20 września 2014

56.

Czasem życie nas zaskakuje. Zazwyczaj to miłe niespodzianki. Zazwyczaj. Jednak zdarza się, że to co ma nadejść nie okazuje się czymś pozytywnym. Mnie co chwilę coś zaskakuje i jak zdążyliście zauważyć trzy czwarte tych rzeczy to negatywy. Czy ja urodziłam się pod pechową gwiazdą?

Jak Ben powiedział mi, o tych groźbach to w pierwszej chwili pomyślałam o jakimś gangu. No bo to się często zdarza, średnio raz na pół roku. Ale nigdy nie wpadłabym na to, że to Zielenko. Przecież ostatnio prawie ją złapaliśmy, mogłaby dać spokój. No ale właśnie- prawie. Może ona nadal szuka zemsty? A teraz ja także jej podpadłam?

- Ben, masz te wiadomości?
- Nie- pokręcił przecząco głową- Musiałem je zwrócić zanim by się zorientowali.
- Szlag- zaczęłam krążyć po sali- Kto oficjalnie wie o tym, co aktualnie się dzieje?
- Szef i kilku agentów 4 stopnia. Żaden nowy, jak ja ani nikt poniżej czwórki nie ma o niczym pojęcia.
- Czyli jakaś poważna sprawa- zamilkłam- Muszę iść pogadać z szefem.
- Nie!
- Bo?!
- Bo się dowie, że ktoś oprócz wtajemniczonych wie i będzie problem.
- Już teraz mamy problem. Jakbyś nie zauważył to jestem jej celem. A nic nie wiem!!!
- Sylvia, proszę, uspokój się.
- Nie- podniosłam rękę, żeby go uciszyć- Ja się dowiem, co jest grane i uratuję szefa przed ta wariatką.

Wyszłam wkurzona z pomieszczenia i na znak mojej frustracji trzasnęłam drzwiami. Mam prawo, jasne?
Skierowałam swoje kroki do windy a potem plątaniną korytarzy wróciłam do Centrum Operacyjnego. Nadal mnóstwo agentów, wszyscy rozmawiają. Tylko jest jedno ‘ale’. Nie ma tu nikogo stopnia 4, 5 czy 6. A już nie wspomnę o braku ludzi z Rady i Zarządu. Poważna sprawa.
Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam do twierdzy Z, wstukałam PIN i drzwi ustąpiły a wtedy wszystkie spojrzenia spoczęły na mnie.
- Chcę wiedzieć, co tu się dzieje- i wtedy smutne spojrzenie szefa napotkało moje zdenerwowane i czujne.
- Agentko 315- zaczął jakiś agent, ale Z mu przerwał.
- Będzie lepiej, jeśli stąd wyjdziesz.
- Nie ma mowy. Chcę wiedzieć, co przede mną ukrywacie.
- Sylvia- szef podszedł bliżej- Nie mieszaj się w to.
- Kiedy muszę!- niepotrzebnie podniosłam głos- Ktoś mi grozi a ja nic o tym nie wiem!
- Zacznijmy od tego, skąd to wiesz- jakiś śmieszny agencik zabrał głos.
- Wy macie swoje sekrety, ja mam swoje- uniosłam bojowo jedną brew.
- To informacje poufne- ostrzegł mnie.
- Moje także są poufne agencie.
- Wyjdź- o nie kolego, do mnie takim tonem mówił nie będziesz. Już miałam wyciągnąć broń, kiedy u mojego boku pojawił się Z i przytrzymał mi rękę.
- Szefie, skoro już tu jest to niech się dowie- teraz mnie bronisz? Wyrwałam się i odsunęłam od niego.
- Dobrze- głęboko westchnięcie oznacza, że nie chce, ale musi. Wybacz szefie..
- Chodź tędy- Z gestem ręki kazał mi za nim iść do głównego komputera- Od września dostajemy dziwne listy, tu masz wyświetlone wszystkie chronologicznie- na ekranie pojawiły się notatki z kodami- Oczywiście były zaszyfrowane, całkiem prosto, co zwróciło naszą uwagę. Odczytaliśmy większość, ostatnio dostajemy coraz trudniejsze szyfrowania. Dodatkowo musimy je tłumaczyć, bo są po rosyjsku. Niektóre nie mają sensu, inne znowu brzmią całkiem groźnie. Na przykład ten- kliknął na trzeci od góry i powiększył – ‘Każdemu raz udaje się oszukać przeznaczenie. Ale śmierć nie poddaje się tak łatwo. Zawsze zbiera większe żniwo’.
- Cholera- zbladłam, wiem to- To brzmi.. dziwnie. Na pewno chodzi o mnie, ale czemu większe żniwo?
- Chodzi o mnie, zapewne- szef wreszcie się odezwał- Już raz mnie prawie zabiła, teraz znowu spróbuje.
- Jakie jest prawdopodobieństwo, że włamie się do agencji i spróbuje ją wysadzić?
- Zerowe. Mamy zbyt dobrą ochronę, monitoring działa nawet jak zostanie unieruchomiony. Dodatkowo mam kilka sprytnie ukrytych kamer, także spokojnie. Nie mamy też na pewno żadnej wtyki, sprawdziłem każdego.
- Z, nie możesz być pewien, że ktoś z agencji jej nie pomaga. Agenci są wyszkoleni, by umieć perfekcyjnie kłamać.
- Słusznie, ale mimo to, nie wierzę, że ktoś mógłby jej pomagać.. No i dlatego nie ma tu osób poniżej czwartego stopnia, agentko 315.
- Rozumiem, że tylko ona jest jedyną podejrzaną?- przytaknęli mi- Chciałam się upewnić. Dobra, więc jaki jest plan?
I wtedy nastała cisza. Nikt nie odezwał się ani słowem, nawet nie próbował. Widziałam te ukradkowe spojrzenia, bali się i coś wiedzą. Ale milczą. Czyli nie chcą, żebym brała w tym udział! No extra!
- Szefie, chcę natychmiast zostać poinformowana o przedsięwziętych krokach.
- Przykro mi, ale chyba czas na Ciebie- za sobą usłyszałam otwieranie drzwi- Nie możesz wiedzieć więcej.
- Nigdzie stąd nie idę.
- Sylvia, proszę, nie każ mi siłą Cię stąd wyrzucać. Tym razem to nie misja dla Ciebie.
- Jak najbardziej misja dla mnie! Znam tok myślenia Zielenko- wszyscy wzięli wdech- Wiem, z kim pracuje, jak walczą i na co ich stać. Potrafię przewidzieć ich ruchy. Oczywiście przyda się więcej wsparcia, Ci tutaj sami mogą mieć problem. Ilu was tu jest? Z dwustu?
- Sylvia, nie mieszaj się.
- Obiecałam sobie, że ją znajdę i zniszczę. Nie pozwolę mieszać jej ani mi ani panu w głowie, sir. Jeśli jest szansa na złapanie jej, to z niej skorzystam. Muszę pana ochronić i uratować. Za wszelką cenę.
- Dziewczyno, nie wiesz co mówisz!
- Wiem!- podeszłam do szefa- Poświęciłam się dla chłopaków, uratowałam ich a teraz uratuję pana, gdy grozi mu niebezpieczeństwo. To moje zadanie, do tego mnie szkolono i wywiążę się z obowiązków agenta MI6.
- Jesteśmy z Tobą- usłyszałam głosy za moimi plecami- Masz już swój oddział alfa.
- Trevor? No proszę, Ty chcesz pomagać mi?- zakpiłam.
- Moi ludzie to najlepsza jednostka szturmowa, jasne, że chcę Ci pomóc.
- Oddział beta także zgłasza chęć do udziału w misji.
- Widzisz szefie, wszyscy chcą pomóc Cie chronić. Nie odrzucaj mojej pomocy. Daj się chronić.
- Dziecko- spojrzał na mnie spojrzeniem, którego nie znam- Dobrze, ale obiecaj, że ochronisz także siebie.
- Obiecuję.
- A teraz zbierajmy oddziały gamma, delta, omega i ksi. Potrzeba nam solidnego planu.
- Tak jest szefie!

*** Harry ***

- Uśmiech panowie!
I kolejny raz w ciągu godziny muszę się uśmiechać. Już mnie usta bolą, szczęki nie czuję a oczy zaraz mi wypadną. Jestem potwornie zmęczony. Najchętniej położyłbym się obok Sylvii i zasnął wtulony w jej ciało. Na myśl o niej zawsze czuję się lepiej, ale teraz? Po siedmiu godzinach sesji? Mam dość nawet myślenia. Sama myśl o czymkolwiek mnie irytuje, nic nie poprawia mi nastroju.
- Harry! Wysil się!
W tej sesji najgorsze jest to, że to jakiś nowy tymczasowy fotograf. Załatwili go na teraz, bo jest dostępny i tani. A ja zaraz sobie włosy wyrwę, jeśli jeszcze raz usłyszę jego denny głos.
- No cukiereczki, do garderoby, w nowe ciuchy i robimy zdjęcia dl The Times.
Słucham? Jeszcze sesja?! Jest już po osiemnastej!
- Ja wracam do domu- oświadczyłem i ruszyłem do drzwi wyjściowych.
- Nie tak prędko chłopcze- ja go dzisiaj zabiję!- Sesja kończy się za godzinę.
- Za godzinę to my mamy wywiad w radiu- Liam też jest tym zmęczony, nie dziwię się, że to on zabrał głos.
- W rozpisce mam, że..
- Nie obchodzi mnie Twoja rozpiska!- wrzasnął Niall- Ja muszę wziąć leki i prysznic!
- Idziemy chłopaki- wróciliśmy do garderoby, przebraliśmy się w normalne ciuchy i szybko opuściliśmy to głupie studio. Czekał na nas już samochód, teraz zabierze nas do radia i o 20 będę w domu. Mam nadzieję, że moje słoneczko już wtedy będzie na mnie czekać. Swoją drogą, ciekawe jak jej pierwszy dzień?
- Harry, jestem winny Ci kawę- Zayn parsknął śmiechem.
- A ja piwo- Louis poklepał mnie po plecach- Już miałem rzucić w niego krzesłem!
- Ja myślałem o powieszeniu go- zaśmiał się Li.
- Ja za to chciałem, żeby go prąd poraził- dołączyłem do nich.
- Ale się z nas zrobili bad boy’e. Zaynie, masz konkurencje- szturchnął mulata na co ten się głośno zaśmiał.
- Nie dorastacie mi do pięt, chłopcy- i zaczęliśmy się przepychać. Nie dam się tak szturchać chłopakom!
-ej ej ej, stop!- zakomenderował Lou- Musimy porządnie wyglądać, no wiecie, jeszcze pomyślą, że o nas nie dbają.
- Racja- przytaknąłem- Jestem głodny.
- Ja też stary- Niall chwycił się za brzuch- Niedługo cie nakarmie, nie bądź zły, no nie gniewaj się.
- Nialler, stary, wszystko w porządku?- zaśmialiśmy się.
- Tak, jak najbardziej. Tylko gadałem z kumplem.
- Debil.

*** godzina 19.48, dom rodziny Sykes***

- Harry, zjedz jeszcze trochę makaronu.
- Dziękuję, ale nie dam rady zjeść więcej. Poza tym, trzeba coś Sylvii zostawić.
- Moją córusią się nie przejmuj- zaczął Steve- Ona nie je makaronu z mięsem i sosem brokułowym.
- Ale jestem już najedzony- ton małego dziecka najwyraźniej przyniósł oczekiwane rezultaty, bo zaczęliśmy się śmiać.
- Jak sesja?
- Lepiej nie pytaj Zo, koszmar. Ten fotograf to jakiś oszołom!
- Aż tak źle?- skrzywił się Steve.
- Koleś co pół godziny kazał nam się przebierać! I co chwilę krzyczał ‘Uśmiech chłopcy!’. To było wkurzające.
- Jestem!- usłyszałem jej krzyk z holu.
- A jak w radio?
- Tam było spokojnie. Przynajmniej tam nie było nudno. Trochę się pośmialiśmy, pożartowaliśmy. Oczywiście pytano nas o sesje, to kłamaliśmy.
- Cześć wszystkim- podeszła najpierw do rodziców a potem do mnie- Cześć Loczek.
- No cześć- dała mi słodkiego buziaka, ale krótkiego. Bo rodzice- Jak było?
- Fajnie. Tylko oczy mnie bolą. Komputery nie są dla mnie.
- Moja biedna- chwyciłem ją w pasie i posadziłem sobie na kolanach- Nic ciekawego się nie zdarzyło?
- Nic, niestety- Westchnęłam- A jak Twój dzień.
- Opowiem Ci do góry, co?
- Pewnie, to chodźmy- złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Powoli szliśmy do góry a potem do jej pokoju. Zamknęła drzwi i usiadła na fotelu. Westchnęła.
- A teraz mów, co się dzieje.
-Nic się nie dzieje- odpowiedziała spokojnie- Ty mi lepiej opowiedz, jak było u fotografa.
- Najpierw się wygadaj. Widzę, że coś Cie gryzie słońce.
- Harry.. Ugh- zamknęła oczy- Zielenko na mnie poluje.
- Co?- aż bez sił opadłem na łóżko. Znowu?- Czemu?
- Zemsta. Chce też wykończyć szefa.
- Powiedz, że będziesz trzymać się od tej sprawy z daleka.- ale milczała- Sylvia!
- Nie mogę Harry! Nie rozumiesz, że tu chodzi o czyjeś życie?
- O Twoje! Nie rób tego, daj działać innym.
- Przykro mi Harry, ale ja się nie poddam. Muszę walczyć.
- Obiecaj, że tym razem nic Ci się nie stanie. Obiecaj- czułem napływające łzy.
- Obiecuję Loczku- podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła, a chwilę potem pocałowała jakby to był nasz ostatni pocałunek. Pocałunek obietnicy.
                                                                                                                                                                
CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)

13 września 2014

55.


Sobota, 10.11.2013

Denerwuje się bardziej niż podczas pierwszego dnia w podstawówce. Wtedy rzygałam w samochodzie a dzisiaj czuję, że chyba wypluję też flaki. Nie spałam całą noc a przecież no kurde to tylko powrót do pracy!
Nie mogę wyzbyć się dziwnej myśli, która siedzi gdzieś głęboko i cicho mówi, że tam jest niebezpiecznie. Ale przecież bycie agentem polega na walce z nim, z całym złem świata, więc dlaczego boję się ruszyć z łóżka?!

Między drugą a piątą wypiłam więcej mleka niż w całym życiu. No naprawdę. W dodatku wahałam się, czy nie zadzwonić do Loczka, ale nie mogłam go obudzić. Ostatnio mają ciężkie czasy, mini trasa, nowa płyta, książka, perfumy. Wszystko zwaliło się naraz i najczęściej widujemy się na Skypie..

Ale muszę się wreszcie zebrać, nie? Jak radzisz? Pomóż, od tego jesteś..

Czy czuję się źle? Nie. Rehabilitacja pomogła na tyle, że mogę wrócić do agencji.
Czy boję się? Tak. Nie wiem, co się może wydarzyć.
Czy obawiam się Jenett? Tak. Ale czy jestem gotowa stanąć z nią oko w oko by wreszcie ją poskromić? Nie.

Muszę wziąć się wreszcie w garść. Skoro testy psychologiczne wyszły pozytywnie a także testy sprawnościowe to chyba nie powinnam się bać. Ale boje. Czemu?

Idę się ubrać, zaraz muszę wyjeżdżać, zawsze jestem punktualna.

Kocham.

Sylvia

 ‘ There’s a dream in my soul..’

Wyskoczyłam czym prędzej z łóżka I na miękkich nogach weszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, ogoliłam nogi, ciało nawilżyłam nowym żelem pod prysznic i po jakichś pięciu, góra sześciu minutach wyszłam. Chłód okrył moje ciało, łazienki zawsze są zimne po ciepłym prysznicu. Nie lubię tego uczucia, więc szybko ubrałam szlafrok a włosy owinęłam niebieskim bawełnianym ręcznikiem.
- Sylvia?
- W łazience!- odkrzyknęłam tacie i zabrałam się za włosy, nałożyłam odżywkę a także olejki wzmacniające włosy. Uwielbiam ich zapach, jest kojący.
- Co dziś na śniadanko agentko?- uśmiechnięty tata stał w progu. Tak, wie. Musiałam mu powiedzieć. Ale zareagował inaczej niż przypuszczałam, był nawet .. dumny. Cieszył się, że robię coś, co służy ludziom.
- Dzisiaj coś z białkiem, proszę- wysiliłam się na uśmiech, ale wyglądało to jak grymas.
- Nie stresuj się kochanie- zaśmiał się cicho- No to może płatki z mlekiem a do tego kanapka z białym serem i jajkiem? Serek z Francji- poruszył zachęcająco brwiami,  zaśmiałam się no i zgodziłam na takie śniadanie.
- Ubierz się i zejdź na dół.
- Zaraz przyjdę.
Tata szybko się ulotnił a ja postanowiłam wreszcie się zebrać w sobie. Odetchnęłam i spojrzałam w lustro.
- Spokojnie. To tylko kolejny pierwszy dzień. Dasz radę.
I wierzyłam w swoje słowa. Naprawdę. Bo przecież nie wysyłają mnie na misję, nie? Tylko wracam do treningów i patroli.
Zdjęłam szlafrok i zaczęłam wycierać się ręcznikiem. Cholera, zacięłam się. Wyjęłam jeden wacik i zaczęłam osuszać rankę, na szczęście szybko się zasklepiła. Otuliłam się ręcznikiem i wróciłam do pokoju po ubrania. Moje specjalne ubrania agencyjne wiszą teraz w szafie razem ze zwykłymi ciuchami. Tuż obok pięknej długiej niebieskiej sukienki od Harry’ego jako prezent na rozpoczęcie studiów. Czasem mam wrażenie, że on wymyśla sobie okazje. Raz kupił mi diamentowe kolczyki i naszyjnik, powiedział, że to z okazji czwartku. Albo gdy podarował mi śliczną marynarkę z nowej kolekcji jesiennej i powiedział ‘Bo dzisiaj po raz pierwszy od kilku dni po burzy wyjrzało słońce’. Ale ja nie jestem mu dłużna, też kupuję mu prezenty. Raz kupiłam mu kapelusz i do tego szary szalik i dorzuciłam ‘Bo wreszcie wyrzuciłeś tamte dziurawe spodnie’, ale on mnie zaskoczył i powiedział ‘ Kupiłem nowe’. Czasami idzie z nim zwariować, ale nie narzekam.
Wzięłam ubranie z wieszaka, zgarnęłam też czarny koronkowy stanik, majtki i skarpetki z komody i wróciłam do łazienki. Mam wyćwiczone zakładanie tego kombinezonu, ale tak dawno tego nie robiłam, że poszło mi dzisiaj znacznie wolniej. Minął mój rekordowy czas a ja dopiero zakładałam skarpetki. Zaklęłam cicho i chwyciłam szczotkę, która dzisiaj nie leży na swoim miejscu. Rozczesałam mokre włosy i związałam w wysokiego kucyka. Teraz już nie ścigałam się z czasem. Z szafki wyjęłam moje kosmetyki i zaczęłam nakładać delikatny makijaż. Najpierw eyeliner, potem tusz, dalej fluid, krem pokrywający ślady po pryszczach, puder i trochę jasnej szminki. Jest piętnaście po dziewiątej, mam jeszcze pół godziny. Ostatnie poprawki i postanowiłam zejść na dół. Wcześniej zapakowałam jeszcze klucze, perfum i szminkę do torebki i zgarnęłam ją idąc na dół. Już w połowie drogi poczułam zapach ciepłego mleka i płatków miodowych. Ostatnio tata wykazuje się nadopiekuńczością, zna mnie lepiej niż przed trzema miesiącami. Trochę to przeraża, ale póki nie kupuje mi bielizny..

- Cześć Zo- dałam jej buziaka w policzek, ostatnio to jakaś tradycja.
- Cześć słoneczko- uśmiechnęła się- Dzisiaj robię ciasteczka.
- Czekoladowe?- spięłam się i zastygłam w oczekiwaniu, kiwnęła głową- Taaak!
- Haha wiedziałam, że trafiłam w sedno- cicho się zaśmiała i ruszyła w stronę miseczki w owocami- Co chcesz na lunch?
- Hmm- postukałam się palcami po brodzie- Może jogurt i nektarynka.
- Tak mało?- jej brwi się złączyły, eh czyli jest lekko podirytowana.
- Dzisiaj tylko robota papierkowa, spokojnie. W razie czego ukradnę jedzenie Benowi- tata parsknął śmiechem.
- Najlepiej facetom podkradać córuś- a Zo wtedy walnęła go lekko ściereczką.
- Trzeba sobie jakoś radzić.
Przyglądałam się tej z scenie z ogromnym uśmiechem na ustach i po raz kolejny cieszyłam się, że znowu tata jest szczęśliwy, ma kogoś kogo kocha i nasze życie nie jest już takie puste. Wiem, że mama czuwa nad nami i także cieszy się, że my jesteśmy szczęśliwi.
Gdy zauważyli, że ich obserwuje bez krępacji odwrócili się do mnie i odwzajemnili mój uśmiech. Między nami przepływała niesamowita energia, taka pozytywna i mówiła sama za siebie ‘szczęśliwa rodzina’.
- Dzisiaj postaram się wrócić w miarę wcześniej.
- Harry przyjeżdża?- zapytał tata i gdy zobaczył moją minę już wiedział.
- Niestety nie. Mają teraz kilka sesji fotograficznych i wywiadów. Ledwo wyrabia ze snem.
- Liam też narzeka- dodała Zoey- Mówi, że czuje się wykończony po dwóch godzinach stania i uśmiechania.
-Takie życie celebryty- Westchnęłam i usiadłam – Dzięki za płatki.

*** Godzina 9.35 ***

Tak, jeszcze wolniej mogłam jeść śniadanie. Nie zdążę na czas i Max da mi porządny wycisk na treningu. Cholera.
Przyspieszyłam do 90km/h przy czym jest ograniczenie prędkości do 60. No po prostu świetnie. Ale się nie przejmuje, mam znajomości w policji, już znają mój numer rejestracyjny więc dadzą mi spokój. Teraz najważniejsze, żeby nie było wypadku. No i żebym dojechała przed 9.45.

Ciągle zmieniałam pasy, to przyspieszałam to zwalniałam i dosłownie łapałam każde czerwone światło. Kilka razy zaklęłam po cichu, nie uszło to oczywiście uwadze innych kierowców i cicho śmiali się pod nosem. Ale jestem kulturalna, więc tylko zamykałam okno.
Mam jeszcze 6 minut, ale zdążę. Kurde no przecież, że zdążę. Zapomniałam, że mam koguta policyjnego. Walnęłam się z otwartej dłoni w czoło. Sięgnęłam do schowka po urządzenie i już sekundę później dało się słyszeć okropny dźwięk. Uśmiechnęłam się mimowolnie i depnęłam na gaz. Każdy ustępował mi z drogi. Okey, wiem, że to nadużycie, ale cholera ja muszę zdążyć.
Jestem już na ostatnim zakręcie, zostały mi 2 minuty. Luzik. Zdjęłam nogę z gazu, zmieniłam bieg i ściągnęłam koguta. Na moje szczęście akurat zapaliło się zielone światło i już śmigałam w stronę tajnej uliczki i podziemnego parkingu. Spokojnie zaparkowałam na moim miejscu i z gracją wysiadłam. Ale dzisiaj ludzi w biurze, pomyślałam rozglądając się po parkingu. Kurde.
Skierowałam się do windy i kliknęłam 3, do biura szefa, wkońcu muszę się zameldować i zgłosić gotowość do pracy. Szłam wąskim holem, ale nikogo nie spotkałam. Co jest? Przecież tyle aut tu stoi. Otworzyłam pierwsze szklane drzwi i już otwierałam usta, żeby przywitać się z Jess, sekretarką, ale okazało się, że ani jej ani nikogo innego tu nie ma. Czujność się wyostrzyła. Szłam wolno korytarzem prosto aż do Centrum Operacyjnego a potem chciałam iść korytarzem na prawo i wejść do biura szefa. Ale coś zaskoczyło.
- NIESPODZIANKA!!!
Co do cholery?!
Mnóstwo agentów, pewnie wszyscy, no i szef na samym przodzie krzyczą ‘WITAJ W AGENCJI’
Byłam spięta, ale w jednej chwili cały stres zszedł. Na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech i byłam wręcz mega szczęśliwa. Każdy klaskał, coś krzyczał co chwilę ktoś do mnie podchodził i gratulował udanej misji, tak tej przez którą prawie umarłam, oraz powrotu do pracy. Nie lubię zbytniej wylewności, ale takie przytulanie jest miłe.
- Sylvia
- Szefie – podszedł do mnie bliżej i wręczył ogromny bukiet kwiatów.
- Cieszę się, że Cie wreszcie widzę.
- Ja również się cieszę, sir. Ale po co to wszystko?
- Jak to? Impreza powitalna dla najlepszego agenta ostatniego dziesięciolecia. Poza tym wszyscy cieszą się, że wróciłaś do zdrowia- jego twarz się rozluźniła i posłał mi typowy ojcowski uśmiech. Westchnęłam.
- Dziękuję- wyciągnęłam rękę, żeby uścisnąć jego, ale on zamiast także wyciągnąć swoją przytulił mnie i pogłaskał po głowie.
- Jesteś dla mnie jak córka, dla Ciebie zrobiłbym wszystko- wiecie, czasem życie płata nam figle no nie i wtedy odnosicie wrażenie, że ludzie są tak naprawdę wam bliżsi niż myślicie i doceniacie każdy moment z przeszłości i wiecie, że nigdy nie będziecie chcieli zranić ani rozczarować tej osoby w przyszłości. I czujesz coś więcej niż wdzięczność, czujesz miłość, bo wiesz, że ten ktoś uratował Cię przed samym sobą i zaoferował więcej niż trzeba. Ja właśnie teraz czuję, że kocham faceta, który mnie przytula. Jestem w stanie poświęcić dla niego życie i zrobię to, jeśli będzie trzeba.
- Szefie.. –zawiesiłam głos, bo zdałam sobie sprawę, że zaraz zacznę płakać. Przez Harry’ego stałam się strasznie wrażliwa i delikatna.
- Mów mi Alfred- zaśmiał się lekko- Znamy się już tyle czasu Sylvia, czas wreszcie przejść na ‘ty’.
- Ale to wbrew zasadom- zmarszczyłam brwi.
- Jestem Twoim szefem, chociaż raz mnie posłuchaj.
- Ale przecież..- okey wiem do czego zmierza, Westchnęłam- To co Alfred, skoczymy na piwo?
- Już myślałem, że nie zapytasz- zaśmiał się głośno- A teraz wybacz, ale ktoś chce z Tobą porozmawiać a ja muszę iść.
- Kto?- nie odpowiedział, tylko chwycił mnie za ramiona i obrócić o 180’. Ben?
- Cześć- odezwał się pierwszy, zauważyłam, że trzyma coś za plecami- Miło Cię widzieć.
- Ben, hej- uśmiechnęłam się do niego promiennie- Nieźle wyglądasz.
- Ty za to wyglądasz olśniewająco. Proszę- wręczył mi średniej wielkości kosz zapakowany w folię i przewiązany kokardą.
- Ale Ben, za co to?
- Za wszystko, za to, że jesteś, że wróciłaś no i niedawno miałaś urodziny- przejęłam kosz a on stał teraz z dłońmi w kieszeniach i spoglądał na mnie zarumieniony.
- Jejku, dziękuję- odłożyłam prezent i mocno go przytuliłam- Dziękuję.
- Cała przyjemność po mojej stronie- kątem oka, zupełnie przypadkiem, zauważyłam, jak szef, Z i kilku agentów z przejęciem o czymś rozmawia i kierują się w stronę Centrum Komputerowego- Spięłaś się.
- Wydaje Cie się- ale mój wzrok wciąż był utkwiony w drzwiach prowadzących do twierdzy Z.
- Sylvia- znam ten ostrzegawczy ton. Czyli coś się dzieje!
- Ben, gadaj.
- Ale o czym?
- Nie śmiej się głupio, wiem, że coś jest na rzeczy. Mów.
- Nie mogę.
- Ben, ostrzegam.
- Sylvia cholera!
- Powiesz?- odsunęłam się od niego.
- Dobra- zwiesił głowę, westchnął ze trzy razy aż wreszcie się odezwał- Coś się dzieje, kolejne listy z groźbami.
- Jak to kolejne?
- Od jakiegoś czasu szef dostaje anonimowe wiadomości.
- I wy zamiast się tym zająć organizujecie mi przyjęcie? Ben do cholery!
-Sylvia, no, bo Ty nie możesz wiedzieć- spojrzał na mnie z troską w oczach- Nie rozumiesz? Już raz prawie Cie straciliśmy.
- Prawie, Ben- zrobiłam moje przeszywające spojrzenie i wtedy już wiedziałam, że odetchnie głęboko i opowie.
- Dobra, chodź ze mną- chwycił mój nadgarstek i pociągnął w jemu tylko znaną stronę. Po drodze ludzie witali się ze mną , składali życzenia, uśmiechali się. A ja odpowiadałam wyłącznie uśmiechem i dawałam się ciągnąć Benowi. Szliśmy, poprawka : truchtaliśmy, najpierw korytarzem w lewo, w lewo, w prawo aż wreszcie wsiedliśmy do windy, zjechaliśmy na 1 piętro i tam weszliśmy do Sali, gdzie zakładają chipy.
- Gadaj- zamknął właśnie drzwi- Chcę wiedzieć wszystko.
- Wszystkiego to ja nawet nie wiem, Z nic mi nie mówi. Podsłuchuję.
- Świetnie, na tym polega Twoja praca. A teraz mów.
- Ktoś wysyła anonimowe wiadomości do szefa, jak już powiedziałem. Średnio jedna wiadomość na tydzień od września.
- Od września?- zszokowana patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami.
- Cii, nie przerywaj- uniosłam ręce w geście poddania- Na początku te wiadomości były kodowane, typowe szpiegowskie kodowanie- posłał mi znaczące spojrzenie- Nikt nie wpadł na to, co oczywiste.
- Zielenko- szepnęłam.
- Dokładnie. Póki co, szef w ogóle nie bierze jej pod uwagę, jakby o niej zapomnieli. Ale ja nie zapomniałem. Wykradam te wiadomości i próbuję zorientować się o co chodzi, ale to nie takie proste. Są po rosyjsku. Ale jedno wiem na pewno. Groźby są skierowane do szefa. I do Ciebie.

06 września 2014

54.


*** miesiąc później* piątek, 28.09.2013***
***   Sylvia        ***

Wdech i wydech.
Spokojnie przecież to nic strasznego. Prawda? Tylko pierwszy dzień studiów. Zwykła sprawa. Prawda??
Ubrana w czarną sukienkę z białą górą, czarną marynarkę i białe szpilki idę po schodach i kieruję się do wejścia uczelni. Mija mnie mnóstwo ludzi, niektórzy się miło uśmiechają a inni nie zauważają.
Najgorszy jest zawsze pierwszy dzień. Zawsze i wszędzie. Mimo, że to tylko głupi rozpoczęcie, właściwie spotkanie to i tak się stresuję. Do tej szkoły chodzą najlepsi młodzi ludzie z całej Anglii. Jak ja się tu odnajdę?
Moje rozmyślania przerywa sygnał w telefonie. Wiadomość od Harry’ego.

Od : Loczek <3

Witaj :)
Udanego pierwszego dnia. Pamiętaj, że dzisiaj też masz rehabilitację.
Kocham Cię :)
H xx

Szybko wystukuję odpowiedź do niego.

Do : Loczek <3

Cześć ;)
Trzymaj kciuki, żebym zrobiła dobre pierwsze wrażenie!
Pamiętam, codziennie mi o tym przypominasz, wiesz?
Ale właśnie za to Cię kocham.
Miłego dnia Loczku <3

Schowałam telefon do torebki i postanowiłam odciąć się na chwilę od mojego miłosnego życia i wrócić do rzeczywistości.
Weszłam do ogromnej auli, zajęłam miejsce gdzieś pośrodku, między chłopakiem o ogromnych brązowych oczach a dziewczyną w rudych włosach. Punktualnie o godzinie 10.30 na podest wyszła wysoka szczupła brunetka - dyrektor tej uczelni. Przywitała tegorocznych pierwszoroczniaków i zapewniła nas, że w tej szkole poczujemy się, jak w  domu i rozwiniemy nasze talenty. Wyczytała listę każdego oddziału oraz wskazała salę do jakiej trzeba się udać. Mój oddział to D, czyli wokalno-taneczny. W sumie oddziałów jest 6, każdy dotyczy innego talentu.  Oczywiście są osobne sekcje tańca i śpiewu.
Moja grupa liczy 30 osób, większość to chłopcy. Cóż, Hazz nie będzie zadowolony, że co dzień będę mieć z nimi wszystkimi styczność. Może lepiej mu nic nie mówić? Tak, to dobry pomysł.
Prowadzącym nasze główne zajęcia jest profesor Max Sullivan, uczy tu już 7 lat a my jesteśmy jego drugą grupą. Wyczytał nasze nazwiska ponownie, żebyśmy się zaznajomili i zapamiętali, kto jest w naszej grupie, żeby się nie zgubić. Podał nam plan zajęć na pierwszy semestr i wyjaśnił, że gdyby ktoś chciał zrezygnować to ma przyjść do niego.
O 11 puścił nas wolno i obwieścił, że nie może się doczekać naszych pierwszych poniedziałkowych zajęć.
Szybko opuściłam budynek i ruszyłam do mojego samochodu. Nadal nie wiem, czemu Porsche 911 wywołuje w ludziach taki szok. Zwykły samochód. Ale od niezwykłego mężczyzny. Tak, prezent od Harry’ego z okazji moich 18 urodzin. Upierał się, żebym go przyjęła, bo niby to jedno z najbezpieczniejszych aut
‘a jego księżniczka ma być bezpieczna’
.
Ale tak dla jasności, tylko czasem nim jeżdżę. Zazwyczaj to Harry mnie wozi, dosłownie wszędzie. Nawet do apteki..
Dzisiaj po raz pierwszy jadę sama na rehabilitację, tak to normalnie towarzyszy mi Hazz albo Niall. Chociaż dzisiaj będę mieć spokój od ich ciągłych komentarzy. Nie negatywnych, tylko… oni muszą wszystko komentować i wyrażać własne zdanie. To, że piłka jest za duża albo za mała, albo nie ten kolor maty i miliardy innych..
Wsiadłam do samochodu i pierwsze co zrobiłam to ściągnięcie butów. Moje nogi jeszcze nie są gotowe na szpilki. Ubrałam czarne vans’y i zapięłam pas, po czym odpaliłam silnik i wyjechałam z parkingu i ruszyłam do centrum miasta. Centrum rehabilitacyjne znajduje się niedaleko Hide Parku, ale żeby znaleźć miejsce na parkingu to naprawę trzeba mieć szczęście.
Dzisiaj droga jest spokojna a to aż dziwne skoro jest piątek. Włączyłam radio, przycisnęłam pedał gazu i poczułam, że żyję. Właśnie leci moja ulubiona piosenka ‘Best Song Ever’. Zaczęłam nucić i nim się obejrzałam byłam pod budynkiem a z głośnika leci jakaś piosenka Davida Guetty.
Wysiadłam i skierowałam się do drzwi wejściowych. W recepcji przywitała mnie Stephanie, miła kobieta po czterdziestce. Swoje kroki skierowałam na pierwsze piętro po pokoju 33.

***   Harry        ***

Nienawidzę, kiedy sam muszę robić obiad.. To jest męczące a w dodatku- ja nie umiem gotować! Ale czego się nie robi dla dziewczyny. Jej rodzice są w pracy a ja mam dom cały dla siebie. Włączyłem telewizor na full, znalazłem stację muzyczną i zacząłem robić obiad. Wlałem wodę do garnka i postawiłem na płycie indukcyjnej, nastawiłem na 9 by woda zaczęła się gotować. W między czasie wyciągnąłem opakowanie makaronu i postawiłem na stole. Z szafki wyjąłem patelnię, na którą nalałem trochę oleju i kliknąłem 3, żeby zaczęła skwierczeć. Po chwili wrzuciłem na patelnię pieczarki. Zrobiło mi się gorąco, więc zdjąłem koszulkę i powiesiłem na oparcie krzesła. W TV śpiewa teraz Maroon 5, zacząłem trochę podśpiewywać pod nosem. Wyjąłem z szuflady łyżkę i zabrałem się na pilnowanie pieczarek, kątem oka obserwowałem też wodę w garnku. Gdy uznałem, że jest już gotowa wsypałem makaron i zmniejszyłem na 7. Poczułem dziwny zapach, mój nos jest strasznie czuły, i właśnie się zorientowałem, że zapomniałem o pieczarkach. Szybko przestawiłem na inne miejsce by po chwili na patelnię dorzucić mięso mielone i ustawić grzanie na 5. Otarłem pot z czoła. Robienie obiadu to najgorsze zajęcie. I męczące.
W międzyczasie otworzyłem okno obok lodówki, bo zrobiło się trochę ciepło. Nie ma to jak świeże powietrze. Odetchnąłem głęboko i zacząłem sprawdzać makaron oraz mięso.
W telewizji śpiewała teraz Beyonce, dawno nie słyszałem ‘Single ladies’ więc skorzystałem z chwili wolnego i zacząłem powtarzać kroki za piosenkarką. Po mniej więcej minucie usłyszałem stłumiony śmiech, ale się nie odwróciłem, tańczyłem dalej. Znowu parsknięcie śmiechem aż sam się zaśmiałem cicho. Skończyłem tańczyć i szybko podbiegłem do mojej księżniczki stojącej na wejściu do salonu i porwałem ją w ramiona. Pisnęła radośnie a ja zacząłem się obracać. Usłyszałem jej cudowny śmiech i usta same wygięły się w uśmiech. Sylvia przytuliła się do mnie mocniej i chwyciła jedną ręką delikatnie moje włosy.
- Cześć śliczna- zatrzymałem nas.
- Cześć- wyszeptała cicho.
- Jak poszła dzisiejsza sesja?
- Całkiem dobrze, idzie mi coraz lepiej.
- Powinienem się cieszyć, ale wiem co idzie za tym, że czujesz się coraz lepiej- odsunęła się ode mnie delikatnie i obdarzyła mnie tym swoim spokojnym uśmiechem.
- I tak prędzej czy później wrócę do agencji.
- Ale wolisz, żeby szybciej..
- Harry.. – położyła mi dłoń na policzku i odruchowo przykryłem jej dłoń swoją- To jest to, co kocham. Nie ograniczaj mnie.
- Wiesz, że tego nie robię- przymknęła oczy- Tylko martwię się o Ciebie.
- Tłumaczyłam Ci- zaśmiała się cicho, tak radośnie- Nie wezmę od razu najcięższej misji jaka jest.
- Moja słodka- pocałowałem ją w czoło- Wiem. Ale wrócisz do agencji najwcześniej za pół roku.
- Harry!- jej mina była poważna, widzę, że jest na mnie zła, chłód jej oczu zmroził mi krew w żyłach- Wracam za miesiąc.
- Już o tym rozmawialiśmy- przybliżyłem ją do siebie- Nie chcę się kłócić.
- Ja też dlatego tylko mówię, że za miesiąc wracam do czynnej służby. I Harry
- No?
- Coś się pali.
- Cholera! Obiad!

*** MRS. Jenett ***

- Bardziej w lewo! Wiesz, gdzie jest lewo idioto?!

Oni myślą, że uciekłam, że się poddałam, ale.. ja mam plan. Nie dam się tak łatwo. Muszą zapłacić za wszystko. On musi. Nienawidzę agencji i zrobię wszystko by dopaść jego i tę jego małą agentkę. Suka nie przeżyje następnym razem, już ja o to zadbam.
Co prawda straciłam kilku oddanych ludzi, ale znalazłam nowych. Jest ich pod dostatek w Europie, a szczególnie na Wschodzie.
Dawny szef Dymitra, Kristof, obiecał, że w zamian za małą pomoc wesprze mnie i wreszcie zamknę swoją sprawę. I zemsta się dokona.
Jeśli agencja wcześniej myślała, że to było wszystko na co mnie stać- są w błędzie. Jeszcze im pokażę!

-Olaf! Gdzie skrzynie z nabojami i karabinami?
- Niedługo będą na miejscu. Był jakiś problem z dojazdem, ale znaleźli skrót.
- Nikt nie śledził naszego wozu?
- Nie. Cały czas Mark jechał jako ubezpieczenie, żadnych agentów, glin, nikogo.
- Świetnie- Olaf się krzywo uśmiechnął- Teraz załatw mi wszystkie akta agentów MI6 na całym świecie.
- To trochę potrwa- zadrżał i przestąpił z nogi na nogę.
- Masz tydzień. Góra dwa. Zacznij jak najszybciej- i oddalił się. Podeszłam do okna i spojrzałam w dół. Dwadzieścia pięter robi wrażenie, ale nie na mnie. Nie mogę się doczekać, gdy z tego czy innego okna wypadnie Alfred.
Zapłaci za swoje.

                                                                                                                         
 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ