30 lipca 2014

51.


*** Harry *** 2 tygodnie później, 15 sierpień 2013 ***

- Przyniosę coś do picia- Niall zostawił torbę i ruszył do kawiarenki szpitalnej, w której już mamy rabat za częste odwiedziny. Spędziliśmy tu dwa tygodnie od momentu, gdy przywieźli Sylvię do szpitala. Teraz znajduje się na OIOM’ie *. Jest w śpiączce. Lekarze twierdzą, że zapadła na nią kilka dni przed tym, jak ją uratowaliśmy a nie wybudziła się, bo jej organizm jest za bardzo wykończony. Jestem tu codziennie, każdego dnia mimo napiętego grafiku tylko po to by ją zobaczyć.
Jej stan polepszył się w ciągu ostatnich kilku dni, ma lepszy puls i serce bije już w prawie normalnym rytmie. Ginekolog mówił nam, że żaden z jej narządów nie został uszkodzony w wyniku gwałtu. Liam odetchnął na tę wiadomość, ja także. Myślę, że Sylvia chce mieć dzieci, a gdyby tamten gnój pozbawił ją tej szansy to chyba by tego nie przeżyła.
- Dzwonił do mnie wczoraj Steve.
- Pytał o Sylvię?
- Tak- westchnął Liam- Mówił, że dzwonili do niego z uniwersytetu artystycznego i proszą o szybką odpowiedź w kwestii spotkania rekrutacyjnego.
- Cholera- przeczesałem dłonią włosy- Co powiedziałeś?
- Że wyjechaliście z Sylvią do Margate* i nie macie zasięgu.
- Jak przyjął te wiadomość?- zapytałem cicho.
- Był zaskoczony. I powiedział, że macie być grzeczni- uśmiechnął się lekko.
- Okłamywać przyszłego teścia- pokręciłem głową z niedowierzaniem.
- Może zadzwoń do niego, powiedz, że jesteście w Brighton i jesteście na molo czy coś.
- Dobry pomysł.

Zszedłem na sam dół i wyszedłem do ogródka. Wybrałem numer Steve’a, ojca Sylvii, po trzech sygnałach odebrał.
- Steve Sykes, słucham?
- Dzień dobry, tu Harry- powiedziałem radośnie.
- O, Harry, witam- powiedział równie miło- Jak wakacje?
- Całkiem dobrze, pogoda jest ładna- zaśmiałem się cicho.
- Cieszę się. Mogę rozmawiać z córką?
- Widzi pan, jest na zakupach- w odpowiedzi usłyszałem głośny śmiech.
- Niech zadzwoni później- usłyszałem po chwili.
- Dobrze, jak tylko skończy zakupy to oddzwoni.
- Martwię się o nią- powiedział smutnym głosem.
- Jest bezpieczna, proszę się nie martwić.
- Wiem. Jest z Tobą, a Tobie ufam- lekko się uśmiechnąłem na jego słowa.
- Dziękuję.
- To ja dziękuję Harry. Ucałuj Sylvię.
- Tak zrobię. Do usłyszenia.
- Trzymaj się Harry.
Odetchnąłem głośno i zablokowałem telefon. Wolnym krokiem ruszyłem do środka. Postanowiłem skorzystać ze schodów, się nasiedziałem ostatnio, a trochę ruchu nie zaszkodzi. Po kilku minutach doszedłem na piąte piętro i skierowałem się w prawo, do prawego skrzydła szpitalnego. Gdy tylko skręciłem zorientowałem się, że panuje spore zamieszanie. Ruszyłem szybciej do celu aż zobaczyłem przejęte miny moich przyjaciół.
- Co się stało?
- Nie wiem- odpowiedział Niall- Nagle zaczęli się w jej sali wszyscy zbierać.
- Zaczepmy kogoś- zaproponowałem.
- Próbowaliśmy- powiedział smutno Louis.
- Przepraszam- szturchnąłem jakiegoś lekarza, ale mnie wyminął. Kurwa.
- Nic z tego – Zayn usiadł na krzesełku, reszta do niego dołączyła.
- Twoja kawa Harry- Niall podał mi ciepły jeszcze napój. Upiłem łyk, a zaraz kubeczek był pusty.
Mijały minuty a ja byłem coraz bardziej zdenerwowany. W mojej głowie pojawiały się czarne scenariusze, karciłem się za te myśli, ale one same przychodziły.
- Panowie- nagle przyszedł do nas lekarz.
- Co się stało?- zapytał Liam.
- Pacjentka się wybudziła, ale na razie nie możecie do niej wejść.
- Dlaczego?- oburzyłem się.
- Jest w słabym stanie, póki co nawet się nie odezwała. Wątpie, żeby chciała teraz kogokolwiek widzieć.
- Ale ja muszę tam wejść!
- Przykro mi- i tak po prostu odszedł. Jak on mógł mi to tak spokojnie powiedzieć, że pewnie nie chce nikogo widzieć?! Wkurzony usiadłem na krzesełku.
- Hazz, nic tu po nas, dajmy jej odpocząć- Niall położył mi dłoń na ramieniu.
- Ja tu zostaję- powiedziałem twardo.
- Wracamy do Paula- Liam przejął dowodzenie- Mamy jakiś wywiad dla BBC1 radio.
- Pieprzyć to.
- Harry..
- Co Louis, no co? Mam ją tu tak zostawić? Nie. Ponownie jej nie zostawię.
- Ona i Ty musicie odpocząć.
- Louis ma rację - Zayn, Ty też przeciw mnie?!
- Nie Zayn, ja mam rację.
- Bierzemy go- Niall chwycił mnie za ramiona i podniósł. Kurwa, oni nie rozumieją. Wyrwałem się im i ze złością ruszyłem do przeciwległej ściany. Spojrzeli na mnie smutni i wyszli. Tak, niech wychodzą, ja nie zamierzam. Z takim podejściem jak oni to nawet nie powinni tu przychodzić.
Usiadłem z powrotem na krzesło i czekałem na jakiekolwiek wieści.


*** 18 sierpień 2013 ***

Od dwudziestu minut siedzę w poczekalni i czekam na spóźnionego lekarza. Ma mi powiedzieć, kiedy wreszcie będę mógł ją odwiedzić. Chłopaki nie byli tu wczoraj i raczej się tu ich dzisiaj nie spodziewam. Zresztą, teraz jestem na nich zły. Szczególnie na Liama, myślałem, że Sylvia jest dla niego ważna.
Poczułem wibracje w kieszeni. Połączenie przychodzące od Steve’a . Nie odbieram, zabije mnie. Poczekałem aż zrezygnuje, ale po chwili znów mój telefon ożył. Cholera. Nerwowo ściskałem końcówki moich włosów. Co ja mam teraz robić?
- Pan Styles, tak?- usłyszałem nad moją głową głos- Wszystko w porządku?
- Tak tak, oczywiście. Ma pan jakieś wiadomości?
- Jedna zła a druga dobra.
- Ta zła?- zagadnąłem cicho.
- Stan pacjentki nadal jest zły, regeneracja przebiega wolno i nie jesteśmy pewni, czy pacjentka nie będzie miała problemów zdrowotnych.
- A ta dobra?
- Może pan odwiedzić dziewczynę- poklepał mnie po ramieniu.
 Tak, nareszcie! Facet odszedł w kierunku windy, a ja stałem w miejscu jak jakiś kołek. Wziąłem kilka głębokich oddechów i chwyciłem za klamkę. Momentalnie puls mi przyspieszył, zaczęły pocić mi się dłonie a oddech stał się nierówny. Ale chcę ją zobaczyć. Muszę.
Przekroczyłem próg Sali i zobaczyłem moją księżniczkę podpiętą do różnych urządzeń, wokół niej było mnóstwo kabli. Jest prawie tak biała jak pościel. Biedna…
Podszedłem do łóżka i zauważyłem, że ma zamknięte oczy i oddycha miarowo. Usiadłem i dotknąłem lekko jej dłoni a ta poruszyła się zdenerwowana i zauważyłem na ekraniku, że puls jej przyspieszył.
- Przepraszam skarbie- powiedziałem tak głośno jak potrafiłem, ale to był bardzo bardzo cichy szept. Jej widok po prostu łamie mi serce.
- Kochanie, tak bardzo tęskniłem- pojedyncza łza spływała mi po policzku, a za nią następne. Sylvia przyglądała mi się ze strachem w oczach. Nigdy nie widziałem jej w tak kiepskim stanie psychicznym.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się martwiłem- ponownie dotknąłem jej dłoni, ale tym razem jej nie zabrała. Ucieszyłem się.
- Odezwiesz się?- zapytałem i zacząłem cicho płakać. Jej twarz po prostu nie wyrażała niczego. Wiem, że teraz się cholernie boi i nie wie, co się dzieje, ale ja po to tu jestem, żeby pomóc jej wrócić do normalnego życia.
- Wiesz, nawet nie wiem ile mogę u Ciebie siedzieć- zaśmiałem się przez łzy.
- Chłopaków nie ma, są w domu, odpoczywają- postanowiłem dalej mówić- Wszyscy się o Ciebie martwią. Twój tata wydzwania do nas od kilku tygodni i wiesz, musimy go okłamywać- zwiesiłem głos i przeczesałem dłonią włosy. Odchrząknąłem i kontynuowałem.
- Niall już jest po operacji. Dzięki Tobie jest zdrowy, teraz tylko czeka go operacja na kolano.
Nagle dobiegł do moich uszu dziwny dźwięk. Urządzenia wokół mnie zaczęły piszczeć. Co do cholery? Do pomieszczenia wparowało kilka osób i wyrzucili mnie za drzwi. Osłupiały stałem jak jakiś debil na środku korytarza. Po chwili wróciła mi świadomość i postanowiłem zadzwonić do Liama.
Odebrał szybko.
- Co jest?- odezwał się głos przyjaciela po drugiej stronie.
- Kiepsko jest. Coś się stało.
- Jak to? Harry, co jest?
- Byłem u niej w sali, było wszystko okey, a nagle wszystko zaczęło hałasować.
- Wiesz coś więcej?
- Nie, ale dam ci znać, okey?
- Jasne, zadzwoń szybko. Ja powiadomię resztę.
Rozłączył się a ja postanowiłem pójść coś zjeść. Dzisiaj nie zdążyłem nic zjeść, spieszyłem się jak zwykle do szpitala.
Zamówiłem zapiekankę z surówką. Usiadłem w jednej z wolnych ławek. Zamyśliłem się i zastanawiałem, co teraz będzie. Jak będzie wyglądało nasze życie, mam na myśli- jak będzie wyglądać relacja między nami. Nagle poczułem dotyk na ramieniu.
- Przepraszam- kobieta w średnim wieku uśmiechała się do mnie miło- Wolne?
- Tak, oczywiście- dosiadła się do mnie razem z córką, mała ma około 8 lat.
- Kochanie, zjedz zupkę- mama próbowała nakłonić małą do zjedzenia.
- Nie chcę- odsunęła od siebie talerz.
- Powinnaś jeść, żeby być duża i silna- odezwałem się do dziewczynki.
- Jak będę jadła to urosnę tak duża jak Ty?- zapytała wpatrzona we mnie jak w obrazek.
- Pewnie.
- Mamo, daj mi jeszcze zupy!- zaśmialiśmy się a mała zaczęła wcinać zupę warzywną.
- Jestem Harry- przywitałem się z mamą.
- Jestem Carly a to moja córka Diana.
- Piękne imiona- uśmiechnąłem się do nich- Dlaczego Diana jest w szpitalu?
- Ma białaczkę szpikową.
- Oh- wyrwało mi się, kobieta posmutniała- Przykro mi.
- Dziękuję. Wiesz, tylko zdrowy szpik kostny pomoże jej wrócić do zdrowia, ale jak na razie nie mamy dawcy.
- Może ja mogę pomóc?
- Jeśli jesteś zdrowy i Twój szpik będzie zdatny do przekazania to wtedy będziesz mógł pomóc- uśmiechnęła się słabo.
- Zrobię testy i jak najszybciej się zgłoszę.
- Dziękujemy bardzo. Nawet nie wiesz ile taka pomoc znaczy.
- Domyślam się.
- A Ty dlaczego tu jesteś?
- Moja dziewczyna miała wypadek i była w śpiączce.
- Mam nadzieję, że wyzdrowieje- pocieszająco uścisnęła moją rękę.
- Tak, ja też.

*** tego samego dnia, godzina 15.50 ***

- Panie Styles, szukałem pana.
- Co z Sylvią?- zapytałem zdenerwowany.
- Pojawił się problem. Zrobiliśmy kilka dodatkowych badań i niestety, ale ma krwiaka mózgu, za chwilę będzie operacja.
- Przeżyje prawda?- ale nic mi nie odpowiedział- Prawda?
- Nie ma stu procentowej pewności, takie operacje są ryzykowne.
- Musicie ją uratować- czułem, że oczy mnie szczypią.
- Zrobimy, co w naszej mocy.

I odszedł. Cholera, wszystko tylko nie to. Dopiero co ją odzyskałem, nie mogę jej znów stracić!
 

*OIOM- Oddział Intensywnej Opieki Medycznej

*Margate- miasto u wybrzeży Anglii, nad Morzem Północnym
                                                                                                                                                                  
 
Zadawajcie pytania bohaterom, myślę, że teraz macie trochę pytań  ;) Pytanie & Odpowiedź
                                                                                                                                                                  
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
10 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ 52

18 lipca 2014

50.


*** Harry ***

Jest godzina 5:45 a ja już na nogach. Po prostu nie mogłem spać. Liam spał dość niespokojnie, zresztą wszyscy byli dzisiaj nerwowi. Chyba cieszymy się z faktu, że moja księżniczka będzie za chwilę wolna. Tak bardzo chcę ją przytulić i pocałować. Kilka łez spłynęło po moim policzku i wylądowało na kolanach. Otarłem je szybko i postanowiłem przebrać się w świeże ciuchy. Dobrze, że Lou jako jedyny pomyślał, żeby przywieźć nowe na zmianę.
Niall dzwonił, ma się coraz lepiej, jutro wychodzi. Ucieszył się na myśl, że Sylvia niedługo będzie bezpieczna. Wiecie, czemu jestem jeszcze zadowolony? Że mój przyjaciel jest całkowicie zdrowy, operacja się udała i niedługo będziemy w komplecie.
Wyjrzałem za okno, jest małe, ale wpuszcza trochę światła tutaj. Dzień jak co dzień, jednak dało się wyczuć tę nutkę napięcia. Słońce dopiero co szykuje się do wyjścia ponad horyzont a ja wzdycham i zastanawiam się co dalej będzie.
Postanowiłem zejść na dół, żeby tam czekać na wszystkich, to uwolni mnie od tego intensywnego myślenia. Ale ktoś mnie zatrzymał.
- Harry stój. Możemy pogadać?
- Jasne Liam, co jest?
- Ja tak dłużej nie mogę - schował twarz w dłoniach.
- Ale jak?
- Okłamywać wszystkich- wstał- Kłamałem Paulowi, że śpimy u mojej mamy a mojej mamie powiedziałem, że Sylvia jest u nas. To obłęd.
- Liam, wiesz, że to dla dobra sprawy- patrzyłem na niego zdezorientowany.
- Wiem- westchnął- Ale to nie ja. Rozumiesz?
- Nie- wyszedłem z pokoju i szybko skierowałem się do windy. Jak Liam może czuć się źle z tym, że okłamuje rodziców i Paula? Kurwa, przecież tu chodzi o życie Sylvii, która cierpi za nas. Czy on jest głupi? Zrozumiałbym wszystko, naprawdę, ale tego nie potrafię. Po prostu nie.
Wysiadłem z windy i to, co zobaczyłem przestraszyło mnie. Mnóstwo tajniaków ubranych jak komandosi, uzbrojeni po zęby, gotowi by zabić. Szukałem znajomej twarzy, ale nikogo nie zauważyłem. Ruszyłem pewnie do przodu i napotkałem opór, ludzie stali w miejscu i wymieniali między sobą zdania. Cholera.
- Przepraszam- to słowo wypowiedziałem jakieś sto razy w ciągu 3 minut. Odsuwali się jakby w ogóle mnie nie widzieli lub nie chcieli zauważyć.
- Harry!
Odwróciłem się w lewo i dostrzegłem znajomą postać. Liza stała obok Bena i byli pochyleni nad mapą. Dołączyłem do nich akurat, gdy omawiali taktykę. Nic z tego nie zrozumiałem, może jestem za głupi albo po prostu niedoświadczony.
- Dobra, to plan jest jasny. Mam nadzieję, że wszyscy załapali.
- Ja jadę już z grupą alfa- odezwał się Ben- Mamy najdalszy punkt, więc musimy ruszyć wcześniej.
- Powodzenia agencie 415- powiedział do niego Szef a tamten ruszył do ludzi. Krzyknął coś i za chwilę pełno agentów ruszyło za nim do wyjścia głównego. Ja nadal stałem wpatrzony w mapy, na których zaznaczone były czerwone kółka wokół czegoś, co prawdopodobnie jest magazynem. Mapa Leeds przypomina teraz kolorowankę.
- Gdzie reszta?- zapytała mnie cicho Liza.
- Śpią- wzruszyłem ramionami.
- Denerwujesz się?
- Jasne- przeczesałem włosy dłonią- A Ty?
- Trochę. To moja pierwsza poważna misja w terenie. I pierwsza misja odbicia agenta od wielu lat.
- Kiepsko to brzmi.
- Bo tak jest. Nie wiadomo, co się z nią dzieje.
- Nie zakładajmy najgorszego- wzburzyłem się.
- Trzeba być gotowym na wszystko- powiedziała surowym tonem i za chwilę odwróciła się w stronę Z- Grupa beta jest gotowa.
- Dobrze, ruszajcie.
- A co z nami?- zapytałem, gdy tamci skończyli wymianę zdań.
- Ustaliliśmy, że zostajecie w bazie- powiedział stanowczo Z.
- Nie nie nie- niemal krzyknąłem- Nie ma takiej opcji.
- Właśnie- poparł mnie Liam, uśmiechnął się lekko- Nie będziemy się mieszać.
- Dobra- westchnął Z- Agentko301 zabierz dwóch, a reszta pojedzie z Grupą gamma.
- Ja jadę z Tobą- odezwałem się.
- Ja też- Zayn stanął przy mnie- Nie zostawię Cię bracie.
- Dzięki.
- Skończyliście?- Liza spojrzała na nas dziwnie- Musimy jechać.
- Powodzenia- Lou i Liam powiedzieli w tym samym momencie i szybko nas przytulili. Ruszyliśmy za kilkunastoma agentami na parking. Tam wsiedliśmy w specjalne opancerzone samochody. Ja i Zayn siedzieliśmy z tyłu razem z 5 agentami, z przodu siedziała Liza i typek, co kierował. W tym momencie adrenalina była tak wysoka, że niemal nie dostałem migotania komór serca. Pociłem się i martwiłem. Strach przejął nade mną kontrolę.
- Oddychaj- polecił mi Zayn, tak też zacząłem robić. Wolne wdechy i wydechy, powoli się uspokajałem, ale jednak nie potrafiłem być spokojny w 100%. Musimy ją uratować!


-
Tu grupa alfa, jesteśmy w połowie drogi do celu. Kierunek północy zachód, droga czysta.

Jedziemy już ponad godzinę, będziemy na miejscu za jakieś 2 a grupa alfa za godzinę będzie na wyznaczonej pozycji. Grupa gamma, delta i omega dojedzie za jakieś pół godziny, oni mają akurat blisko. Jakiś agent dał nam kamizelki kuloodporne na wszelki wypadek, gdyby rozpętała się strzelanina, ale oczywiście nie zamierzają jej wywoływać. Tak, jasne, to jest wiadome, że tylko czekają na taką akcję.
Jechaliśmy w ciszy, nikt się nie chciał odzywać, radio też nie grało, słychać było jedynie urywane i przyspieszone oddechy.

*** 2 godziny później, Leeds ***

- Grupa alfa rusza w teren.

My dojeżdżamy do naszego miejsca, a tamta grupa właśnie dotarła. Każdy jest spięty, to widać. Zayn pobladł i strasznie się trzęsie. Ciekawe, jak Liam to znosi. On już dawno jest na miejscu. A na razie żadnych wieści od nich.
-
Grupa gamma melduje zakończenie misji. Nic nie znaleźliśmy oprócz kartonów z ubraniami, wieszakami i gazetami. Portier zaprzeczył, że Marie Jenett tu była. Jedynymi osobami, które tu były to on oraz kilku ochroniarzy. Jedziemy do was grupo beta.

- Tu grupa omega. U nas sytuacja jak u grupy gamma. Nic nie znaleźliśmy. Jedziemy jako wsparcie. Bez odbioru.

Teraz tylko czekać na jakąś wiadomość od delty i będę prawie spokojny. Skoro na pięć magazynów już dwa są sprawdzone to w którymś z tych trzech musi być moja księżniczka. Usiadłem wygodniej i zacząłem wspominać nasze randki. Kino, kręgle, teatr. Było tak cudownie, ten czas mijał nam bardzo przyjemnie, ale też szybko. Zaprzyjaźniliśmy się przez ten cały czas, pokochałem ją. Jest taka szalona, spontaniczna, poważna, spokojna, wszystko w jednym. Kocham ją za to jaka jest, niczego nie udaje. Nie mogłem trafić na nikogo lepszego. Obiecuję sobie, że gdy tylko ją znajdziemy zabiorę ją do mamy i Robina a także do taty. Wszyscy muszą poznać mój skarb.

- Grupa delta melduje, że nie znaleźliśmy niczego podejrzanego. Magazyn był pusty, jedyne co tam było to brudne półki. Coś tam mogło leżeć jakiś czas, ale tak to żadnych śladów ludzkiej obecności. Portier twierdzi, że nikogo tu nie było od miesiąca.
- Grupa alfa do grupy wszystkich grup. Dojedźcie do bety jak najszybciej, nasz magazyn także pusty, żadnych śladów. Musimy ruszyć pełnymi siłami do ostatniego magazynu. Nie wiadomo, ilu ludzi otacza budynek. Bez odbioru.

O cholera, to się porobiło. Nasza grupa właśnie dojeżdża na miejsce. Przeszły mnie dreszcze na myśl, że jesteśmy już tak blisko a jednak tak daleko. Zayn pocieszająco mnie objął mnie ramieniem i szepnął, że będzie dobrze.
Samochód zaparkował gdzieś w lesie, widać magazyn. To jest odległość ok.200 metrów.
- Nie ruszajcie się stąd – rozkazała nam Liza, była taka zawzięta i pewna. Skinęliśmy głowami i oparliśmy wygodnie o samochód. Wewnątrz samochodu jest tak pusto i cicho, a na zewnątrz jeszcze ciszej. Zerknąłem na tylną szybę i zauważyłem, że podjeżdża coraz więcej czarnych opancerzonych samochodów. Przełknąłem wielką gulę w gardle i postanowiłem zrobić coś głupiego. Odpiąłem pas i ruszyłem do drzwi wyjściowych.
- Stary, zgłupiałeś?- wydzierał się Zayn, ale się nie ruszył- Wracaj.

Ale ja swoje. Jestem głupi, wiem, ale w tym momencie podążam za instynktem. Chowałem się za drzewami aż nagle dobiegł mnie odgłos broni. Ktoś strzelał. I zaczęła się prawdziwa jatka. Odgłosy dochodziły z okolic samego magazynu, w lesie było bezpiecznie. Mijali mnie agenci, każdy kazał mi wracać, ale ja ich nie posłuchałem. Idę za nimi, mam przecież kamizelką.
Truchtem biegłem w stronę wschodniego skrzydła magazynu, bo tam zauważyłem drzwi. W tę samą stronę biegł oddział alfa, poznałem po zielonych odznakach.
- Harry do cholery, co tu robisz?- wydarł się na mnie Ben.
- Chcę ją znaleźć!
- Wracaj do samochodu! Tu jest niebezpiecznie!
- Mam to gdzieś!

- Tu grupa delta, magazyn w zachodniej części pusty. Kilku mężczyzn nie żyje a kilka osób uciekło.
- Grupa gamma, dach czysty, nikogo nie ma.

Dzięki tym informacjom wiemy, że mamy prawie wolną drogę do środka. Ben wypchnął mnie do tyłu, byłem w środku między agentami. Powoli ruszyliśmy kolumną do przodu. Drzwi ustąpiły szybko i już po chwili byliśmy w ciemnym pomieszczeniu. W oddali dostrzegłem bujającą się i ledwo świecącą żarówkę. Coś mi mówiło, że jesteśmy blisko. Skręciliśmy w lewo, jesteśmy teraz w głównej części magazynu, ale tu ledwo dociera światło. Agenci włączyli swoje latarki zamontowane na karabinach. Gdzieś w oddali zamajaczył jakiś cień.
- Ben, coś tam jest- wskazałem na punkt oddalony od nas o jakieś 150 metrów.
- Idziemy – rozkazał grupie i każdy kroczył za nim w wyznaczonym kierunku. Gdy byliśmy dostatecznie blisko dostrzegliśmy kontur postaci zawieszonej u góry magazynu. Podeszliśmy jeszcze bliżej i zobaczyliśmy Sylvię wiszącą na jakimś pieprzonym haku, pod jej ciałem zebrała się spora kałuża krwi. Rozejrzałem się po wnętrzu, brudno tu i śmierdzi. Agenci świecili po całej przestrzeni i wszędzie można było dostrzec zaschniętą krew.
-
Grupa alfa do reszty grup. Mamy ją. Jak teren?
- Czysto-
odezwał się ktoś po drugiej stronie.
- Chłopcy, pilnujcie wejść- rozeszli się a wtedy Ben spojrzał na mnie.
- Pomóż mi- warknął- Widzisz tamten hak w ścianie?
- Tak.
- Lina jest do niego przywiązana- powiedział jak do idioty- Rozwiąż ją i delikatnie poluźniaj tak, żeby ściągnąć ją na ziemię.
Szybko podbiegłem do miejsca, gdzie znajdował się hak i zabrałem się za ogarnianie sznura. Ciężko szło z początku, ale było coraz łatwiej.
- Szybko Styles!- krzyknął Ben.
Przyspieszyłem swoje ruchy i sznur wyśliznął mi się z ręki. W porę go złapałem.
- Uważaj!
Puszczałem kawałki liny a Sylvia znajdowała się coraz bliżej ziemi. Jeszcze trochę i będzie całkowicie bezpieczna. Zostały jakieś 2 metry. I jest!
- Mam ją! Uciekamy!
Puściłem linę, która swobodnie opadła na ziemię. Ben trzymał moją księżniczkę na rękach i niósł w stronę wyjścia, mieliśmy eskortę aż do samochodu. Gdy tylko doszliśmy do grupy alfa magazyn wybuchł w powietrze. Fala wybuchu powaliła nas wszystkich na ziemię, znajdowaliśmy się blisko magazynu, na szczęście Sylvia była już w samochodzie.
-  Żyje?- zapytałem przerażony.
- Tak, oddycha, ale ledwo. Jedziemy do szpitala.
- Jadę z wami.
- Dobra- odpowiedział po chwili wahania- Pakuj się.


*** Szpital, Londyn, godzina 11 ***

Właśnie dojechaliśmy na miejsce, stoimy na miejscu dla karetek. Podbiegł do nas jakiś sanitariusz, sprawdził stan Sylvii i krzyknął na kilku ludzi, żeby przynieśli nosze. W ciągu dwóch minut była przewieziona na salę operacyjną. Nie wiem, co jest jej dokładnie, ale nie wygląda najlepiej. Od czasu, gdy ją uratowaliśmy minęły jakieś 2 godziny, a ona nie odzyskała przytomności. W dodatku jest bardzo blada i cała we krwi. Liam płacze od momentu, gdy zobaczył ją w ramionach Bena. Cholera, tak się o nią martwię. Walnąłem mocno głową w ścianę, w momencie, gdy lekarz wyszedł z sali operacyjnej.
- Doktorze, co z nią?- zapytał Zayn zatrzymując go.
- Panowie z rodziny?
- Jestem jej chłopakiem a Liam to brat, reszta to przyjaciele- powiedziałem cicho.
- Jej stan jest krytyczny- otworzyłem szerzej oczy- Straciła mnóstwo krwi, jej ciało jest wykończone, ma mnóstwo siniaków i otwartych ran. W dodatku została brutalnie zgwałcona.
- Co?- nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie usłyszałem. Liam zemdlał i od razu zabrali go do sali dla pacjentów, żeby odpoczął. Nasza trójka została przed blokiem operacyjnym i czekała na dalsze informacje.
Ona została zgwałcona. Zabiję tego, kto to zrobił! Łzy zaczęły masowo lecieć w moich oczu, już po prostu nie wytrzymuje.
- Stary- Louis dosiadł się do mnie i przytulił- Pomogę Ci zabić tego skurwysyna.
- Ja też- Zayn usiadł po mojej drugiej stronie. Nie potrafiłem wydusić z siebie słowa. Po prostu płakałem.
                                                                                                                                                                    

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
 10 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ 51 :)

04 lipca 2014

49.


*** Harry ***

Przeszukiwanie bazy poszło na marne, nigdzie nie znaleźliśmy nikogo o tym nazwisku w żadnym kraju. Nawet w Rosji, tak jakby nie istniała albo zmieniła dane. To jest to!
- Liza- zaczepiłem ją, akurat nad czymś pracowała- Liza.
- Co?
- Mam pomysł.
- Jestem zajęta.
- Ale..
- Harry, ja pracuję.
- Dobra- uniosłem wkurzony ręce w górę i opadłem na fotel. Po chwili usłyszałem ciche fuknięcie i ona także usiadła.
- Przepraszam- uśmiechnęła się przepraszająco- Ale to ten stres a to moje najpoważniejsze zadanie.
- Rozumiem, ja tylko chcę pomóc.
- To jaki masz pomysł?- zachęciła mnie uśmiechem, teraz naprawdę przypomina moją ukochaną. Tęsknię za nią.
- Słuchaj, skoro nie znaleźliśmy jej nigdzie to może zmieniła nazwisko?
- To nie głupi pomysł. Tylko teraz jesteśmy w martwym punkcie, bo nic nie mamy.
- Przydałby się jakiś odcisk palca czy coś- pomyślałem na głos.
- Harry, to genialny pomysł- dziewczyna uradowana wstała i ruszyła do komputera- Przeszukam jej stare akta, może coś się znajdzie.
- A ja tu posiedzę i zbiorę laury- rozsiadłem się wygodnie a wtedy kopnęła mnie w kostkę.
Piękna i niebezpieczna
pomyślałem patrząc na nią.
- Dzięki- zaśmiała się głośno, kurwa ja to powiedziałem na głos? Mimowolnie zrobiłem się czerwony i odwróciłem głowę w bok. Zbierz się w garść, Styles, bo pomyśli, że jesteś głupi.
- Masz już coś?- ta, to jest mądre, zepsułem na całej linii, ona się tylko uśmiechnęła.
- Na razie nic- skupiła się ponownie na ekranie, wtedy podbiegł jakiś koleś.
- Agentko 301, kto dowodzi grupą Beta?
- Ja, a dlaczego?
- Z wzywa, mają coś.
- Mają?- zdziwiłem się- Idę z Tobą.
- Tylko niczego nie dotykaj, jak tam będziemy, Z dostanie szału.
Szliśmy schodami w górę aż wreszcie doszliśmy na główny korytarz, tam ruszyliśmy w lewo aż doszliśmy do ogromnego szklanego czegoś. Okazało się, że to komputerowa twierdza Z, wow. Robi wrażenie, aż przejrzałem się w lustrze co spotkało się ze śmiechem Lizy. Tak Styles, jesteś jeszcze większym pajacem niż 5 minut temu. Tamten koleś wpisał kod i drzwi się uchyliły, po kolei weszliśmy do pomieszczenia. Mnóstwo tu komputerów.
- Zayn?
- Harry?
Obaj się roześmialiśmy i postanowiłem podejść do kumpla. Tamten stał uradowany i wyluzowany. Czyli Pezz dzisiaj nie dała mu kazania.
- Co tu robisz stary?- przywitałem się z nim naszym specjalnym uściskiem.
- Nudziłem się sam w pokoju, a że chciałem tu wejść od samego początku, więc oto tu jestem- zaśmiał się cicho- A Ty?
- Ja pomagam Lizie w szukaniu tamtej kobiety, o tej na ekranie.
- Ja też tu pomagam- odezwał się dumny- Dałem nawet pomysł, dlatego ją zawołali.
- Sprytnie- przybiłem z nim piątkę.
- Chłopaki- odezwali się równo Z i Liza- Siadać- jak roboty!
- Dobra- mruknęliśmy zgodnie i usiedliśmy na krzesłach, już wolę tamten krzywy fotel. Obserwowaliśmy w ciszy i skupieniu, jak wszyscy agenci dookoła pracują. Szczerze to jestem pod wrażeniem tych ludzi. Oni tu pracują, w ukryciu, w tajemnicy, nikt o nich nie wie, a oni poza pracą mają też normalne życie. Jak oni to robią, że nie wariują? Ja bym oszalał chyba, chociaż w sumie i tak prawie cały rok jestem poza domem.
Nie ukrywam, że czasem zerkałem na Liz, ale to nie moja wina. Ona jest strasznie podobna do Sylvii, jakby była jej sobowtórem, tyle że w ciemnych włosach. Ktoś mi zamachał przed oczami.
- Stary- Zayn spojrzał na mnie zły, szeptał- Opanuj się, zapomniałeś, dla kogo tu jesteś?
- Wiem!- skarciłem go również szeptem- Dla Sylvii.
- To przestań flirtować z tą agentką- wskazał głową na nią, ale przecież ja..- nawet się nie wykręcaj. Dobrze wiem, że właśnie myślisz, jak mnie oszukać, ale Harry- położył mi dłoń na ramieniu- Nie chcę, żebyś cierpiał Ty albo Sylvia.
- Dobra, ale ona jest dla mnie koleżanką, Sylvia to ktoś więcej.
- Powiedziałeś jej chociaż raz, jak bardzo Ci na niej zależy?
- Nie- zwiesiłem głowę- Powinienem.
- Będziesz miał dużo okazji, stary, wiem to- pocieszająco się uśmiechnął, ale ma rację.
- Fajnie tak z Tobą czasem pogadać- przyznałem szczerze.
- Od czego jest starszy brat, nie?- zmierzwił mi włosy co spotkało się oczywiście z moim sprzeciwem, ale i tak kontynuował. Zwróciłem głowę na wielki ekran przed nami i tak chwile spoglądałem na niego w milczeniu. Wyświetlone były na nim twarze różnych ludzi, a gdy mignęły mi dwa podobne zdjęcia wstałem i z niepokojem podszedłem do Z.
- Hej Z- odezwałem się cicho- Chyba na coś wpadłem.
- Co takiego?- kilku ludzi z uwagą spoglądało na moją osobę, matko.
- Możesz cofnąć o trzy zdjęcia?
- Pewnie.
- Kim jest ta kobieta po lewej?
- Marie Jenett- powiedział powoli i spokojnie.
- A ta po prawej?
- Sofia Zielenko- Liz odezwała się za niego i podeszła na nas wolno.
-Nie widzicie podobieństwa?
- Nie- odezwał się Z- Chociaż chwila.. Nawet nie założyliśmy, że możemy porównywać zdjęcia. Dobra robota Styles.
- No wiesz, po prostu się staram- włożyłem dłonie do kieszeni i zacząłem bujać się na piętach.
- Dobrze, że nie zdjęliśmy podglądu danych z ekranu, inaczej być na to nie wpadł.
- Liza, ja i tak bym na to wpadł prędzej czy później- wytknąłem jej język, ale ona skwitowała to przewróceniem oczu.
- To ja idę usiąść- wróciłem do Zayna, który dziwnie na mnie patrzył. Miał minę jak wtedy, gdy okazało się, kto jest ojcem Pablito. On uwielbia brazylijskie telenowele.
- Co?- odezwałem się wreszcie.
- Ty jesteś mądry Styles?!
- No pewnie, że tak- zgromiłem go wzrokiem- Po prostu czasem ukrywam mój potencjał.
- To go odkryj, może napiszesz jakąś piosenkę na nasz nowy album.
- Przecież już wszystko jest napisane- zdziwiłem się.
- Ale na nowy, wydajemy go za rok- walnął się w czoło i zjechał po twarzy dłonią aż dotarł do ust i śmiesznie wygiął wargi- Styles idioto.
- Wybacz, że czasem moja inteligencja nie dorównuje Twojej- wstałem z miejsca i podszedłem do Liz i Z.
- Macie coś?
- Prawie jesteśmy pewni, że Jenett i Zielenko to ta sama osoba. Brakuje tylko porównania DNA.
- Może ja się przydam- wszyscy odwrócili się w kierunku głosu, który przysporzył nam zawału serca. Mężczyzna w szarym garniturze stał przed nami z wyciągniętą dłonią, na której spoczywała chusteczka. Wszyscy patrzyli z niedowierzaniem na pana Hamiltona.
- Dostałem ją kiedyś od Sofii w prezencie. Są jej odciski palców- zrezygnowany podszedł do nas i wręczył mi dowód. Położyłem go na szybce, która skanuje DNA i ustala właściciela danej sekwencji genów. Wszyscy z przejęciem patrzyli na ekran, na którym migał paseczek, że badanie trwa i te śmieszne kwadraciki pojawiały się i znikały. Po jakichś trzech minutach urządzenie oznajmiło nam, że badanie zakończone. Jestem niemal stuprocentowo pewien, że wszyscy wstrzymali oddechy. Zayn położył mi pocieszająco dłoń na ramieniu. Jeśli okaże się, że te kobiety to ta sama osoba będzie to oznaczać, że praktycznie znaleźliśmy moją księżniczkę.
- Dalej Z- pogoniła go Liza, agent stukał w klawisze, co chwilę na ekranie pojawiały się jakieś kody, zdjęcia, symbole i aż głowa mnie od tego rozbolała. Nagle na ekranie ukazały się zdjęcia tych kobiet, które migały na zielono.
- Mamy to- odezwał się Z, a wszyscy odetchnęli- Komputer potwierdził przypuszczenia Harrego.
- Świetnie- pan Hamilton właśnie wychodził- Znajdźcie ją. I zabijcie.

*** Mr. Hamilton ***

Nienawidzę tej kobiety od kiedy zrujnowała moją karierę agenta. To przez nią jestem niezdolny do wykonywania jedynej pracy, do której zostałem stworzony. Kiedyś byłem w niej zakochany, ale jak widać uczucia czasem potrafią przesłonić nam rzeczywistość i okazuje się, że osoba, którą znamy jest tak naprawdę kimś innym. Sofia oszalała, chęć zdobycia pieniędzy zniszczyła ją i to doprowadziło do katastrofy. Agencja w Moskwie runęła zabijając wielu dobrych agentów, a ona zapadła się pod ziemię.

Ten plan, całe to zamieszanie to jej zemsta. Wiem, że jest zła, bo ją odtrąciłem, ale nie mogłem pozwolić osobie takiej, jak ona na zbyt wiele. Kochałem ją, prawdziwą Sofie, a nie dziewczynę, którą ogarnęła rządza mordu. Wiem, że teraz mając w garści moją najlepszą agentkę jest w stanie skrzywdzić także mnie. I wiem też dobrze, że chce dopaść moją osobę, a żeby to zrobić chce najpierw skrzywdzić moich współpracowników. Przypuszczam, że chce zniszczyć także agencję.

I wiem też, że Sylvia jej nic nie powie i przypłaci to życiem. Dzielna z niej dziewczyna, przestrzega zasad i wiem, że nigdy się nie złamie. Nie wiem, co jej robią, w jakim jest stanie, ale przysięgam, że jeżeli moja agentka ucierpi to osobiście zamorduje Sofię.

*** Harry ***

- Dlaczego nic nie robicie?- wrzasnąłem na agentów ciągle błąkających się jak owieczki po agencji.
- Co mamy zrobić?- odezwała się Liza z wyrzutem- Nie znamy jej lokalizacji, to, że ustaliliśmy kim jest teraz nie oznacza, że już ją znaleźliśmy.
- Ale coś musicie zrobić!
- Szukamy Harry, na razie tyle możemy zrobić.

Wkurzony wyszedłem z pomieszczenia i zacząłem przechadzać się po agencji. Jestem tak wściekły, że rozwaliłbym metalowe drzwi. Mój nierówny i urywany oddech był jedyną rzeczą na której się skupiłem, nic innego do mnie nie docierało. Postanowiłem wyjść na dwór. Znalazłem wyjście na dach. Powoli wchodziłem po schodach na górę by następnie pociągnąć ogromne solidne drzwi prowadzące na dach budynku. Musiałem jeszcze wejść po kilku małych stopniach, żeby znaleźć się na jego powierzchni. Zauważyłem pełno skrzynek, za pewne dostarczające prąd i różne takie a także układ wentylacyjny. Obróciłem się w prawo i dostrzegłem piękny widok na Londyn. Westchnąłem i ruszyłem do krawędzi budynku. Wszedłem ostrożnie na gzyms i spacerowałem po nim uważając, by nie potknął się o żaden kabel.
- Uważaj Styles- usłyszałem głos 415 za sobą i automatycznie zwróciłem ku niemu głowę.
- Uważam- mruknąłem i zeskoczyłem na płaską powierzchnię.
- Siadaj- wskazał na jakiś kamień naprzeciwko niego, zająłem miejsce i wpatrywałem się w chłopaka przede mną. Wreszcie postanowiłem zabrać głos.
- Przepraszam- zacząłem cicho- Nie powinienem oskarżać Cię o to, że nic nie robisz i że to przez Ciebie ona zginie. Poniosło mnie.
- Rozumiem, spoko- wyciągnął dłoń- Zgoda?
- Zgoda- wymieniliśmy uściski dłoni i znów zapadło milczenie.
- Słuchaj- on się odezwał po chwili ciszy- Nie jestem Twoim wrogiem, uwierz, ale chciałbym, żebyś coś wiedział.
- Co takiego?
- Zakochałem się w niej. W Sylvii.
- Co?- lekko się zdenerwowałem, ale nie krzyczałem, niech mówi.
- Uwielbiam ją, ale widzę, jak ona się zachowuje, gdy jestem przy niej. Jest spięta i widzę, że lubi mnie tylko jako przyjaciela. Ale gdy wraca ze spotkań z Tobą.. Jest taka inna. Radosna, szczęśliwa. Widać, że Cię kocha.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo ja ją kocham- zwiesiłem głowę.
- Wiem, bo to widać- powiedział pocieszająco- Starasz się tu pomagać, jesteś tu dla niej i walczysz o nią pomimo tego chorego układu. Wy nigdy nie udawaliście, byliście w pełni sobą, prawda?
- Nie musieliśmy udawać- uśmiechnąłem się smutno- To zawsze wychodziło naturalnie, każdy nasz gest był spontaniczny, żadnej sztuczności.
- I ja to zaakceptowałem i postanowiłem, że dam z siebie jak najwięcej, żeby pomóc Ci ją odnaleźć.
- Dzięki- wysiliłem się na szeroki uśmiech, chociaż nie było mi do śmiechu.
- Chciałbym móc znaleźć ją już teraz nim czas minie jutro w południe. Ale nie mamy żadnych tropów. O Jenett wiemy tyle, że jest właścicielką kilku hurtowni i sklepów odzieżowych. Nie mamy nic oprócz tego, a tak bardzo mi zależy, żeby Ci pomóc. Jesteś moim przyjacielem.
-Czekaj, co? Powtórz.
- Jesteś moim przyjacielem?- zawahał się.
- Nie, to wcześniej- machnąłem ręką.
- Bardzo chcę Ci pomóc?
- Nie, jeszcze wcześniej.
- Że Jenett jest właścicielką sklepów odzieżowych- wtedy rozbłysły mu oczy- I ma hurtownie i kilka magazynów! Harry, masz łeb! Musimy iść do Z.
Szybko zerwaliśmy się z naszych siedzeń i zbiegliśmy na sam dół, by jak najszybciej dostać się do pomieszczenia komputerowego. Windzie podziękowaliśmy, bo dłużej by zajęło. Zdyszani, ale też z ogromną ulgą wpadliśmy do pokoju i zastaliśmy dziwne spojrzenia skierowane na nas. Speszyłem się i zrobiłem czerwony na twarzy. Ben zabrał głos.
- Mamy coś- podeszliśmy do panelu, gdzie stał Z, Liza i Zayn- Jenett jest właścicielką kilku sklepów odzieżowych jak i hurtowni.
- Do czego zmierzasz- wtrącił się Z za co został skarcony przez 415.
- Do tego, że ona ma kilka magazynów. Wspominałeś o tym kiedyś, ale nie przeszukaliśmy ich.
- To jest jakiś trop. Musimy sprawdzić każdy po kolei. Sprawdzę najpierw bazę, ile ich ma.
- Dobra robota Hazz- Malik przybił mi piątkę i mocno uścisnął, łzy zebrały się w kącikach oczu. Nie mogę uwierzyć, że zaraz znajdziemy moją księżniczkę.
- Jest ich siedemnaście- powiedział Z z niedowierzaniem- Musimy zacząć ich sprawdzanie jak najszybciej.
- Wszystkie są w Londynie?
- Nie, kilka jest w Leeds.
- Cholera, czy to nie tam jechała Jenett?- Liz uderzyła pięścią w stół, wszyscy się wzdrygnęli.
- Cholera, to jest to. Musimy jechać do Liverpoolu.
- To kilka godzin drogi, dojedziemy tak, jak się ściemni. Już jest siedemnasta - jedyny Zayn myślał teraz realnie.
- Masz rację- Z się zasępił- W takim razie akcja odbicia agentki 315 rusza jutro o 6. Do tego czasu musimy zebrać kilkunastu ludzi. Potrzebujemy kilku snajperów, antyterrorystów i wykwalifikowaną kadrę z agencji.
- Oczywiście my pomożemy- powiedziałem bojowo.
- Wy nie- skarciła mój pomysł Liz- Nie znacie się na tym, jeszcze zaszkodzicie misji.
- Skoro nie możemy pomagać to chociaż pozwólcie pojechać z wami- zaproponował Zayn.
-Pod warunkiem, że nie wysiądziecie z samochodu.
- Masz to jak w banku.

Księżniczko- ratunek nadchodzi.
                                                                                                                                                                   

Witajcie !
Nareszcie dodaje nowy rozdział, coś kiepsko wam idzie komentowanie, ale nie winie was- są wakacje ;)
Jednak miło było by gdybyście komentowali nawet zwykłym :) lub kropką.

Do końca bloga zostało jakieś 10 rozdziałów, na pewno nie więcej :)
Nie piszcie, że chcecie kontynuacji, nie błagajcie o nią i nie pytajcie więcej, bo kilka razy mówiłam, że KONTYNUACJI NIE BĘDZIE :)


Miłego weekendu, udanych wakacji <3
Syl xx

P.S. Dołączcie do akcji na TT : #PolandNeedsOnTheRoadAgainTour :)
                                                                                                           

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
10 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ 50.