uśmiechnęłam się a on od razu pokazał mi swoje ząbki.
- Jesteś cudowna, wiesz? – przytulił mnie.
- Wiem – wtuliłam się w niego- Ty też.

* * * *

Dotarliśmy do pokoju i wygodnie rozsiedliśmy się na łóżku. Niall zaoferował, że z baru przyniesie coś do jedzenia i picia, żebyśmy nie zgłodnieli podczas rozmowy. Gdy wyszedł z pokoju zaczęłam rozmyślać, czy aby na pewno chce mu o tym powiedzieć. Nie wiem nawet, czy mogę mu zaufać! Z nerwów zaczęłam obgryzać paznokcie, ale szybko się opamiętałam. Musiałam w głowie ułożyć plan, co mogę mu powiedzieć, a czego nie. A może w ogóle mu nic nie powiem? Moje rozmyślania przerwał Niall wchodzący do pokoju. WOW. Jak mówił, że przyniesie prowiant nie myślałam, że zbierze żarcie z całego hotelu. Mimowolnie się zaśmiałam a wtedy Niall wszystko rzucił na mnie. Wygrzebałam się ze sterty jedzenia i zeszłam z łóżka.

- To gdzie będziemy siedzieć? – zapytałam zerkając na łóżko.
- No jak to gdzie? Na łóżku. Przydaj się do czegoś dobra kobieto i to posprzątaj – uśmiechnął się cham jeden. Już chciałam coś mu zrobić, ale ostatecznie westchnęłam i zaczęłam układać jedzenie tak, żebyśmy mieli miejsce.
- No jak ładnie Ci poszło – podszedł do mnie i pogłaskał mnie po głowie.
- Zostaw – strzepnęłam jego rękę – I dzięki za pomoc.
-Zawsze do usług – zaśmiał się.

Rozsiedliśmy na łóżku i po chwili zapadło milczenie. Niall wpatrywał się we mnie a ja po prostu nie wiedziałam, jak zacząć. Wciąż wahałam się nad powiedzeniem mu tego.
- Może na początek powiedz mi , jaki jest Twój udział w tej misji – zagadnął i zgarnął paczkę ciastek.
- Wykonałam faze pierwszą i czekam na dalsze instrukcje.
- Jaka była faza pierwsza?
- Znaleźć siedzibę podejrzanych.
- A Ci podejrzani to..?- kazał mi kontynuować machając ciasteczkiem.
- Ehh.. Mafia rosyjska.
- Serio ? – wytrzeszczył na mnie oczy. Kiwnęłam głową na ‘tak’ – WOW!
- Łatwo nie było ich znaleźć, kilka godzin szukaliśmy, ale misja spełniona, więc nie ma o czym mówić.
- Jaka jest kolejna faza?
- Tego nie wiem. Musimy rozszyfrować wiadomość.
- Jaka wiadomość? – zapytał, gdy zjadł kostkę czekolady.
-Tajną – wytknęłam mu język.
- Oj, no powiedz. Nie bądź taka.
- Za dużo będziesz wiedział, a to źle.
- To może inaczej. Czy ta wiadomość to jakieś żądania ?
- Jakby. Informują nas o porwanych osobach. I właśnie mnie wrobiłeś! – krzyknęłam ze śmiechem i rzuciłam w niego poduszką.
- Może. Ale skutecznie Cie podszedłem.
- Nadawałbyś się na agenta.
- Ja na każdego bym się nadawał – uśmiechnął się ukazując brudne od czekolady zęby. Zaśmiałam się – Co jest takie zabawne?
- Masz brudne zęby i aparat – zaśmiałam się.
- Widać go? – zmarszczył brwi jednocześnie oblizując zęby.
- Jasne. Z dużej odległości nie, ale siedzę jakieś 15cm od Ciebie, więc widać.
- Nasze fanki myślą, że już go nie mam, bo niedawno miałem ściągany, ale widocznie nie wiedzą o tym przezroczystym –zaśmiał się , a ja z grzeczności, bo w sumie nie obchodzi mnie to.
- Ładne masz ząbki – przyznałam i się uśmiechnęłam.
- Twoje są ładniejsze.
- Mam dobrą pastę. Z Kanady.
- Harry właśnie nam opowiadał o Twoim fetyszu apropo rzeczy z zagranicy, wiec się nie zdziwiłem.
- Dużo wam o mnie mówił? – już wolę rozmawiać o loczku niż o mojej misji.
- Dość sporo – zaśmiał się – Właściwie to nie mógł przestać o Tobie mówić od momentu naszego spotkania.
- Gada o mnie od czwartku?!
- Mniej więcej – odpowiedział otwierając kolejną paczkę chipsów.
- Nieźle – mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Wracając do filmów – zagadnął – Oglądałaś ostatnią część Harrego Pottera?
- Kogo? – zapytałam wstydliwie.
Wtedy Niall jakby obrażony zaczął wymachiwać rękoma na wszystkie strony świata i ze śmiechem tłumaczył mi każdą część filmu z detalami i porównał z książkami. Zaciekawił mnie  pewnym momencie i wsłuchałam się w jego opowieść. W międzyczasie usłyszałam, jak zegar w salonie wybijał najpierw 4, potem 4.30, 5, 5.30 rano. Nie wiem, jak długo rozmawialiśmy, bo po 5 rano straciłam poczucie czasu i zasłuchałam się w opowieść Nialla opowiadającego o swoich przygodach z dzieciństwa.
                                                                                                                                                                   

 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
 
7 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ XXI