Ból głowy to jedyne, co teraz odczuwam. No i kac.
Masakra. Cały wczorajszy dzień był jednym wielkim afterparty. Mnóstwo ludzi,
znajomi, rodzina, i chyba całe miasto. Mieliśmy wynajęty jakiś duży klub w
centrum. Nick i ja trochę zaszaleliśmy i nas poniosło. Dlatego teraz nie mam
pojęcia, gdzie jestem. Wiem tyle, że leżę w łóżku. Podniosłem się do pozycji
siedzącej zbyt szybko, miałem aż mroczki przed oczami. Uspokoiłam się,
rozejrzałem trochę po pomieszczeniu, ale nadal nic. Kurwa Nick!
Wstałem, żeby rozeznać się w terenie, a gdy dotarłem do prawdopodobnie salonu przywitał mnie śmiech. Eee? Wszyscy w pomieszczeniu spoglądali na mnie i zwyczajnie się ze mnie śmiali, ale dlaczego?
- Co jest takie zabawne?- zapytałem z lekko chrypą.
- Bo wyglądasz jak trup, stary- powiedział ze śmiechem Zayn.
- Ha ha, bardzo śmieszne- podszedłem bliżej- Macie wodę?
- Trzymaj- Niall podał mi dwie pół litrowe butelki z wodą niegazowaną.
- Długo balowaliśmy wczoraj?
- Ty na pewno- wszyscy się zaśmiali, Nick kontynuował po Louisie
- My zmyliśmy się przed pierwszą rano, to jest jakieś 8 godzin temu. A oni- wskazał na czwórkę moich przyjaciół- Oni zwinęli się przed 21.
- Ja nic nie pamiętam- chwyciłem się za głowę- Zrobiłem coś głupiego?
- Pieprzyłeś jakąś laskę.
- Nick!- wrzasnął Liam i Zayn.
- Nic nie zrobiłeś – ponownie Nick zabrał głos- Ale majaczyłeś, ciągle gadałeś coś o jakiejś księżniczce czy coś- podrapał się po brodzie- Chyba przesadziłeś z alkoholem.
- Mówił o Sylvii – powiedział Niall piorunując wzrokiem mojego kumpla.
- Nie ważne- machnął ręką i ruszył w stronę drzwi- Ja spadam. Miło było.
- na razie- chórem odpowiedzieliśmy.
- Zbieramy się do szpitala, jedziesz z nami?- zapytał mnie Li, gdy tylko Nick zniknął.
- W takim stanie go nie wpuszczą- odezwał się Zayn i brawa dla niego.
- Właśnie- poparłem go.
- Dobra, to Ty tu zostań- zaoponował Louis- A my jedziemy.
- Mam tu sam siedzieć?
- Może szybciej wytrzeźwiejesz- skarcił mnie wzrokiem Liam i wyszli. Kurwa, sam, zawsze sam, zero wsparcia, gdy tego potrzebuję. Ale Sylvia też go potrzebuje..
Wstałem z sofy i ruszyłem do łazienki, muszę się ogarnąć. Gdy tylko skończyłem poczułem się lepiej. Czystszy i bardziej trzeźwy. Jest prawie 11 a odwiedziny kończą się o 20. Muszę w godzinę maksymalnie doprowadzić się do normalnego stanu. Wpisałem w googlach ‘szybkie sposoby na pozbycie się kaca’ wyskoczyło mi ponad miliard stron. Nieźle. Kliknąłem na pierwszy lepszy odnośnik i wyświetliła mi się jakaś dziwna strona. Szukałem informacji, które mi pomogą, ale wszystko to już zrobiłem, a nadal czułem się jak wrak człowieka. Po kilkunastu minutach znalazłem niesamowitą stronę, dzięki której na pewno wrócę do formy. Zrobiłem to, co było tam napisane, dokładnie. Wypiłem tę dziwną mieszankę, o mało co jej nie zwróciłem, ale dałem radę. Odczekałem zgodnie z instrukcją pół godziny i to jest zaskakujące, ale podziałało. Internet to skarbnica wiedzy.
Postanowiłem się przebrać wreszcie, a nie tak w ręczniku latać. Z szafy wyciągnąłem nowy biały t-shirt i poszukałem jeszcze jakiejś koszulki w kratę. Do tego założyłem jeansy i białe Vansy. W lustrze sprawdziłem jak wyglądam, no może być. Spryskałem się jeszcze perfumami i wyszedłem z pokoju. Tam zastałem dwóch ochroniarzy, którzy dokładnie wiedzą, co mają robić. Windą zjechaliśmy na dół aż na parking podziemny i stamtąd wyjechaliśmy czarnym Range Roverem wprost w tłum fanów. Że tym ludziom się tak nie nudzi.. Kocham naszych fanów, ale czasem po prostu przechodzą pewne granice i ich życie czasem jest zagrożone. Jak teraz, gdy mogą zostać potrąceni, ale i tak tu stoją.
Wyjechaliśmy na dość tłoczną ulicę i mknęliśmy wprost do szpitala. Księżniczko, nadchodzę.
Wstałem, żeby rozeznać się w terenie, a gdy dotarłem do prawdopodobnie salonu przywitał mnie śmiech. Eee? Wszyscy w pomieszczeniu spoglądali na mnie i zwyczajnie się ze mnie śmiali, ale dlaczego?
- Co jest takie zabawne?- zapytałem z lekko chrypą.
- Bo wyglądasz jak trup, stary- powiedział ze śmiechem Zayn.
- Ha ha, bardzo śmieszne- podszedłem bliżej- Macie wodę?
- Trzymaj- Niall podał mi dwie pół litrowe butelki z wodą niegazowaną.
- Długo balowaliśmy wczoraj?
- Ty na pewno- wszyscy się zaśmiali, Nick kontynuował po Louisie
- My zmyliśmy się przed pierwszą rano, to jest jakieś 8 godzin temu. A oni- wskazał na czwórkę moich przyjaciół- Oni zwinęli się przed 21.
- Ja nic nie pamiętam- chwyciłem się za głowę- Zrobiłem coś głupiego?
- Pieprzyłeś jakąś laskę.
- Nick!- wrzasnął Liam i Zayn.
- Nic nie zrobiłeś – ponownie Nick zabrał głos- Ale majaczyłeś, ciągle gadałeś coś o jakiejś księżniczce czy coś- podrapał się po brodzie- Chyba przesadziłeś z alkoholem.
- Mówił o Sylvii – powiedział Niall piorunując wzrokiem mojego kumpla.
- Nie ważne- machnął ręką i ruszył w stronę drzwi- Ja spadam. Miło było.
- na razie- chórem odpowiedzieliśmy.
- Zbieramy się do szpitala, jedziesz z nami?- zapytał mnie Li, gdy tylko Nick zniknął.
- W takim stanie go nie wpuszczą- odezwał się Zayn i brawa dla niego.
- Właśnie- poparłem go.
- Dobra, to Ty tu zostań- zaoponował Louis- A my jedziemy.
- Mam tu sam siedzieć?
- Może szybciej wytrzeźwiejesz- skarcił mnie wzrokiem Liam i wyszli. Kurwa, sam, zawsze sam, zero wsparcia, gdy tego potrzebuję. Ale Sylvia też go potrzebuje..
Wstałem z sofy i ruszyłem do łazienki, muszę się ogarnąć. Gdy tylko skończyłem poczułem się lepiej. Czystszy i bardziej trzeźwy. Jest prawie 11 a odwiedziny kończą się o 20. Muszę w godzinę maksymalnie doprowadzić się do normalnego stanu. Wpisałem w googlach ‘szybkie sposoby na pozbycie się kaca’ wyskoczyło mi ponad miliard stron. Nieźle. Kliknąłem na pierwszy lepszy odnośnik i wyświetliła mi się jakaś dziwna strona. Szukałem informacji, które mi pomogą, ale wszystko to już zrobiłem, a nadal czułem się jak wrak człowieka. Po kilkunastu minutach znalazłem niesamowitą stronę, dzięki której na pewno wrócę do formy. Zrobiłem to, co było tam napisane, dokładnie. Wypiłem tę dziwną mieszankę, o mało co jej nie zwróciłem, ale dałem radę. Odczekałem zgodnie z instrukcją pół godziny i to jest zaskakujące, ale podziałało. Internet to skarbnica wiedzy.
Postanowiłem się przebrać wreszcie, a nie tak w ręczniku latać. Z szafy wyciągnąłem nowy biały t-shirt i poszukałem jeszcze jakiejś koszulki w kratę. Do tego założyłem jeansy i białe Vansy. W lustrze sprawdziłem jak wyglądam, no może być. Spryskałem się jeszcze perfumami i wyszedłem z pokoju. Tam zastałem dwóch ochroniarzy, którzy dokładnie wiedzą, co mają robić. Windą zjechaliśmy na dół aż na parking podziemny i stamtąd wyjechaliśmy czarnym Range Roverem wprost w tłum fanów. Że tym ludziom się tak nie nudzi.. Kocham naszych fanów, ale czasem po prostu przechodzą pewne granice i ich życie czasem jest zagrożone. Jak teraz, gdy mogą zostać potrąceni, ale i tak tu stoją.
Wyjechaliśmy na dość tłoczną ulicę i mknęliśmy wprost do szpitala. Księżniczko, nadchodzę.
*** Sylvia ***
0budził mnie hałas przy drzwiach. Lekko zaspana
spojrzałam na drzwi, w których utknęli Zayn, Niall, Louis i Liam. Momentalnie
się wybudziłam i zaniosłam bardzo głośnym śmiechem. Chłopcy także zaczęli się
śmiać i jakoś udało im się wkońcu do mnie przepchnąć. Pierwszy dopadł mnie
Niall i dosłownie rzucił na łóżko. Trochę bolało, ale dla nich warto cierpieć.
- Jak Ty wyglądasz- odezwał się, gdy mnie puścił.
- Wybacz, nie zdążyłam się umalować- zaśmiałam się, a Liam walnął Niallera w głowę, wszyscy cicho chichotali.
- A właśnie! Mamy coś dla Ciebie!- wrzasnął po chwili Zayn i wyszedł na korytarz by po chwili wjechać z wózkiem pełnym balonów, kwiatów, owoców i słodyczy.
- Chłopaki!- powiedziałam wzruszona ich zachowaniem – Nie musieliście.
- Owszem musieliśmy- opowiedział mi Liam- Należy Ci się coś od życia. Gdyby nie my byłabyś zdrowa i bezpieczna.
- Liam, to nie wasza wina. Sama się w to zaangażowałam- posłałam mu serdeczny uśmiech- Poza tym, czuję się świetnie.
- JASNE- powiedział zgryźliwie Louis, po czym przysunął sobie krzesełko bliżej mojego łóżka- Mamy jeszcze radio i płyty dla Ciebie. Pewnie tu nudno.
- Jest jeszcze telewizor- wskazałam na małe pudełko- Ale dzięki, wolę wasze głosy. A propo głosów, gdzie Harry?
- On jest zajęty – powiedział wymijająco Niall. No tak, pewnie spotyka się z tą dziewczyną.
- Wszystko okey?- zapytał troskliwie braciszek.
- Tak, pewnie- pokręciłam lekko głową by za chwilę się uśmiechnąć.
- Możemy u Ciebie spędzić cały dzień?- powiedział radośnie Niall- Nie mamy dzisiaj wywiadów ani nic.
- A już myślałam, że właśnie wychodzicie- powiedziałam zgryźliwie, po czym wybuchnęłam głośnym śmiechem. Niestety pożałowałam tego, bo moje żebra są w opłakanym stanie i wszystko mnie teraz boli, zaczęłam kaszleć.
- Dobrze się czujesz?- Liam podszedł bliżej mnie- Zawołać lekarza?
- Zgłupiałeś?- Lou się zaśmiał- Czuję się świetnie, jak 2 minuty temu, tylko żebra mnie bolą.
- Wiesz- zagadnął mnie Zayn- Nieźle się trzymasz jak na osobę, którą torturowali przed tydzień.
- Zayn!
- Ale taka prawda!- podniósł ręce w geście obronnym.
- Spokojnie Niall, on ma rację- odetchnęłam- To dziwne, ale ja naprawdę dobrze się czuję. Mam po prostu jakiegoś farta.
- Że żyjesz- wymsknęło się Louisowi, zrobił się czerwony- Ja..przepraszam.
- Spokojnie, ja to wiem- uśmiechnęłam się pocieszająco- Ale mam dla kogo żyć, więc byłam silna.
- Kochamy Cię wiesz?
- Wiem Zayn, wiem- podniosłam się powoli do pozycji siedzącej- Dajcie mi jakiegoś owocka, jestem głodna.
Wszyscy się zaśmiali, ale zaraz podano mi obrane kiwi i banana. Chłopcy także się poczęstowali, no bo sorry, ale kto zje cały wózek słodkości?!
Pogoda za oknem była na tyle ładna, że postanowiłam otworzyć te trzy wielkie okna, które tu są. No dobra, Louis to zrobił, bo ja chwilowo sama nie mam tyle siły.
Usłyszałam świergotanie ptaków, szum z ulicy także był słyszalny, ktoś nawet się kłócił. Odetchnęłam głęboko londyńskim powietrzem i od razu zrobiło mi się lepiej. Moje płuca potrzebują czegoś poza tym dziwnym szpitalnym zapachem. Jest po 10, słońce świeci mocno, ale nie wdziera się do mojej sali i jest całkiem przyjemnie.
Chłopcy zebrali krzesła stojące w pokoiku i usiedli wygodnie, by móc ze mną rozmawiać. Opowiadali, jacy byli przerażeni, każdy starał się ukryć smutek w oczach. Ale ja go dostrzegłam. Nie wierzę, że nie dostrzegli tego u mnie.
Okey, będąc szczerą, wiem, że miałam naprawdę duże szczęście iż przeżyłam te tortury. I operacje. Boję się, bo gdy śpię dręczą mnie koszmary, ale nikomu nic nie mówię, tak jest lepiej.
Powoli oswajam się z dotykiem, gdy chłopcy przybijają mi piątki czy mnie masują po ramionach. Wzdrygam się, ale oni nic nie widzą. I dobrze.
Poza tym czuję się coraz lepiej, moje stawy się regenerują i wraca mi dawna sprawność. Dobra, dzieje się to powoli, ale jednak.
Chłopcy z radością w głosie opowiadali mi jak przebiegła wczorajsza premiera. Każdy z nich miał inne zdanie w każdej kwestii, co niezwykle mnie bawiło.
- A Ty z czego się śmiejesz?- Lou zwężył oczy i palcem wskazującym wycelował we mnie.
- Ja? Z niczego – uśmiechnęłam się uroczo.
- Mi się wydaje – podrapał się po brodzie- Że jednak z czegoś.
- Właśnie- Niall przyłączył się do Armii Louisa- Przyznaj się Panno Śmieszko.
- Ale kiedy naprawdę z niczego – zaczęłam chichotać.
- Ze mnie co?- tak, teraz wybuchłam głośnym śmiechem, bo Zayn wsadził sobie dwie kulki winogrona do nosa.
- Tak, z Ciebie pajacu.
- Jaka wredna. Czyli już jest zdrowa.
- Jestem zdrowa- w tym momencie się skrzywiłam, bo poczułam, że tracę czucie w nodze.
- Co jest?- wszyscy powiedzieli w tym samym czasie.
- Nic- próbowałam wysilić się na uśmiech, ale tylko się pogrążyłam.
- Pójdę po lekrza.
- Niall, nawet się nie waż!
- Sylvia, no!
- Niall- powiedziałam surowym stanowczym tonem.
- Sylvia- odpowiedział tak samo.
- Siadaj- usiadł- Grzeczny chłopiec.
- Czemu nie chcesz lekarza?
- Bo ciągle mnie czymś szprycują, zabierają, kłują i mam tego dość. Chcę spokoju.
- Ale w razie co, mów a my zawołamy kogoś, okey?
- Tak, Zayn, okey.
Zapadła cisza, ale przyjemna cisza, jednak dało się wyczuć tę dziwną energię pływającą wokół nas. Cholera, oni się martwią a to zupełnie nie potrzebne. Postanowiłam spróbować się podnieść bez asekuracji kilku osób i bez słowa oparłam ręce na materacu a następnie wszystkimi siłami dźwignęłam się mocno i przysunęłam mój obolały tyłek wyżej. Kurwa!
Coś strzeliło mi w kręgosłupie, ale hej! Jak cię coś boli to znaczy, że żyjesz. Nie pisnęłam, ani nic nie powiedziałam, bo nie chcę przerazić chłopaków , którzy i tak patrzą na mnie zaskoczeni.
- No co?- zmarszczyłam brwi.
- Hola, kobieto!- wrzasnął Lou- Zaraz wstaniesz i zaczniesz kuźwa ćwiczyć tekwondo.
- Nie mam aż tyle siły póki co.
- W ogóle nie masz siły, zacznijmy od tego.
- Liam – westchnęłam- Ja naprawdę czuję się coraz lepiej.
- Coś ciężko mi uwierzyć- spoglądał na mnie nie ufnie.
- Liam no.
- Dobrze, odpuszczam, ale jak zaczniesz się nadwyrężać, to się skrzywdzisz.
- Braciszku, ja zawsze dbam o swoje dobro.
- Tak? Czyżby?- wściekł się- A kto kurwa dał się torturować? Ty! Kto nie chciał, żeby go uwolnili? Ty! Kurwa Sylvia, czy Ty siebie słyszysz?!- wstał, a ja w tym momencie nie widzę w nim mojego brata- Prawie umarłaś! Na moich oczach się wykrwawiałaś! Widziałem Cię, jak ulatywało z Ciebie życie, a Ty śmiesz mówić mi, że zawsze o siebie dbasz?! Sylvia do cholery, tak się nie ryzykuje! Nie zniósłbym, gdybyś umarła, a Ty miałaś tego świadomość, jaka nas wszystkich czeka strata jeśli zginiesz!
- Liam! Wyjdź natychmiast!- Zayn chwycił go za bluzę i dosłownie wypchnął za drzwi. Ja byłam wciąż w szoku i cały czas miałam otwartą buzię. Czułam, że oczy mnie szczypią, ale ani jedna łza nie wydostała się na zewnątrz. Chłopcy z niepokojem spoglądali na mnie, ukazałam im spokojny uśmiech jednak to ich nie przekonało. Usiedli obok i chwycili za ręce. Odetchnęłam a wtedy pojedyncza łza spłynęła powoli po moim prawym policzku.
- Sylvia, proszę nie płacz- Niall potarł kciukiem moją dłoń- On nie chciał tego wszystkiego powiedzieć.
- Chciał, ale.. on ma rację chłopaki- z niedowierzaniem spoglądali na mnie- Wiem, jak wyglądała sytuacja, wiem, że mogłam postąpić inaczej, ale robiłam to, co kazał mi instynkt, a ten nigdy nie zawodzi. Cierpię, ale uwierzcie, że było warto. Jesteście bezpieczni a to jest dla mnie najważniejsze. Ja tu się nie liczę, bo szybko przeminę, wiem to, ale wy- urwałam- Wy nie możecie przeminąć, musicie dalej dążyć ku wyznaczonemu celowi. Jeśli mam umrzeć to tylko w dobrej sprawie, za coś wyższego a wy jesteście tego warci.
- My też byśmy za Ciebie zginęli- powiedział Zayn i ocierał właśnie twarz końcem koszulki- Cholera, Harry nawet wszedł do magazynu mimo ostrzeżeń. Uwierz mi, my wszyscy bardziej niż cokolwiek pragniemy abyś była bezpieczna. I dopilnujemy, aby każdy kto Cie skrzywdził dostał za swoje.
- Dokładnie- Lou położył dłoń na ramieniu przyjaciela- Jesteśmy jak muszkieterowie, jeden za wszystkich i wszyscy za jednego. Ty uświadomiłaś nam, jak ważne jest by się wspierać. Nigdy nie będziemy w stanie wynagrodzić Ci Twojego poświęcenia. Możemy dziękować Ci co chwilę, ale to wszystko to po prostu było dla Ciebie za wiele, dla nas również a my nigdy się nie odpłacimy. Jak zabijemy tych szmaciarzy to spłacimy jedynie połowę długu.
- Chłopcy- kolejna łza spłynęła po moim policzku- Cierpiałam, ale naprawdę było warto. Zrobiłabym to po raz kolejny i nie żałuję żadnej mojej decyzji. Kocham was i jestem w stanie poświęcić dosłownie wszystko, żebyście tylko byli bezpieczni. Nie jesteście mi nic winni. Naprawdę.
- Sylvia..
- Chłopcy no, przez was płaczę- lekko się zaśmiałam.
- To dobre łzy, na rozładowanie napięcia- szepnął Niall.
- Wiem- mocniej chwyciłam jego dłoń- Dziękuję, że tu jesteście.
- Jak Ty wyglądasz- odezwał się, gdy mnie puścił.
- Wybacz, nie zdążyłam się umalować- zaśmiałam się, a Liam walnął Niallera w głowę, wszyscy cicho chichotali.
- A właśnie! Mamy coś dla Ciebie!- wrzasnął po chwili Zayn i wyszedł na korytarz by po chwili wjechać z wózkiem pełnym balonów, kwiatów, owoców i słodyczy.
- Chłopaki!- powiedziałam wzruszona ich zachowaniem – Nie musieliście.
- Owszem musieliśmy- opowiedział mi Liam- Należy Ci się coś od życia. Gdyby nie my byłabyś zdrowa i bezpieczna.
- Liam, to nie wasza wina. Sama się w to zaangażowałam- posłałam mu serdeczny uśmiech- Poza tym, czuję się świetnie.
- JASNE- powiedział zgryźliwie Louis, po czym przysunął sobie krzesełko bliżej mojego łóżka- Mamy jeszcze radio i płyty dla Ciebie. Pewnie tu nudno.
- Jest jeszcze telewizor- wskazałam na małe pudełko- Ale dzięki, wolę wasze głosy. A propo głosów, gdzie Harry?
- On jest zajęty – powiedział wymijająco Niall. No tak, pewnie spotyka się z tą dziewczyną.
- Wszystko okey?- zapytał troskliwie braciszek.
- Tak, pewnie- pokręciłam lekko głową by za chwilę się uśmiechnąć.
- Możemy u Ciebie spędzić cały dzień?- powiedział radośnie Niall- Nie mamy dzisiaj wywiadów ani nic.
- A już myślałam, że właśnie wychodzicie- powiedziałam zgryźliwie, po czym wybuchnęłam głośnym śmiechem. Niestety pożałowałam tego, bo moje żebra są w opłakanym stanie i wszystko mnie teraz boli, zaczęłam kaszleć.
- Dobrze się czujesz?- Liam podszedł bliżej mnie- Zawołać lekarza?
- Zgłupiałeś?- Lou się zaśmiał- Czuję się świetnie, jak 2 minuty temu, tylko żebra mnie bolą.
- Wiesz- zagadnął mnie Zayn- Nieźle się trzymasz jak na osobę, którą torturowali przed tydzień.
- Zayn!
- Ale taka prawda!- podniósł ręce w geście obronnym.
- Spokojnie Niall, on ma rację- odetchnęłam- To dziwne, ale ja naprawdę dobrze się czuję. Mam po prostu jakiegoś farta.
- Że żyjesz- wymsknęło się Louisowi, zrobił się czerwony- Ja..przepraszam.
- Spokojnie, ja to wiem- uśmiechnęłam się pocieszająco- Ale mam dla kogo żyć, więc byłam silna.
- Kochamy Cię wiesz?
- Wiem Zayn, wiem- podniosłam się powoli do pozycji siedzącej- Dajcie mi jakiegoś owocka, jestem głodna.
Wszyscy się zaśmiali, ale zaraz podano mi obrane kiwi i banana. Chłopcy także się poczęstowali, no bo sorry, ale kto zje cały wózek słodkości?!
Pogoda za oknem była na tyle ładna, że postanowiłam otworzyć te trzy wielkie okna, które tu są. No dobra, Louis to zrobił, bo ja chwilowo sama nie mam tyle siły.
Usłyszałam świergotanie ptaków, szum z ulicy także był słyszalny, ktoś nawet się kłócił. Odetchnęłam głęboko londyńskim powietrzem i od razu zrobiło mi się lepiej. Moje płuca potrzebują czegoś poza tym dziwnym szpitalnym zapachem. Jest po 10, słońce świeci mocno, ale nie wdziera się do mojej sali i jest całkiem przyjemnie.
Chłopcy zebrali krzesła stojące w pokoiku i usiedli wygodnie, by móc ze mną rozmawiać. Opowiadali, jacy byli przerażeni, każdy starał się ukryć smutek w oczach. Ale ja go dostrzegłam. Nie wierzę, że nie dostrzegli tego u mnie.
Okey, będąc szczerą, wiem, że miałam naprawdę duże szczęście iż przeżyłam te tortury. I operacje. Boję się, bo gdy śpię dręczą mnie koszmary, ale nikomu nic nie mówię, tak jest lepiej.
Powoli oswajam się z dotykiem, gdy chłopcy przybijają mi piątki czy mnie masują po ramionach. Wzdrygam się, ale oni nic nie widzą. I dobrze.
Poza tym czuję się coraz lepiej, moje stawy się regenerują i wraca mi dawna sprawność. Dobra, dzieje się to powoli, ale jednak.
Chłopcy z radością w głosie opowiadali mi jak przebiegła wczorajsza premiera. Każdy z nich miał inne zdanie w każdej kwestii, co niezwykle mnie bawiło.
- A Ty z czego się śmiejesz?- Lou zwężył oczy i palcem wskazującym wycelował we mnie.
- Ja? Z niczego – uśmiechnęłam się uroczo.
- Mi się wydaje – podrapał się po brodzie- Że jednak z czegoś.
- Właśnie- Niall przyłączył się do Armii Louisa- Przyznaj się Panno Śmieszko.
- Ale kiedy naprawdę z niczego – zaczęłam chichotać.
- Ze mnie co?- tak, teraz wybuchłam głośnym śmiechem, bo Zayn wsadził sobie dwie kulki winogrona do nosa.
- Tak, z Ciebie pajacu.
- Jaka wredna. Czyli już jest zdrowa.
- Jestem zdrowa- w tym momencie się skrzywiłam, bo poczułam, że tracę czucie w nodze.
- Co jest?- wszyscy powiedzieli w tym samym czasie.
- Nic- próbowałam wysilić się na uśmiech, ale tylko się pogrążyłam.
- Pójdę po lekrza.
- Niall, nawet się nie waż!
- Sylvia, no!
- Niall- powiedziałam surowym stanowczym tonem.
- Sylvia- odpowiedział tak samo.
- Siadaj- usiadł- Grzeczny chłopiec.
- Czemu nie chcesz lekarza?
- Bo ciągle mnie czymś szprycują, zabierają, kłują i mam tego dość. Chcę spokoju.
- Ale w razie co, mów a my zawołamy kogoś, okey?
- Tak, Zayn, okey.
Zapadła cisza, ale przyjemna cisza, jednak dało się wyczuć tę dziwną energię pływającą wokół nas. Cholera, oni się martwią a to zupełnie nie potrzebne. Postanowiłam spróbować się podnieść bez asekuracji kilku osób i bez słowa oparłam ręce na materacu a następnie wszystkimi siłami dźwignęłam się mocno i przysunęłam mój obolały tyłek wyżej. Kurwa!
Coś strzeliło mi w kręgosłupie, ale hej! Jak cię coś boli to znaczy, że żyjesz. Nie pisnęłam, ani nic nie powiedziałam, bo nie chcę przerazić chłopaków , którzy i tak patrzą na mnie zaskoczeni.
- No co?- zmarszczyłam brwi.
- Hola, kobieto!- wrzasnął Lou- Zaraz wstaniesz i zaczniesz kuźwa ćwiczyć tekwondo.
- Nie mam aż tyle siły póki co.
- W ogóle nie masz siły, zacznijmy od tego.
- Liam – westchnęłam- Ja naprawdę czuję się coraz lepiej.
- Coś ciężko mi uwierzyć- spoglądał na mnie nie ufnie.
- Liam no.
- Dobrze, odpuszczam, ale jak zaczniesz się nadwyrężać, to się skrzywdzisz.
- Braciszku, ja zawsze dbam o swoje dobro.
- Tak? Czyżby?- wściekł się- A kto kurwa dał się torturować? Ty! Kto nie chciał, żeby go uwolnili? Ty! Kurwa Sylvia, czy Ty siebie słyszysz?!- wstał, a ja w tym momencie nie widzę w nim mojego brata- Prawie umarłaś! Na moich oczach się wykrwawiałaś! Widziałem Cię, jak ulatywało z Ciebie życie, a Ty śmiesz mówić mi, że zawsze o siebie dbasz?! Sylvia do cholery, tak się nie ryzykuje! Nie zniósłbym, gdybyś umarła, a Ty miałaś tego świadomość, jaka nas wszystkich czeka strata jeśli zginiesz!
- Liam! Wyjdź natychmiast!- Zayn chwycił go za bluzę i dosłownie wypchnął za drzwi. Ja byłam wciąż w szoku i cały czas miałam otwartą buzię. Czułam, że oczy mnie szczypią, ale ani jedna łza nie wydostała się na zewnątrz. Chłopcy z niepokojem spoglądali na mnie, ukazałam im spokojny uśmiech jednak to ich nie przekonało. Usiedli obok i chwycili za ręce. Odetchnęłam a wtedy pojedyncza łza spłynęła powoli po moim prawym policzku.
- Sylvia, proszę nie płacz- Niall potarł kciukiem moją dłoń- On nie chciał tego wszystkiego powiedzieć.
- Chciał, ale.. on ma rację chłopaki- z niedowierzaniem spoglądali na mnie- Wiem, jak wyglądała sytuacja, wiem, że mogłam postąpić inaczej, ale robiłam to, co kazał mi instynkt, a ten nigdy nie zawodzi. Cierpię, ale uwierzcie, że było warto. Jesteście bezpieczni a to jest dla mnie najważniejsze. Ja tu się nie liczę, bo szybko przeminę, wiem to, ale wy- urwałam- Wy nie możecie przeminąć, musicie dalej dążyć ku wyznaczonemu celowi. Jeśli mam umrzeć to tylko w dobrej sprawie, za coś wyższego a wy jesteście tego warci.
- My też byśmy za Ciebie zginęli- powiedział Zayn i ocierał właśnie twarz końcem koszulki- Cholera, Harry nawet wszedł do magazynu mimo ostrzeżeń. Uwierz mi, my wszyscy bardziej niż cokolwiek pragniemy abyś była bezpieczna. I dopilnujemy, aby każdy kto Cie skrzywdził dostał za swoje.
- Dokładnie- Lou położył dłoń na ramieniu przyjaciela- Jesteśmy jak muszkieterowie, jeden za wszystkich i wszyscy za jednego. Ty uświadomiłaś nam, jak ważne jest by się wspierać. Nigdy nie będziemy w stanie wynagrodzić Ci Twojego poświęcenia. Możemy dziękować Ci co chwilę, ale to wszystko to po prostu było dla Ciebie za wiele, dla nas również a my nigdy się nie odpłacimy. Jak zabijemy tych szmaciarzy to spłacimy jedynie połowę długu.
- Chłopcy- kolejna łza spłynęła po moim policzku- Cierpiałam, ale naprawdę było warto. Zrobiłabym to po raz kolejny i nie żałuję żadnej mojej decyzji. Kocham was i jestem w stanie poświęcić dosłownie wszystko, żebyście tylko byli bezpieczni. Nie jesteście mi nic winni. Naprawdę.
- Sylvia..
- Chłopcy no, przez was płaczę- lekko się zaśmiałam.
- To dobre łzy, na rozładowanie napięcia- szepnął Niall.
- Wiem- mocniej chwyciłam jego dłoń- Dziękuję, że tu jesteście.
*** Harry ***
Korek dzisiaj jest wnerwiający. Co kilka sekund samochód stawał i przez to opóźniał moje przybycie do szpitala. Nerwowo przeczesałem włosy, poprawiłem się na miejscu i wychyliłem głowę przez okno. Nie widzę nawet świateł!
Dzisiaj pogoda dopisuje i dlatego jest mi strasznie gorąco pomimo iż siedzę w cienkich spodniach i białej bokserce. Klimatyzacja jest prawie bezsilna z dzisiejszą temperaturą, która zlewa się z temperaturą panującą w aucie. Wszystkie okna są otwarte, a ja umieram. Pot leje się ze mnie strumieniami. I na cholerę mi te wszystkie dezodoranty zapewniające mi komfort?!
Ruszyliśmy po dobrych 5 minutach i nareszcie mieliśmy jednostajne tempo. Był jakiś wypadek czy coś i musieli zmienić zasady na rondzie. Cholera, same wypadki wokół mnie.
Do szpitala jest jakieś 30 minut drogi, teraz zostało jakieś 15. Spiąłem się na myśl, że zaraz zobaczę Sylvię i nawet nie wiem, czemu!
Przez całą drogę myślałem, co jej powiem. Nie mam żadnego pomysłu. Nic kompletnie nie przychodzi mi do głowy poza zwykłym dziękuję.
Debil ze mnie!
Nim się obejrzałem byłem już pod budynkiem szpitala. Westchnąłem i powoli wysiadłem z czarnego Audi R8. Założyłem okulary przeciwsłoneczne na głowę i ruszyłem pewnym krokiem do drzwi wejściowych. Przywitałem portiera siedzącego przy drzwiach i skierowałem się do windy. Kliknąłem przycisk i za chwilę drzwi windy się zasunęły by następnie pomieszczenie pomknęło ku górze i sprawnie przetransportowało mnie do góry. Cholera, nie mam nawet zwykłych kwiatów! Mocno pacnąłem się w czoło a drzwi właśnie się otworzyły. Niepewnie wyszedłem z windy i skierowałem swe kroki w stronę pokoju Sylvii. Gdy doszedłem do jej pokoju chwyciłem lekko klamkę. Ostatni głęboki oddech i wchodzę. Słyszę głośne śmiechy, widzę pełno balonów, kwiatów i różnych dupereli. Chłopcy się postarali. Nie zauważyli mnie, więc cicho podszedłem do grupki, wychyliłem głowę zza Niall’a i wyszczerzyłem się.
- Cześć- Sylvia spojrzała na mnie z jakimś dziwnym błyskiem w oku- Co u Ciebie?
- Wporządku, dzięki- odparła i posłała uśmiech, sztuczny uśmiech.
- Stało się coś?
- Nie, dlaczego pytasz?
- Bo jestem chłodna w stosunku do mnie.
- Wydaje Ci się- odparła najbardziej spokojnym głosem na świecie.
- To może my zostawimy was samych- Louis jako jedyny wiedział, kiedy się ulotnić. Wypchnął chłopaków za drzwi a po chwili sam także za nimi zniknął.
- Co się dzieje?- zapytałem po chwili ciszy, odwróciła głowę w stronę okna.
- Nic- wzruszyła ramionami.
- Sylvia- usiadłem na krzesełku- Szczerość to podstawa związku.
- Jakiego związku?- z niedowierzaniem w oczach spoglądała na mnie. Teraz już sam nie wiem, co powiedzieć.
- No..naszego. Chyba..tak sądzę..jesteśmy parą, prawda?
- My tylko udawaliśmy- stwierdziła a wtedy coś zakłuło mnie w sercu.
- Udawaliśmy?
- Skąd tyle goryczy, Harry? No przecież taka była umowa, w ten sposób mieliśmy was ochronić. I udało się- lodowate spojrzenie przewiercało mnie na wylot. Przełknąłem gulę w gardle.
-Tak, wiem- przeczesałem dłonią włosy- Ale ja się zaangażowałem.
- Harry..
- Czyli nic do mnie nie czujesz?- z bólem spojrzałem jej ponownie w oczy.
-Harry ja..
- Rozumiem..- wstawałem z krzesła, gdy jej drobna dłoń chwyciła mój nadgarstek.
- Nic nie rozumiesz- ze słabym uśmiechem pokręciła głową.
- To wyjaśnij- usiadłem z powrotem i chwyciłem jej dłoń, zacząłem bawić się jej palcami. Zapanowała dziwna cisza. Zmarszczki na jej czole raz się pojawiały a raz znikały, jakby walczyła sama ze sobą. Wreszcie się odezwała.
- Kiedy Cie poznałam miałam Cie za totalnego pajaca- zaśmiała się.
- Dzięki.
- Daj mi skończyć- zaczęła chichotać- Kiedy poszliśmy na naszą pierwszą randkę byłam nadal sceptycznie nastawiona, ale przekonałam się do Ciebie. Nawet nie wiem kiedy stałeś się dla mnie tak ważny..
- Jak ważny?- droczyłem się z nią.
- Tak, że byłam w stanie poświęcić swoje życie dla Ciebie.
- Sylvia- splotłem nasze dłonie- Nawet nie wiesz, jak bardzo zależy mi na Tobie i Twoim bezpieczeństwie. Nie mógłbym żyć ze świadomością, że Ciebie już nie ma. To Ty rozświetlasz moje życie, jesteś najjaśniejszą gwiazdą na niebie i najpiękniejszą istotą na ziemi.
- Teraz tak mówisz- prychnęła a ja zmarszczyłem brwi. Cholera to ja tu jestem romantyczny, a ona.. Kobiety.
- Zawsze tak będę mówić.
- To samo usłyszała tamta dziewczyna?
- Jaka dziewczyna??- okey, teraz jestem skonsternowany.
- Ta z wczorajszej premiery- wtedy wybuchnąłem głośnym śmiechem- No co?
- Jak Ty uroczo marszczysz nosek- zaśmiałem się- Mówisz o Pezz?
- Nie, głupku!
- To o kim- uśmiechnąłem się.
- O pięknej brunetce ubranej w wiśniową sukienkę.
- Nie wierzę- schowałem twarz w dłonie żeby mnie nie skrzyczała, bo się śmieje- To była moja siostra.
- Siostra?- spojrzała na mnie z szeroko otwartymi ustami.
- Nie byłbym w stanie pokochać innej dziewczyny. Ty jesteś jedyną osobą, która ma moje serce.
- Słucham?- zapytała zszokowana, ale z ogromnym uśmiechem na ustach.
- Kocham Cię.
Korek dzisiaj jest wnerwiający. Co kilka sekund samochód stawał i przez to opóźniał moje przybycie do szpitala. Nerwowo przeczesałem włosy, poprawiłem się na miejscu i wychyliłem głowę przez okno. Nie widzę nawet świateł!
Dzisiaj pogoda dopisuje i dlatego jest mi strasznie gorąco pomimo iż siedzę w cienkich spodniach i białej bokserce. Klimatyzacja jest prawie bezsilna z dzisiejszą temperaturą, która zlewa się z temperaturą panującą w aucie. Wszystkie okna są otwarte, a ja umieram. Pot leje się ze mnie strumieniami. I na cholerę mi te wszystkie dezodoranty zapewniające mi komfort?!
Ruszyliśmy po dobrych 5 minutach i nareszcie mieliśmy jednostajne tempo. Był jakiś wypadek czy coś i musieli zmienić zasady na rondzie. Cholera, same wypadki wokół mnie.
Do szpitala jest jakieś 30 minut drogi, teraz zostało jakieś 15. Spiąłem się na myśl, że zaraz zobaczę Sylvię i nawet nie wiem, czemu!
Przez całą drogę myślałem, co jej powiem. Nie mam żadnego pomysłu. Nic kompletnie nie przychodzi mi do głowy poza zwykłym dziękuję.
Debil ze mnie!
Nim się obejrzałem byłem już pod budynkiem szpitala. Westchnąłem i powoli wysiadłem z czarnego Audi R8. Założyłem okulary przeciwsłoneczne na głowę i ruszyłem pewnym krokiem do drzwi wejściowych. Przywitałem portiera siedzącego przy drzwiach i skierowałem się do windy. Kliknąłem przycisk i za chwilę drzwi windy się zasunęły by następnie pomieszczenie pomknęło ku górze i sprawnie przetransportowało mnie do góry. Cholera, nie mam nawet zwykłych kwiatów! Mocno pacnąłem się w czoło a drzwi właśnie się otworzyły. Niepewnie wyszedłem z windy i skierowałem swe kroki w stronę pokoju Sylvii. Gdy doszedłem do jej pokoju chwyciłem lekko klamkę. Ostatni głęboki oddech i wchodzę. Słyszę głośne śmiechy, widzę pełno balonów, kwiatów i różnych dupereli. Chłopcy się postarali. Nie zauważyli mnie, więc cicho podszedłem do grupki, wychyliłem głowę zza Niall’a i wyszczerzyłem się.
- Cześć- Sylvia spojrzała na mnie z jakimś dziwnym błyskiem w oku- Co u Ciebie?
- Wporządku, dzięki- odparła i posłała uśmiech, sztuczny uśmiech.
- Stało się coś?
- Nie, dlaczego pytasz?
- Bo jestem chłodna w stosunku do mnie.
- Wydaje Ci się- odparła najbardziej spokojnym głosem na świecie.
- To może my zostawimy was samych- Louis jako jedyny wiedział, kiedy się ulotnić. Wypchnął chłopaków za drzwi a po chwili sam także za nimi zniknął.
- Co się dzieje?- zapytałem po chwili ciszy, odwróciła głowę w stronę okna.
- Nic- wzruszyła ramionami.
- Sylvia- usiadłem na krzesełku- Szczerość to podstawa związku.
- Jakiego związku?- z niedowierzaniem w oczach spoglądała na mnie. Teraz już sam nie wiem, co powiedzieć.
- No..naszego. Chyba..tak sądzę..jesteśmy parą, prawda?
- My tylko udawaliśmy- stwierdziła a wtedy coś zakłuło mnie w sercu.
- Udawaliśmy?
- Skąd tyle goryczy, Harry? No przecież taka była umowa, w ten sposób mieliśmy was ochronić. I udało się- lodowate spojrzenie przewiercało mnie na wylot. Przełknąłem gulę w gardle.
-Tak, wiem- przeczesałem dłonią włosy- Ale ja się zaangażowałem.
- Harry..
- Czyli nic do mnie nie czujesz?- z bólem spojrzałem jej ponownie w oczy.
-Harry ja..
- Rozumiem..- wstawałem z krzesła, gdy jej drobna dłoń chwyciła mój nadgarstek.
- Nic nie rozumiesz- ze słabym uśmiechem pokręciła głową.
- To wyjaśnij- usiadłem z powrotem i chwyciłem jej dłoń, zacząłem bawić się jej palcami. Zapanowała dziwna cisza. Zmarszczki na jej czole raz się pojawiały a raz znikały, jakby walczyła sama ze sobą. Wreszcie się odezwała.
- Kiedy Cie poznałam miałam Cie za totalnego pajaca- zaśmiała się.
- Dzięki.
- Daj mi skończyć- zaczęła chichotać- Kiedy poszliśmy na naszą pierwszą randkę byłam nadal sceptycznie nastawiona, ale przekonałam się do Ciebie. Nawet nie wiem kiedy stałeś się dla mnie tak ważny..
- Jak ważny?- droczyłem się z nią.
- Tak, że byłam w stanie poświęcić swoje życie dla Ciebie.
- Sylvia- splotłem nasze dłonie- Nawet nie wiesz, jak bardzo zależy mi na Tobie i Twoim bezpieczeństwie. Nie mógłbym żyć ze świadomością, że Ciebie już nie ma. To Ty rozświetlasz moje życie, jesteś najjaśniejszą gwiazdą na niebie i najpiękniejszą istotą na ziemi.
- Teraz tak mówisz- prychnęła a ja zmarszczyłem brwi. Cholera to ja tu jestem romantyczny, a ona.. Kobiety.
- Zawsze tak będę mówić.
- To samo usłyszała tamta dziewczyna?
- Jaka dziewczyna??- okey, teraz jestem skonsternowany.
- Ta z wczorajszej premiery- wtedy wybuchnąłem głośnym śmiechem- No co?
- Jak Ty uroczo marszczysz nosek- zaśmiałem się- Mówisz o Pezz?
- Nie, głupku!
- To o kim- uśmiechnąłem się.
- O pięknej brunetce ubranej w wiśniową sukienkę.
- Nie wierzę- schowałem twarz w dłonie żeby mnie nie skrzyczała, bo się śmieje- To była moja siostra.
- Siostra?- spojrzała na mnie z szeroko otwartymi ustami.
- Nie byłbym w stanie pokochać innej dziewczyny. Ty jesteś jedyną osobą, która ma moje serce.
- Słucham?- zapytała zszokowana, ale z ogromnym uśmiechem na ustach.
- Kocham Cię.
Wszystkiego Najlepszego Liam!!!
Nasz kochany Liaś obchodzi dzisiaj 21 urodziny także przyłączamy się do akcji na TT i spamujemy hasłem, jak zwykle :D
Nasz kochany Liaś obchodzi dzisiaj 21 urodziny także przyłączamy się do akcji na TT i spamujemy hasłem, jak zwykle :D
Jeszcze raz, Happy Birthday Liam!
Miłego czytania!
Syl xx
Świetny rozdział! Awwww Sylvia i Harry są tacy słodcy :* Czekam na nexta Dominika :*
OdpowiedzUsuńBoski.! Dobrze, że rozwiązała się ta sytuacja z tą dziewczyną, która okazała się być siostrą Harry'ego ;) Dobrze, że między Silvią, a Harry'm już wszystko ok. ;D
OdpowiedzUsuńJezu jaki cudowny ❤ nie mam konta, będę się podpisywać ;))
OdpowiedzUsuń~Vanessa