10 maja 2015

61.

Środa, 7.12.2013

Drogi pamiętniku..
Nawet nie wiem, od czego zacząć. W sumie powinnam od przeprosin, dawno nie pisałam, ale aktualnie jest mi ciężko.
Z nie żyje. Agencja przetrwała atak hakerów. Zielenko porwała szefa.
Norma, nie? Zawsze, gdy moje życie się układa wybucha bomba i psuje wszystko. Czasem nienawidzę swojego życia..

Niedługo nastąpi pewien..przełom. Tak, tak to można określić. Mam plan i mam zamiar zlikwidować każdego, kto przeszkodzi mi w jego realizacji. I jestem coraz bliżej namierzenia tej wrednej baby. Nie staraj się mnie przekonywać tym swoim głosikiem, że powinnam odpuścić. Wiem, co robię. A bynajmniej mam taką nadzieję.
Muszę iść, idę pobiegać. Muszę pomyśleć.
Kocham.
Sylvia xx
~Cel uświęca środki~

Odłożyłam pamiętnik do szuflady i ruszyłam do łazienki. Szybki prysznic, mycie zębów i po porannej toalecie. Jak wrócę to się pomaluje, teraz to bezsensu. Z pokoju wzięłam jeszcze słuchawki i iPada i ruszyłam w stronę wyjścia. Założyłam moje ulubione czarne puchate nauszniki, czarne rękawiczki, czarną lekką kurtkę i sportowe antypoślizgowe buty. Czarne.
Zauważyłam rodziców w salonie, ale o czymś zawzięcie dyskutowali, więc nie przeszkadzałam.
Wyszłam z domu i rozejrzałam się po okolicy. Puchowa warstwa śniegu przysypała samochody stojące na ulicach, chodniki na szczęście są odśnieżone. Wybrałam kierunek w prawo, dawno w tamtą stronę nie uczęszczałam. Biegłam spokojnym tempem, nie ma co się spieszyć, jest dopiero 6 rano a w agencji mam być na 9, wtedy przyjdzie mój gość.

Słońce dopiero powoli wstawało, horyzont z lewej strony rozjaśnił się lekko i wszystko w swoim tempie budziło się do życia. Na ulicy nie było nikogo, żadnej żywej duszy, tylko śnieg. Jest jeszcze trochę ciemno, ale całkiem przyjemnie. Jak dla osoby, która uwielbia takie klimaty. 
Przełączyłam na kolejną piosenkę, zbyt skoczne piosenki chłopaków sprawiają, że biegnę szybciej niż zaplanowałam. 
Pobiegłam przez stadion miejski i ruszyłam dalej w stronę mostu. Dochodziła 6.40 gdy znalazłam się na skrzyżowaniu ulic Holloway Rd i Canonbury Rd, stąd tylko kawałek do mojego przystanku. Właściwie to zaczyna się robić tłoczno, mnóstwo samochodów jedzie w kierunku centrum, w sumie pewnie większość z nich jedzie do pracy.
Gdy dotarłam do mostu było już po siódmej, słońce wyszło sporo poza horyzont i dało dużo jasnego światła, ożywiło okolicę. Oparłam się o metalową poręcz mostu i wpatrywałam w wolno płynący strumyk. Krajobraz jest taki piękny zimą. Dlatego zima to moja ulubiona pora roku.
Gdy zegar wybił 8 postanowiłam wrócić do domu. Zmarzłam trochę.
Ruszyłam szybszym tempem i w niecałe pół godziny byłam z powrotem w domu.
- Cześć wam!- rzuciłam do nich, gdy tylko zdjęłam zbędne ubrania- Co tak pachnie?
- Cześć córuś- tata wyszedł z kuchni i przytulił mnie na dzień dobry- Zoey robi lasagne na śniadanie.
- Zo, mówiłam już jak bardzo Cie kocham?- wyszczerzyłam się do kobiety stojącej u wejścia do kuchni.
- Raz czy dwa- zaśmiała się- Zaraz będzie gotowa. Zjesz z nami?
- Pewnie- usiadłam na krześle przy stole obok taty- Nowa gazeta?
- Tak, dzisiejsza, dopiero przyszła- podał mi ją i od razu zabrałam się za czytanie artykułów. Dzisiaj nic specjalnego. Oprócz jednej rzeczy, która niesamowicie mnie zaciekawiła.
W listach do redakcji widnieje bardzo ciekawy list.
‘ Droga redakcjo,
w odpowiedzi na pytanie, jak przygotowania do świąt odpowiem, że praca ruszyła już dawno. Ja i mój mąż, Alfred, staramy się jak możemy, żeby przygotować wszystko. Aż brakuje nam rąk, dosłownie.
Czekamy tylko aż nasza córka Sylvia wróci ze studiów, mamy dla niej niespodziankę.
Wesołych świąt. MJ’
Z nerwów podarłam gazetę nim zdążyłam pomyśleć. Kurwa!
Zdziwiony tata wpatrywał się we mnie, gdy wyrzucałam strzępy do kosza. Usiadłam wkurzona na miejscu i zacisnęłam dłonie w pięści.
No to jest oczywiste, że ta kobieta zrobi wszystko, żeby mnie wkurzyć. I udaje jej się. Kurwa!
Czym prędzej ruszyłam na górę, żeby się przebrać. Jedzenie musi poczekać. Z szafy wyjęłam mój roboczy strój i szybko go na siebie włożyłam. W łazience związałam włosy w wysokiego kucyka, nałożyłam tylko trochę fluidu i pomalowałam delikatnie oczy. Do torby schowałam telefon, komunikator i kilka innych potrzebnych rzeczy. Zbiegłam na dół i założyłam kozaki, szybko nałożyłam kurtkę, rękawiczki i nauszniki i w locie chwyciłam kluczyki do auta.
Po ostatniej stłuczce ze skrzynką na listy i bramą postanowiłam zmienić samochód. Już nie jeżdżę moim lamborghini. Sprzedałam je Trevorowi za rozsądną kwotę. Teraz mam Hondę NSX Concept. Genialny wóz, szybki, dostosowany do trudnych warunków, mistrz w swojej klasie. Najnowszy zresztą. I dwuosobowy.
Wyjechałam z garażu i ruszyłam w stronę centrum, do bazy. Po ósmej są takie korki, że aż głowa boli. Jest za dwadzieścia dziewiąta tak konkretnie a wydaje się, że jest później. Głupi biznesmeni spieszą się do pracy do swoich ultranowoczesnych sterylnych biur, gdzie szczupłe sekretarki co godzinę podają im kawę. Nienawidzę takich ludzi.
Do bazy dojechałam po dziewiątej i na parkingu zauważyłam czekającego na mnie znajomego. Zaparkowałam na swoim miejscu i wysiadłam, poczym udałam się do niego.
- Kristof, miło Cię widzieć- podałam mu rękę.
- Sylvia, cześć.
- Zapraszam do naszej siedziby.
- Prowadź.
W windzie pouczyłam go jak powinien się zachowywać i że ma się nie zdziwić, jak potraktują go jak wroga. Uważnie słuchał, nie zadawał pytań. Takich agentów lubię.
Kristof Iwanowicz to rosyjski agent MI8. Jeden z najlepszych ludzi w swoim kraju i mój zaufany przyjaciel. Od zawsze pomagamy sobie w różnych misjach, dzisiaj to on pomaga mi. Jest też dobrym informatykiem, ale głównie działa w terenie.
Wjechaliśmy na piętro 0, i ruszyliśmy do komputerowej twierdzy. Na wejściu oczywiście spoczęły na nas zaskoczone spojrzenia. Dziewczyny na pewno są onieśmielone wyglądem Krisa, bo nie owijajmy w bawełnę, on jest przystojny.
- Mogę prosić o uwagę? Dziękuję. Chciałabym przedstawić wam agenta 351- wskazałam na Krisa- Należy do elity rosyjskich agentów MI8. Od dzisiaj pomaga nam w odnalezieniu szefa. Arthur, wprowadź go w nasze działania i pokaż jego miejsce pracy.
- Będzie działał w terenie?- zapytał Trevor, gdy do mnie podszedł.
- Nie wiem. Być może.
- Dobry jest?
- To Rosjanin, jasne, że jest dobry- wywróciłam oczami a on uniósł ręce w górę.
- Spoko spoko, rozumiem- odszedł do swojej ekipy i wrócił do mapy. Swoją drogą, czytałam jego akta i nie znalazłam tam żadnych informacji o jego zainteresowaniach geologiczno-geograficznych. Hm.
- Kto dowodzi betą?- krzyknęłam, gwar się zrobił, gdy Kris się pojawił.- Halo?!
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale nikt nie zwracał na mnie uwagi. Zamknęłam oczy, policzyłam do trzech i krzyknęłam, jak typowa dziewczyna w horrorze.
- Świetnie, mam waszą uwagę. To teraz łaskawie powiedzcie mi, kto dowodzi grupą beta.
*****
- Możesz powtórzyć?
- Sylvia, ile razy mam Ci to jeszcze powtarzać?- Arthur z dziwną miną na mnie patrzył, ale to nie moja wina, że mówi mi o rzeczach, które brzmią tak..fantazyjnie. Wstałam z miejsca i podeszłam do niego, podwinęłam rękawy.
- Czy nie uważasz, że jesteś w tym momencie śmieszny?
- Sylvia, Rada zdecydowała. Nie możesz odmówić - Ben podszedł do nas na wypadek, gdybym zdecydowała się uderzyć Artha.
-Mogę! I właśnie to robię- poprawiłam włosy i spojrzałam wymownie na niego- Czemu akurat ja?
- A kto inny nadaje się na zostanie nowym szefem agencji? Masz doświadczenie jak nikt z tu obecnych. Nawet agenci stopnia 5 nie przeszli tyle co Ty. Wystarczy, że podpiszesz kilka papierków.
Ruszyłam w kierunku wyjścia, wołali mnie ale podniosłam rękę w geście 'zaraz wracam'. Poszłam do gabinetu na końcu korytarza, otworzyłam go, podeszłam do szafy i wyjęłam dobrze ukrytą niebieską teczkę. Zamknęłam gabinet i wróciłam do Pracowni Komputerowej, która ostatnimi czasy jest najbardziej obleganym miejsce w agencji.
- Co Ty..? - Kris patrzył na mnie dziwnie, miał nieodgadnioną minę, a Arthur nie zdołał nic powiedzieć. Podniosłam teczkę w górę i zyskałam tym uwagę reszty agentów.
- To są dokumenty, które powinniście przeczytać. Kto pierwszy?- machałam teczką, ale nikt nie podszedł. Boją się czy jak?- Nikt nie chce sprawdzić, co jest w środku? Nie? Dobra, to powiem wam co tam jest. Otóż - odkaszlnęłam- Tu znajdują się dokumenty, które podpisał Sir Hamilton i dają mi możliwość przejęcia agencji - wszyscy spojrzeli na mnie wytrzeszczonymi oczami- Myślicie, że możecie ot tak mówić mi, że mam przejąć agencję? Nie możecie. Tu są dokumenty, które faktycznie mi to zapewniają a nie jakieś wasze głupie gadanie. I sprostuję - nie zamierzam przejąć agencji dopóki.. - zawiesiłam się na chwilę- Dopóki nie zobaczę zwłok szefa. Rozumiecie?
Wszyscy milczą, wpatrują się we mnie. Jedni patrzą jak na nienormalną, inni jak na jakiś relikt a jeszcze inni jak na młodą zagubioną dziewczynę. Czemu nikt nie powie mi, jaki ma problem? Czy oni myślą, że jak tak się gapią to mi pomogą? Albo szefowi?
- Słuchajcie uważnie - podniosłam głos- W poniedziałek rozpoczynam oficjalne poszukiwania, mamy wszystko, co potrzebne, będziemy mieli wsparcie i teraz od was zależy powodzenie naszej misji. Wiecie dobrze, że nasz priorytet na ten moment to odnaleznie Szefa. I nie macie prawa wysuwać mi propozycji przejęcia MI6, podczas gdy on żyje.
- Ale..
- On żyje, jasne?! Bierzcie się do roboty, nie stójcie jak kołki, przydajcie się.
Wyszłam z Pracowni i z trzaskiem zamknęłam drzwi. Oddech miałam płytki i przyspieszony, jakbym przebiegła conajmniej 100 kilometrów. Zdenerwowali mnie, a ja tego nie lubię. Czułam, że szczypią mnie oczy a poliki robią się ciepłe. Zajebiście, podnieśli mi ciśnienie i teraz muszę się wyżyć. Znowu. 
Ruszyłam do windy i wybrałam piętro -2 , gdzie Max ma teraz zajęcia na siłowni z nowymi rekrutami. Minęłam szatnie i każde inne pomieszczenie, skierowałam się prosto do Max'a.
- No proszę, kogo moje piękne oczy widzą - zaśmiał się, gdy tylko zobaczył, że wchodzę na salę - Dawno nie trenowaliśmy.
- Wiem, Max, ale dzisiaj nadrobimy stracony czas.
- Jak postępy? - przybrał ten swój rzeczowy ton.
- Udało nam się namierzyć kilka ostatnich miejsc, gdzie prawdopodonie była widziana Zielenko. Oprócz tego nic, nawet satelity milczą.
- Cholera - potarł kark - Kiedy ruszacie?
- W poniedziałek - podeszłam do niego i położyłam dłoń na jego ramieniu - Max, wiem, że Szef to Twój wujek, ale nie możesz pozwalać emocjom być ponad pracę.
- Jak Ty to robisz?
- Co? - zmarszczyłam brwi.
- Jesteś tak młoda, tyle zniosłaś a jesteś tak dzielna i znosisz wszystko lepiej niż niejeden dorosły. Skąd masz tyle siły? - ten wzrok, smutny i pusty, wołający o pomoc
- Max.. Nie mam siły, żadnej, staram się nie myśleć schematycznie. Przeżywam wszystko, może nawet bardziej niż Ty, nie daje po sobie tego po prostu poznać.
- Dobrze Cię wyszkoliliśmy - posłał mi lekki uśmiech.
- Sama też musiałam się tego nauczyć, jak byłam młoda. Z czasem stałam się w tym mistrzynią.
- Jesteś niesamowita. Mało jest takich agentów, jak Ty. Skopiesz każdego i nawet się nie zmęczysz - zaśmiał się, szturchnęłam go w ramię - Skoro jesteś tak chętna to zapraszam na ring - gestem wskazał obiekt po mojej lewej - Nowicjusze, który chętny na małą walkę z tą oto piękną panią?
*** Harry ***
Nie jestem tak do końca pewien, czy powinienem pomagać Louisowi w jego.. misji. Ngdy to się dobrze nie kończy a wręcz przeciwnie - ja cierpię. Ale czego się nie robi dla najlepszego kumpla. Spłonę za to w piekle.
Poszliśmy z Lou do sklepu i kupiliśmy najpotrzebniejsze rzeczy. Ten kawał jest według niego bardzo wysublimowany i na wysokim poziomie. Ale bądźmy realistami, kawały Lou rzadko są śmieszne to po pierwsze , a po drugie ostatnio jego żarty są poniżej przyzwoitego poziomu. Chociaż dzisiaj miał całkiem niezły pomysł.

W sklepie mało co nie zjedzono nas żywcem. Ludzie, dajcie nam odetchnąć, to już męczy.. Ledwo co weszliśmy a już proszono nas o 50 zdjęć i autografów. Kocham naszych fanów, ale jest pewna granica. Nie lubimy, gdy ją przekraczają. Wtedy musimy udawać obojętnych a to nie jest fajne..

Gdy wkońcu udało nam się przedostać do ochrony, która pomogła nam z tłumem dziewczyn. Poprosiliśmy o zamknięcie sklepu na godzinę, dla bezpieczeństwa klientów. Ledwo się zgodzili, ale zgodzili. Mieliśmy po jednym wózku i każdy z nas ruszył w wyzaczoną alejkę. Lou napisał na kartce najpotrzebniejsze rzeczy. Na pewno nie wydamy mniej niż 10.000 Funtów. Ale każdy dobry pomysł Lou jest wart takich pieniędzy.
Zakupy skończyliśmy akurat na 2 godziny przed powrotem chłopaków do hotelu. Już widzę ich reakcję na to wszystko. Mimowolnie zacząłem się śmiać.
- Ty się tak debiilu nie śmiej tylko pomóż mi te fiolie tu zamontować.
- Już idę. Wyobraziłem sobie po prostu ich miny - przytrzymałem z jednej strony.
- Ha ha. To będzie mój najlepszy numer! - wrzasnął na pół hotelu.
- Zamknij się, bo obsługa przyleci - walnąłem go rolką taśmy.
- Dobra - odburknął - Okey, tu już zrobione, teraz idź zrób coś z mąką a ja ustawię wiatrak i ogarnę te farby i pióra.
- Wiesz, że już jesteśmy martwi? - wyszczerzyłem się.
- Wiem - zaczął suszyć ząbki - To do dzieła!
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                               
CZYTASZ = KOMENTUJESZ! :)