28 sierpnia 2013

11.

CZEEEEEEEEŚĆ <3
Witam moich kochanych czytelników! ;]
Wyczekiwany rozdziaaaaał nadchodzi ;)

Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przyznaję pierwszy rozdział napisany bez weny więc pewnie jest średnii.. ; /

Aha i co do komentarza pod poprzednim. Nigdy nie kopiuje od innych pomysłów, a gdybym to miała zrobić to bym zapytała o zgodę :)

Aaaaaaa no właśnie! #ThisIsUs już w ten piątek ! *.*
Kto z was idzie? A kto będzie w Poznaniuuu??? :)

Miłego czytania ! Syl xx
                                                                                                                                                                                                      
- Cześć – powiedział uśmiechnięty.
- No cześć.
- Proszę, to dla Ciebie.

- Ale Conor, za co to?- wciąż byłam w szoku, bo, od kiedy kupuje się kwiaty nowo poznanej koleżance?
- Tak na miłe rozpoczęcie dnia. Podobają się Ci się? Moja mama pomagała mi wybierać – odparł uśmiechnięty.
-Uwielbiam Lilie. Dziękuję!- przytuliłam go delikatnie i ucałowałam w policzek – To miłe z Twojej strony Conor.
- Wszystko dla pięknej pani – puścił mi oczko – To jak, jedziemy?
- Jasne – uśmiechnęłam się, a on podstawił mi swój łokieć, który chwyciłam i tak poszliśmy do samochodu. Mina mojego taty, gdy zobaczył nas nadchodzących była bezcenna. Z uśmiechu przeszedł do miny, którą ciężko jakkolwiek nazwać. Po prostu miał grymas na twarzy i oczy lekko wytrzeszczone.
- Siedzimy z tyłu – oznajmiłam, a Conor jak gentleman otworzył mi drzwi, czekał aż wsiądę, po czym sam wsiadł i zamknął drzwi.
- Ładny kwiat – żachnął się tata.
- Dziękuję. Od Conora.
- Masz gust, chłopcze – pochwalił go. No proszę, proszę! Czyżby stary Steve Sykes polubił mojego kolegę ?! ^^
- Mama pomagała mi wybierać. Chciałem wybrać idealne i są idealne – wtedy spojrzał się na mnie i uśmiechnął, co oczywiście odwzajemniłam. W tym momencie tata odchrząknął.
- To jedziemy dzieciaki.
Droga była trochę zatłoczona, ale nie było tak źle, jechało się w miarę płynnie. Przez całą drogą rozmawialiśmy, ale zauważyłam, że tatuś, co chwilę obserwuje na w lusterku wstecznym. Troszczy się, jakie to miłe.. W pewnym momencie usłyszałam dźwięki mojej ulubionej piosenki dochodzące z radia. To nowa piosenka, ale trafiła do mnie i zawsze, gdy ją słyszę to ją śpiewam.
- Conor, zaśpiewaj ze mną – poprosiłam.
- Jasne, z przyjemnością.
- Tato, możesz trochę podgłosić? – i moje życzenie zostało spełnione. Chwilę później zaczęliśmy nasz duet.
*
[S]
All I knew this morning when I woke is I know something now
Know something now I didn’t before
And all I’ve seen since 18 hours ago is green eyes and freckles
And your smile in the back of my mind making me feel like

I just want to know you better, know you better, know you better now
I just want to know you better, know you better, know you better now
[S&C]  just want to know you better, know you better, know you better now

I just want to know you, know you, know you

‘Cause all I know is we said hello
And your eyes looking like coming home
All I know it’s a simple name, everything has changed
All I know is you held the door
You’ll be mine and I’ll be yours.
All I know since yesterday is everything has changed

[C] And all my walls stood tall, painted blue
But I’ll take them down, take them down and open up the door for you
And all I feel in my stomach is butterflies, the beautiful kind
Making up for lost time, taking flight, making me feel like

[C&S] I just want to know you better, know you better, know you better now
I just want to know you better, know you better, know you better now
I just want to know you better, know you better, know you better now

I just want to know you, know you, know you

‘Cause all I know is we said hello
And your eyes looking like coming home
all I know it’s a simple name, everything has changed
All I know is you held the door
You’ll be mine and I’ll be yours
All I know since yesterday is everything has changed

[S] Come back and tell me why,
I’m feeling like I’ve missed you all this time
And meet me there tonight
And let me know that it’s not all in my mind

I just want to know you better, know you better, know you better now
I just want to know you, know you, know you

[C&S] All I know is we said hello
And your eyes looking like coming home
all, I know it’s a simple name, everything has changed
All I know is you held the door
You’ll be mine and I’ll be yours
All I know since yesterday is everything has changed

[S] All I know is we said hello, so dust off your highest hopes
All I know is pouring rain
And everything has changed
All I know is a newfound grace
All my days I’ll know your face
All I know since yesterday is everything has changed
 *

- WOW!
Sylvia, Twój głos jest niesamowity! Cudownie śpiewasz!
- Hmm dziękuję. Ale nie uważam, że jest taki ‘cudowny’ jak mówisz. Za to Twój głos jest nieziemski. Myślę, że gdybyś śpiewał więcej takich piosenek jak ta, to zrobiłbyś jeszcze większą furorę niż teraz.
- Serio tak uważasz?
- Tak. Bo okey, ‘Turn around’ czy ‘Animal’ to świetne piosenki, energiczne, ale przez tą ekspresję nie pokazują całego Twojego talentu. A piosenki jak ta – tak. Zrób coś z tym.
- Nie wiedziałem, że jesteś moją fanką. I, że jesteś tak obeznana w kwestiach muzycznych – i bynajmniej to nie był sarkazm.
- Dużo jeszcze o mnie nie wiesz.
- Mam szansę się dowiedzieć? – zapytał z błyskiem w oku.
- Może.
- Aleś Ty tajemnicza – Ohh nawet nie wiesz jak bardzo..
- Z czasem się o mnie będziesz dowiadywał coraz więcej.
- Ty o mnie również – zauważyłam, że chciał chyba chwycić mnie za rękę, ale w ostatniej chwili przypomniał sobie o moim tacie, który cały czas miał na nas oko i zostawił rękę tam, gdzie była. Ja się tylko do niego promiennie uśmiechnęłam i podjęłam kolejny temat do rozmowy. Nawiasem mówiąc ciągnął się on do końca jazdy, czyli jakieś 18 minut. Około 11:40 byliśmy na miejscu.
- To, co panowie. Ruszamy na podbój sklepu? –zaśmiałam się widząc minę mojego taty, który już pewnie przewidział, że kupimy tu nie tylko gitary.
- Jasne! – entuzjastycznie odparł Conor. On jedyny mnie rozumie.
Weszliśmy do sklepu i zaczęliśmy szukać idealnych gitar dla mnie. Znaczy tata szukał gitar. Ja zatrzymałam się przy fortepianie. 

‘Piękny..’ pomyślałam, gdy go zobaczyłam. Zapytałam się sprzedawcy, czy mogę go przetestować – zgodził się. Szczerze mówiąc dawno nie grałam, ale może jeszcze nie zapomniałam nut do tej piosenki. Zaczęłam grać ‘My heart will go one’ Celine Dion. Kocham tę piosenkę jak i również artystkę. Pamiętałam nuty i gra mnie pochłonęła, jednak usłyszałam, co powiedział Conor.
- Zaśpiewaj.
‘Czemu nie?’ pomyślałam i po przedłużonym wstępie zaczęłam śpiewać. Zauważyłam, że wokół mnie zgromadził się spory tłum gapiów, złożony z klientów sklepu. Ale po chwili ludzie przechodzący obok sklepu także zaczęli się schodzić by mnie posłuchać. To takie niesamowite! Im się naprawdę podoba to, co robię. Fajnie jest być docenianym.
Gdy skończyłam posypały się oklaski. Ktoś nawet poprosił, żebym zagrała coś jeszcze, ale odmówiłam, bo ja tu nie przyszłam grać, tylko coś kupić. Odchodziłam od fortepianu w kierunku działu z mikrofonami, gdy nagle ktoś mnie zaczepił. Wysoki mężczyzna w garniturze.
- Przepraszam, mogę zająć Ci chwilkę?
- To zależy, o co panu chodzi panie..?
-Patrick Wright.
- Sylvia Styles, miło mi. To, o czym pan chciałby porozmawiać panie Wright?
- O Twoim talencie. Mam dla Ciebie pewną propozycję.
- W takim razie słucham- odparłam z większym entuzjazmem niż planowałam, na co mężczyzna się tylko lekko zaśmiał.
- Chciałbym zaproponować Ci występ na żywo. Na otwarcie gali rozdania nagród Teen Choice Awards 2013. Co Ty na to? – że co on mi proponuje? Przecież tam będą największe gwiazdy! Nie może poprosić kogoś znanego?! Chociażby Conora?!
- Aalee.. Czy nie lepiej by było, gdyby ktoś sławny zaśpiewał, na przykład Conor?
- Dziewczyno, my nie chcemy sztywnego rozpoczęcia gali tylko prawdziwe show! Widzieliśmy już każdego artystę na żywo na tego typu galach, potrzebujemy nowości, przy okazji Ty moja droga zapewnisz sobie przepustkę do świata show biznesu!
- Nie jestem pewna.. – no i co ja mam zrobić?! Jak się zgodzę to będę musiała wypaść jak najlepiej i dać popis przed najsławniejszymi ludźmi na świecie, ale jak nie przyjmę oferty to zmarnuje szansę na pokazanie się światu.. Co robić, co robić?!
- Sylvia, weź się zgódź! To jedyna taka okazja, nie zmarnuj jej. Pokaż, na co Cię stać i zniszcz ich na tej gali! – wykrzyknął uradowany Conor. Zaryzykować..?
- Dobrze, zgadzam się. Wystąpię. Ale to pan musi mi wybrać piosenkę. Panie Wright, jeśli mam być kimś to tylko dzięki panu, bo pan wykonał za mnie ten pierwszy krok.
- Oczywiście moja droga. Postanowione. W tym roku gala będzie niesamowita! Wszystko dzięki Tobie – uśmiechnął się – Zadzwonię do Ciebie i ustalimy termin, kiedy wpadniesz do studia, żeby poćwiczyć.
- Mogę ćwiczyć w studiu wujka.
- Dobrze, w takim razie tylko będziesz musiała przyjechać do biura podpisać papiery i dowiedzieć się, jaką piosenkę wybraliśmy. Dziękuję, że się zgodziłaś. Uratujesz galę! – zaśmiał się.
- To ja dziękuję, że zaproponował mi pan występ. Proszę, oto mój numer.
- Masz swoje wizytówki? – zaśmiał się po raz kolejny – Aż tak jesteś rozchwytywana?
-Nie, te wizytówki są na takie okazje jak ta – uśmiechnęłam się, co on odwzajemnił.
- Jeszcze raz dziękuję i do usłyszenia – pożegnał się i wyszedł ze sklepu.
-WOO HOOOO! Co to było dziewczyno! Czy Ty rozumiesz, co się przed chwilą stało?!
- NIE!- krzyknęłam i zaczęłam szczerzyć się jak nienormalna. Nie wierzę, że wystąpię na żywo..
-To trzeba uczcić! Zabieram Cię dzisiaj na obiad! – mówił wciąż uśmiechnięty i zadowolony Con, ale zaraz minka mu zrzednie..
- Dzisiaj nie mogę. Mam spotkanie.
- Biznesowe? Już widzę, że niezła karierowiczka z Ciebie.
- Nie. Idę na kręgle z przyjacielem.. – no i teraz ma minę, której nigdy nie chciałam zobaczyć.. Czuję się, jakbym go zraniła. Co najmniej wbiła nóż w plecy..
- Aha. To kiedy indziej – słabo się uśmiechnął – Idziemy szukać tych gitar?
- Tak, jasne – i oczywiście sztuczny uśmiech z mojej strony. Dziwnie się teraz czuje. A nie powinnam. Czemu?!

                                      * * * OCZAMI HARREGO * * *

- Po raz ostatni pytam. Gdzie mój grzebień? – wydarłem się znów na moich ‘przyjaciół’, którzy w tym momencie nimi nie są, bo ukradli mój skarb.
- Jaki grzebień? Ten czarny z Twoimi inicjałami ?
- Tak ten, widziałeś go?
- Nie.
- No Louis zabiję Cię! Wiem, że Ty – wskazałem palcem na niego –go masz. Łaskawie oddaj. Potrzebuję go..
- Już teraz? Dopiero 12. Randkę masz o 4.
- To nie randka! – krzyknął Liam ze swojego pokoju.
- Właśnie, że taaak! – odkrzyknął mu Louis, żeby go wkurzyć. W sumie to ja sam nie wiem, czy to jest randka czy nie.
- Haroldzie Edwardzie Styles.. – do moich uszu dobiegł ten nieprzyjemny ton Liama. To nie wróży nic dobrego, a w dodatku zbliża się niebezpiecznym krokiem do mnie.
- Liam! Stary! Co u Ciebie? – zapytałem i poklepałem go w ramię, co mu się najwyraźniej nie spodobało, bo zrobił jeszcze groźniejszą minę.
- U mnie w porządku. A u Ciebie, Haroldzie? – aż mnie ciary wzięły przeszły!
- Też dobrze. Heh – nerwowo przełknąłem ślinę. Ukradkiem spojrzałem na Louisa, który aktualnie turlał się ze śmiechu po podłodze. Już on dostanie za swoje za to, co powiedział. Tomlinson, szykuj się na zemstę.
- Jak idą przygotowania do randki? – ostatnie słowo wyraźnie zaakcentował.. Jezuu..
- Jakiej randki stary? To tylko przyjacielskie wyjście na kręgle.
- Czyżby? To czemu już się stroisz hee?
- Eee.. Bo.. Idę do sklepu?
- Idziesz do sklepu mówisz.. To kup mi 2 paczki Oreo – odparł z cwanym uśmieszkiem. No to się wkopałem.
- Jasne. Coś jeszcze?
- Tak, tylko jedna rzecz… CHŁOPAKI! HAROLD IDZIE DO SKLEPU!
No i w salonie pojawił się Zayn z Niallem. Pięknie! Załatwiłem się na najbliższe 2 godziny.. I kiedy ja się ogarnę?! Smutny oddaliłem się z dwumetrową listą zakupów w stronę samochodu. Mam nadzieję, że nie będzie korków, bo wtedy uznam ten dzień za najgorszy w moim życiu..

                                                 * * * OCZAMI SYLVII * * *
- Jesteś pewna, że te gitary Ci wystarczą? – po głosie taty poznaje, że ma już dość tych zakupów. No, ale kupiłam to, co chciałam, czyli 2 gitary akustyczne i 2 elektryczne. No i dodatkowo jeszcze wzięłam ten fortepian. Tylko mam problem z dokładnym ulokowaniem go w domu, ale to się załatwi później.
- Taaatoooo…
- No co znowu chcesz? – odparł wyraźnie wkurzony i zmęczony, po ponad ,uwaga, 20 minutowym szukaniu.
- Potrzebuję jednego mikrofonu. Pójdę go poszukać, wybiorę coś, a Ty czekaj przy kasie.
- Ehh. No dobrze. Conor idź z nią, pójdzie szybciej.
- Oczywiście – i we dwójkę ruszyliśmy do działu z mikrofonami. Ja nie szukam czegoś zwykłego, taniego i tandetnego. Ja chce czegoś w moim stylu. I chyba właśnie to znalazłam!
- Conor! To jest to.
-Ale, że to? – wskazał na moje cudeńko – Jest taki.. hmm..
- Jest świetny! Kolor jest extra i spójrz na opis. Każdy dźwięk nagra czystko, będę mogła ze spokojem wyciągnąć każdą nutę i to ładnie złapie.
- Jesteś pewna, że chcesz mieć fioletowy mikrofon?
- No przecież to nie mikrofon sceniczny. To tylko taki do śpiewania w domu.
- A na galę jaki sobie wybierzesz?
- Słucham?
- Oni tam mają tysiące mikrofonów i będą kazali Ci wybrać jeden.
- Pewnie wezmę czarny.
- A już myślałem, że powiesz różowy – chwycił się za serce osioł jeden.
- Nie przesadzajmy – wytknęłam mu język- Chodźmy już do kasy, bo tata wyjdzie stąd bez nas i bez zakupów.
- Racja – oboje się zaśmialiśmy i już po chwili byliśmy przy kasie.
- Tato, może lepiej idź do samochodu..
- Czemu? – zapytał zdziwiony, ale za chwilę zrozumiał, o co mi chodziło – Aż tak dużo?
- Bardzo ,bardzo dużo.
- To może ja faktycznie pójdę do auta. I widzisz Conor, jak to jest z babami. Miliony by wydawały w jednym sklepie..
- Idź już tato do tego samochodu!
Ten się tylko zaśmiał, zresztą Conor też, ale oberwał w ramie za to i prawie od razu spoważniał. Szybko zapłaciłam. Nie pytajcie ile, bo na samą myśl płakać mi się chcę.. Z obsługą uzgodniłam, że dowiozą mi sprzęt do domu. Conor swoją gitarę schował do bagażnika. Oby tam przetrwała.
-To co, jedziemy na jakieś lody dzieciaki?
- Właściwie to mógłbyś nas podwieźć do Starbucksa, wiesz?
- Ookey, okey, rozumiem. Chcecie pobyć sami. Jak chcecie.
- Dzięki tato – wysunęłam się lekko do przodu i ucałowałam policzek taty. Tak go idzie ugłaskać Hah!

Znowu przez całą drogę gadaliśmy, no i co chwilę wybuchaliśmy niekontrolowanym śmiechem, bo jak Conor coś powie to nie idzie się nie śmiać. Tata tylko wysyłał nam karcące spojrzenia w lusterku, ale my i tak się śmialiśmy jak idioci z każdego głupiego słówka. Po kilku minutach znaleźliśmy się pod kawiarnią. Ale co mnie zdziwiło to to, że tata też wysiadł.
- Chcę sobie kupić kawę na wynos, no co? – już ja wiem, co mój kochany ojcze. Porozmawiamy sobie w domu.
- Nic – uśmiech nr.5 – Polecam Cappuccino z extra pianką.
 - Nie piję tych babskich kaw córeczko. Może Conor mi coś poleci?
- W zasadzie sam zamawiam Cappuccino – podrapał się w głowę, a ja parsknęłam śmiechem. Mój tata chyba się zmieszał. Ale mina Conora była mega w tym momencie! Szkoda, że nikt mu zdjęcia nie zrobi z ukrycia albo nie nagra.. Byłaby fajna pamiątka.
- No to ten.. zamówmy coś wreszcie.
Tak jak ustaliliśmy ja wzięłam Macchiato, Conor Cappuccino, a tata wziął Espresso. Gdy otrzymał zamówienie zostawił nas samych i pojechał do domu.
- Nie powiedziałaś mu jeszcze o gali. Czemu? – upił łyka i wlepił we mnie swoje błękitne patrzałki.
- Powiem mu wieczorem, przy okazji Zo się dowie.
- A Liamowi powiesz?
- Chyba tak. A jak myślisz, powinien wiedzieć?
- No raczej tak, wkońcu to Twój brat.
- Powiem mu po koncercie.
- A kiedy grają?
- Jutro – zaśmiałam się – Będziesz?
- Niestety nie. Wyjeżdżam jutro do Irlandii.
- Kolejny przystanek na trasie?
- Yep –westchnął – Na szczęście zostały mi ostatnie 3 koncerty i mam wakacje. Aż do połowy września..
- I potem kolejna trasa jak długo będzie trwać?
- Ponad pół roku. Ale mam nadzieję, że na święta będę mógł przyjechać do rodziny.
- Pogadaj z menagerem, na pewno da Ci wolne – uśmiechnęłam się pokrzepiająco do niego co odwzajemnił. Ukradkiem spojrzałam na zegar. Cholera, już po 13..
- Conor, nie obrazisz się, jak powiem, że muszę lecieć?
- Oczywiście, że nie. To może, chociaż Cię odprowadzę?
- Jasne, dzięki.
Opuściliśmy kawiarnię i udaliśmy się w stronę mojego domu. Starałam się nadać jakieś tempo naszemu chodzeniu, ale Conor chodził tak wolno i uparcie starał się chodzić jeszcze wolniej, że myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Pewnie żółw szedł od nas szybciej. Gdy byłam pod domem spojrzałam na zegarek. 13:38. Szliśmy pół godziny taki krótki odcinek drogi! Nie wierzę..
- Conor, dziękuję, że mnie odprowadziłeś.
- Nie ma sprawy – uśmiechnął się – Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
- Spotkamy na pewno. Wpadnij do mnie jak tylko skończysz trasę.
- Obiecuję wpaść. To do zobaczenia – pocałował mnie w policzek.
- Do zobaczenia.
Poczekałam aż zniknie za rogiem i dopiero weszłam do domu. Na szczęście nikt nie stanął na mojej drodze i mogłam szybko wejść do pokoju, przebrać się i pojechać do bazy. Punkt 13:55 wyjechałam z podjazdu i ruszyłam na umówione z 415 miejsce spotkania. Nie ma to jak być spóźnionym godzinę na misje.. Dobrze, że partner mnie zrozumiał, bo inaczej mogłoby być kiepsko. Równo o 14:03 dotarłam na Trafalgar Street.
- Witam Cie 415. Odebrałeś wszystkie potrzebne dane od Z, jak Cię prosiłam?
- Witaj 315, Tak, wszystko mam. A masz strój dla mnie?
- Tak, w samochodzie. Idź się szybko
przebrać i ruszamy. Nie ma czasu do stracenia. Musimy obskoczyć 18 domów. 21030 do 21048.

- Jasne.
                                                                                                                                                            

CZYTASZ = KOMENTUJESZ !

27 sierpnia 2013

Info

Cześć :)
Przybywam do was z informacją iż dzisiaj rozdziału nie dodam. Padam na twarz po wczorajszej imprezie z okazji mojej osiemnastki. Nie myślałam, że  tak to wyjdzie, więc PRZEPRASZAM.
Rozdział pojawi się jutro na 100% jakoś po południu ;)
Mam nadzieję, że nie jesteście źli :)
Dobra to ja lecę dalej odpoczywać, a wam życzę udanego wieczoru ! :)
Do przeczytania <3 Syl xx

23 sierpnia 2013

10.

Cześć! :)
Dziś 23 więc oto rozdział ;]
Jestem tak zabiegana, bo jutro osiemnastka dla rodziny, ale znalazłam teraz chwile by wstawić rozdział ;]
Udanego weekendu wam życzę :)) <3
Miłego czytania ! <3 Syl xx 
                                                                                                                                                                                                           
- Tak? – zapytałam zaspanym głosem.
-
 Hej Sylvia.. Śpisz? – kto do cholery dobija się do mnie o.. 3 rano?! Zabiję osobnika!
- Nie, opalam się na Bahamach. Kto dzwoni?
- Niall.. Co Ty robisz na Bahamach? – Bożee, co za idiota.. Nic tylko zrobić face palma.. młotkiem..
-Niall, człowieku jest 3 rano, a ja nie jestem na Bahamach, śpię sobie! Po co dzwonisz do mnie o tej porze? I skąd masz mój numer?
- Podałaś mi, nie pamiętasz? A dzwonie, bo mam problem..
- Ahh.. No to śmiało nawijaj, mamy czas.
- Leżałem sobie spokojnie i już zasypiałem, gdy nagle zrobiło mi się nie dobrze. To pobiegłem do łazienki, ale już było lepiej to wróciłem do łóżka. Jak tylko się położyłem to zacząłem tego żałować, bo wszystko zaczęło wirować i zmieniać kolory.. Sylvia, ja się boję o mój stan zdrowia i .. Czy Ty chrapiesz?!
- Nie skąd, wydaje Ci się, cały czas Cię słucham. Dokończ, bo skończyłeś na jakichś mandarynkach.
- Co?? Mówiłem, że boję się o swój stan zdrowia. Pomóż mi..- po tonie jego głosu wywnioskowałam, że on serio się boi i oczekuje pomocy. Tylko jak ja mogę mu pomóc? Mogę go wspierać tylko, jako ‘przyjaciółka’ czy kimkolwiek tam dla niego jestem.
- Niall słońce, ale nie wiem, co mogę zrobić.. Może przejdźmy się do lekarza, hmm?
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Jakby Will się dowiedział to by się wściekł..
- A co mnie jakiś tam Will obchodzi? Tu najważniejszy jesteś Ty i twoje zdrowie. Dasz radę wytrzymać do poniedziałku?
- Tak, ale problem w tym, że mamy próby od rana i nie dam rady się wyrwać.. Sylvia, a może wtorek?
- Jasne, ale tak po afterze dasz rade?
- Nie piję na afterach, więc spokojnie. Pojedziesz tam ze mną, prawda?
- Jasne Niall, się głupio pytasz. Wezmę wolny dzień i spędzę cały wtorek z Tobą, okey?
- Dziękuję.. Kocham Cię.
- Niall.. Ja staram się tylko pomóc. Nie chcę takich wyznań-lekko się zaśmiałam i on również.
- Wiem, wybacz, ale nawet nie wiesz ile Twoja pomoc dla mnie znaczy. Bardzo Ci dziękuję. Nie wiem jak Ci się odwdzięczę..
- Mi wystarczy Twoja.. przyjaźń – tak, JA to powiedziałam – Masz jeszcze jakąś sprawę?
- Właściwie to mam, jedną, ale taką tyci tyci..
- No słucham.
- Wpadniesz na próbę jutro? Chcę, żebyś dotrzymała mi,  nam towarzystwa.
- Nie wiem, czy mogę przebywać na waszej próbie. Przecież jest zamknięta.
- Liam zagada, powie, że jesteś jego siostrą i Cię wpuszczą – a z jakim entuzjazmem to powiedział!
- Noo dobrze, skoro chcesz to przyjdę. Ile jedzenia zabrać? – w odpowiedzi chłopak się zaśmiał.
- Dużo. Zapytaj mamy Liama, ile powinnaś wziąć, ona wie – teraz to ja się śmiałam.
- No dobra, to do zobaczenia jutro?
- Tak jutro, bo dzisiaj już niedziela. Dobranoc. Wybacz, że Cię obudziłem.
- Nic nie szkodzi blondi. Dobranoc, śpij dobrze.
- Ty również. Kolorowych.
Niall się rozłączył, a ja natychmiast przykryłam całą siebie satynową pościelą i od razu zasnęłam..
Obudził mnie budzik o 7 rano. Gdyby nie fakt, że ktoś obudził mnie w środku nocy to byłabym wyspana, a tak to jestem ledwo żywa. Leniwie spełzłam na podłogę i dosłownie turlałam się do łazienki. Mozolnie wstałam z ziemi i jak cywilizowany człowiek weszłam pod prysznic wcześniej ściągnąwszy ubrania. ‘Nie ma to jak zimny prysznic na rozbudzenie’ pomyślałam. Zazwyczaj mam tak, że woda zmywa ze mnie wszystkie problemy, właściwie ich nie mam, ale najgłupsza błahostka zawsze się znajdzie. Tym razem było inaczej. Zaczęłam zastanawiać się , jak rozwiązać problem Nialla i nawet nie zauważyłam, kiedy woda z zimnej zmieniła się na gorącą. Szybko zakręciłam wodę i po prostu stałam w kabinie jak jakaś nienormalna. Ale miałam powód. Zdałam sobie sprawę, że .. zależy mi na nim. Na Niallu. A przecież mi nigdy na nikim nie zależało! Nie miałam przyjaciół, którym mogłam pomóc, więc żyłam spokojnie. Aż do teraz. Wszystko przez Liama. Przez Zoey. Przez tatę. Teraz myślicie, że szukam winnych.. Nie mylicie się. Ktoś zburzył mój świat i zakłócił równowagę. Moją wewnętrzną równowagę. To nie do pomyślenia, jak jedna osoba może zmienić Twoje życie, wpłynąć na Ciebie. Boże, jaka ja jestem głupia!  Wcale nie musiałam rozmawiać z Niallem, nie musiałam mu doradzać, w ogóle nic nie musiałam ! To czemu ja to zrobiłam?! Samej siebie już w tym momencie nie rozumiem.. Przecież jestem twarda, nie jestem jak te inne wrażliwe dziewczynki, które są.. no właśnie – delikatne, miłe, pomocne.. Ja się powoli taka staje i nie podoba mi się ten fakt. Muszę z tym coś zrobić. Jeśli teraz zacznę ‘mutować’ to będę już nie przydatna w agencji. Zdecydowanie muszę przejąć kontrolę nad mózgiem, bo jak na razie on źle mną kieruje. Jak to możliwe, że jakichś 2 chłopaków tak wpłynęło na moją zmianę?! Boże, błagam, żeby reszta nie zapragnęła na mnie wpływać!
Po moich 10 minutowych rozmyślaniach ubrałam się w mój ulubiony strój do joggingu i poszłam biegać. Dzień w dzień od 4 lat biegam od 7.20 do 8 po okolicy by po prostu się odprężyć i oczywiście utrzymać kondycję. 40 minut biegania to nie jest dużo, ale taki codzienny trening przynosi efekty i z dnia na dzień ma się wrażenie, że biega się znacznie dłużej.
Mijam właśnie plac zabaw. Nie lubię tego miejsca, bo jest tam dużo krzyczących dzieci, które są tutaj ze swoimi opiekunkami, bo ich rodzice nie mają dla nich czasu. Nie, żebym nie lubiła dzieci, ale one są naprawdę wkurzające. Lecz dzisiaj jest inaczej.. Coś mnie tknęło, żeby się zatrzymać i podejść bliżej. Przyglądałam się dzieciakom, które z uśmiechem na ustach bawiły się to na zjeżdżalni to w piaskownicy. Wtedy ‘coś’ w środku mnie jakby pękło. Przypomniałam sobie te wszystkie chwile spędzone z mamą. Poczułam, jak jedna łza spływa po moim poliku. Szybko ją starłam i zaśmiałam na samą myśl, że w ogóle przypomniało mi się moje dzieciństwo. Nagle moją uwagę przykuła mała dziewczynka bawiąca się sama niedaleko mnie. Dziwne, że nie ma żadnego opiekuna tutaj. Postanowiłam do niej podejść.
-Cześć mała. Czemu bawisz się tak sama?
- Lubię bawić się sama – odrzekła z uśmiechem. Skąd ja to znam.
- Też lubiłam sama się bawić. Ale wiesz, lepiej jest w grupie.
-Może. Ale tak też jest fajnie.
- Mogę się do Ciebie dołączyć? – dziewczynka spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczkami, a po chwili uśmiechnęła.
- Tak. Jak masz na imię?
- Sylvia, a Ty?
- Jessie.
- Wiesz, Jessie, przypominasz mi mojego kolegę. On też ma takie oczy jak Ty. Może jesteś jego siostrą? Masz brata ?
- Nie – pokręciła smutno główką.
- Co jest? Czemu jesteś smutna?- chwyciłam ją za jej małą rączkę.
- Nie mam brata, jestem sama, mieszkam w domu dziecka.. – w tym momencie moje serce pękło na pół. Czułam napływające łzy.
- Tak mi przykro kochanie. Długo już tam mieszkasz?
- Jestem tam od świąt – niewierzę.. ona tam jest ponad 7 miesięcy..
-Jesteś tu z kimś? Bo nie widzę w pobliżu nikogo, kto by się Tobą interesował.
- Jestem sama. Uciekłam z domu dziecka na chwilę, żeby się pobawić. Nie lubię tamtego placu zabaw.
- Wiesz, ładne masz lalki. Mają imiona?
- Czyli nie znasz czarodziejek W.I.T.C.H. – zaśmiała się, a ja zmieszana patrzałam się na nią – Ta czerwona to Will, z lokami to Irma, z warkoczykami to Taranee, blondynka to Cornelia, a ta w fioletowych włosach to Hay Lin .
- Ładne są – uśmiechnęłam się do niej – Mogę się z Tobą pobawić?
- Tak, wybierz sobie dwie – po tych słowach wybrałam Will i Hay Lin, a Jessie pokazała mi miejsce, gdzie będziemy się bawiły.
- Ta zabawa polega na tym, że czarodziejki muszą uratować Heatherfield przed Cedrickiem, więc musisz mówić swoją moc i atakować tego węża, którego trzymam ja.
- Mogę wymyślić sobie moc?
- Nie znasz nawet jednej ich mocy? – dziewczynka pokręciła głową z niedowierzaniem, ale za chwilę uśmiechnęła się – Możesz wymyślić.
- Dziękuję.
I tak zaczęła się nasza zabawa. Ona coś mówiła i atakowała, a potem ja. Niesamowicie się z nią bawiło. I może to zabrzmi dziwnie, ale czułam się, jakbym była jej mamą..
-Jessie, słońce, dochodzi 9. Nie będą się o Ciebie martwić?
- Masz racje, pewnie się martwią – posmutniała – Chciałabym spędzić z Tobą cały dzień, wiesz. Fajnie się bawiło.
- Kiedyś jeszcze razem spędzimy cały dzień, obiecuję.
- Przyjdziesz po mnie? Zabierzesz mnie stamtąd? – wykrzyknęła uradowana sześciolatka.
-Zabiorę, ale tylko na jeden dzień.. Przykro mi Jessie.
- Chciałabym mieć taką mamę jak Ty. Nawet mi przypominasz moją mamusie. Też była blondynką – no i co ja mam jej teraz powiedzieć? Przecież ona jest tylko dzieckiem, nie chcę jej zranić.
- Wiesz, mam pomysł. Może Cię kiedyś odwiedzę, co? Przyjdę z kolegami.
- A fajni są?
- Bardzo. I lubią się bawić.
- Przyjdź z nimi, proszę.
- Obiecuję słońce, że przyjdę. Na pewno. A teraz Cię odprowadzę dobrze?
- Yhym.. – mała szybko pozbierała swoje zabawki, schowała je do plecaka, poprawiła sukienkę i chwyciła mnie za rękę. Szczerze? Nie spodziewałam się tego.
- Gdzie dokładnie jest ten dom dziecka? – zapytałam Jessie po kilku minutach chodzenia po parku.
- Niedaleko. Zaprowadzę nas tam.
Reszta drogi upłynęła nam na rozmowie. Właściwie to tylko ja mówiłam, bo Jessie uznała, że pobawi się w reportera i zadawała pytania. Mnóstwo pytań. Najbardziej spodobał jej się fakt, że tańczę i występuję w reklamach.
- Nauczysz mnie kiedyś tańczyć?
- Jasne. Na naszym następnym spotkaniu pokażę Ci kilka kroków. A jeśli chcesz to przyniosę Ci nagrania kilku moich układów.
- Ale fajnie! Będę umiała coś robić! A może zostanę tancerką? – uradowana dziewczynka puściła mnie i zaczęła się obracać wokół własnej osi. Wyglądała jak mała baletnica.
- Jessie, czy to tamten budynek? –zapytałam małą wskazując na ogromny budynek tuż przed nami. Ona posmutniała, chwyciła mocno moją rękę i powoli kroczyłyśmy na przód. Wiem, że ona nie chce mnie puszczać. Ale ja również tego nie chcę. Pokochałam tę dziewczynkę..
- Musisz mnie zaprowadzić do jakiejś opiekunki. Trzeba ją poinformować, żeby się nie martwiła.
- Dobrze.
Po kilku minutach dotarłyśmy do pokoju podpisanego ‘SEKRETARIAT’. Odetchnęłam głęboko i zapukałam. Gdy usłyszałam ‘proszę’ weszłam do środka, zaraz za mną weszła Jessie. Przywitały mnie dwie kobiety, brunetki na oko miały po 30 lat.
- Dzień dobry. O! Znalazła się nasza zguba. Gdzie byłaś Jessie?
- Byłam na placu zabaw z Sylvią. Nudziło mi się tu..
- Nie możesz tak sama wychodzić. To niebezpieczne.
- Chciałam się pobawić – odpowiedziała smutno.
- Przepraszam, a kim pani jest? – zapytała mnie ta druga.
- Sylvia Sykes. Spotkałam Jessie i bezpiecznie tu przyprowadziłam.
- Dziękujemy za pomoc – westchnęła – Jessie jest trudnym dzieckiem. Nie umiemy do niej dotrzeć.
- Ona wcale nie jest trudnym dzieckiem. Po prostu woli bawić się sama.
- Izoluje się od rówieśników, a my nie możemy na to pozwalać.
- Przepraszam, z całym szacunkiem, ale jeśli jej tak lepiej, to dlaczego nie pozwalajcie jej tak funkcjonować?
- Jessie nie może przebywać sama! –uniosła się jedna z nich.
- Ale ja chcę być sama! – zapłakała Jessie – Albo sama albo z Sylvią.
W tym momencie serce na chwile przestało mi bić. Opiekunki spojrzały na mnie jakoś tak wrogo, zapewne im się ten fakt nie podobał. Mnie z kolei wzruszyło to, co powiedziała Jess.
- Nie znasz tej dziewczyny kochanie. Poza tym ona tu nie mieszka, a nawet nie może tu przychodzić.
- Jak to nie mogę? – co to ma do cholery znaczyć? Jak będę chciała to tu przyjdę.
- Nie możesz, nie jesteś nikim z personelu i jak mniemam nie masz ukończonych osiemnastu lat, więc nie możesz odwiedzać żadnego z dzieci – mała rozpłakała się na te słowa. Ona za bardzo się do mnie przywiązała. Muszę coś z tym zrobić. Kucnęłam i zwróciłam się do Jessie.
- Słuchaj, postaram się Ciebie odwiedzać w miarę możliwości. Niedługo skończę 18 lat i wtedy często tu będę przychodzić, dobrze? Teraz musisz mi obiecać, że będziesz grzeczna i zawsze będziesz słuchała opiekunek.
- Obiecuję, tylko proszę przyjdź jeszcze do mnie.
- Przyjdę, nie martw się skarbie – przytuliłam ją, a ona cały czas płakała.
- Ja już pójdę. Niedługo wpadnę Jessie. Do widzenia – pożegnałam się z małą i opiekunkami i ruszyłam w stronę wyjścia. Gdy mijałam świetlicę spostrzegłam znajomą postać. Może mi się tylko wydaje. Ale na wszelki wypadek zawrócę. Zatrzymałam się przy jednym z okien i patrzałam na znajomą sylwetkę. Czekałam aż osoba się odwróci. Nie czekałam długo, bo już za chwilę widziałam jego twarz. Harry.
’Ale co on tu robi?’ To pytanie krążyło w mojej głowie. Zapytam się go, czemu tu przebywał. No nie powiem, robi na mnie wrażenie. Ale to jeszcze nie oznacza, że go lubię. Jest tylko znajomym.
Wyszłam z domu dziecka i pobiegłam do domu. Nici z dzisiejszego treningu, ale chociaż 20 minut pobiegałam. Gdy tylko przekroczyłam próg domu poczułam zapach kawy i jajecznicy. Śniadanko! Szybko wbiegłam na górę, wzięłam 2 minutowy prysznic, przebrałam się we wcześniej uszykowane ciuchy i zbiegłam na dół.
- Dzieeń dobry! Co dzisiaj śniadanie tak wcześniej? Jest dopiero 10:20.
- Zapomniałaś? Jedziesz do sklepu muzycznego. A właściwie jedziemy. Od razu z wami tam pojadę.
- Ah tak faktycznie! – zaśmiałam się – Okey. To zadzwonię do Conora i mu powiem, że musimy zmienić plany.
- Dobrze córciu.
Usiadłam w salonie na kanapie i wybrałam numer Conora. Odebrał po 3 sygnale.
- Halo?
- No cześć Conor!
- Witam piękną panią! Coś się stało, że dzwonisz?
- Nie. Tak..
- To jak? – zaśmiał się do słuchawki.
- Możemy zmienić trochę plany?
- Jak bardzo zmienić?
- Minimalnie. Chciałabym, żebyś w czymś mi doradził.
- Chcesz sobie coś kupić? Pewnie jakieś bikini, bo lato. To chętnie pomogę!
- Kupić tak, ale nie bikini Conor! Muszę jechać do sklepu muzycznego.
- Ooo! Dobrze się składa, bo też musiałbym po nową gitarę skoczyć. A Ty co chcesz kupić?
- Kilka gitar. A widzisz, jednak zmiana planów wyjdzie Ci na dobre.
- No tak. To, o której i gdzie się spotkamy?
- O 11. Podjedziemy po Ciebie.
- My, czyli kto?
- Ja i mój tata.
- Poznam Steve’a Sykes’a nie wierze! Ale się jaram!
- Spokojnie, ej! On jest zwykłym człowiekiem. To on się powinien jarać, że pozna Ciebie.
- Pewnie nawet nie wie, kim jestem – zaśmiał się.
- Możliwe. To do zobaczenia o 11 u Ciebie. Tylko wyślij mi swój adres, okey?
- Dobrze. Do zobaczenia. Buziaczki!
- Paaa!

Odłożyłam telefon na stolik i udałam się do kuchni. Tak jak się spodziewałam śniadanie dla mnie już gotowe. Upiłam łyka kawy i rozkoszowałam się jej smakiem.
- Mhm. Cappuccino.
- Skąd Ty..? – zaczął tata, ale nie skończył.
-Rozmawiasz ze znawczynią kaw tato. Nie pamiętasz, że w zeszłym roku byłam na kursie w Starbucksie?
- No tak, racja. A moją zgadniesz?
- Jasne!- upiłam łyka z filiżanki taty.
- Macchiato niesłodzona.
- Jesteś moim bogiem skarbie – zaśmiał się.
- Oh przestań. To po prostu taleeent – ostatnie zdanie zaśpiewałam.
- Jasne, tak myśl córcia!
No i tata rozpętał wojnę. Chwyciłam ciasteczko, które leżało w półmisku, przełamałam je i rzuciłam w tatę. Ten najpierw zaskoczony, a potem rozbawiony zrobił to samo, co ja. Nie powiem, kuchnia wyglądała.. ciekawie. Tak trochę jakby tu czołg wjechał. Nagle naszym oczom ukazała się zszokowana Zoey.
- Co.. tu.. się stało?! – prawie krzyczała. Dziwna kobieta no na serio , czy ona nie zauważyła, że tu się odbyła wojna ciasteczkowa? No heloł!
- Zoey! Bo widzisz.. – tata szybko spojrzał na zegarek nad wejściem do jadalni – My musimy lecieć. Do później kochanie! – szybko pocałował ją w policzek, zabrał marynarkę i uciekł w stronę drzwi. Ja nie zwlekałam długo i zrobiłam to samo, tyle, że po drodze zgarnęłam jeszcze telefon z salonu.
- Ale kto to posprząta?! Steve! No nie wierze.. – nie dosłyszałam, co dalej mówiła, bo właśnie zamknęłam drzwi. Wsiadłam do czarnego porsche i zapięłam grzecznie pasy.
- Tato, wiesz, że musisz kupić Zo jakieś kwiaty na przeprosiny, nie?
- Wiem skarbie. Ale to żaden kłopot – zaśmiał się – Widziałaś jej minę?! –teraz to oboje rechotaliśmy jak idioci. Jakaś staruszka nas uspokoiła. Haha!
- Dobra tato, jedziemy, bo Conor pewnie czeka. Tu masz adres- pokazałam tacie wiadomość z adresem.
- To niedaleko. Jakieś 15 minut drogi.
- Będziemy spóźnieni o 3 minuty – stwierdziłam fakt i momentalnie miałam puls 200/100.
- Spokojnie, jak kocha to poczeka!
- Co?! Nie tato, on jest kolegą. Ale chodzi o to, że nie lubię się spóźniać..
- Przecież on Cię nie ukarze za 3 minuty spóźnienia słońce.
- No nie, masz racje. Nie potrzebnie się stresuję – rozsiadłam się wygodniej w fotelu. Zaczęłam myśleć, co by było, gdybym spóźniła się do agencji. Głupie myśli! Postanowiłam, że włączę radio, bo tylko muzyka może mnie teraz uspokoić.
- Pośpiewaj. Dawno Cię nie słyszałem.
- Nie znam tej piosenki – odparowałam, chociaż tak naprawdę to ją znałam. Little Mix to mój ulubiony zespół.
- Wiem, że znasz. Dalej, przecież uwielbiasz tę piosenkę.
*
  Boy step a little closer
'Cause I don't think you've heard these words before
Lay me left and rock me right, baby lift me up so high
Take me to another world
 'Cause no one else will do
Don't wanna be by myself
I wanna be dancing with you
Ref.: 'Cause you're my stereo, stereo, stereo soldier
Oh oh, oh oh
My stereo, stereo, stereo soldier
Oh oh, oh oh
All I need is the beat in my feet let me lose control ooooh
Give me loud, give me now, take my heart
Baby take my soul
Left, right, left
Run the beat and blow my speakers
And make feel me like I'm the only girl
The way we move is so in time
On the real, got the skills to blow my mind
They don't make 'em like you no more(Y-Yeah)
 I'm in heaven now, so in love
Lay your weapons down, and turn it up
Ah, ah, ah, who
 Ref.: And be my stereo, stereo, stereo soldier
Oh oh, oh oh
My stereo, stereo, stereo soldier
Oh oh, oh oh
All I need is the beat in my feet let me lose control oooh
Give me loud, give me now, take my heart
Baby take my soul
Left, right, left
Can you save me
Can you set me free
'Cause I need to feel alive
Oh we have to survive
 'Cause you changed me
Now I believe
And I need to feel alive
Oh we have to survive
 Ref.: Stereo, stereo, stereo soldier
Oh oh, oh oh
My stereo, stereo, stereo soldier
Oh oh, oh oh

All I need is the beat in my feet let me lose control oooh
Give me loud, give me now, take my heart
Baby take my soul
Left, right, left                    

 *
- Miło było Cię wreszcie usłyszeć. Masz jakąś nową piosenkę napisaną?
- Coś mam.
- Co tak nie chętnie odpowiadasz?
- Nie mam trochę nastroju, ale jak tylko wejdziemy do sklepu to mi się odmieni. Obiecuję – odparłam uśmiechnięta. Dalej jechaliśmy w ciszy. Kiedyś zaśpiewam tę piosenkę. Może na spotkaniu rodzinnym?
Nie minęło 5 minut a byliśmy pod domem Conora. Kazałam tacie zaczekam w samochodzie, a sama wyszłam i zapukałam do drzwi. Te po chwili się otworzyły i stanął w nich Conor.
- Cześć – powiedział uśmiechnięty.
- No cześć.
- Proszę, to dla Ciebie.
- Ale Conor..


                                                                                                                                                                                                           
CZYTASZ = KOMENTUJESZ !
*PROSZĘ

17 sierpnia 2013

Info

Cześć ;)
Wybaczcie, że rozdziału nie ma. Na razie on się nie pojawi. Przewidywany termin to 23.08. Już wyjaśniam dlaczego.
Przede wszystkim chodzi o komentarze do rozdziałów. Z wyświetleniami jest spoko, dużo was niby czyta, ale jak patrzę na komentarze to 1 lub 2. Aż tak nudne jest moje opowiadanie? Czy po prostu wam się nie chce choćby jednego słowa napisać?
Wiecie, staram się jak mogę, piszę tak, żebyście się pośmiali. Wydaje mi się, że piszę interesująco. Mylę się?
Zastanawiam się na usunięciem bloga. Skoro nie komentujecie, nie znam waszych opinii, nie wiem, co sądzicie, aczkolwiek mogę się domyślić, że nie chcecie czytać i żałujecie, że na mojego bloga trafiliście.
Póki co blog jest. Wszystko zależy od was.
Proszę. Nie. Blagam, skomentujcie ten post i wyraźcie swoją opinię. Nie zapominajcie, że jako moderator tego bloga widze ile jest wyświetleń, więc również tyle spodziewam się komentarzy.
Miłego dnia. Syl xx

13 sierpnia 2013

ZDJĘCIA Z ANGLII :)

Obiecałam, więc wstawiam kilka zdjęć ;)
Wybaczcie, że teraz, ale miałam problemy z laptopem.. :) Syl xx
 















 










 



 

 

NANDOS *.*

9.

Cześć :)
Po prostu miłego czytania. Syl xx
                                                                                                                                                                                             
-Z, załatw nam na jutro fałszywe dokumenty z ministerstwa. Musimy mieć dokumenty, że niby są zakłócenia spowodowane czymś i musimy sprawdzić każdy system alarmowy w każdym domu. No i oczywiście jakieś legitymacje potwierdzające nasze fałszywe tożsamości. Zdjęcia masz. Będziemy jutro przed 13. Pa.
- Pa 315. Do widzenia agencie 415.
- Do widzenia Z.

Wyszliśmy z pomieszczenia komputerowego i udaliśmy się do gabinetu szefa znajdującego się na końcu korytarza po prawej. Oczywiście zapukałam, bo nie zrobienie tego mogło sprowadzić zagładę.
- Proszę!
- Dzień dobry.
-Witam was. W jakiej sprawie przychodzicie?
- W sprawie misji – zaczęłam – Są postępy. Już prawie namierzyliśmy ich siedzibę. Jutro ostatni etap pierwszej fazy zgodnie z pana zaleceniami. Pierwsza faza pomyślnie dobiegnie końca i jutro najpóźniej o 10p.m. zostanie złożony raport.
- Świetnie. Dobrze się spisaliście. Były jakieś problemy dzisiaj? Jak poradził sobie agent 415?
- Żadnych problemów sir, jak zawsze. Agent 415 jest dobrze wyszkolony i da sobie radę w terenie. Muszę pochwalić go za ułożenie planu. Sama bym na podobny nie wpadła – musiałam trochę pozmyślać. Przyda mu się dobry start.
- Wiedziałem agencie 415, że przydasz się w naszej agencji. Mam nadzieję, że plan się powiedzie.
- Też mamy taką nadzieję – odezwał się 415.
- Coś jeszcze agenci?
- Nie sir.
-W takim razie do widzenia. Agentko 315 proszę zostać tu jeszcze chwilę.
- Taki miałam zamiar.
-Dobrze.
-Do widzenia sir – powiedział 415 i wyszedł.
- Na czym polega ten plan? Wolę się upewnić, czy wszystko się powiedzie.
- Powiedzie. Dopracowałam go i na pewno znajdziemy ich bazę.
- Wierzę w Ciebie agentko. Mam prośbę. Pilnuj go. Jest nowy i nie zna się na tej pracy tak jak Ty, a to jeszcze dzieciak. Chociaż i tak zaczyna później niż Ty, a poradziłaś sobie świetnie- uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco.
- Obiecuję opiekować się nowym. Nic mu się nie stanie na mojej warcie.
- Dziękuję. A właśnie. W jakiej sprawie chciałaś porozmawiać?
- Mam na jutro pewne plany i z związku z tym nasz plan zostanie rozłożony w czasie. Stąd też raport może zostać złożony później.
- Jasne, nic nie szkodzi. Najważniejsze, żebyśmy dowiedzieli się, gdzie jest ich baza. Ale jutro na pewno się tego dowiecie?
- Tak, oczywiście. Plan zakłada realizację w ciągu jednego dnia, a właściwie kilku godzin.
- Świetnie, perfekcyjnie jak zawsze. Dobrze, że mamy takich agentów.
- Z mojej strony to wszystko.
- Ja również nie mam nic do dodania. Możesz iść. Do widzenia i powodzenia jutro.
- Do widzenia.

Opuściłam gabinet i skierowałam się do wind. Jadąc na parking myślałam nad tym, czy dobrze zrobiłam okłamując szefa w sprawie tego planu. No niby to nic, ale żelazna zasada to nie okłamywać przełożonego. A ja właśnie to zrobiłam. Muszę pogadać z 415, żeby mnie nie wsypał. Wysiadłam z windy i powolnym krokiem szłam w stronę miejsca parkingowego numer 111. Stęskniłam się za moim kochanym autkiem. Jazda nim jest o wieeeele lepsza niż Range Roverem. Skręcałam właśnie w alejkę gdzie stoi moje autko, gdy zobaczyłam 415 opierającego się o maskę MOJEGO auta. Czy on nie wie czym grozi dotykanie MOICH rzeczy? Brak mi słów na niego. A przestraszę go. Odblokowałam samochód, a ten aż podskoczył.
- Nie strasz kobieto! – teatralnie chwycił się za serce.
- To nie dotykaj mojego auta. Proste. Tak właściwie, co tu robisz?
- Chciałem podziękować. I zapytać, dlaczego powiedziałaś, że plan to mój pomysł, a nie Twój.
- Nie ma za co. I powiedziałam tak, bo uznałam, że dobry start Ci się przyda – uśmiech nr.3
- Dziękuję, naprawdę. Teraz szef może pozwoli nam wziąć udział w drugiej fazie. Wydaje mi się, że był zadowolony.
- Był. Jest z Ciebie i ze mnie dumny i stwierdził, że jak na razie radzisz sobie świetnie. Czeka tylko na raport.
- Nie lubię papierkowej roboty- skrzywił się i znów oparł o moje auto.
- Nie siadaj! I to nie jest takie złe. Raport to max.2 strony, a na komputerze to szybko się pisze. Porównają Twoją wersję i moją i to tyle.
- A dasz zerknąć na swój?
- Oczywiście, że nie.
- No weź, błagam. Ja tego nie napiszę.
- Dasz radę, już dzisiaj zacznij. Ja tak zrobię jak tylko dojadę do domu.
- Ehh.. Dobra, jakoś sobie poradzę. Do jutra- uśmiechnął się i oddalił ode mnie.
- Do jutra.
Wsiadłam do pojazdu i chwilę tak siedziałam aż nie zerknęłam na zegarek. 7: 38 p.m.!
Szybko zapięłam pasy i odpaliłam samochód. Z piskiem opon wyjechałam z garażu podziemnego. Darowałam sobie podróż pod wodą, pojechałam tak jak z 415. Tunelem wyjechałam na zatłoczoną ulicę Londynu. Ten wyjazd jest o tyle dobry, że jest zamaskowany. Wygląda to tak, jakbyś wyjeżdżał spomiędzy domów. Geniusz wymyślił ten tajny wjazd.
Droga była spokojna, no prawie, bo ja gnałam jak nienormalna. Spieszyłam się na tę kolację! Najgorsze jest to, że będę musiała do pokoju wejść przez okno, bo nie wzięłam ze sobą mojej torby z ciuchami na zmianę, a jak tata zobaczy mnie w tym stroju to chyba na zawał padnie.
Punkt 7:55 byłam pod domem. Szybko wysiadłam z auta i poszłam do ogrodu. Teraz jak wejść?! Gdybym jeszcze miała jakąś drabinę albo coś byłoby łatwiej, ale że nic nie mam to jestem w pułapce. Drzew nie ma.. Dobra, wchodzę frontowymi, oby byli w kuchni. Cicho otworzyłam drzwi i w holu ciemno. Jest dobrze. Głosy! Nie nie nie! Szybko zamknęłam drzwi i wbiegłam po schodach. Nikt mnie nie wołał, więc zakładam, że mnie nie widzieli. Zamknęłam pokój na klucz i szybko się przebrałam. Rozczesałam włosy i ze spokojem otworzyłam drzwi. Bezszelestnie zeszłam na dół do kuchni.
- Syl..! O jesteś, a już miałem Cię wołać-zaśmiał się tata- co tak cicho do domu weszłaś?
- Bo nie chciałam, żebyście mnie zobaczyli w brudnej bluzce.. Cała od lodów- zaczęłam się śmiać.
- Daj ją to Ci wypiorę- zaproponowała Zoey.
- Nie, dzięki. Już ją przeprałam w umywalce i teraz schnie na kaloryferze –uśmiech nr.3
- Spotykasz się jutro z chłopakami?
- Nie wiem czy ze wszystkimi, z Harrym na pewno.
- Harry?- zapytała Zoey śmiesznie poruszając brwiami, a mój tata w tej samej chwili się wyprostował.
- Moja droga, gdzie idziecie?
- Tato, idziemy na kręgle.
- O której masz zamiar wrócić do domu? – i po co ta cała szopka? Wreszcie ktoś się ze mną umawia a ten cyrki stroi..
- Nie wiem, to zależy jak długo będziemy grać. Może pojadę z nim do jego mieszkania i zostanę na noc – powiedziałam to specjalnie, bo wiedziałam, że tata się wkurzy.
- Co?! Nie, nie. Wykluczone! Nigdzie nie idziesz!
- Żartowałam z tym spaniem tato! O 4 idziemy na kręgle to pewnie o 8 wpadniemy na kolacje.
- Wpadniemy? Że razem?- zapytał ledwo oddychając. Co mu?
- Tak, poznasz go, a Zo chętnie z nim porozmawia, bo pewnie dawno go nie widziała, prawda?
- Właśnie Steve. Harry jest uroczy i jak go poznasz to pokochasz, bardzo miły chłopak.
- Się okaże jutro. A właśnie. Paul przywiózł te stojaki i jutro rano jedziemy kupić kilka gitar.
- Rano idę biegać a o 11 idę na spacer z kolegą.
- Kolejny?! Ja oszaleję córcia przez Ciebie! Masz jeszcze jakiegoś amanta?
-Tak – spojrzał na mnie oczami jak spodek od filiżanki – Ciebie – wysłałam mu buziaka.
- Nie podlizuj się. To co z tymi gitarami?
- Conor może pójść z nami. Jest muzykiem i się zna na takich rzeczach.
- No dobrze. To o 11?- zapytał, nie, on prosił. Chyba nie chciał, żebym miała jakieś bliższe kontakty z nim. Kochany tatuś.
- Dobra. Spotkamy się na miejscu. A który to sklep tak właściwie?
-Muzyczny
na
Oxford Street. Traficie?
- Jasne tato.
- Jedz tę kolację, bo tak skubiesz tę sałatkę, że aż żal patrzeć. Dobrze się czujesz?- zapytał troskliwie.
- Głowa mnie trochę boli. Wezmę jakąś tabletkę i pójdę się położyć.
- Dobrze. Sprawdzę później, jak się czujesz kochanie –powiedział tata i mnie przytulił.
- Dobra, pa.

Poszłam do siebie na górę i chyba 5 minut szukałam tej tabletki. Niestety ostatnia. Będę musiała jutro kupić nowe opakowanie. Położyłam się na łóżku i tak chwilę leżałam aż mnie olśniło. Pierwsze to raport, drugie to przebranie na jutro a trzecie miałam zadzwonić do Liama.[S-Sylvia, L-Liam]

S: No cześć. Śpisz czy nie?
L: Cześć. Żartujesz? Przez tych idiotów to ja do 3 nie zasnę..
S: Ha ha. No, a ja miałam dzwonić i dzwonię. Żyję.
L: Cieszę się. Harry zamartwiał się, bo nie był pewien, a chce jutro iść na tę randkę- zaśmiał się
S: Podałeś mu adres?
L: Jeszcze nie. Mam zamiar podroczyć się z nim trochę. Jak na razie robi wszystko o co go poproszę, więc chyba dam mu Twój adres jutro
S: Jesteś straszny! Ha ha. Biedak się męczy.
L: Jak mu zależy to niech się męczy. Ja mu coś mówiłem, a on nie słuchał to teraz ma za swoje
S: Oj braciszku- śmiałam się w niebogłosy – odpuść mu, bo do niego zadzwonię i sama mu podam
L: Daj mi się chociaż do północy nim wysługiwać! Proooszę!
S: Ale tylko do północy. Zadzwonię i się upewnię, czy dotrzymałeś słowa
L:Nie będziesz już spać?
S: Raport muszę napisać, więc nie.
L: Uuu. Papierkowa robota. Nie fajnie.
S: Nie narzekam. Dobra, kończę, im wcześniej zacznę tym szybciej skończę
L: Racja. A zadzwonisz o północy do Nialla?
S: Po co?
L: Zmieniliśmy mu dzwonek w telefonie a będziemy oglądać horror –zaśmiał się
S: Liam debilu! Nie! Nie będę mojego słodkiego Nialla straszyć!
L: Twojego? Czy ja o czymś nie wiem?
S: Mojego. I nie wiesz wielu rzeczy – tym razem ja się śmiałam, ale szatańsko.
L: Nie wnikam siostra, nie wnikam. Ha ha. Dobra, to leć pisać ten raport. Pa
S:Pa. Pozdrów rzeczonych idiotów
L: Jasne.

Zakończyłam rozmowę i zabrałam się za szykowanie sobie stroju na jutrzejszą misję. Dziękuję Zoey, że oddała mi swoją kawową spódniczkę, bo inaczej nie miałabym połowy zestawu. Znalazłam w szafie jeszcze białą bluzkę z dekoltem. Trzeba zrobić wrażenie, a jak ma się co pokazać to trzeba to pokazać. A może inna? Tak, inna zdecydowanie, ta jest za dziwna. I nie pasuje do kawowej mini. Wyrzuciłam wszystko, co miałam ze szafy i zaczęłam szukać odpowiedniej bluzki. W końcu znalazłam kremową bluzkę z koronką na plecach. Zestaw, który mam jest idealny. Teraz znaleźć coś dla niego. Z tym gorzej, bo nie mam męskich ciuchów, a tata raczej ma większy rozmiar od niego. Może Liam by pożyczył mi jakiś swój garnitur? A co tam, zadzwonię do niego. [S-Sylvia, L-Liam]

L:Boże! To Ty! Uwierzysz, że Ci idioci mi też zmienili dzwonek!
S: ha ha ! Wybacz, ale to jest zabawne, bo najpierw to chciałeś biednego Nialla przestraszyć
L: Tak, wiem, ale to wcale nie jest śmieszne. Słyszycie panowie!!! –wydarł się na kolegów
S: ha ha. Ej, Liam, mam sprawę do Ciebie.
L: Słucham Ciebie.
S: Mógłbyś pożyczyć mi swój jakiś garnitur?
L: Co?
S: Serio muszę powtarzać?
L: Nie. A po co Ci mój garniak?
S: Oj no, potrzebuję. To jak, pożyczysz?
L: Jasne, przywieźć Ci?
S: Nie sama wpadnę. Muszę po drodze gdzieś skoczyć.
L: Okey, a znasz adres hotelu?
S: Nie, podaj. Tylko chwila, znajdę jakąś kartkę i długopis. Iii już.
L:
Osborne Street 17
S: Okey, dzięki. Pewnie za jakieś pół godziny będę.
L: Dobra, to do później.

Chwyciłam torebkę, wrzuciłam do niej portfel, klucze od domu i telefon a kluczyki od samochodu schowałam do kieszeni spodni i zbiegłam na dół. Ubrałam buty i marynarkę i wyszłam z domu krzycząc, że wychodzę. Wsiadłam do auta, zapięłam pasy i czekałam aż brama łaskawie się otworzy. Gdy się otworzyła ruszyłam z posesji i spokojnie jechałam prawie pustą ulicą. Wrzuciłam 2 bieg i jechałam 100 km/h. Najpierw wstąpiłam do apteki po dwa opakowania tabletek przeciwbólowych. Było 27 po 8 i aż dziwne, że jeszcze wszystko jest otwarte. Zanim dojechałam do hotelu chłopaków była 8:48 p.m. Wysiadłam z auta i udałam się do recepcji.

-Dobry wieczór, pani do kogoś czy chciałaby wynająć pokój?- zapytała wysoka blondynka.
-Do kogoś. Na którym piętrze znajduje się pokój numer 333?
-Nie mogę udzielić pani tej informacji.
-Dlaczego?
-Jak zapewne pani wie, to piętro zostało wynajęte przez pewien zespół i niestety, ale fankom nie udostępniamy informacji o tym, jakie to piętro.
- Ha ha. Pani myśli, że ja? Że jestem ich fanką? Ha ha nie. Przyjechałam tu do brata.
-A brat nazywa się?
- Liam Payne.
-Pozwoli pani, że teraz to ja się pośmieję i wezwę ochronę.
- Skoro pani mi nie wierzy.. Zadzwonię do brata – włączyłam głośnomówiący.
L: No co tam siostra?
S: Cześć Liam, jestem w recepcji. Mógłbyś tu zejść i wyjaśnić pewnej pani, że przyszłam tu do Ciebie?
L: Jasne, zaraz będę.

- I po co pani kłamie? – zapytała bezczelnie blondyna.
- Zaraz się okaże czy kłamię- dosłownie dwie minuty później zjawił się Li.
- Czy mogłaby pani wpisać moją siostrę na listę osób, które mają wstęp na nasze piętro? Dziękuję – uśmiechnął się do niej, a ona głupkowato tak stała i przytaknęło.
- Pani dane?
- Sylvia Sykes.
- Miłego dnia! – powiedziała, gdy odchodziliśmy w kierunku windy.
- Boże, co za pusta laska..
- Dokładnie Liam, dokładnie.
- No, ale weź mów, po co Ci garniak?
- Mam misję i muszę się przebrać. Ale garniak nie dla mnie tylko dla mojego partnera.
- Partnera? – zaczął śmiesznie ruszać brwiami – Jest przystojniejszy od Hazzy?
- Dlaczego o to pytasz?
- Bo wiem, co się święci siostra! Cieszę się, że Ty umawiasz się z Harrym, a nie jakaś babka po 40stce.Właśnie miałem mu dać Twój adres, ale akurat zadzwoniłaś.
- A nie miałeś go do północy przetrzymać? Jest 9, co zrobił, że mu uległeś wcześniej?- zaśmiałam się.
- Obiecał prasować mi wszystkie rzeczy, które tylko mu dam do prasowania. Sam tego nienawidzę robić, a od dzisiaj mam służącego – wyszczerzył się.
- Ty nie dobry Ty!- zaczęliśmy się śmiać.
- Ha ha no co, przecież musiał jakoś zasłużyć.
- Racja. A właśnie, co chłopaki robią?
- Film oglądają. Seans właściwie mamy.
-Wybacz, że przerwałam Ci oglądanie..
- Nic nie szkodzi, nie przepadam za horrorami jak już Ci wspominałem i cieszę się, że mnie wyciągnęłaś z tamtego pokoju.
- To co Liam – zatarłam ręce – straszymy Twoich przyjaciół?
- Wiesz, że oni Cię zabiją jak ich przestraszysz?
- Oj tam, raz się żyje ha ha! To jak, wchodzisz w to?
- Ooo nie, strasz ich sama- uniósł ręce w geście poddańczym – ale pomogę Ci cicho wejść do pokoju.
- Okey, chociaż coś. A jaki film oglądają?
- Krzyk.
- Aaaahh to będzie ciekawie – uśmiechnęłam się złowieszczo, a Liam przemieścił się na drugi koniec windy – A Tobie.. co?
- Boję się Ciebie.
- I słusznie braciszku. I słusznie.

Wysiedliśmy z windy i skierowaliśmy się do pokoju 333. Już na korytarzu było słychać krzyki chłopaków i ich śmiechy. Ja nie wiem, z czego oni się śmieją, z siebie czy z filmu? Muszę to sprawdzić..Li cicho i powoli otworzył drzwi i mnie przepuścił. Bezszelestnie weszłam do środka, za mną on i zamknął drzwi. Rozejrzałam się wokół by rozeznać w terenie i okazało się, że salon jest tak ulokowany strategicznie, że przestraszę ich jak jeszcze nikt. Na czworaka podeszłam do kanapy, na której siedziała cała czwórka jedząca popcorn i nawiasem mówiąc cali się trzęśli, ale twardo oglądali film. Akurat był moment jak Krzyk wyłaniał się i miał przestraszyć tę biedną dziewczynę i ja właśnie w tym momencie wyskoczyłam zza kanapy z głośnym „Buuu!” i skoczyłam na chłopaków. Z ich ust wydobył się pisk przemieszany z normalnym męskim krzykiem. Niesamowity ubaw! Ich miny po prostu nie da się tego opisać! Niall trzymał kurczowo popcorn, Lou obejmował siebie i piszczał a wzrok miał jakby chciał mnie zabić, Zayn chyba miał zawał, bo właściwie to się nie ruszał tylko z otwartymi ustami się we mnie wgapiał a Harry zakrywał swoje spodnie, które na marginesie były całe mokre! On popuścił, bo się przestraszył! Ha ha ludzie nie mogę, najlepszy numer, jaki kiedykolwiek komuś zrobiłam! A Liam, co? Jak wariat śmiał się, próbował podeprzeć o ścianę, ale zamiast tego zsunął się po niej, tarzał i śmiał! Ha ha! Ale teraz mina Hazzy mnie przeraża. Chyba mu się ten kawał nie spodobał..
-Ty!.. Jak mogłaś przerwać film?! I jeszcze przez Ciebie.. Noo..! Ugh! Nie żyjesz!- i zaczął się do mnie niebezpiecznie zbliżać.
- Harry ej, słodziaku! To był tylko żarcik!
- Żarcik mówisz? Jakoś nie widzę w tym nic śmiesznego. Zobacz jak ja wyglądam?!
- Ha ha, bardzo zabawnie.. – ledwo wytrzymywałam, żeby nie wybuchnąć śmiechem, wtedy by się wkurzył.
- Zapłacisz mi za to! Chodź tu do mnie mała! – i zaczął biec w moją stronę, więc ja zaczęłam przed nim uciekać i wbiegłam do jakiegoś pokoju. Szybko go zamknęłam i zaczęłam rozglądać się za jakąś bezpieczną kryjówką. Szafa! Bingo!
Siedziałam tak chwilę, gdy nagle usłyszałam jak ktoś przekręca klucz w drzwiach i wchodzi do pokoju. Cholera! Już po mnie, a ja chcę żyć!
- Pssst! Sylvia! Jesteś gdzieś tu? To ja, Zayn – teraz pytanie, czy mogę mu zaufać – Jestem sam, spokojnie.
- Noo cześć – wyskoczyłam z szafy a ten chwycił się za serce.
- Nie strasz kobieto!
-Wybacz.. Gdzie loczek?
- Na dole, ciągle Cie szuka. Swoją drogą, dzięki za przestraszenie nas.
- Aaa spoko spoko – wyszczerzyłam się – Polecam się na przyszłość
- Muszę Ci pogratulować. Jesteś jedyną osobą, która tak wkurzyła Harrego, że chce zabić. Louisowi odpuszcza po chwili, ale Tobie raczej nie odpuści.
- Jak mogę go ugłaskać?
- Powinnaś..
- Tu jesteś! Dzięki Zayn za znalezienie jej – loczek uśmiechnął się szyderczo i zacierając ręce zaczął się do mnie zbliżać. Szybko zareagowałam i pociągnęłam Zayna za koszulkę, przytuliłam się do niego i przywarłam plecami do ściany.
- Zayn, ratuj! Proszę.
- Harry, weź ją zostaw. Co ona Ci takiego zrobiła?
- Jeszcze się pytasz! Stary, nie broń jej. Lepiej mi pomóż, bo inaczej coś Twojego ucierpi.
- Co? O czym mówisz?
- Aaa o tym – wyciągnął zza pleców mini lusterko, a wtedy mulat pisnął i chciał podbiec do loczka, ale mu na to nie pozwoliłam – To jak, Zayn?
-Sylvia, wybacz, ale to jest mój skarb. Ja.. Ja nie mogę pozwolić na to, żeby ten wariat skrzywdził moje lusterko.. – w tym momencie szybko ode mnie się oderwał, pobiegł do Hazzy i wyrwał mu lusterko. Stałam teraz sama, bezbronna pod ścianą zdana na łaskę Harrego. Ale zaraz zaraz.. Obok mnie jest łazienka, a drzwi otwarte. Migiem wbiegłam do środka, ale nie zdążyłam zamknąć drzwi.. I Harreh znalazł się ze mną w zamkniętym pomieszczeniu..
- No to teraz mi nie uciekniesz – powiedział zamykając drzwi na klucz, który potem schował do kieszeni.
- Nie mam zamiaru uciekać- stanęłam odważnie naprzeciwko niego i wyzywającym spojrzeniem zmusiłam do wykonania jakiegoś ruchu. Nie myliłam się i już za chwilę Hazz rzucił się na mnie i zaczął gilgać. Inaczej- próbował. Zaczęłam się śmiać, a po chwili on przestał i zamyślony spojrzał na mnie, a po chwili rozejrzał się po pomieszczeniu. Nagle podskoczył jakby go olśniło i ze złowieszczym uśmiechem odwrócił głowę w moją stronę. Zaczynam się bać tego psychopaty!
- Harry! Co Ty..? Przestań w tej chwili, puść mnie!- mocno chwycił mnie w pasie i przerzucił przez swoje ramię.
- Ojj nie, moja droga. Musisz ponieść karę – wyrywałam się i biłam go po plecach, ale ten nic! Szedł ze mną w bliżej nieznanym mi kierunku, ale po chwili poczułam, że mnie odstawia na ziemię.
- I co? To tyle? Ta kara?
- Nie. Ona dopiero Cię czeka – i w tej chwili chłopak odkręcił wodę. Teraz zorientowałam się, że stałam pod prysznicem. Ten debil się śmiał!
- Harry!!!! Jak mogłeś?! Teraz Ty pożałujesz – i wciągnęłam go do kabiny zanim zdążył jakoś zareagować, czyli się po prostu odsunąć. Teraz oboje byliśmy mokrzy. Najpierw tylko na siebie patrzeliśmy ze złością, ale już po chwili śmialiśmy się jak nienormalni. Chyba polubiłam tego całego Harrego, bo skoro mnie rozśmieszył to musi być kimś wyjątkowym. Nie każdy potrafi mnie rozbawić.
- Ha ha. Harry, loczki Ci opadły – dotknęłam jego mokrej czupryny, a ten chwycił mnie mocno w pasie. Nie powiem, zdziwiło mnie to, ale nie wyrywałam się.
- Ty w tym momencie masz bardzo dziwne włosy pragnę zauważyć. Trochę proste, a trochę loczki. Ślicznie wyglądasz – powiedział szeptem i przysunął mnie bardziej do siebie.
- Puść mnie, jesteś cały mokry! – zaczęłam się śmiać.
- A Ty niby nie? – odgarnął mi grzywkę do tyłu – Nie mogę oderwać od Ciebie wzroku. Jak Ty to zrobiłaś?
- Co zrobiłam?
- Zaczarowałaś mnie. A przecież magia nie istnieje – o mój Boże.. Jaki on jest uroczy! Ale nie mogę mu się dać omotać. Nie jestem jakąś głupią nastolatką, znam życie i wiem, że zaraz mu się odmieni..
- Harry.. Puść mnie, chcę stad wyjść i się wysuszyć.
- Najpierw powiedz mi, jak mnie zaczarowałaś – nie ustępował i dalej wpatrywał się swoimi szmaragdowymi oczami we mnie. Coś we mnie pękło..
- Nie zaczarowałam Cię. I Harry proszę, nie zakochuj się we mnie i nie mów takich rzeczy.. Nie chcesz być z taką osobą jak ja.. – póki był w szoku oderwałam się od niego, wyciągnęłam klucz i wyszłam z łazienki. Zbiegłam po schodach do salonu, gdzie siedziała reszta.
- Sylvia.. Co Ci się stało? – zapytał Li z troską głosie, kiedy mnie zobaczył. Momentalnie reszta się obróciła i zmierzyła mnie od dołu do góry po czym zaczęli się śmiać .
- Styles się stał.
- A właśnie, gdzie on?
- Bierze prysznic – wyszczerzyłam się, a towarzystwo tylko rechotało. Pozytywnie zakręceni Ci debile- Dobra Liam, ja już lecę. Dzięki za garnitur. Oddam jak już mi nie będzie potrzebny.
- Ej! Weź się chociaż wysusz – wrzasnął Niall, gdy szłam w stronę drzwi.
- Wysuszę się w domu. Do zobaczenia. Pozdrówcie Stylesa i zapytajcie go, czy jeszcze chce jutro iść na te kręgle – powiedziałam ze śmiechem i wyszłam. Kulturalnie pożegnałam się z obsługą hotelu i udałam się w stronę samochodu. Zapięłam pasy i już po 20 minutach byłam w domu.
                                                                                                                                     
CZYTASZ = KOMENTUJESZ