22 stycznia 2016

62.

Witam!
Wybaczcie tę długą [bardzo] przerwę, ale jestem! Taki mega come back!
Czytajcie i komentujcie, dzięki!

Syl xx

                                                                                                                                    

-Jak to kurwa nie ma tych dokumentów!? 

Nie lubię przeklinać, ale w tym momencie po prostu ręce mi opadły. Jak jedni z najlepszych agentów na świecie mogli zgubić najważniejsze dokumenty w agencji?.. Gdybym ja je miała gdzieś odłożyć to wciąż byłyby na swoim miejescu, ale daj zrobić coś facetowi.
- Agencie 289, masz 5 minut, chcę widzieć tę teczkę na swoim biurku. I przynieś mi też kawę. Migiem!

Od wczoraj atomosfera jest bardzo napięta. Wszyscy dziwnie na mnie patrzą, jakby czuli, że ja mam swój własny plan na akcję stulecia. Niby każdy dokładnie wypełnia moje polecenia, ale jest w tym pewna doza..niepewności i chyba braku zaufania. Nie dziwię im się. Jakaś małolata zaczyna się rządzić a nawet oficjalnie nie wiadomo, kto przejmuje agencję. Oczywiście Rada i mój sztab wie, co się dzieje, ale reszta żyje w całkowitej niepewności.
Do agencji przyjechałam punkt 8, a gdy tylko wysiadłam z windy rzuciło się na mnie kilkunastu agentów by pokazać mi ich raporty z misji, które dostali. Wyobraźcie sobie, że ja muszę to czytać, weryfikować, sprawdzać wszystkie dane, zebrane informacje oraz źródła skąd pochodzą niektóre informację. A wiedziałam, że tak to się skończy jak wydam ludziom misję byleby tylko odsunęli się od naszej - ratunkowej. To teraz mam- milion teczek, zdjęć i raportów do sprawdzenia!..

Tak jak usiadłam przy biurku o 8:30 tak pracę skończyłam po 13. Oczywiście w międzyczasie zdążyłam nakrzyczeć na moją drużynę. A kawy i tak nie dostałam.
Trevor cały czas pilnuje mnie jak piesek. Niby się martwi, widzę, że on coś podejrzewa i dlatego patrzy mi na ręce. Nic nie mówię, bo się wyda i mój plan spali na panewce.
- Trevor - stuknęłam go długopisem w łokieć - Mógłbyś przynieść mi teczkę AW67/23M00/LUTY2012 ? 
- Jasne, zaraz będę- zaczął odchodzić.
- Tylko pamiętaj, że to w archiwum! - zdążyłam jeszcze krzyknąć za nim i wróciłam do papierkowej roboty. Nienawidzę, kiedy jakaś misja trwa rok a ja muszę szukać starych danych. Ale o tyle dobrze, że ja sama nie muszę szukać tej teczki, Trevor się czasem przydaje.
Wrócił po chwili z teczką i kawą Latte.
- Chciałaś kawę - wyszczerzył się- Poza tym wyglądasz strasznie dzisiaj, więc jak tylko wypijesz tę to skoczę po kolejną.
- Dziękuję!- oburzona wróciłam do sprawdzania zgodności dokumentów, czasem słyszałam tylko chichot tego dryblasa obok siebie, nie chciało mi się reagować, więc dlatego jeszcze żyje.
* * * * *
Myślałam, że dzisiejszy dzień będzie jak każdy - robota papierkowa, trochę grzebania w komputerach innych wywiadów, krzyki, płacz, może też jakiś sparing.Okazało się, że dzisiaj jest jeden z tych dni. Tych złych dni, kiedy wszystko się sypie.
Przeglądałam właśnie najnowsze dane satelitarne kiedy do gabinetu wpadł Kristof. Jego mina mówiła sama za siebie.
- Syl..
- Co się dzieje? - oczywiście, że nie dałam mu nawet zacząć zdania- Macie coś?
- Ciężko powiedzieć - zatrzymał się w pół kroku - Masz coś ciężkiego pod ręką?
- Nie wiem? - zawahałam się i rozejrzałam dookoła. Długopis, kubek, kilka kartek, zszywacz.. - Raczej nie. Mów co jest.
- Chodź do centrum operacyjnego. Szybko.
W ekspresowym tempie wybiegłam z gabinetu, napotkałam przy tym masę zdziwionych spojrzeć, bo dopiero kilometry za mną dreptał Kris. Dobrze, że nasze Centrum Operacyjne (czytaj Sala Komputerowa) jest blisko, bo albo bym się zabiła po drodze albo Kris by umarł w biegu.
Wchodzę do pomieszczenia i wszyscy zamilkli jak makiem zasiał, ukardkiem spojrzeli na mnie, ktoś gestem nakazał, że mam usiąść przy głównym komputerze i tak też zrobiłam. 

- Sylvia, słuchaj - zaczął powoli Kristof i spojrzał na mnie z dystansem - Wiemy, że zależy Ci na powodzeniu misji, ale..
- Pokaż - udało mi się powiedzieć to w miarę spokojnym głosem.

Myślałam, że zemdleje. Na komputerze pokazano mi kilka gazet z różnych miast m.in. Londyn, Leeds, Brighton, Manchester. W każdej z nich w rubryce NEKROLOG były dane Szefa. W momencie kiedy dotarło do mnie, co ta jest naprawdę napisane puściłam wszystko, co miałam w ręce. Ludzie odsunęli się ode mnie, tylko Kris i Trevor stali obok. Nikt nic nie mówił, wiedzieli co czuję, jak zaraz zareaguje i dlatego nie zdziwili się tym, co powiedziałam chwilę później.
- Podajcie mi ktoś coś ciężkiego - dawno nie miałam tak lodowatego tonu głosu- Natychmiast kurwa!
W dwie sekudny dostałam kilka naprawdę ciężkich przedmiotów, w tym cegłe. Z całej siły rzuciłam przedmiotami po kolei w ścianę przede mną. Nikt nie reagował.
- Więcej - rozpłakałam się, upadłam na kolana, ale ciągle wpatrywałam się w komputer przede mną. Zabiję te kobietę choćbym miała zginąć przy tym sama. Nie pozwolę tej szmacie dłużej chodzić po tej ziemi. Nie ma takiej siły, która teraz mnie powstrzyma.

- Sylvia.. - urwał w połowie zdania, gdy wstałam.
- Milczcie. Wszyscy - usiadłam przy biurku, uruchomiłam kilka stronek o bardzo ważnej aktualnie tematyce dla mnie- Zostaje tylko 6 osób, które są najbardziej zaangażowane w naszą misję. Reszta natychmiastowo wychodzi i bierze misje w terenie, obojętnie. Czekam na raporty. Do widzenia.
Chwila szmerów, jakieś rozmowy, wyszli i nastała głucha cisza. Czekają na rozkazy.
- Każdy pokazuje mi co do tej pory osiągnęliśmy. Stanowisko numer 1 ...
Po jakichś dwóch godzinach mojego ciągłego płaczu i wydawania nowych poleceń wkońcu natrafiłam na trop, którego szukałam od miesięcy. Wreszcie udało mi się znaleźć jej internetowy ślad. Suka się teraz nie wywinie. Niestety to dopiero kropelka w morzu. Będziemy potrzebowali jeszcze kilku dni, żeby dotrzeć do jej obecnej kryjówki. Oby chłopcy się postarali, musimy ją szybko znaleźć. Nagle usłyszałam swój telefon. Leżał pod ścianą.. No co? Nie miałam czym rzucać!
- Tak?
- Cześć skarbie - usłyszałam jego kojący głos po drugiej stronie.
- Witaj Loczku. Jak w studiu?
- Nawet nie pytaj.. Wszystko mnie boli i mam ochotę na gorącą kąpiel w płatkach róż. Piszesz się na to po pracy?
- Pewnie kochanie - zaśmiałam się cicho- Ale tym razem ja przygotuję kąpiel, bo znowu zamiast płynu do kąpieli użyjesz płynu do prania.
- To był wypadek! Wiesz o tym słońce!
- Jasne - uwielbiam kiedy się tak oburza, jest wtedy taki męski..nawet przez telefon.
- Sylvia, dobrze wiesz, że to była pomyłka no..niechcący.
- No wiem Hazz. A słuchaj zostaniesz u mnie na noc dzisiaj?
- Co się stało?- czy on zawsze wie kiedy coś jest nie tak?!
- Opowiem jak się zobaczymy okey?
- No dobra - już się miałam rozłączać kiedy dodał - Kocham Cię.
- Też Cię kocham. Na zawsze.
I dopiero teraz zakończyłam połączenie. Podeszłam do chłopaków i dałam im znać, że to na dzisiaj koniec, ale uparli się, że biorą nadgodziny. Kategorycznie zabroniłam i siłą wykopałam z Sali. Zamknęłam drzwi za sobą wcześniej gasząć światło i udałam się na parking. Wsiadłam do mojej Hondy i ruszyłam powoli w kierunku domu, gdzie pewnie czeka już Harry. Na szczęście dzisiaj nie ma korków, dziwne jak na czwartek, ale nie narzekam. Im szybciej w domu tym lepiej.
Gdy tylko otworzyłam drzwi doszedł mnie zapach naleśników z truskawkami. Pycha. Zdjęłam buty, kurtkę odwiesiłam na wieszak dokładnie obok płaszcza Harry'ego i ruszyłam do kuchni skąd słychać było rozmowy.
- Cześć - rozsiadłam się wygodnie obok taty i dałam mu buziaka w policzek.
- Ej, a ja? - oburzył się mój chłopak- Jakie powitanie.
- Ty dostaniesz później wariacie - wytknęłam do niego język na co się szeroko uśmiechnął. Zboczeniec. Zoey podała mi talerz z kilkoma naleśnikami. 
- Udekoruj jak chcesz - mrugnęła do mnie na co ja ochoczo zabrałam się do zabawy. Uwielbiam bawić się jedzeniem. Trochę to odstresowuje.
Po jakiejś godzinie skończyłam wreszcie jeść. Strasznie długo zajmuje dekoracja 6 naleśników. Hazz już chciał mi pomóc je jeść, bo chciał ze mną pogadać. Ah, jak mus to mus, więc zjadłam i poszłam do swojego pokoju. Oczywiście ktoś za mną już dreptał.
- Mów - powiedział tylko, usiadł na łóżku i wyciągnął obie ręce do mnie- Kochanie, proszę.
- Szef nie żyje - na jednym wdechu wykrztusiłam z siebie- Znaleźliśmy kilka nekrologów w gazetach.
- Ale nie wiecie na sto procent, prawda?
- Niby nie, Hazz, ale to już nie jest zwykła groźba. Ona właśnie zaczęła wojnę czy tego chciała czy nie.
- Co teraz zrobisz? - jego czujne oczy spoglądały w moje, widział, że jestem bojowo nastawiona. 
- Nie wiem - co jest oczywistym kłamstwem - Ale coś wymyślę. Od czego mam ludzi w agencji.
Harry uśmiechnął się pocieszająco i otulił swoimi ciepłymi ramionami. Poczułam miłość, której dawno nie czułam, ta troska i poczucie bezpieczeństwa dodało mi sił. I już wiem co zrobię. Najgorsze jest to, że będą tego tragiczne konsekwencje..

                                                                                                                                                                  

CZYTASZ = KOMENTUJESZ! 
DZIĘKUJĘ <3