18 lipca 2014

50.


*** Harry ***

Jest godzina 5:45 a ja już na nogach. Po prostu nie mogłem spać. Liam spał dość niespokojnie, zresztą wszyscy byli dzisiaj nerwowi. Chyba cieszymy się z faktu, że moja księżniczka będzie za chwilę wolna. Tak bardzo chcę ją przytulić i pocałować. Kilka łez spłynęło po moim policzku i wylądowało na kolanach. Otarłem je szybko i postanowiłem przebrać się w świeże ciuchy. Dobrze, że Lou jako jedyny pomyślał, żeby przywieźć nowe na zmianę.
Niall dzwonił, ma się coraz lepiej, jutro wychodzi. Ucieszył się na myśl, że Sylvia niedługo będzie bezpieczna. Wiecie, czemu jestem jeszcze zadowolony? Że mój przyjaciel jest całkowicie zdrowy, operacja się udała i niedługo będziemy w komplecie.
Wyjrzałem za okno, jest małe, ale wpuszcza trochę światła tutaj. Dzień jak co dzień, jednak dało się wyczuć tę nutkę napięcia. Słońce dopiero co szykuje się do wyjścia ponad horyzont a ja wzdycham i zastanawiam się co dalej będzie.
Postanowiłem zejść na dół, żeby tam czekać na wszystkich, to uwolni mnie od tego intensywnego myślenia. Ale ktoś mnie zatrzymał.
- Harry stój. Możemy pogadać?
- Jasne Liam, co jest?
- Ja tak dłużej nie mogę - schował twarz w dłoniach.
- Ale jak?
- Okłamywać wszystkich- wstał- Kłamałem Paulowi, że śpimy u mojej mamy a mojej mamie powiedziałem, że Sylvia jest u nas. To obłęd.
- Liam, wiesz, że to dla dobra sprawy- patrzyłem na niego zdezorientowany.
- Wiem- westchnął- Ale to nie ja. Rozumiesz?
- Nie- wyszedłem z pokoju i szybko skierowałem się do windy. Jak Liam może czuć się źle z tym, że okłamuje rodziców i Paula? Kurwa, przecież tu chodzi o życie Sylvii, która cierpi za nas. Czy on jest głupi? Zrozumiałbym wszystko, naprawdę, ale tego nie potrafię. Po prostu nie.
Wysiadłem z windy i to, co zobaczyłem przestraszyło mnie. Mnóstwo tajniaków ubranych jak komandosi, uzbrojeni po zęby, gotowi by zabić. Szukałem znajomej twarzy, ale nikogo nie zauważyłem. Ruszyłem pewnie do przodu i napotkałem opór, ludzie stali w miejscu i wymieniali między sobą zdania. Cholera.
- Przepraszam- to słowo wypowiedziałem jakieś sto razy w ciągu 3 minut. Odsuwali się jakby w ogóle mnie nie widzieli lub nie chcieli zauważyć.
- Harry!
Odwróciłem się w lewo i dostrzegłem znajomą postać. Liza stała obok Bena i byli pochyleni nad mapą. Dołączyłem do nich akurat, gdy omawiali taktykę. Nic z tego nie zrozumiałem, może jestem za głupi albo po prostu niedoświadczony.
- Dobra, to plan jest jasny. Mam nadzieję, że wszyscy załapali.
- Ja jadę już z grupą alfa- odezwał się Ben- Mamy najdalszy punkt, więc musimy ruszyć wcześniej.
- Powodzenia agencie 415- powiedział do niego Szef a tamten ruszył do ludzi. Krzyknął coś i za chwilę pełno agentów ruszyło za nim do wyjścia głównego. Ja nadal stałem wpatrzony w mapy, na których zaznaczone były czerwone kółka wokół czegoś, co prawdopodobnie jest magazynem. Mapa Leeds przypomina teraz kolorowankę.
- Gdzie reszta?- zapytała mnie cicho Liza.
- Śpią- wzruszyłem ramionami.
- Denerwujesz się?
- Jasne- przeczesałem włosy dłonią- A Ty?
- Trochę. To moja pierwsza poważna misja w terenie. I pierwsza misja odbicia agenta od wielu lat.
- Kiepsko to brzmi.
- Bo tak jest. Nie wiadomo, co się z nią dzieje.
- Nie zakładajmy najgorszego- wzburzyłem się.
- Trzeba być gotowym na wszystko- powiedziała surowym tonem i za chwilę odwróciła się w stronę Z- Grupa beta jest gotowa.
- Dobrze, ruszajcie.
- A co z nami?- zapytałem, gdy tamci skończyli wymianę zdań.
- Ustaliliśmy, że zostajecie w bazie- powiedział stanowczo Z.
- Nie nie nie- niemal krzyknąłem- Nie ma takiej opcji.
- Właśnie- poparł mnie Liam, uśmiechnął się lekko- Nie będziemy się mieszać.
- Dobra- westchnął Z- Agentko301 zabierz dwóch, a reszta pojedzie z Grupą gamma.
- Ja jadę z Tobą- odezwałem się.
- Ja też- Zayn stanął przy mnie- Nie zostawię Cię bracie.
- Dzięki.
- Skończyliście?- Liza spojrzała na nas dziwnie- Musimy jechać.
- Powodzenia- Lou i Liam powiedzieli w tym samym momencie i szybko nas przytulili. Ruszyliśmy za kilkunastoma agentami na parking. Tam wsiedliśmy w specjalne opancerzone samochody. Ja i Zayn siedzieliśmy z tyłu razem z 5 agentami, z przodu siedziała Liza i typek, co kierował. W tym momencie adrenalina była tak wysoka, że niemal nie dostałem migotania komór serca. Pociłem się i martwiłem. Strach przejął nade mną kontrolę.
- Oddychaj- polecił mi Zayn, tak też zacząłem robić. Wolne wdechy i wydechy, powoli się uspokajałem, ale jednak nie potrafiłem być spokojny w 100%. Musimy ją uratować!


-
Tu grupa alfa, jesteśmy w połowie drogi do celu. Kierunek północy zachód, droga czysta.

Jedziemy już ponad godzinę, będziemy na miejscu za jakieś 2 a grupa alfa za godzinę będzie na wyznaczonej pozycji. Grupa gamma, delta i omega dojedzie za jakieś pół godziny, oni mają akurat blisko. Jakiś agent dał nam kamizelki kuloodporne na wszelki wypadek, gdyby rozpętała się strzelanina, ale oczywiście nie zamierzają jej wywoływać. Tak, jasne, to jest wiadome, że tylko czekają na taką akcję.
Jechaliśmy w ciszy, nikt się nie chciał odzywać, radio też nie grało, słychać było jedynie urywane i przyspieszone oddechy.

*** 2 godziny później, Leeds ***

- Grupa alfa rusza w teren.

My dojeżdżamy do naszego miejsca, a tamta grupa właśnie dotarła. Każdy jest spięty, to widać. Zayn pobladł i strasznie się trzęsie. Ciekawe, jak Liam to znosi. On już dawno jest na miejscu. A na razie żadnych wieści od nich.
-
Grupa gamma melduje zakończenie misji. Nic nie znaleźliśmy oprócz kartonów z ubraniami, wieszakami i gazetami. Portier zaprzeczył, że Marie Jenett tu była. Jedynymi osobami, które tu były to on oraz kilku ochroniarzy. Jedziemy do was grupo beta.

- Tu grupa omega. U nas sytuacja jak u grupy gamma. Nic nie znaleźliśmy. Jedziemy jako wsparcie. Bez odbioru.

Teraz tylko czekać na jakąś wiadomość od delty i będę prawie spokojny. Skoro na pięć magazynów już dwa są sprawdzone to w którymś z tych trzech musi być moja księżniczka. Usiadłem wygodniej i zacząłem wspominać nasze randki. Kino, kręgle, teatr. Było tak cudownie, ten czas mijał nam bardzo przyjemnie, ale też szybko. Zaprzyjaźniliśmy się przez ten cały czas, pokochałem ją. Jest taka szalona, spontaniczna, poważna, spokojna, wszystko w jednym. Kocham ją za to jaka jest, niczego nie udaje. Nie mogłem trafić na nikogo lepszego. Obiecuję sobie, że gdy tylko ją znajdziemy zabiorę ją do mamy i Robina a także do taty. Wszyscy muszą poznać mój skarb.

- Grupa delta melduje, że nie znaleźliśmy niczego podejrzanego. Magazyn był pusty, jedyne co tam było to brudne półki. Coś tam mogło leżeć jakiś czas, ale tak to żadnych śladów ludzkiej obecności. Portier twierdzi, że nikogo tu nie było od miesiąca.
- Grupa alfa do grupy wszystkich grup. Dojedźcie do bety jak najszybciej, nasz magazyn także pusty, żadnych śladów. Musimy ruszyć pełnymi siłami do ostatniego magazynu. Nie wiadomo, ilu ludzi otacza budynek. Bez odbioru.

O cholera, to się porobiło. Nasza grupa właśnie dojeżdża na miejsce. Przeszły mnie dreszcze na myśl, że jesteśmy już tak blisko a jednak tak daleko. Zayn pocieszająco mnie objął mnie ramieniem i szepnął, że będzie dobrze.
Samochód zaparkował gdzieś w lesie, widać magazyn. To jest odległość ok.200 metrów.
- Nie ruszajcie się stąd – rozkazała nam Liza, była taka zawzięta i pewna. Skinęliśmy głowami i oparliśmy wygodnie o samochód. Wewnątrz samochodu jest tak pusto i cicho, a na zewnątrz jeszcze ciszej. Zerknąłem na tylną szybę i zauważyłem, że podjeżdża coraz więcej czarnych opancerzonych samochodów. Przełknąłem wielką gulę w gardle i postanowiłem zrobić coś głupiego. Odpiąłem pas i ruszyłem do drzwi wyjściowych.
- Stary, zgłupiałeś?- wydzierał się Zayn, ale się nie ruszył- Wracaj.

Ale ja swoje. Jestem głupi, wiem, ale w tym momencie podążam za instynktem. Chowałem się za drzewami aż nagle dobiegł mnie odgłos broni. Ktoś strzelał. I zaczęła się prawdziwa jatka. Odgłosy dochodziły z okolic samego magazynu, w lesie było bezpiecznie. Mijali mnie agenci, każdy kazał mi wracać, ale ja ich nie posłuchałem. Idę za nimi, mam przecież kamizelką.
Truchtem biegłem w stronę wschodniego skrzydła magazynu, bo tam zauważyłem drzwi. W tę samą stronę biegł oddział alfa, poznałem po zielonych odznakach.
- Harry do cholery, co tu robisz?- wydarł się na mnie Ben.
- Chcę ją znaleźć!
- Wracaj do samochodu! Tu jest niebezpiecznie!
- Mam to gdzieś!

- Tu grupa delta, magazyn w zachodniej części pusty. Kilku mężczyzn nie żyje a kilka osób uciekło.
- Grupa gamma, dach czysty, nikogo nie ma.

Dzięki tym informacjom wiemy, że mamy prawie wolną drogę do środka. Ben wypchnął mnie do tyłu, byłem w środku między agentami. Powoli ruszyliśmy kolumną do przodu. Drzwi ustąpiły szybko i już po chwili byliśmy w ciemnym pomieszczeniu. W oddali dostrzegłem bujającą się i ledwo świecącą żarówkę. Coś mi mówiło, że jesteśmy blisko. Skręciliśmy w lewo, jesteśmy teraz w głównej części magazynu, ale tu ledwo dociera światło. Agenci włączyli swoje latarki zamontowane na karabinach. Gdzieś w oddali zamajaczył jakiś cień.
- Ben, coś tam jest- wskazałem na punkt oddalony od nas o jakieś 150 metrów.
- Idziemy – rozkazał grupie i każdy kroczył za nim w wyznaczonym kierunku. Gdy byliśmy dostatecznie blisko dostrzegliśmy kontur postaci zawieszonej u góry magazynu. Podeszliśmy jeszcze bliżej i zobaczyliśmy Sylvię wiszącą na jakimś pieprzonym haku, pod jej ciałem zebrała się spora kałuża krwi. Rozejrzałem się po wnętrzu, brudno tu i śmierdzi. Agenci świecili po całej przestrzeni i wszędzie można było dostrzec zaschniętą krew.
-
Grupa alfa do reszty grup. Mamy ją. Jak teren?
- Czysto-
odezwał się ktoś po drugiej stronie.
- Chłopcy, pilnujcie wejść- rozeszli się a wtedy Ben spojrzał na mnie.
- Pomóż mi- warknął- Widzisz tamten hak w ścianie?
- Tak.
- Lina jest do niego przywiązana- powiedział jak do idioty- Rozwiąż ją i delikatnie poluźniaj tak, żeby ściągnąć ją na ziemię.
Szybko podbiegłem do miejsca, gdzie znajdował się hak i zabrałem się za ogarnianie sznura. Ciężko szło z początku, ale było coraz łatwiej.
- Szybko Styles!- krzyknął Ben.
Przyspieszyłem swoje ruchy i sznur wyśliznął mi się z ręki. W porę go złapałem.
- Uważaj!
Puszczałem kawałki liny a Sylvia znajdowała się coraz bliżej ziemi. Jeszcze trochę i będzie całkowicie bezpieczna. Zostały jakieś 2 metry. I jest!
- Mam ją! Uciekamy!
Puściłem linę, która swobodnie opadła na ziemię. Ben trzymał moją księżniczkę na rękach i niósł w stronę wyjścia, mieliśmy eskortę aż do samochodu. Gdy tylko doszliśmy do grupy alfa magazyn wybuchł w powietrze. Fala wybuchu powaliła nas wszystkich na ziemię, znajdowaliśmy się blisko magazynu, na szczęście Sylvia była już w samochodzie.
-  Żyje?- zapytałem przerażony.
- Tak, oddycha, ale ledwo. Jedziemy do szpitala.
- Jadę z wami.
- Dobra- odpowiedział po chwili wahania- Pakuj się.


*** Szpital, Londyn, godzina 11 ***

Właśnie dojechaliśmy na miejsce, stoimy na miejscu dla karetek. Podbiegł do nas jakiś sanitariusz, sprawdził stan Sylvii i krzyknął na kilku ludzi, żeby przynieśli nosze. W ciągu dwóch minut była przewieziona na salę operacyjną. Nie wiem, co jest jej dokładnie, ale nie wygląda najlepiej. Od czasu, gdy ją uratowaliśmy minęły jakieś 2 godziny, a ona nie odzyskała przytomności. W dodatku jest bardzo blada i cała we krwi. Liam płacze od momentu, gdy zobaczył ją w ramionach Bena. Cholera, tak się o nią martwię. Walnąłem mocno głową w ścianę, w momencie, gdy lekarz wyszedł z sali operacyjnej.
- Doktorze, co z nią?- zapytał Zayn zatrzymując go.
- Panowie z rodziny?
- Jestem jej chłopakiem a Liam to brat, reszta to przyjaciele- powiedziałem cicho.
- Jej stan jest krytyczny- otworzyłem szerzej oczy- Straciła mnóstwo krwi, jej ciało jest wykończone, ma mnóstwo siniaków i otwartych ran. W dodatku została brutalnie zgwałcona.
- Co?- nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie usłyszałem. Liam zemdlał i od razu zabrali go do sali dla pacjentów, żeby odpoczął. Nasza trójka została przed blokiem operacyjnym i czekała na dalsze informacje.
Ona została zgwałcona. Zabiję tego, kto to zrobił! Łzy zaczęły masowo lecieć w moich oczu, już po prostu nie wytrzymuje.
- Stary- Louis dosiadł się do mnie i przytulił- Pomogę Ci zabić tego skurwysyna.
- Ja też- Zayn usiadł po mojej drugiej stronie. Nie potrafiłem wydusić z siebie słowa. Po prostu płakałem.
                                                                                                                                                                    

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
 10 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ 51 :)

10 komentarzy:

  1. O masakra... Po prostu genialne.!! Na szczęście mają już Sylvię. Mam nadzieję, że wszystko z nią bd dobrze i że ci wszyscy kretyni, co ją zranili, zapłacą za to.! :D

    Czekam nn :]
    Pozdrawiam.

    http://poza-naszymi-marzeniami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski rozdział... Sama z chęcią pomogłabym chłopakom dorwać tego gnoja.... Mam nadzieję, że Silvia szybko dojdzie do zdrowia... Warto było czekać na rozdział ;3 Pozdrawiam i czekam na nn ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. O boshe ... myślałam że jej nie uratują a tu tadam :D bomba :D kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale...ona musi przeżyć! Rozdział mega, jak zawsze xx
    Czekam na next xx /T.K.

    OdpowiedzUsuń
  5. Sylvia muszi żyć! czekam nn <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Jej!!!! Wreszcie ją uratowali! Biedna Sylvia, tyle wycierpiała, musi wyzdrowieć, a Harry się nią zajmie. Czekam na nexta Dominika :*
    Zapraszam do mnie polishfriend216.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. <3 kooooosiam <3

    OdpowiedzUsuń