24 listopada 2013

15.

Cześć misiaczki! :)
Wracam po dłuższej przerwie. Miałam wstawić ten rozdział tydzień temu, ale no wiecie, szkoła i z braku czasu wstawiam to dzisiaj :)

Przede wszystkim dzięki za ponad 4000 ( ;o ) wyświetleń. WOW! Na prawdę, to jest coś. :)
No i hura!Pojawiają się komentarze :) :D

Dobra, nie będę więcej przedłużać! Miłego czytania! I dzięki! :)

Syl xx
                                                                                                                                                                           


Poniedziałek, 8.07.2013

Kochany pamiętniku,

Chyba zwracam się do Ciebie po raz pierwszy w ten sposób, ale jestem wyjątkowo szczęśliwa. Wczorajszy dzień był jednym z najlepszych w moim życiu. Może nie było tak ekscytująco jak na misji, ale i tak było niesamowicie. Coraz bardziej zaczynam przekonywać się do Harrego. Tylko..Obawiam się, że nasza relacja powinna poprzestać na przyjaźni. Boję się o niego. Wiem, że inni agenci nikogo nie mają i tym samym nie robią niepotrzebnego bałaganu. A gdybym była z NIM nawet w ukryciu, co mogłoby być trudne dla niego, to i tak jakiś szpieg by się o tym dowiedział. Tak są wyszkoleni. A nie zdziwiłabym się, gdyby jakaś agencja terrorystyczna miała moje dane. Więc, po co go narażać? Już i tak za bardzo ryzykuję zadając się z nimi wszystkimi. Jakby tego było mało, muszę zapewnić bezpieczeństwo Liamowi. Do niedawna całkiem skutecznie chroniłam tatę i Zo, no była jedna wpadka, gdy ktoś się włamał do domu, ale to była wina taty i niezamkniętego okna w garażu.
Bynajmniej, teraz będę musiała wzmocnić ochronę i bardziej się skupić, a jestem w 99% pewna, że Harry by mnie rozpraszał.
Muszę kończyć. Niall dzwonił, że niedługo będzie. Jadę na ich próbę.

Kocham!

„Boy, let me be the one, who light up your world.”                                           Sylvia xx

Zamknęłam pamiętnik i schowałam w bezpiecznym miejscu. Jest chwila po 8, próba na 9, więc ze spokojem zdążę ze wszystkim. Ubrałam się w kremową bluzkę z falbankami, białe spodnie, do tego kremowe szpilki i białą torebkę. Włosy lekko pofalowałam, teraz opadały kaskadami na moje ramiona. Do zestawu dobrałam kolczyki i perłową bransoletkę. Nałożyłam trochę różu na Poliki, usta poprawiłam szminką ochronną i błyszczykiem.

Spojrzałam w lustro. Nie jest najgorzej.

Spryskałam się jeszcze nowymi perfumami i uznałam, że jestem gotowa.
Zegarek wskazuje 8:54. Nie wiem, czemu Niall się spóźnia. Dzwonił i mówił, że będzie przed 8:50.
Zeszłam na dół i akurat dzwonek do drzwi zadzwonił.
- Wychodzę! Śniadanie zjem na mieście!
- Zadzwoń, o której wrócisz!-odkrzynął tata z salonu.
- Jasne! Pa!
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam w nich uśmiechniętą blondynkę.
- Cześć – przywitał się.
- No cześć. To jedziemy?
- Jasne – uśmiechnął się w odpowiedzi i odsunął, żebym mogła wyjść i zamknąć za sobą drzwi. Horan otworzył mi drzwi, ale wcześniej z niezrozumiałych powodów mnie powąchał.
- Um, coś nie tak?
- Nie. Tylko.. Bardzo ładnie pachniesz- i zaczął suszyć ząbki. Przygłup.
- Dziękuję. To wasze perfumy – odparłam szczerząc się do niego.
- Też, dlatego tak znajomo pachniesz – zrobił ‘facepalm’ a ja wsiadłam do jego samochodu. Lubię Porsche.
Chwilę po mnie w samochodzie pojawił się kierowca. Od razu zaczął nawijać. Ma podobny słowotok do Zoey, ona też nie poprzestanie na jednym pytaniu, zacznie mówić wszystko, co ma w głowie. Zachichotałam cicho.
- Co jest takie zabawne? – zapytał wesoło i uniósł jedną brew.
- Ty.
-Wiem, że jestem zabawny, dziękuję- zaśmiał się krótko- A czemu tak konkretnie?
- Strasznie dużo mówisz. W dodatku z taką pasją – spojrzałam na niego z uśmiechem nr.5.
-Lubię mówić. Ale jeśli Ci to przeszkadza.. – dodał po chwili zmieszany.
- Nie Niall, skąd, lubię jak tyle mówisz – położyłam mu dłoń na kolanie – Nawet nie wiesz, jakie to odprężające.
- Cóż, w takim razie polecam się na przyszłość.
Oboje uśmiechnięci pogrążyliśmy się w ciekawej, aczkolwiek krótkiej rozmowie na temat tego, dlaczego Wilkołaki nie są nieśmiertelne. Stanęło na tym, że pewna wiedźma miała dziecko wampira, a jej znajoma miała syna wilkołaka, więc, żeby jej dziecko było lepsze sprawiła, że stał się nieśmiertelny, ale tamta tego nie mogła, bo była człowiekiem. Ciekawe, prawda?
- Jesteśmy na miejscu – oznajmił mi, gdy stanął na parkingu przed areną.
- Dużo to ludzi.
- Mhm. Norma. Zdarza się ich więcej – machnął ręką.
- Nie zjedzą mnie, jak wyjdę? – w odpowiedzi otrzymałam śmiech blondi. Wysiadłam zaraz za nim i usłyszałam przeraźliwy pisk. Jak stracę słuch, to zabiję tych idiotów.
Ja szłam spokojnie w kierunku przejścia dla VIP-ów, a Niall został na chwilę i robił sobie ze zdziczałymi zdjęcia. Byłam już oddalona o jakieś 50 metrów od niego, gdy nagle podbiegła do mnie niska brunetka, z twarzą Liama na koszulce i popisanymi rękoma. W duchu się zaśmiałam.
- Cześć – powiedziała dziewczyna szczerząc się do mnie trochę jak psychopata.
- Cześć. Pomóc Ci w czymś? – zapytałam, bo chciałam wyjść na kulturalną.
- Jesteś siostrą Liama? – zignorowała moje pytanie i widocznie przeszła do sedna swojej wypowiedzi.
- Tak, jestem – wciąż uśmiechnięta, lecz trochę zmęczona przebywaniem w jej towarzystwie odparłam i miałam nadzieję, że sobie pójdzie.
- Ale fajnie! Znasz wszystkich ?- lekko podskoczyła, co mnie przestraszyło.
- Tak, ale znam tylko ich imiona.
- Nie jesteś ich fanką? – teraz to miała minę, jakby patrzyła na neandertalczyka.
- Nie. Czy to jakiś problem dla Ciebie? – byłam wkurzona, mam zresztą do tego prawo.
- Tak! – wykrzyknęła jakby to była najoczywistsza oczywistość na świecie – Powinnaś ich kochać!
- Kocham Liama, bo jest moim bratem i tyle ze strony mojej miłości – wyminęłam ją i ruszyłam w stronę wejścia.
- Dziwna jesteś – odkrzyknęła w odpowiedzi – Nie wiem, co Harry w Tobie widzi.
Nie powiem, zaintrygowała mnie, ale nie na tyle, żebym się odwróciła. Weszłam na teren areny i czekałam za blondi, bo miał moją przepustkę. Nie czekałam na niego zbyt długo, bo już po jakiejś minucie się pojawił.
- Wybacz, ale to nie moja wina, że mnie uwielbiają.
- To w takim razie, czy ja też mogę sobie zrobić z Tobą zdjęcie i wrzucić je na Instagrama? – zapytałam udając fankę i wyciągnęłam z torebki telefon. Ten parsknął śmiechem.
- Jasne! – Przysunął się do mnie, zabrał mój telefon i włączył aparat. Po chwili objął mnie, pocałował w policzek i zrobił zdjęcie. WOW, nie spodziewałam się tego.
- Dz-dziękuję za zdjęcie – powiedziałam po chwili i zabrałam telefon.
- Cała przyjemność po mojej stronie – ukłonił się teatralnie, na co się zaśmiałam i podał mi swoje ramię – Pozwoli panienka, że zaprowadzę ją za kulisy?
- Ależ oczywiście, paniczu Horan – w dobrych humorach ruszyliśmy w zaplanowane miejsce. Po drodze ochrona sprawdziła nasze przepustki i pozwoliła ruszyć dalej. Łaskawcy. Po niecałych pięciu minutach znaleźliśmy się przed sceną. Tutaj dopadło nas stado.
- Sylvia! Miło Cię widzieć!- wykrzyknął uradowany Louis i mnie przytulił.
- Ciebie również, Louis – uśmiechnęłam się do chłopaka w czerwonych spodniach. Następny w kolejce był Zayn.
- Witam piękną panią – pocałował mnie w policzek. Kątem oka zauważyłam, że Harry zacisnął dłonie w pięści. Słodziak. I zazdrośnik.
- Dzień dobry milordzie – otrzymałam od niego uśmiech ,przez który zapewne 1/3 fanek mdleje. Ale na mnie nie robi takiego wrażenia. Bynajmniej nie jego uśmiech.
- Cześć siostro – podszedł do mnie Liam i przytulił. Poczułam prawdziwą braterską miłość. Może nie będzie taki zły jako brat. Chyba się do niego przekonam.
- Dzień dobry – na końcu podszedł do mnie Harry.
- Dzień dobry panie Styles – odpowiedziałam mu z uśmiechem. Po chwili wahania i walki wewnętrznej samej ze sobą podeszłam do niego i delikatnie przytuliłam. Był zaskoczony, ale odwzajemnił uścisk zgniatając przy tym.
- Chłopaki! – usłyszeliśmy krzyk jakiegoś faceta z trybun – Na scenę i do roboty! Im szybciej zaczniemy tym szybciej skończymy.
Ze śmiechem chłopaki ruszyli w stronę schodków prowadzących na scenę. Nim jednak oddalili się za bardzo Hazz wrócił się i pocałował mnie szybko, po czym pobiegł za chlopakami. Okey, nie ukrywam, lekko się zarumieniłam, ale to nie w moim stylu! Od razu się opanowałam, wzięłam głęboki oddech i postanowiłam udać się na trybuny. Usiadłam w sektorze D naprzeciwko sceny i obserwowałam idiotów bijących się mikrofonami. W pewnym momencie wybuchłam głośnym śmiechem aż chłopaki zwrócili na mnie uwagę i śpiewając Kiss You zaczęli mi machać jak nienormalni. Niall wysłał mi nawet buziaka w powietrzu, na co Hazz walnął go lekko w ramię. Paul się wtedy wkurzył.
- Niall opanuj się i przestań patrzeć się na swoją dziewczynę! A Ty Harry skończ go bić, po prasa pomyśli jeszcze, że się nad wami znęcamy!
Loczek wkurzył się, gdy to usłyszał, nie wiem dlaczego. Dalej próba przebiegała jak na początku, czyli śpiewali, wygłupiali się, skakali na siebie nawzajem. Około 10.30 zarządzono przerwę i razem z chłopakami postanowiliśmy przejść się na krótki spacer do Subwaya i z powrotem. Ja zamówiłam sobie kanapkę z serem i szynką, podobnie jak reszta no i herbatę.
- Sylvia, a powiedz mi, jak to jest być agentem? – zapytał Louis prawie szeptem.
- Jest ciężko. Nawet bardzo. Te wszystkie treningi i testy bywają naprawdę męczące, ale ogólnie to nie jest tak źle. Na misjach nawet nie przydają się te treningi, bo wyobraź sobie, że pilnujesz premiera, a nagle napada na Ciebie kilku ninja. To niemożliwe, ale i tak to ćwiczymy.
- A ten wasz szef, miły jest? – zapytał tym razem Hazz.
- Jest świetny. Wymaga, ale rozumie, jak coś nam wypadnie. Akurat mnie lubi, mamy umowę i każda strona przestrzega każdego paragrafu.
- Macie wolne? – tym razem zapytał Li.
- Jasne. Święta zawsze są dniem wolnym, tak samo urodziny jakiegoś agenta, ale oczywiście tylko dla niego. Co jeszcze.. Mamy wolne jak szef tak zarządzi, ale od kiedy ja tam jestem to się jeszcze nie zdarzyło – zaśmiałam się i czekałam na kolejne pytanie.
- Jak sobie radzisz?- kolejne pytanie od Hazzy.
- Z czym? Z byciem agentką?
- Nie. Mam na myśli.. Jak sobie radzisz bez mamy?- tu zbił mnie z tropu. Jestem opanowaną osobą, dlatego też płakałam wewnątrz.
- No wiesz, jest ciężko czasami. Myślę o niej i zastanawiam się, czy pochwalałaby to, co robię i co na ten temat sądzi. Brakuje mi jej, to oczywiste, ale .. Mam nadzieję, że tam, gdzie jest ,jest szczęśliwa i wie, że wychowała mnie na odważną dziewczynę.
- Skąd brałaś narkotyki? – do rozmowy wtrącił się dotąd cichy Zayn.
- Wieczorami chodziłam do różnych klubów i tam znajdowałam dilerów. Nie było trudno ich znaleźć.
- Jak długo brałaś? – ponownie odezwał się Zayn.
-Kilka miesięcy. Ale nie uzależniłam się, nie potrzebowałam pomocy specjalisty, jeśli o to Ci chodzi.
- Cieszyłaś się, że agenci Cię znaleźli?- Niall tym razem odważył się zadać pytanie.
-Na początku nie – westchnęłam – Później byłam im za to wdzięczna, bo nie wiem, czy faktycznie bym się nie stoczyła.
- Masz nas dość? – zapytał Louis.
- Nie, skąd ten pomysł? – spojrzałam na niego zaskoczona, ale wiedziałam, czemu to powiedział.
- Nie lubiłaś nas na początku..
- To prawda. Bo czytałam o was wcześniej i tam były o was przeróżne informacje. Gdy was poznałam miałam do was dystans. Ale po bliższym poznaniu muszę powiedzieć, że jesteście cudownymi osobami. Ten, kto pisze te wszystkie bzdury w Internecie zupełnie was nie zna.
- Cieszę się, że zmieniłaś o nas zdanie – dodał Harry.
- To nie tak, że zmieniłam.. Po prostu teraz jesteście na mojej liście. Liście priorytetów.
- Co masz na myśli? – ciekawski Liam się wtrącił.
- Będę was chronić chociażbym miała zginąć. Jesteście przyjaciółmi Liama, mojego brata, nie wiem czy jesteście też moimi przyjaciółmi, ale.. postaram się być zawsze blisko was, żeby was bronić i dopilnować byście zawsze byli bezpieczni – zakończyłam z uśmiechem.
- Jesteśmy dla Ciebie tylko pracą? – Harry był chyba w tym momencie zmieszany.
- Oczywiście, że nie – pokręciłam głową i wzięłam głęboki oddech – Opiekowanie się wami to takie moje nowe hobby.
- Jest szansa, że odpuścisz? – zapytał ze śmiechem blondyn.
- Raczej nie – chwyciłam go pod ramię – Nie darowałabym sobie, gdyby cokolwiek wam się stało. Nawet małe zadrapanie nie wchodzi w grę.

*  *  *

- No chłopaki! Postarajcie się, to już ostatnia piosenka! – kolejny raz ktoś wydarł się na nich z wyższych trybun. Oni tylko westchnęli i ustawili się w innej kolejności. Gdy tylko rozbrzmiała melodia piosenki dostałam wezwanie na pager. Cholera.
Szybko wygrzebałam go z torebki i odebrałam połączenie na służbowy telefon.
-Agent 315 zgłasza się.
- Agencie, potrzebujemy Cię natychmiast w agencji.
- Stało się coś poważnego szefie?
- Niestety – westchnął – Dostaliśmy nową wiadomość szybciej niż myśleliśmy.
- Czyli nie mamy za dużo czasu.
- Dokładnie. Musimy to jak najszybciej rozwiązać.
- Będę do godziny. Jestem w O2 arenie i nie wiem jak szybko przedostanę się stąd do agencji.
- Czekamy. Proszę, pospiesz się – i zakończył połączenie. Tym razem ja westchnęłam i w głowie obmyśliłam chwilowy plan działania. Hm. Muszę już teraz zniknąć im z oczu. Poszłam do Paula i powiedziałam, żeby przekazał chłopakom, że mam bardzo ważną misję do wykonania, czyli posprzątanie w pokoju. On nie wie, o co chodzi, a chłopaki zrozumieją. Oby.
Pociągiem dojechałam na przystanek najbliższy domu, wsiadłam do auta i odpaliłam. Nawet się nie przebierałam, bo to bezsensu skoro to nie misja w terenie ani nic. Wjechałam na główną drogę i utknęłam w mini korku. Po chwili się zmniejszył i spokojnie mknęłam po ulicy w kierunku bazy. Do głównego wejścia dojechałam w 35 minut. Zaparkowałam na swoim miejscu i praktyczni pobiegłam do windy. W ekspresowym tempie znalazłam się na 1 piętrze i w biurze szefa. Tam znajdowało się już dość dużo osób. W tym 415.
- Przepraszam. Już jestem.
- Cieszymy się. Proszę, usiądź.
- Mogę zobaczyć?  -zwróciłam się z prośbą o zobaczenie wiadomości. Podano mi ją. Na początku jej nie rozumiałam, ale wtedy tekst odbił się w okularach ‘sąsiada’ oraz w lustrze za nim. Tekst był napisany odwróconym pismem lustrzanym. Cholera.
- Coś nie tak, agentko 415? – zapytał zaniepokojony szef.
- Chyba wiem, kto jest celem-  spojrzałam na niego z przerażeniem w oczach, reszta spojrzała na mnie z zaciekawieniem zmieszanym z ulgą oraz strachem.
- Ale nie jestem pewna..
- Kto to?
                                                                                                                         
CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)

03 listopada 2013

Info

Pojawiła się zakładka Bohaterowie :)
Z czasem, gdy w rozdziale pojawi się nowa, ważna postać, będę uaktualniać zakładkę :)
Jeśli macie jakieś pytania do bohaterów to śmiało zadawajcie je w zakładce Pytanie & Odpowiedź :)
To chyba wszystko z kwestii organizacyjnych :)

P.S. Wejdźcie na middle-of-my-heart.blogspot.com/ & allerry.blogspot.com/ :)

Miłej niedzieli! :)
Syl xx

 
 

14.

Cześć miśki ! ;3
Dziękuję, że jest was coraz więcej! ponad 3300 wyświetleń to jest coś :) Dzięki,że czytacie! :*
No i pojawiają się komentarze, co mnie bardzo cieszy! ;]

Chciałabym polecić wam dwa blogi. Są niesamowite, bardzo wciągają i są warte waszej uwagi! :)
http://middle-of-my-heart.blogspot.com/
oraz
http://allerry.blogspot.com/  <<<-- nowo założony  blog ;)

Będę wdzięczna jeśli zajrzycie na ich blogi, dziewczyny mają talent, sami się o tym przekonacie, gdy przeczytacie! ;3

Życzę wam miłego czytania! Do nexta!
 Syl xx
                                                                                                                                                              


* * * OCZAMI HARREGO * * *
Nie mogę pojąć tej dziewczyny! Zgrywa taką niedostępną! Ale z drugiej strony jest czasem taka otwarta i mogę ją łatwo odczytać. Ona posiada kilka twarzy. Będę musiał ją wreszcie rozszyfrować i znaleźć tę prawdziwą stronę. Może być ciężko biorąc pod uwagę jej trudny charakter i to, że jest bardzo, ale to bardzo zamknięta w sobie.
Ci
ężko tak na nią patrzeć i być skupiony na tym, co mówi, jak jest tak olśniewająco piękna.
Nie, nie zakocha
łem się. Na pewno nie. Ale będę musiał się upewnić, co do tego. Tylko nie wiem jak..
- Hej pi
ękna, usiądziemy na tamtej ławce?
- Skoro pan celebry ta si
ę zmęczył to możemy usiąść – odpowiedziała ze śmiechem w głosie, a po chwili kontynuowała – Szybko się męczysz. Nie ma tam, kto o was dbać?
- Jasne,
że ma! Tylko no wiesz, nie mamy testów na wytrzymałość, jeśli chodzi o spacery.
- Taki du
ży, a taki słaby – pokręciła głową.
- S
ądzisz, że jestem słaby? Uwierz, nie jestem.
- Wygl
ądasz na niedożywionego. I jak panienka – zaśmiała się i usiadła na ławkę.
- Jak mnie nazwa
łaś? – stanąłem naprzeciwko niej i skrzyżowałem ręce na piersi – Powtórz.
- Jeste
ś panienką.
- Nie wierze,
że to powiedziałaś – zacząłem lekko dramatyzować, bo uraziła mnie! Moją męskość – Jestem 100% mężczyzną.
- Mówisz? To udowodnij to – rzuci
ła mi wyzywające spojrzenie. Jak ona mnie teraz irytuje!
- Jak ?
- Hmm – chwile rozgl
ądała się dookoła – Wiem! Widzisz tamto drzewo? – wskazała palcem na ogromne drzewo niedaleko nas.
- No. I co w zwi
ązku z nim?
- Masz si
ę podciągnąć na najniższej gałęzi.. 20 razy.
- Oszala
ła.. Jasne, że to zrobię! Przecież to nic trudnego.
Zb
łaźnię się. Cudownie. Przecież ja nie umiem takich rzeczy! Co ja, małpa?! Ale podjąłem wyzwanie, to spróbuję. Nie wierze.. Harry, co ty ze sobą robisz?..
-No dalej, panie gwiazdo – pop
ędzała mnie. Ugh!
- No już! Idę – usłyszałem cichy chichot, gdy odchodziłem –Ale jeśli się zabije, to pamiętaj, że to Twoja wina.

* * * Oczami Sylvii * * *

Ledwo się opanowywałam, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Nie myślałam, że gwiazdka odważy się to zrobić. Okey, może mi tym chce zaimponować, ale robi dobre wrażenie. Nie sądziłam, że będzie chciał udowodnić swoją męskość, tylko, że powie coś i na tym się skończy. Będzie zabawnie.
Nie ukrywam,
śmiałam się głośno w duchu, może też trochę na głos, ale to nie było specjalnie! Po prostu, on jest taki uroczy jak się stara.
- No dalej, panie gwiazdo.
Musia
łam go popędzać, bo inaczej by nie poszedł. Wahał się, ale ruszył.
- No ju
ż! Idę. Ale jeśli się zabije, to pamiętaj, że to Twoja wina.
Wolnym, wr
ęcz ślimaczym krokiem, szedł w stronę drzewa. Co kilka obracał się w moją stronę, a ja podnosiłam kciuki do góry, by okazać moje wsparcie. Haha! To jest takie zabawne. On tak się dla mnie męczy..
- Ohh szybciej! Kolacja nam nied
ługo przepadnie!
Widzia
łam na jego twarzy rezygnacje, strach, determinację i .. Właściwie nie wiem, jak to opisać. Ale miał bardzo zabawną minę. Muszę przyznać, że martwię się o dziennikarzy. Jak jakiś go zobaczy i zrobi zdjęcie to jutro w gazecie będzie na 1 stronie z nagłówkiem ‘Harry Styles zamienia się w małpę!’ Może i bym się śmiała, jakiś czas, ale potem musiałabym znosić krzyki Hazzy. Lepiej, żeby nikt go nie widział..
Harry sta
ł już pod drzewem i się na nie patrzał. Wyglądał, jakby się modlił tak właściwie. On się serio boi?
- Ej! Nie musisz tego robi
ć, wiesz?
- Musz
ę. Udowodnię Ci, że się mylisz!
- Jak chcesz.. – zrezygnowana opar
łam się na oparciu ławki. Po prostu podziwiałam przedstawienie.
Hazz przygotowa
ł się do skoku, po czym go wykonał i bujał się lekko na gałęzi. Usłyszałam ciche przeklnięcie, na co się zaśmiałam. Po chwili wykonał pierwsze podciągnięcie, ale z trudem.
- Oszcz
ędzaj siły na resztę!
- Cicho tam kobieto!
I drugie podci
ągnięcie. OK, na razie jest dobrze, chociaż widać, że to go zmęczyło. Dwie minuty później miał już wykonane 7 podciągnięć.
- Dobrze Ci idzie! Jeszcze 13!
- Nie pomagasz!
- Nie jestem od tego! – odkrzykn
ęłam, po czym wyciągnęłam telefon z torebki i zrobiłam mu zdjęcie. Pamiątka musi być. No i chłopaki się pośmieją.
Ma ju
ż za sobą 13 podciągnięć. A minęło.. 20 minut! Ten to jest wolny.. Chyba będę musiała mu pokazać, jak to się robi. No i 14 za nami.
- Dasz rad
ę wykonać te 6 w mniej niż 15 minut? – rzuciłam do niego ze śmiechem.
- Jasne m
ądralo. Weź sama spróbuj!
- Ohh spróbuj
ę, tylko czekam aż Ty skończysz.
Us
łyszałam ciche westchnienie, śmiech i znowu westchnienie.
- Nie tra
ć sił bezsensownie!
- To do mnie nie mów! Teraz to ja si
ę zaśmiałam i obserwowałam dalej przedstawienie. Nagle Hazz nie dokończył podciągnięcia i upadł na ziemię. Jak najszybciej do niego podbiegłam. Leżał na ziemi z zamkniętymi oczami.
- Harry! Otwórz oczy! Co Ci
ę boli?
Nic.
- Harry? – ukl
ęknęłam obok niego i sprawdzałam, jak jego funkcje życiowe. W normie – Weź otwórz oczy no..
By
łam przerażona. On się nie rusza, lekko drgają mu powieki i nie wiem, co dokładnie mu jest! Pochyliłam się nad nim, żeby spróbować otworzyć mu oczy, kiedy ten chwycił moją twarz w swoje dłonie i lekko mnie pocałował. Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam, co się dzieje, więc dopiero po chwili odwzajemniłam pocałunek, całkiem nie świadomie, dodam na swoją obronę!
- Co Ty robisz idioto! – naskoczy
łam na niego budząc się z szoku – Myślisz, że to było zabawne?!
- By
ło – zaśmiał się i oparł na rękach nadal pół-leżąc na trawie – I opłacało się spaść.
- Ja si
ę tak martwiłam, że sobie coś zrobiłeś, a Ty się z tego cieszysz! – krzyknęłam – Dobrze, że Ci nic nie jest – przytuliłam go. Wydawał się być zaskoczony, ale wtulił się we mnie na tyle, ile mógł.
- Mi
ło, że się o mnie martwisz.
- Zawsze si
ę będę martwić, idioto – zaśmiał się – Idziemy do mnie? O 18 kolacja.
- Jasne.
Pomog
łam mu wstać z ziemi. I on uważa się za faceta, ważąc tyle, co piórko? Phi!
- Mog
ę.. Mogę Cię objąć, jak będziemy szli? – zapytał zanim ruszyliśmy. Okey, punkt dla niego, bo się nie spodziewałam.
- Umm, pewnie.
Ca
łą drogę szliśmy jak para, nie ukrywajmy. Czułam na sobie spojrzenie ludzi z całego Londynu! Masakra.. Zauważyłam, że Hazz cały czas się uśmiecha. Nawet na chwile nie zmienił wyrazu twarzy.
- Co Ci
ę tak śmieszy?
- Mnie? Zupe
łnie nic.
- To czemu si
ę uśmiechasz?
- Bo jestem szcz
ęśliwy.
- Jaki
ś konkretny powód? – zapytałam z ciekawości.
- A i owszem – i co ? tylko tyle? -No wi
ęc.. ? – zaśmiał się, na co ja zmarszczyłam brwi.
- Bardzo podoba mi si
ę ta randka – uśmiechnęłam się pod nosem.
- A to jeszcze nie koniec.
- Racja.
- B
ędzie jeszcze lepiej w moim domu. Z moim tatą.
- To ju
ż nie koniecznie musi być fajne … - wybuchnął śmiechem i trochę mocniej chwycił.
- Ale on naprawd
ę nie jest taki zły.
- W to nie w
ątpię. Martwię się raczej, czy mnie polubi.
- Przejmujesz si
ę tym, czy Cie polubi? Serio?
- No tak.
- Awww! – zagrucha
łam na co Harry się zaśmiał tak uroczo.
- Ju
ż skończ, bo znów wyjdzie na to, że jestem mało męski i wymyślisz kolejne zadanie na śmierć i życie!
- Wcale,
że nie –oburzyłam się- Kazałabym Ci co najwyżej zaczepić jakiegoś motocyklistę.
- To by
łoby bardzo miłe z Twojej strony! – wybuchnęliśmy śmiechem – Za chwilę dojdziemy do mojego samochodu.
- Zapomnia
łam, że masz samochód – zrobiłam ‘face palm’
- Moja g
łupiutka – zmierzwił mi włosy – Niedługo zapomnisz, jak masz na imię.
- Czy
żbyś właśnie zasugerował, że jestem głupia – gwałtownie się zatrzymałam i zrobiłam pozę a’la wkurzona laska – Chcesz ,żebym Ci udowodniła, jak mądra jestem?
- Nie, mi nie musisz nic udowadnia
ć – znów mnie do siebie przyciągnął – Ja nie potrzebuję dowodów, same słowa wystarczą.
- OK, zrozumia
łam aluzję – i cichy śmiech – Obiecuję już nigdy Cię nie testować.
- I mam nadziej
ę, że dotrzymasz obietnicy – mrugnął – O patrz, samochód.
- Widz
ę loczku, widzę.
- No to jedziemy – odetchnął głośno, otworzył mi drzwi, zamknął je, po czym sam wsiadł i ruszył w stronę mojego domu.

* * * * *
- I wtedy Sylvia rzuciła we mnie poduszką, a ja z wrażenia skoczyłem na kanapę! – wszyscy wybuchnęli śmiechem. Jak ja nie lubię, gdy tata opowiada wszystkim o każdym moim wyskoku. To takie żenujące. Jeszcze kilka historyjek i zapadnę się pod ziemię.
- Sylvia, przyniesiesz nam deser z lodówki? – zagadn
ął mnie tata, gdy zauważył, że jestem na skraju wytrzymania.
- Jasne.
- Pomog
ę Ci – zaoferowała się Zo, a wtedy pomyślałam, że to idealny moment na zemstę na Harrym za śmianie się ze mnie.
- Dzi
ękuję.
Wysz
łyśmy do kuchni, a gdy tylko się tam znalazłyśmy, Zo zaczęła zadawać miliony pytań. Nie wiedziałam, na które odpowiedzieć.
-Spokojnie Zoey, bo nas us
łyszą – kobieta się zaśmiała, ale po chwili zadała pytanie.
- Jak by
ło?
- Ca
łkiem fajnie. Najpierw kręgle, potem jedliśmy i byliśmy na spacerze.
- Ca
łowaliście się? – zapytała opierając na barku.
- Tak. Nie. Tak jakby.. – pogubi
łam się.
- Czyli?
- No, bo ona mnie poca
łował, a ja potem jego i w sumie nie wiem jak to liczyć.
- AWW! By
ł buziak! I to na pierwszej randce! – przytuliła mnie na przemian skacząc.
- Ha ha uwielbiam Twój entuzjazm. Ale tacie nic nie mów, bo mnie zabije – nie mog
łam się nie zaśmiać.
- Dobrze, b
ędę milczeć. A powiedz mi, kiedy następna randka? – nie lubię ludzi nadmiernie się z czegoś cieszących, ale w tej chwili ja także zachowywałam się jak nienormalna.
- Nied
ługo – mrugnęłam do niej, na co Zo zapiszczała jak typowa młodsza siostra.
- Dobra, idziemy zanie
ść te desery.
- Co przygotowa
łaś?
- Tiramisu.
- Mhm. Pycha! Ty wiesz, co dobre!
- Wiem, co Ty lubisz, wi
ęc szłam w tym kierunku.
- No to na co czekamy? Idziemy do facetów! -No dobrze! W dobrych humorach opu
ściłyśmy kuchnię. Byłyśmy blisko salonu, gdy usłyszałyśmy dość głośne szepty. Nic nie zrozumiałam, więc nie wiem czy się martwić, czy nie. Jezuu, jak tata odwali coś głupiego to ja już III wojnę światową urządzę!
- I wtedy Harry mia
ł tak zabójczą minę.
- Kiedy Harry mia
ł zabójczą minę? – zagadnął właśnie obgadywany osobnik.
- Kiedy przegrywa
ł – wytknęłam mu język, tata się zaśmiał.
- Na pocz
ątku dawała Ci wygrywać i robić z siebie głupka, co?
- Tak – odpar
ł zdziwiony.
- Z ka
żdym z nas tak robi, nie martw się. Ona lubi sobie z ludzi robić żarty – poklepał go po plecach.
- No siadajcie, siadajcie. Mamy deser – powiedzia
ła Zo i wręczyła mojemu tacie jeden, a ja dałam loczkowi jego.
- Mhm! Niesamowite! Ma pani dar gotowanie, pani Payne, znów to pani potwierdzi
ła – uśmiechnięty Harry mówił kolejny komplement Zo – Mam nadzieję, że Sylvia gotuje równie dobrze.
- Oj nie synu, nie – za
śmiał się mój tak zwany tata – Ona jest straszna. Raz spaliła makaron na spaghetti.
- Jak?! – zwróci
ł się do mnie.
- To nie by
ło specjalnie! Oglądałam serial i się zapatrzałam. Tato, to był wypadek.
- Tak si
ę tłumacz córuś.
- Tato no!
- Uwielbiam jak si
ę wściekasz – wybuchnął śmiechem.
- Ja te
ż lubię ją wkurzać – powiedział cicho Hazz i przybił z moim tatą żółwika. Co?!
- Dobrze wiedzie
ć, że koalicja przeciw mnie powstaje. Chociaż Zo jest ze mną.
- Sojusz kobiecy musi by
ć – i piątka w waszym wykonaniu.
- Harry, porozmawiamy sobie pó
źniej.
- Uuu, to nie wró
ży nic dobrego. Wiem z własnego doświadczenia – z lekkim współczuciem w głosie powiedział tata do Harrego, na co ten się zmieszał – Musisz mieć takie zabójcze spojrzenie, żeby dała Ci spokój.
- Zabójcze? – spojrza
ł skonsternowany na mnie –To na nią może cokolwiek podziałać? – i teraz wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Dobrze,
śmiejcie się. Ja idę do kuchni, zaraz wrócę, mam nadzieję, że się opanujecie.
Wysz
łam z kuchni zostawiając rozbawione towarzystwo mrucząc coś pod nosem. Tak, dawałam upust swojej frustracji.
Z pó
łki wyciągnęłam moje ulubione płatki kukurydziane z czekoladą. Tata specjalnie sprowadza je dla mnie z Niemiec. Uwielbiam te płatki! Wsypałam trochę do miski i zalałam zimnym mlekiem. Z gotowym ‘daniem’ usiadłam na blacie kuchennym i zaczęłam jeść.
- A ja dostan
ę trochę? – aż się zakrztusiłam. Nie lubię jak mnie ktoś straszy – Wszystko okey? –zapytał ze śmiechem.
- Tak, okey panie zabawny. Jak chcesz je
ść to sobie wsyp.
- Oo samoobs
ługa, jak fajnie.
- Debil – mrukn
ęłam po cichu, dobrze, że nie usłyszał.
- Mhm. Dobre te p
łatki.
- Wiem. Najlepsze. Prosto z Niemiec –Hazz a
ż wypluł trochę do miski. Fuj.
- Serio z Niemiec? Jaka Ty rozpieszczona.
- Nie prawda!
- Nie wcale – wskaza
ł na płatki – A to, to co?
- Lubi
ę te płatki, a tata mi je kupuje. Wielkie mi halo.
- Nawet mi nic nie sprowadzaj
ą z zagranicy.
- Powinni. Wiesz, jakie dobre rzeczy maj
ą w Europie?
- Co jest takie dobre,
że polecasz mi import? – zaśmiał się.
-Te p
łatki, francuskie wino, nazwy nie pamiętam, ale później Ci pokażę i pierogi.
-
Że co to, to ostatnie?
-Pierogi. Jad
łam je w Rosji kilka lat temu, podobno cała Europa Wschodnia na tym żyje.
- Serio? To ciekawe.
- Ale s
ą naprawdę dobre. Kiedyś Ci je zrobię, jak do mnie wpadniesz – mrugnęłam do niego.
- W takim razie spodziewaj si
ę mnie niedługo.
- B
ędę czekać.
I zapad
ła chwila milczenia. Oboje skupiliśmy się na jedzeniu, od czasu do czasu spoglądając na siebie.
- Wiesz, b
ędę musiał jechać. Już po 20..
- Juuu
ż?
- Wiem,
że tego nie chcesz – zaśmiał się na widok mojej miny, za chwilę spoważniał – Ale ja też nie chcę.
Zeskoczy
łam z blatu i podeszłam do niego, po czym bez słów wtuliłam się w niego.
- Dzi
ęki za dzisiaj – szepnęłam.
- Ja te
ż dziękuję. Było super.
- By
ło niesamowicie. I mój tata Cię lubi – dodałam lekko rozbawiona.
- Tak. Mi
ły gość. Tyle ciekawych rzeczy mi o Tobie mówił.
- Ciekawych? To znaczy?
- No wiesz, opowiada
ł mi jak trudno było z Tobą wcześniej i takie tam – uwielbiam jego śmiech, jest taki rozkoszny.
- Nie lubi
ę, gdy ktoś mnie obgaduje – odsunęłam się od niego.
- Ej no, co robisz?
- Chc
ę Cię odprowadzić?
- Nie musia
łaś puszczać – chwycił mnie za rękę.
- Musia
łam. Za karę – wyrwałam mu się i poszłam w stronę salonu.
- Jeste
ś bardzo nie miłą osobą, wiesz? Powiem Twojemu ojcu.
-
Świetnie. Powiedz – wzruszyłam ramionami.
- Chcesz mnie skrzywdzi
ć, co?
- Sk
ąd wiesz? – zmrużyłam oczy.
- Wida
ć to. W Twoich błękitnych, lodowatych oczach.
- Dzi
ękuję za komplement. I tak, masz racje – zaśmiałam się złowieszczo – Jakoś Cie skrzywdzę. Nie wiem jak i kiedy, ale to zrobię. Spodziewaj się.
- Powtórz
ę to, co kiedyś powiedziałem. Boję się Ciebie.
Wybuchn
ęłam głośnym śmiechem, bo ta sytuacja była komiczna. Ale nie żartowałam mówiąc, że go skrzywdzę. Zrobię to. Kiedyś na pewno.
- Uwielbiam Ci
ę. To do zobaczenia jutro. Niall mi mówił, że będziesz.
- Tak, b
ędę. Do jutra – powiedziałam otwierając drzwi, gdy Harry ubrał bluzę.
- Odprowadzisz mnie do samochodu? – zapyta
ł z miną szczeniaczka.
- Jasne.
- Do widzenia pani Payne, panie Sykes – po
żegnał się z nimi siedzącymi w salonie i wyszliśmy przed dom. Trochę chłodno jak na lipiec o tej porze. Ale to Londyn, co się dziwić.
- Wiesz, na któr
ą mamy próbę?
- Na 11?
- Prawie – za
śmiał się – Na 9.
- To chyba nie przyjad
ę. Za wcześnie.
- No nie rób mi tego - Ha ha okey no dobra b
ędę. Tylko nie smutaj.
- Ju
ż jest OK. – odwrócił się do mnie, gdy stanął przed samochodem – To do jutra.
- Do jutra – i cisza. Gapimy si
ę na siebie nie wiedząc, co zrobić. Zaczęłam powoli odchodzić, ale Hazz złapał mnie za rękę.
- Nawet si
ę nie pożegnasz?
- Powiedzia
łam, do jutra – wytknęłam mu język – Ale Tobie chyba nie o to chodziło – stwierdziłam widząc jego minę.
- Nie – odpowiedzia
ł ze śmiechem i zaczął się do mnie zbliżać. Robiąc mu na złość pocałowałam go w nos – Ej no, co to miało być?
- Dobranoc! – krzykn
ęłam, gdy odbiegałam od niego. Usłyszałam cichy śmiech.
- Dobranoc!

                                                                                                                                                                   

CZYTASZ  =  KOMENTUJESZ :)