* * *
Gdzieś nad Atlantykiem, wtorek 14.07.2013 * * *
Chłopak
leżał wygodnie rozłożony na dwóch fotelach. Mógł sobie na to pozwolić, leci
prywatnym samolotem. W uszach miał słuchawki, muzyka grała w nich dość głośno,
bynajmniej na tyle, żeby nie słyszeć swoich myśli. Wystartowali jakąś godzinę
temu, a on czuje, jakby leciał już co najmniej 5. Był zmęczony po koncertach,
jeszcze teraz natłok extra obowiązków dodatkowo go stresuje.
Oprócz niego w samolocie przebywało kilku mężczyzn, jego przyjaciel, manager i kilku ochroniarzy. Każdy był sobą zajęty, nie zauważył smutnego bruneta zostawionego samemu sobie.
W pewnym momencie dostał wiadomość. Zaskoczony usiadł na jednym fotelu, ściągnął słuchawki i zdenerwowany spojrzał na wyświetlacz. Wiadomość od nieznany. Przełknął ślinę, odblokował telefon i przeczytał treść. ZADZWOŃ JAK NASZYBCIEJ NA MÓJ NUMER. MRS.J.
Przeklął cicho pod nosem, po czym wstał i udał się do łazienki. Musi mieć chwilę prywatności skoro będzie gadał z nią. Szybko wybrał jej numer i czekał w spokoju aż kobieta łaskawie odbierze.
- Czego? –warknął na wstępie.
- Może tak milej- wrzasnęła – Lecisz już?
- Taa. Za jakieś 2 godziny, góra 3 będę na lotnisku Heathrow.
- Świetnie. Masz już umówione spotkanie z gwiazdeczkami?
- Tak. Na dzisiaj popołudniu.
-Grzeczny chłopiec. Trudne zadanie?- zaśmiała się do słuchawki.
- Nie- westchnął- Czego dokładnie mam się dowiedzieć od nich?
- Czy z kimś działają, czy ktoś ich broni, śledzi, cokolwiek. Po prostu wybadaj teren.
- Dobra- żachnął się – Musze kończyć, Scooter mnie woła.
- Pilnuj się – rzuciła ostrzegawczo i się rozłączyła.
Justin wyszedł z toalety i wrócił na swoje miejsce. Powoli zaczął czuć nieprzyjemny ucisk w żołądku spowodowany stresem. Przestraszył się, gdy ktoś dotknął jego ramienia.
- Stary, co ty taki płochliwy? –zaśmiał się Ryan.
- To już taki tik – zaśmiał się- No wiesz, przez fanki tak już mam.
- Rozumiem. Powiedz mi, Ty masz już zaplanowane, co będziesz robił z chłopakami?
- Nie, a czemu pytasz?- zmarszczył brwi.
- Bo no wiesz –podrapał się po karku- Nie chce siedzieć ze Scooterem cały dzień w hotelu.
- Jasne, możesz iść ze mną do nich- brunet się zaśmiał– Od kiedy jesteś taki wstydliwy?
- No zabawne Bieber, zabawne – wytknął mu język i wrócił na swoje miejsce z przodu.
Justin założył słuchawki i postanowił przy muzyce spędzić resztę podróży. To dla niego dobry relax. Zasnął z uśmiechem na twarzy, gdy pomyślał o swoich Beliebers.
* * * Tour Bus One Direction * * *
To już dzisiaj wtorek?!
Liam zerwał się na równe nogi, gdy przypomniał sobie, kto dzisiaj przyjeżdża. Musi ogarnąć chłopaków, bo narobią wstydu. Znowu. Przecież Justin ich zna, ale nie od tak leniwej strony, jak dzisiaj. Dochodzi 10, a oni jeszcze śpią. Przewrócił oczami poczym przeciągnął się na łóżku i zeskoczył. Nienawidzi piętrowych łóżek.
Podszedł do swojej walizki i wyjął z niej trąbkę, której używał wczoraj na meczu. Stanął na środku busa a następnie uruchomił urządzenie i już po sekundzie dało się słyszeć nieprzyjemny dźwięk. Usłyszał głośne krzyki, jęki a nawet huk spowodowany upadkiem Louisa z jego piętrowego łóżka. Chłopak zaśmiał się pod nosem i podszedł bliżej przyjaciół.
- Dzień dobry.
- Dla kogo dobry, dla tego dobry –mruknął Louis rozcierając bolący kark- Apokalipsa się zbliża?!
- Prawie. Mamy gościa dzisiaj.
- Danielle wpada?- zapytał go blondyn owinięty kocem.
- Nie. Ktoś inny.
- Dobra, luz, pewnie Sylvia a on świruje – powiedział Zayn i zasłonił swoje łóżko firanką.
- Nie – odsłonił ją- Justin wpada.
I wtedy wszyscy usłyszeli głośny pisk. Tak, Niall nadal jara się za każdym razem, gdy usłyszy jego imię.
- To już dzisiaj?! Jak mogłem zapomnieć?!- walnął się w głowę- Zadzwonię do Sylvii.
-Nie –zatrzymał go brunet- Nie dzwoń.
- Czemu Liam?
- Ona musi odpoczywać. Nadal ją noga boli, jakbyś zapomniał.
- No wiem wiem- machnął ręką- Ale chodzi już prawie normalnie.
- Prawie – założył ręce na wysokości klatki piersiowej- Nie stresujmy jej dodatkowo Justinem.
- Możemy zawsze ją odwiedzić – powiedział Harry ku zaskoczeniu wszystkich- No co?!
- Pierwszy raz dobrowolnie wspomniałeś o niej.
- Lubię ją. Ale jest dziwna- wzruszył ramionami i skierował się do łazienki.
- On sobie powoli przypomina. Mówię wam chłopaki- Zayn wyskoczył z łóżka- Do końca tygodnia sobie wszystko przypomni.
Oprócz niego w samolocie przebywało kilku mężczyzn, jego przyjaciel, manager i kilku ochroniarzy. Każdy był sobą zajęty, nie zauważył smutnego bruneta zostawionego samemu sobie.
W pewnym momencie dostał wiadomość. Zaskoczony usiadł na jednym fotelu, ściągnął słuchawki i zdenerwowany spojrzał na wyświetlacz. Wiadomość od nieznany. Przełknął ślinę, odblokował telefon i przeczytał treść. ZADZWOŃ JAK NASZYBCIEJ NA MÓJ NUMER. MRS.J.
Przeklął cicho pod nosem, po czym wstał i udał się do łazienki. Musi mieć chwilę prywatności skoro będzie gadał z nią. Szybko wybrał jej numer i czekał w spokoju aż kobieta łaskawie odbierze.
- Czego? –warknął na wstępie.
- Może tak milej- wrzasnęła – Lecisz już?
- Taa. Za jakieś 2 godziny, góra 3 będę na lotnisku Heathrow.
- Świetnie. Masz już umówione spotkanie z gwiazdeczkami?
- Tak. Na dzisiaj popołudniu.
-Grzeczny chłopiec. Trudne zadanie?- zaśmiała się do słuchawki.
- Nie- westchnął- Czego dokładnie mam się dowiedzieć od nich?
- Czy z kimś działają, czy ktoś ich broni, śledzi, cokolwiek. Po prostu wybadaj teren.
- Dobra- żachnął się – Musze kończyć, Scooter mnie woła.
- Pilnuj się – rzuciła ostrzegawczo i się rozłączyła.
Justin wyszedł z toalety i wrócił na swoje miejsce. Powoli zaczął czuć nieprzyjemny ucisk w żołądku spowodowany stresem. Przestraszył się, gdy ktoś dotknął jego ramienia.
- Stary, co ty taki płochliwy? –zaśmiał się Ryan.
- To już taki tik – zaśmiał się- No wiesz, przez fanki tak już mam.
- Rozumiem. Powiedz mi, Ty masz już zaplanowane, co będziesz robił z chłopakami?
- Nie, a czemu pytasz?- zmarszczył brwi.
- Bo no wiesz –podrapał się po karku- Nie chce siedzieć ze Scooterem cały dzień w hotelu.
- Jasne, możesz iść ze mną do nich- brunet się zaśmiał– Od kiedy jesteś taki wstydliwy?
- No zabawne Bieber, zabawne – wytknął mu język i wrócił na swoje miejsce z przodu.
Justin założył słuchawki i postanowił przy muzyce spędzić resztę podróży. To dla niego dobry relax. Zasnął z uśmiechem na twarzy, gdy pomyślał o swoich Beliebers.
* * * Tour Bus One Direction * * *
To już dzisiaj wtorek?!
Liam zerwał się na równe nogi, gdy przypomniał sobie, kto dzisiaj przyjeżdża. Musi ogarnąć chłopaków, bo narobią wstydu. Znowu. Przecież Justin ich zna, ale nie od tak leniwej strony, jak dzisiaj. Dochodzi 10, a oni jeszcze śpią. Przewrócił oczami poczym przeciągnął się na łóżku i zeskoczył. Nienawidzi piętrowych łóżek.
Podszedł do swojej walizki i wyjął z niej trąbkę, której używał wczoraj na meczu. Stanął na środku busa a następnie uruchomił urządzenie i już po sekundzie dało się słyszeć nieprzyjemny dźwięk. Usłyszał głośne krzyki, jęki a nawet huk spowodowany upadkiem Louisa z jego piętrowego łóżka. Chłopak zaśmiał się pod nosem i podszedł bliżej przyjaciół.
- Dzień dobry.
- Dla kogo dobry, dla tego dobry –mruknął Louis rozcierając bolący kark- Apokalipsa się zbliża?!
- Prawie. Mamy gościa dzisiaj.
- Danielle wpada?- zapytał go blondyn owinięty kocem.
- Nie. Ktoś inny.
- Dobra, luz, pewnie Sylvia a on świruje – powiedział Zayn i zasłonił swoje łóżko firanką.
- Nie – odsłonił ją- Justin wpada.
I wtedy wszyscy usłyszeli głośny pisk. Tak, Niall nadal jara się za każdym razem, gdy usłyszy jego imię.
- To już dzisiaj?! Jak mogłem zapomnieć?!- walnął się w głowę- Zadzwonię do Sylvii.
-Nie –zatrzymał go brunet- Nie dzwoń.
- Czemu Liam?
- Ona musi odpoczywać. Nadal ją noga boli, jakbyś zapomniał.
- No wiem wiem- machnął ręką- Ale chodzi już prawie normalnie.
- Prawie – założył ręce na wysokości klatki piersiowej- Nie stresujmy jej dodatkowo Justinem.
- Możemy zawsze ją odwiedzić – powiedział Harry ku zaskoczeniu wszystkich- No co?!
- Pierwszy raz dobrowolnie wspomniałeś o niej.
- Lubię ją. Ale jest dziwna- wzruszył ramionami i skierował się do łazienki.
- On sobie powoli przypomina. Mówię wam chłopaki- Zayn wyskoczył z łóżka- Do końca tygodnia sobie wszystko przypomni.
* * *
Baza MI6, Londyn * * *
-Szefie
– rozległ się głos na wejściu do gabinetu – Mamy nowe informacje.
- Mów – kiwnął głową w kierunku wolnego fotela.
- Sprawdzałem bilingi każdego podejrzanego. Niby nic, ale jednak.
- Do rzeczy, Z.
- Tak. Zaobserwowałem, że pani Jenett wykonała w ostatnim czasie kilka telefonów do tej samej osoby. Numer z zagranicy.
- Ciekawe. Wiadomo, czyj to numer?
- Jest zastrzeżony. Ale myślę, że złamanie zabezpieczeń nie będzie jakieś skomplikowane.
- Powiedz mi jeszcze, do jakiego kraju dzwoniła?
- Stany Zjednoczone. Ulżyło?
- Jeszcze jak. Świetnie Z, dobra robota. A teraz leć do McCalla i go doinformuj.
- Jasne.
- Mów – kiwnął głową w kierunku wolnego fotela.
- Sprawdzałem bilingi każdego podejrzanego. Niby nic, ale jednak.
- Do rzeczy, Z.
- Tak. Zaobserwowałem, że pani Jenett wykonała w ostatnim czasie kilka telefonów do tej samej osoby. Numer z zagranicy.
- Ciekawe. Wiadomo, czyj to numer?
- Jest zastrzeżony. Ale myślę, że złamanie zabezpieczeń nie będzie jakieś skomplikowane.
- Powiedz mi jeszcze, do jakiego kraju dzwoniła?
- Stany Zjednoczone. Ulżyło?
- Jeszcze jak. Świetnie Z, dobra robota. A teraz leć do McCalla i go doinformuj.
- Jasne.
* * *
Sylvia * * *
Mam dość
siedzenia w domu. To takie nudne. Od wczoraj, od jakiejś 20 siedzę na kanapie w
salonie i oglądam filmy. Nawet tu spałam, bo nie chciało mi się iść na górę. Za
dużo stopni.
Powinnam się przebrać. Tak, to dobry pomysł, stwierdziłam, gdy powąchałam swoją koszulkę.
Wstałam mozolnie i powoli ruszyłam w kierunku schodów. Gdy tylko stanęłam na pierwszym stopniu poczułam ból w nodze. No tak, zapomniałam na noc wziąć tabletkę i posmarować miejsca maścią. Cholera.
Jakimś cudem doszłam na górę i dosłownie trzymając się ściany dotarłam do pokoju. Szybkim ruchem zgarnęłam pastylkę i ją połknęłam a następnie usiadłam na pufie. Noga musi odpocząć.
Zamknęłam oczy i poczekałam aż tabletka zacznie działać. Nie czekałam dłużej niż 3 minuty. Wstałam z pufki, poszłam do łazienki po czym posmarowałam nogę maścią. Od razu lepiej.
Usłyszałam ciche krzyki dobiegające z dołu. Kto wydziera się we wtorek przed dwunastą?!
- Co tam się dzieje? –krzyknęłam wyglądając z pokoju.
- SZCZUR!!!! –usłyszałam pisk Zo i wybuchnęłam głośnym śmiechem- Ty się nie śmiej tylko mi pomóż to wygonić.
- Już, już – nadal śmiałam się pod nosem i wyszłam z pokoju lekko utykając.
- Błagam, zabierz to – błagała mnie kobieta, gdy przyszłam do kuchni.
- Boisz się małego szczura?- zapytałam z nutką złośliwości w glosie.
- Żeby to było małe- pisnęła- Zobacz sama. Jest z drugiej strony.
- Woooow – krzyknęłam i szybko zasłoniłam usta dłońmi- Karmiłaś go?
- Może w ściekach żył – odszepnęła – Proszę, zabij go.
- Mam go zabić? –zapytałam chcąc się upewnić, przytaknęła mi głową- No dobra.
Ruszyłam powoli w kierunku szafek. Cały czas miałam go na oku, nie może mi uciec. Z szufladki wyjęłam mały nóż, stalowe ostrze, idealny do krojenia pomidorów. Wróciłam na moje miejsce strategiczne, poczym wycelowałam w zwierzę a po dwóch sekundach od rzucenia padło martwe. Zoey pisnęła i zemdlała, w ostatniej chwili udało mi się przytrzymać jej plecy.
- Zo – klepnęłam ją w policzek – Obudź się.
- Coo się stało? –zapytała zmęczonym głosem- On tam leży?
- Tak, lepiej nie patrz. Zejdź z blatu. Obróć się w prawo.
- Jak mogłaś z niewzruszoną miną go zabić? –naskoczyła na mnie, gdy znalazłyśmy się w salonie.
- Kazałaś go zabić. To szkodnik.
- Ale to było morderstwo z zimną krwią – usiadła na kanapie.
- Miałam pozwolić, żeby to on nas zamordował? Poza tym, sama mnie o to prosiłaś.
- Dobra- westchnęła- Ale pozbądź się go z domu, nie zniosę dłużej jego widoku.
Ulotniłam się z salonu i wróciłam do kuchni.
Biedny zwierzak, pomyślałam ze śmiechem. Cóż, przynajmniej mam wciąż świetną celność.
W szafce pod zlewem znalazłam szufelkę. Na nią położyłam kawałek ręcznika papierowego i zabrałam się za zbieranie zwłok szczura. Jak już znalazł się na niej wrzuciłam go do reklamówki i ruszyłam na dwór, by wyrzucić go do kubła. Nie będzie przecież w domowym koszu na śmieci. Fuj.
Wróciłam do kuchni i zabrałam się za mycie podłogi. Niezłą kałużę krwi zrobił ten szczur. Ale i tak mniejszą niż człowiek dźgnięty nożem. Nie żebym rzucała kiedyś w kogoś nożem.
- I po nim -oznajmiłam pojawiając się przy Zo.
- Na pewno jest czysto? –zapytała z przerażeniem w oczach.
- Tak, czyściutko. A teraz wybacz, ale idę na górę. Muszę się umyć.
- Pamiętaj, że jutro mamy wizytę w szpitalu.
- Pamiętam.
W pokoju postanowiłam się rozluźnić. Ta cała medytacja bardzo mi się spodobała. Nie chętnie się przyznaje, ale jednak.
Najpierw wzięłam szybki prysznic, ale nie myłam włosów, zrobię to później.
Po wyjściu z prysznica ubrałam się w krótki szare spodenki i białą bokserkę. Na podłodze rozłożyłam matę, którą ostatnio przyniosła Pezz.
Usiadłam w pozycji tureckiej, zrobiłam kilka wdechów a następni zrobiłam ukłon japoński. Moje wyciszenie przerwał dzwonek do drzwi. To już problem Zo a nie mój. Wdech i wydech. Pukanie do drzwi. Co do cholery?!
- Mogę? –usłyszałam znajomy głos. A ten tu czego?!!
- Tak – wstałam z podłogi i z szokiem wymalowanym na twarzy spojrzałam na blondyna- Co Ty tu robisz?
- Przyszedłem Cię odwiedzić. Na dole masz kwiaty, Twoja mama je wzięła i wstawiła do wody.
- To nie moja mama – założyłam dłonie na piersiach- Nie powinieneś być w pracy?
- Powinienem, ale chciałem sprawdzić, jak noga.
- W porządku. Teraz możesz wracać do pracy.
- Właściwie- zaczął i podrapał się po karku- Myślałem, że spędzimy razem dzień.
- Oszalałeś? – naskoczyłam na niego – Mówiłam Ci, co o tym sądzę.
- Wiem wiem –uśmiechnął się- Ale możemy być przyjaciółmi.
- Co Ty kombinujesz? –zaśmiałam się, bo zrobił taką uroczą i zabawną minkę.
- Absolutnie nic – podszedł do mnie- Mam tylko prezent. I mogę znikać.
- Prezent –zmarszczyłam brwi.
-Tak –przytaknął- Zamknij oczy- wykonałam jego polecenie i nagle poczułam jego usta na swoich. Powinnam przerwać, ale zamiast go odepchnąć chwyciłam go za koszulkę i odwzajemniłam pocałunek. Oderwałam się po chwili.
- 415… Co to miało być??
Powinnam się przebrać. Tak, to dobry pomysł, stwierdziłam, gdy powąchałam swoją koszulkę.
Wstałam mozolnie i powoli ruszyłam w kierunku schodów. Gdy tylko stanęłam na pierwszym stopniu poczułam ból w nodze. No tak, zapomniałam na noc wziąć tabletkę i posmarować miejsca maścią. Cholera.
Jakimś cudem doszłam na górę i dosłownie trzymając się ściany dotarłam do pokoju. Szybkim ruchem zgarnęłam pastylkę i ją połknęłam a następnie usiadłam na pufie. Noga musi odpocząć.
Zamknęłam oczy i poczekałam aż tabletka zacznie działać. Nie czekałam dłużej niż 3 minuty. Wstałam z pufki, poszłam do łazienki po czym posmarowałam nogę maścią. Od razu lepiej.
Usłyszałam ciche krzyki dobiegające z dołu. Kto wydziera się we wtorek przed dwunastą?!
- Co tam się dzieje? –krzyknęłam wyglądając z pokoju.
- SZCZUR!!!! –usłyszałam pisk Zo i wybuchnęłam głośnym śmiechem- Ty się nie śmiej tylko mi pomóż to wygonić.
- Już, już – nadal śmiałam się pod nosem i wyszłam z pokoju lekko utykając.
- Błagam, zabierz to – błagała mnie kobieta, gdy przyszłam do kuchni.
- Boisz się małego szczura?- zapytałam z nutką złośliwości w glosie.
- Żeby to było małe- pisnęła- Zobacz sama. Jest z drugiej strony.
- Woooow – krzyknęłam i szybko zasłoniłam usta dłońmi- Karmiłaś go?
- Może w ściekach żył – odszepnęła – Proszę, zabij go.
- Mam go zabić? –zapytałam chcąc się upewnić, przytaknęła mi głową- No dobra.
Ruszyłam powoli w kierunku szafek. Cały czas miałam go na oku, nie może mi uciec. Z szufladki wyjęłam mały nóż, stalowe ostrze, idealny do krojenia pomidorów. Wróciłam na moje miejsce strategiczne, poczym wycelowałam w zwierzę a po dwóch sekundach od rzucenia padło martwe. Zoey pisnęła i zemdlała, w ostatniej chwili udało mi się przytrzymać jej plecy.
- Zo – klepnęłam ją w policzek – Obudź się.
- Coo się stało? –zapytała zmęczonym głosem- On tam leży?
- Tak, lepiej nie patrz. Zejdź z blatu. Obróć się w prawo.
- Jak mogłaś z niewzruszoną miną go zabić? –naskoczyła na mnie, gdy znalazłyśmy się w salonie.
- Kazałaś go zabić. To szkodnik.
- Ale to było morderstwo z zimną krwią – usiadła na kanapie.
- Miałam pozwolić, żeby to on nas zamordował? Poza tym, sama mnie o to prosiłaś.
- Dobra- westchnęła- Ale pozbądź się go z domu, nie zniosę dłużej jego widoku.
Ulotniłam się z salonu i wróciłam do kuchni.
Biedny zwierzak, pomyślałam ze śmiechem. Cóż, przynajmniej mam wciąż świetną celność.
W szafce pod zlewem znalazłam szufelkę. Na nią położyłam kawałek ręcznika papierowego i zabrałam się za zbieranie zwłok szczura. Jak już znalazł się na niej wrzuciłam go do reklamówki i ruszyłam na dwór, by wyrzucić go do kubła. Nie będzie przecież w domowym koszu na śmieci. Fuj.
Wróciłam do kuchni i zabrałam się za mycie podłogi. Niezłą kałużę krwi zrobił ten szczur. Ale i tak mniejszą niż człowiek dźgnięty nożem. Nie żebym rzucała kiedyś w kogoś nożem.
- I po nim -oznajmiłam pojawiając się przy Zo.
- Na pewno jest czysto? –zapytała z przerażeniem w oczach.
- Tak, czyściutko. A teraz wybacz, ale idę na górę. Muszę się umyć.
- Pamiętaj, że jutro mamy wizytę w szpitalu.
- Pamiętam.
W pokoju postanowiłam się rozluźnić. Ta cała medytacja bardzo mi się spodobała. Nie chętnie się przyznaje, ale jednak.
Najpierw wzięłam szybki prysznic, ale nie myłam włosów, zrobię to później.
Po wyjściu z prysznica ubrałam się w krótki szare spodenki i białą bokserkę. Na podłodze rozłożyłam matę, którą ostatnio przyniosła Pezz.
Usiadłam w pozycji tureckiej, zrobiłam kilka wdechów a następni zrobiłam ukłon japoński. Moje wyciszenie przerwał dzwonek do drzwi. To już problem Zo a nie mój. Wdech i wydech. Pukanie do drzwi. Co do cholery?!
- Mogę? –usłyszałam znajomy głos. A ten tu czego?!!
- Tak – wstałam z podłogi i z szokiem wymalowanym na twarzy spojrzałam na blondyna- Co Ty tu robisz?
- Przyszedłem Cię odwiedzić. Na dole masz kwiaty, Twoja mama je wzięła i wstawiła do wody.
- To nie moja mama – założyłam dłonie na piersiach- Nie powinieneś być w pracy?
- Powinienem, ale chciałem sprawdzić, jak noga.
- W porządku. Teraz możesz wracać do pracy.
- Właściwie- zaczął i podrapał się po karku- Myślałem, że spędzimy razem dzień.
- Oszalałeś? – naskoczyłam na niego – Mówiłam Ci, co o tym sądzę.
- Wiem wiem –uśmiechnął się- Ale możemy być przyjaciółmi.
- Co Ty kombinujesz? –zaśmiałam się, bo zrobił taką uroczą i zabawną minkę.
- Absolutnie nic – podszedł do mnie- Mam tylko prezent. I mogę znikać.
- Prezent –zmarszczyłam brwi.
-Tak –przytaknął- Zamknij oczy- wykonałam jego polecenie i nagle poczułam jego usta na swoich. Powinnam przerwać, ale zamiast go odepchnąć chwyciłam go za koszulkę i odwzajemniłam pocałunek. Oderwałam się po chwili.
- 415… Co to miało być??
Cześć :)
- po pierwsze, bardzo dziękuję za dodawanie do obserwowanych <3
- po drugie, dziękuję za komentarze i wyświetlenia, szybko wam poszło :D
- po trzecie, cieszę się, że rozdziały przypadają wam do gustu ^^
- po czwarte, zachęcam do zadawania pytań bohaterom w zakładce u góry ;)
- po piąte, zapraszam do komentowania tego rozdziału. Nie wiem dlaczego, ale ja go lubię :D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
14 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ XXXI