22 września 2013

12.

Cześć! <3
Wracam do was po długim czasie. Wybaczcie, że dopiero teraz, ale wiecie jak jest..
W każdym razie obiecałam rozdział w tym tygodniu , więc oto jest! ;]
Następny w bliżej nieokreślonym czasie.


Dziękuję za ponad 2500 wyświetleń i komentarze :) <3

Miłego czytania kochani ! <3
Syl xx

                                                                                                                                                                           
Jeśli Jeśli mam być szczera to nudziła mnie ta misja. Chodziliśmy od domu do domu i nic. Kompletnie nic. Zostały nam ostatnie dwa domy. Ale wątpię, że ich znajdziemy..
- Dzie
ń dobry z zamyślenia wyrwał mnie głos 415 Jesteśmy z Ministerstwa. Proszę zapoznać się z tą broszurą podał mu fał
szywe dokumenty.
- Nie dostali
śmy żadnego powiadomienia wcześniej o tej inspekcji odpowiedział wysoki muskularny męż
czyzna.
- Sami dostali
śmy je dzisiaj i zlecono nam natychmiastowe sprawdzenie każdego domu. Musimy mieć pewność, że każdy alarm działa jak należ
y.
- Dobrze, prosz
ę za mną mężczyzna wpuścił nas do środka. Pierwsze, co mnie zdziwiło to wnętrze tego domu. Bogato i w pełni wyposażone. Dziwne jak na drugi dzień pobytu. Dziwne jest też to, że koleś mówi z nutką innego akcentu. Obstawiam, że jest Rosjaninem. Czyli chyba znaleźliśmy zwycięzcę
.
- Gdzie pan ma zamontowany alarm? – 415 co chwile wypytywa
ł go o różne takie bzdety. Dobrze, że się podszkolił w tej kwestii, bo bylibyś
my spaleni.
- Panel kontrolny jest w salonie. Alarmy przeciwpo
żarowe też
sprawdzacie?
- Ka
żdy alarm musimy sprawdzić. Jak długo działają? zapytał spoglądając na te wszystkie przyciski, a za chwilę zdjął obudowę i wpatrywał się
w kabelki.
- Nieca
ły miesiąc jakoś nie ufnie spojrzał w moją stronę Nie wiedziałem, że kobiety też zajmują się
takimi sprawami.
- Nie zajmuj
ą. Jestem tu kontrolnie. Muszę spisać raport i pilnować, by wszystko przebiegł
o zgodnie z zaleceniami.
-To mo
że sprawdzi pani drugi alarm? Spieszę się
na spotkanie.
- Oczywi
ście, proszę mnie do niego zaprowadzić szybko wzięłam kilka narzędzi od 415 i poszłam do kuchni. Jezu, jak ja mam to sprawdzić? Ja nawet nie wiem, ja się posługiwać tym czymś! Kliknęłam na panel kontrolny i sprawdził
am ustawienia.
- Ustawienia s
ą w porzą
dku.
- Ciesz
ę się warknął. OK, czyli muszę się streszczać. Jakimś cudem otworzyłam pokrywę i udawałam, że sprawdzam kabelki. Kątem oka dostrzegłam dużą skrzynię stojącą
w korytarzu.
- Wszystko dzia
ła. Sprawdź
my jak drugi alarm.
Udali
śmy się do salonu gdzie był 415, który właśnie pisał coś w raporcie. Podeszłam bliżej i zobaczyłam, że wypełnia dokument, który zaświadcza, że u tego kolesia wszystko było okey. Najlepsze jest to, że on się musi podpisać i tym samym będziemy wiedzieć
, z kim mamy do czynienia.
- Prosz
ę tu podpisać i na tym zakończy się
inspekcja.
Go
ść wziął długopis, coś nabazgrał i wskazał drogę do drzwi. Ostatni raz rozejrzałam się po wnętrzu domu i opuściłam jego progi. Razem z 415 udając, że nadal pracujemy zajrzeliśmy do kolejnego domu. Nie mieliśmy przecież pewności, że tamten nas nie obserwuje, a nie mogliśmy się ujawnić. Wyszliśmy z ostatniego domu, minęliśmy zakręt, obeszliśmy całą dzielnice i wróciliś
my do samochodu.
-Chyba ich znale
źliśmy odezwałam się, gdy tylko usiadł
am.
-Tak. To, co teraz?
- Nic. Trzeba z
łożyć raport i czekać
na rozkazy szefa.
- To jedziemy do bazy?
- A która jest ? - 3:18 . - To jed
ź sam i pokaż te dokumenty i daj do analizy odciski palca z dł
ugopisu.
- A Ty czemu nie jedziesz ze mn
ą
?
- Mam spotkanie.
-
Że jeszcze szef się nie wkurzył na Ciebie za te spotkania – przewrócił
oczami.
- Nie mam ich znowu tak du
żo. Teraz tak jakoś wyszł
o. A co, przeszkadza Ci to?
- Troch
ę. Wszystko sam muszę robić
.
- Ach tak? Nie wydaje mi si
ę. Jeśli to według Ciebie jest robienie wszystkiego samemu, to poczekaj na samotne misje. Ciekawe jak wtedy ponarzekasz – lekko wkurzona wysiadłam z auta i udałam się w stronę parkingu niedaleko, gdzie stoi moje auto. Ale idiota wysiadł za mną
.
- Przepraszam. Unios
łem się
niepotrzebnie.
- Masz racje. Dobra, musz
ę iść
. Do zobaczenia w agencji.
- Do zobaczenia – wsiad
ł do samochodu i powoli ruszył. Ja też postanowiłam się oddalić. Szybko doszłam na parking i wsiadłam do samochodu. Ruszyłam w kierunku centrum.

 

*** OCZAMI HARREGO ***


Miałem racje, że zakupy mi tyle zajmą. Nie wierze! Jest już po 3, a ja nawet w połowie się nie ogarnąłem. Wszystko przez Louisa. Ja go kiedyś zabije!
Gdy tylko wszed
łem do domu rzuciłem zakupy i skierowałem się do mojego pokoju. Jednak na drodze stanął
mi Liam.
- Czego?
- Chcia
łem zapytać jak przygotowania do randki i ten jego uśmiech. On się
szczerzy jak psychopata.
- Bawi Ci
ę
to prawda?
- Nawet nie wiesz jak bardzo – za
śmiał się Ale chyba czas Ci odpuścić spojrzał na zegarek Wiesz, już
po 3, a Ty nie uszykowany.
- Mia
łem zamiar, ale cały czas mi przeszkadzasz. Mógłbyś łaskawie zejść
mi z drogi?
- Jasne. A i przy okazji – powiedzia
ł oddalając się Pozdró
w Sylvie.
- Spoko.
Wszed
łem do pokoju i podbiegłem do szafy. Jak myślicie, że tylko kobiety mają problem w co się ubrać to jesteście w błędzie. Mężczyzna czasem też ma taki problem. Tym bardziej jak wie, że ma mało czasu do randki. Znaczy spotkania przyjacielskiego. Kogo ja oszukuje.
Ostatecznie zdecydowałem się ubrać niebieską koszulę i czarne rurki. Poszedłem do łazienki, żeby ogarnąć włosy. Niestety nie byłem zadowolony z efektu. Dzisiejszy dzień jest do kitu! Nawet włosy są przeciwko mnie.. Ale trudno. Ostatni raz zerknąłem w lustro. Efekt w miarę zadowalający. Spryskałem się jeszcze perfumami i wyszedłem. Prawie dostałem zawału, gdy zobaczyłem Louisa leżącego na podłodze.
- Co Ty robisz?
- Le
że sobie. Nie widać
?
- A móg
łbyś wstać? Nie mogę przejść
.
- O to mi chodzi. Nie przejdziesz – co ten idiota znowu wymy
ślił
?..
- Zaraz si
ę spóźnię. Błagam Louis, przestań się wygłupiać
.
- Nigdzie nie idziesz – powiedzia
ł
surowym tonem. Co mu?
- Jak to nie id
ę? Właśnie, że idę. Co Ci odwalił
o?
- Haroldzie Ty mój – rzek
ł wstając Martwię się
o Ciebie.
- Nie potrzebnie. Wszystko jest okey.
- Nie wierz
ę. Nie idź
nigdzie.
- Czemu?
- Ona chce mi Cie ukra
ść.. powiedział
smutno.
- Louis, co Ty wygadujesz?
- Taka prawda. Teraz b
ędzie się liczył
a tylko ona. Znam Cie.
- Nie gadaj g
łupot. Jesteś i zawsze bę
dziesz moim najlepszym przyjacielem.
- Mo
że i tak. Ale nie będziesz miał czasu, żeby ze mną pogadać
..
- Je
śli będziesz chciał się spotkać, pogadać to mów śmiał
o Lou. Dla Ciebie mam czas zawsze.
- Teraz tak mówisz.
- Louis! B
łagam Cie skończ te gierki. Wiem, o co chodzi. Ale teraz pomyśl o jednym. Jak ja się czuję, gdy Ty całe dnie spę
dzasz u El.
- Przepraszam Harry. Ja po prostu boj
ę się, że nasza przyjaźń
zniknie..
- Czyli Ty mo
żesz mieć dziewczynę, a ja już
nie? Fajnie. Na razie Lou.
Nie us
łyszałem, co odpowiedział, a szczerze mało mnie to obchodziło. Wkurzył mnie. Nie miał prawa tak mówić, zwłaszcza, że to on nie ma dla mnie czasu, a teraz sam mówi, że to przeze mnie kontakt się
urwie.
Cholera! O ma
ły włos bym zapomniał! Szybko wróciłem się do pokoju i zabrałem prezent dla Sylvii. Mam nadzieję, że jej się
spodoba.
Krzykn
ąłem chłopakom cześć’, gdy wychodziłem. Zerknąłem na zegarek. 3:52 . Wypadałoby się pospieszyć. Szybko wsiadłem do auta i odpaliłem je. Mam 8 minut, a nie mogę się spóźnić, bo co pomyśli sobie o mnie jej ojciec? Zapiąłem pas i ruszyłem w kierunku Sylvii domu.



*** OCZAMI SYLVII ***
 
Jakie szczęście, że dojechałam szybko do domu. Ale najgorsze jest to, że miałam tylko pół godziny na przygotowania, które normalnie zajęłyby godzinę. No mówi się trudno. Migiem wzięłam prysznic i wysuszyłam włosy. I co dziwne, dzisiaj ułożyły się w najpiękniejsze loczki jakie mogły. Cóż, jestem zadowolona. Spryskałam je jeszcze jedwabiem i były gotowe. Zrobiłam lekki makijaż i uznałam, że jestem gotowa. Teraz trzeba wybrać jakieś ubrania. Nie mogą być zbyt eleganckie, ale też nie pójdę w dresach. Nie lubię tak gapić się na swoje ciuchy i myśleć w co by się tu ubrać?, o to nie w moim stylu. Lubię otworzyć szafę i wiedzieć, że ubiorę to i to. Dziś jest niestety inaczej. Pogoda dzisiaj ładna to krótkie spodenki lub spódnica. Idziemy na kręgle, więc spodenki. Na chybił trafił wybrałam brzoskwiniowe. No to teraz bluzka do tego. Musi być wygodna i w miarę elegancka. Tylko czy mam coś takiego?
Szpera
łam po półkach aż wreszcie znalazłam biała bluzka z lekkim dekoltem i przedłużonym tyłem. Oczywiście z nadrukiem, bo inaczej zestaw byłby dziwny. Uwielbiam akurat tę bluzkę, bo nie wygląda jak typowa z nadrukiem. Od napisu Ilove british boys” rozchodzą się kwieciste wzory, które kończą się
na plecach, a sam napis jest fantazyjnie napisany.
Okey, do tego jaki
ś dłuższy naszyjnik i bransoletka. Szybko się ubrałam i dla pewności, czy na pewno dobrze wyglądam poszłam do Zo. Kto jak kto, ale ona to zna się
na modzie.
-Hej Zo, jak my
ślisz? Zestaw na krę
gle?
- Wygl
ądasz ś
licznie! Uroczo, elegancko, ale na luzie.
- I o taki efekt mi chodzi
ł
o.
Kobieta u
śmiechnęła się tylko i wróciła do pieczenia ciasta. A właśnie.. Od kiedy ona potrafi takie rzeczy?! Ugh, jestem złośliwa, a miałam być mił
a.
Wbieg
łam do pokoju i uszykowałam buty do wyjścia. Do torebki wrzuciłam klucze, gumę do żucia, błyszczyk, telefon i portfel. Spojrzałam jeszcze na zegar i o mało zawału nie dostałam. 3:55. Szybko ubrałam buty i zbiegłam na dół. Usiadłam na sofie, włączyłam radio i grzecznie czekałam aż
Harold po mnie przyjedzie.
Nie,
żebym nerwowo spoglądał
a na zegarek. Pff! Gdzie tam!
Ale zacz
ęłam się martwić, gdy zaczęła wybijać
4.
Szcz
ęście moje było ogromne, gdy wraz z ostatnim uderzeniem zadzwonił dzwonek. Już wstawałam i miałam otwierać drzwi, aż nagle z kuchni wybiega tata i robi to za mnie. Nie wiem czy się cieszyć czy nie, że to on otwiera drzwi i już przed pierwszym spotkaniem poznał
Harrego.
-Dzie
ń dobry usłyszałam niski głos, gdy tylko drzwi się otworzył
y.
- A dzień dobry. Pan do kogo? – tato serio? Serio?! Chyba b
ędziemy musieli pogadać
. Znowu.
-Eee.. ja do pana córki.
- Wychodzicie gdzie
ś
, tak?
-Tak. Zabieram Sylvi
ę na krę
gle.
-Na kr
ęgle mówisz.. A umiesz Ty grać? błagam tato, odsuń się od drzwi i mnie przepuść
!!!!..
- Ca
łkiem nieźle proszę
pana.
- To
świetnie. Poczekaj tu chwilę, zawołam ją
.
-Jas.. – nawet nie wiem, co powiedzia
ł, bo tata zamknął drzwi i spojrzał na mnie głupkowato się uśmiechają
c.
-Tato! Co Ty robisz?! – krzykn
ęłam najciszej jak potrafił
am.
- Badam go.
- Zdrowy jest, nie?
- Zabawne. Jest w porz
ądku. Możesz z nim iść
.
-Dzi
ękuję trochę wkurzona, ale jednak nawet zadowolona ucałowałam tatę i wyszłam z domu. Hazz stał jakieś 2 metry ode mnie, a jego mina wyrażał
a wszystko.
-.. Cze
ść Harry uśmiechnęłam się
promiennie.
- Cze
ść chyba był skonsternowany Fajnego masz tatę
.
- Wiem – za
śmiałam się Wybacz za niego, on tylko się z Tobą droczył
.
- Sprawdza
ł
mnie tak?
- No tak jakby..
- Mi
ły koleś mrugnął do mnie na co ja się zaśmiałam Możemy już jechać
?
-Tak jasne.
-A w
łaśnie. Proszę
. Prezent dla Ciebie.
Wr
ęczył mi różowo-fioletową torebkę. Nie była zbyt ciężka, a mnie aż zżerało od środka, żeby sprawdzić
co tam jest.
-Nie jeste
ś ciekawa, co tam jest? zaśmiał się
nerwowo.
- Jestem – no i sprawdzi
łam, co mi dał. Perfumy. On mi dał perfumy!
Harry..Ja..
- Nie podobaj
ą Ci się? chyba był
smutny.
-Nie!
Ładnie wyglądają. Tak na marginesie, możecie rozdawać swoje perfumy? zaśmiałam się, on też
.
- Tak, dostali
śmy po 10, a uznałem, że to bę
dzie oryginalny prezent.
-Dzi
ękuję przytuliłam go lekko, a on mnie chyba chciał zdusić Hej! Bo mnie udusisz zaśmiałam się

-Wybacz, ale lubi
ę się przytulać..
- Ojej i nawet si
ę tak słodko rumienisz dotknęł
am jego policzka.
-Przesta
ń zaśmiał się Mogę panią prosić? Zaproponował swój łokieć, który przyjęłam i zaprowadził mnie do samochodu, po czym otworzył drzwi Proszę wsiąść
.
- Jaki d
żentelmen lekko się zaśmiałam i spojrzałam mu głęboko w oczy Dziękuję
.
-Wszystko dla pi
ęknej pani powiedział, po czym zamknął za mną drzwi i sam wsiadł za kierownicę swojego Audi R8. Na marginesie – piękny samochó
d.
- Do której kr
ę
gielni jedziemy?
- Do „Health and Beauty”. - Troch
ę
daleko mamy na Wardour Street.
- Nie jest tak daleko, jak si
ę zna skrót uśmiechnął się
.

*** 15 minut pó
ź
niej ***

- I widzisz, szybko dojechali
śmy w odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam. Weszliśmy do środka i podeszliś
my do kasy.
- Cze
ść Ryan odezwał się
Hazz.
- Siema Harry. Dawno Ci
ę tu nie było wymienili uściski dł
oni.
- Sylvia to mój przyjaciel Ryan, Ryan to Sylvia.
- Mi
ło mi Cię poznać
.
- Ciebie równie
ż. Chodzisz z tym idiotą? zaśmiał się chłopak, a Harry piorunował
go wzrokiem.
- Nie – za
śmiałam się
.
- Ryan, mo
żemy prosić 2 pary butów? 9 i …? – spojrzał
na mnie
- 6 – u
śmiechnęłam się mił
o.
- 9 i 6 . Dzi
ęki Ryan chłopak oddalił się od nas po buty, a ja zaczęłam się głośno śmiać. Harry spojrzał na mnie i chyba nie rozumiał, co się
dzieje.
- Przepraszam. Nie
śmieję się z Ciebie sprostowałam, ale nadal chichotał
am.
- Jasne – wytkn
ął mi ję
zyk.
- Naprawd
ę dźgnęł
am go lekko w brzuch.
- Znowu to robisz?
-Ale co? – szczerzy
łam się do niego i teraz on się zaczął cicho śmiać Co? – zdziwił
a mnie jego reakcja.
- Nie nic. Po prostu.. Nie mog
ę uwierzyć, że jestem z Tobą na randce. Szczęściarz ze mnie jej, jakie to słodkie.. Ale co ja mam mu powiedzieć
?
- Uwierz mój drogi – przytuli
łam się do niego lekko, a on mnie objął
ramieniem.
- Dobra, starczy go
łąbeczki Ryan nas wystraszył Proszę
, wasze buty.
- Dzi
ęki powiedzieliśmy razem, a ja czułam, że się rumienię.

                                                                                                                                



CZYTASZ = KOMENTUJESZ ! xx