***
Harry ***
Przeszukiwanie
bazy poszło na marne, nigdzie nie znaleźliśmy nikogo o tym nazwisku w żadnym
kraju. Nawet w Rosji, tak jakby nie istniała albo zmieniła dane. To jest to!
- Liza- zaczepiłem ją, akurat nad czymś pracowała- Liza.
- Co?
- Mam pomysł.
- Jestem zajęta.
- Ale..
- Harry, ja pracuję.
- Dobra- uniosłem wkurzony ręce w górę i opadłem na fotel. Po chwili usłyszałem ciche fuknięcie i ona także usiadła.
- Przepraszam- uśmiechnęła się przepraszająco- Ale to ten stres a to moje najpoważniejsze zadanie.
- Rozumiem, ja tylko chcę pomóc.
- To jaki masz pomysł?- zachęciła mnie uśmiechem, teraz naprawdę przypomina moją ukochaną. Tęsknię za nią.
- Słuchaj, skoro nie znaleźliśmy jej nigdzie to może zmieniła nazwisko?
- To nie głupi pomysł. Tylko teraz jesteśmy w martwym punkcie, bo nic nie mamy.
- Przydałby się jakiś odcisk palca czy coś- pomyślałem na głos.
- Harry, to genialny pomysł- dziewczyna uradowana wstała i ruszyła do komputera- Przeszukam jej stare akta, może coś się znajdzie.
- A ja tu posiedzę i zbiorę laury- rozsiadłem się wygodnie a wtedy kopnęła mnie w kostkę.
Piękna i niebezpieczna pomyślałem patrząc na nią.
- Dzięki- zaśmiała się głośno, kurwa ja to powiedziałem na głos? Mimowolnie zrobiłem się czerwony i odwróciłem głowę w bok. Zbierz się w garść, Styles, bo pomyśli, że jesteś głupi.
- Masz już coś?- ta, to jest mądre, zepsułem na całej linii, ona się tylko uśmiechnęła.
- Na razie nic- skupiła się ponownie na ekranie, wtedy podbiegł jakiś koleś.
- Agentko 301, kto dowodzi grupą Beta?
- Ja, a dlaczego?
- Z wzywa, mają coś.
- Mają?- zdziwiłem się- Idę z Tobą.
- Tylko niczego nie dotykaj, jak tam będziemy, Z dostanie szału.
Szliśmy schodami w górę aż wreszcie doszliśmy na główny korytarz, tam ruszyliśmy w lewo aż doszliśmy do ogromnego szklanego czegoś. Okazało się, że to komputerowa twierdza Z, wow. Robi wrażenie, aż przejrzałem się w lustrze co spotkało się ze śmiechem Lizy. Tak Styles, jesteś jeszcze większym pajacem niż 5 minut temu. Tamten koleś wpisał kod i drzwi się uchyliły, po kolei weszliśmy do pomieszczenia. Mnóstwo tu komputerów.
- Zayn?
- Harry?
Obaj się roześmialiśmy i postanowiłem podejść do kumpla. Tamten stał uradowany i wyluzowany. Czyli Pezz dzisiaj nie dała mu kazania.
- Co tu robisz stary?- przywitałem się z nim naszym specjalnym uściskiem.
- Nudziłem się sam w pokoju, a że chciałem tu wejść od samego początku, więc oto tu jestem- zaśmiał się cicho- A Ty?
- Ja pomagam Lizie w szukaniu tamtej kobiety, o tej na ekranie.
- Ja też tu pomagam- odezwał się dumny- Dałem nawet pomysł, dlatego ją zawołali.
- Sprytnie- przybiłem z nim piątkę.
- Chłopaki- odezwali się równo Z i Liza- Siadać- jak roboty!
- Dobra- mruknęliśmy zgodnie i usiedliśmy na krzesłach, już wolę tamten krzywy fotel. Obserwowaliśmy w ciszy i skupieniu, jak wszyscy agenci dookoła pracują. Szczerze to jestem pod wrażeniem tych ludzi. Oni tu pracują, w ukryciu, w tajemnicy, nikt o nich nie wie, a oni poza pracą mają też normalne życie. Jak oni to robią, że nie wariują? Ja bym oszalał chyba, chociaż w sumie i tak prawie cały rok jestem poza domem.
Nie ukrywam, że czasem zerkałem na Liz, ale to nie moja wina. Ona jest strasznie podobna do Sylvii, jakby była jej sobowtórem, tyle że w ciemnych włosach. Ktoś mi zamachał przed oczami.
- Stary- Zayn spojrzał na mnie zły, szeptał- Opanuj się, zapomniałeś, dla kogo tu jesteś?
- Wiem!- skarciłem go również szeptem- Dla Sylvii.
- To przestań flirtować z tą agentką- wskazał głową na nią, ale przecież ja..- nawet się nie wykręcaj. Dobrze wiem, że właśnie myślisz, jak mnie oszukać, ale Harry- położył mi dłoń na ramieniu- Nie chcę, żebyś cierpiał Ty albo Sylvia.
- Dobra, ale ona jest dla mnie koleżanką, Sylvia to ktoś więcej.
- Powiedziałeś jej chociaż raz, jak bardzo Ci na niej zależy?
- Nie- zwiesiłem głowę- Powinienem.
- Będziesz miał dużo okazji, stary, wiem to- pocieszająco się uśmiechnął, ale ma rację.
- Fajnie tak z Tobą czasem pogadać- przyznałem szczerze.
- Od czego jest starszy brat, nie?- zmierzwił mi włosy co spotkało się oczywiście z moim sprzeciwem, ale i tak kontynuował. Zwróciłem głowę na wielki ekran przed nami i tak chwile spoglądałem na niego w milczeniu. Wyświetlone były na nim twarze różnych ludzi, a gdy mignęły mi dwa podobne zdjęcia wstałem i z niepokojem podszedłem do Z.
- Hej Z- odezwałem się cicho- Chyba na coś wpadłem.
- Co takiego?- kilku ludzi z uwagą spoglądało na moją osobę, matko.
- Możesz cofnąć o trzy zdjęcia?
- Pewnie.
- Kim jest ta kobieta po lewej?
- Marie Jenett- powiedział powoli i spokojnie.
- A ta po prawej?
- Sofia Zielenko- Liz odezwała się za niego i podeszła na nas wolno.
-Nie widzicie podobieństwa?
- Nie- odezwał się Z- Chociaż chwila.. Nawet nie założyliśmy, że możemy porównywać zdjęcia. Dobra robota Styles.
- No wiesz, po prostu się staram- włożyłem dłonie do kieszeni i zacząłem bujać się na piętach.
- Dobrze, że nie zdjęliśmy podglądu danych z ekranu, inaczej być na to nie wpadł.
- Liza, ja i tak bym na to wpadł prędzej czy później- wytknąłem jej język, ale ona skwitowała to przewróceniem oczu.
- To ja idę usiąść- wróciłem do Zayna, który dziwnie na mnie patrzył. Miał minę jak wtedy, gdy okazało się, kto jest ojcem Pablito. On uwielbia brazylijskie telenowele.
- Co?- odezwałem się wreszcie.
- Ty jesteś mądry Styles?!
- No pewnie, że tak- zgromiłem go wzrokiem- Po prostu czasem ukrywam mój potencjał.
- To go odkryj, może napiszesz jakąś piosenkę na nasz nowy album.
- Przecież już wszystko jest napisane- zdziwiłem się.
- Ale na nowy, wydajemy go za rok- walnął się w czoło i zjechał po twarzy dłonią aż dotarł do ust i śmiesznie wygiął wargi- Styles idioto.
- Wybacz, że czasem moja inteligencja nie dorównuje Twojej- wstałem z miejsca i podszedłem do Liz i Z.
- Macie coś?
- Prawie jesteśmy pewni, że Jenett i Zielenko to ta sama osoba. Brakuje tylko porównania DNA.
- Może ja się przydam- wszyscy odwrócili się w kierunku głosu, który przysporzył nam zawału serca. Mężczyzna w szarym garniturze stał przed nami z wyciągniętą dłonią, na której spoczywała chusteczka. Wszyscy patrzyli z niedowierzaniem na pana Hamiltona.
- Dostałem ją kiedyś od Sofii w prezencie. Są jej odciski palców- zrezygnowany podszedł do nas i wręczył mi dowód. Położyłem go na szybce, która skanuje DNA i ustala właściciela danej sekwencji genów. Wszyscy z przejęciem patrzyli na ekran, na którym migał paseczek, że badanie trwa i te śmieszne kwadraciki pojawiały się i znikały. Po jakichś trzech minutach urządzenie oznajmiło nam, że badanie zakończone. Jestem niemal stuprocentowo pewien, że wszyscy wstrzymali oddechy. Zayn położył mi pocieszająco dłoń na ramieniu. Jeśli okaże się, że te kobiety to ta sama osoba będzie to oznaczać, że praktycznie znaleźliśmy moją księżniczkę.
- Dalej Z- pogoniła go Liza, agent stukał w klawisze, co chwilę na ekranie pojawiały się jakieś kody, zdjęcia, symbole i aż głowa mnie od tego rozbolała. Nagle na ekranie ukazały się zdjęcia tych kobiet, które migały na zielono.
- Mamy to- odezwał się Z, a wszyscy odetchnęli- Komputer potwierdził przypuszczenia Harrego.
- Świetnie- pan Hamilton właśnie wychodził- Znajdźcie ją. I zabijcie.
- Liza- zaczepiłem ją, akurat nad czymś pracowała- Liza.
- Co?
- Mam pomysł.
- Jestem zajęta.
- Ale..
- Harry, ja pracuję.
- Dobra- uniosłem wkurzony ręce w górę i opadłem na fotel. Po chwili usłyszałem ciche fuknięcie i ona także usiadła.
- Przepraszam- uśmiechnęła się przepraszająco- Ale to ten stres a to moje najpoważniejsze zadanie.
- Rozumiem, ja tylko chcę pomóc.
- To jaki masz pomysł?- zachęciła mnie uśmiechem, teraz naprawdę przypomina moją ukochaną. Tęsknię za nią.
- Słuchaj, skoro nie znaleźliśmy jej nigdzie to może zmieniła nazwisko?
- To nie głupi pomysł. Tylko teraz jesteśmy w martwym punkcie, bo nic nie mamy.
- Przydałby się jakiś odcisk palca czy coś- pomyślałem na głos.
- Harry, to genialny pomysł- dziewczyna uradowana wstała i ruszyła do komputera- Przeszukam jej stare akta, może coś się znajdzie.
- A ja tu posiedzę i zbiorę laury- rozsiadłem się wygodnie a wtedy kopnęła mnie w kostkę.
Piękna i niebezpieczna pomyślałem patrząc na nią.
- Dzięki- zaśmiała się głośno, kurwa ja to powiedziałem na głos? Mimowolnie zrobiłem się czerwony i odwróciłem głowę w bok. Zbierz się w garść, Styles, bo pomyśli, że jesteś głupi.
- Masz już coś?- ta, to jest mądre, zepsułem na całej linii, ona się tylko uśmiechnęła.
- Na razie nic- skupiła się ponownie na ekranie, wtedy podbiegł jakiś koleś.
- Agentko 301, kto dowodzi grupą Beta?
- Ja, a dlaczego?
- Z wzywa, mają coś.
- Mają?- zdziwiłem się- Idę z Tobą.
- Tylko niczego nie dotykaj, jak tam będziemy, Z dostanie szału.
Szliśmy schodami w górę aż wreszcie doszliśmy na główny korytarz, tam ruszyliśmy w lewo aż doszliśmy do ogromnego szklanego czegoś. Okazało się, że to komputerowa twierdza Z, wow. Robi wrażenie, aż przejrzałem się w lustrze co spotkało się ze śmiechem Lizy. Tak Styles, jesteś jeszcze większym pajacem niż 5 minut temu. Tamten koleś wpisał kod i drzwi się uchyliły, po kolei weszliśmy do pomieszczenia. Mnóstwo tu komputerów.
- Zayn?
- Harry?
Obaj się roześmialiśmy i postanowiłem podejść do kumpla. Tamten stał uradowany i wyluzowany. Czyli Pezz dzisiaj nie dała mu kazania.
- Co tu robisz stary?- przywitałem się z nim naszym specjalnym uściskiem.
- Nudziłem się sam w pokoju, a że chciałem tu wejść od samego początku, więc oto tu jestem- zaśmiał się cicho- A Ty?
- Ja pomagam Lizie w szukaniu tamtej kobiety, o tej na ekranie.
- Ja też tu pomagam- odezwał się dumny- Dałem nawet pomysł, dlatego ją zawołali.
- Sprytnie- przybiłem z nim piątkę.
- Chłopaki- odezwali się równo Z i Liza- Siadać- jak roboty!
- Dobra- mruknęliśmy zgodnie i usiedliśmy na krzesłach, już wolę tamten krzywy fotel. Obserwowaliśmy w ciszy i skupieniu, jak wszyscy agenci dookoła pracują. Szczerze to jestem pod wrażeniem tych ludzi. Oni tu pracują, w ukryciu, w tajemnicy, nikt o nich nie wie, a oni poza pracą mają też normalne życie. Jak oni to robią, że nie wariują? Ja bym oszalał chyba, chociaż w sumie i tak prawie cały rok jestem poza domem.
Nie ukrywam, że czasem zerkałem na Liz, ale to nie moja wina. Ona jest strasznie podobna do Sylvii, jakby była jej sobowtórem, tyle że w ciemnych włosach. Ktoś mi zamachał przed oczami.
- Stary- Zayn spojrzał na mnie zły, szeptał- Opanuj się, zapomniałeś, dla kogo tu jesteś?
- Wiem!- skarciłem go również szeptem- Dla Sylvii.
- To przestań flirtować z tą agentką- wskazał głową na nią, ale przecież ja..- nawet się nie wykręcaj. Dobrze wiem, że właśnie myślisz, jak mnie oszukać, ale Harry- położył mi dłoń na ramieniu- Nie chcę, żebyś cierpiał Ty albo Sylvia.
- Dobra, ale ona jest dla mnie koleżanką, Sylvia to ktoś więcej.
- Powiedziałeś jej chociaż raz, jak bardzo Ci na niej zależy?
- Nie- zwiesiłem głowę- Powinienem.
- Będziesz miał dużo okazji, stary, wiem to- pocieszająco się uśmiechnął, ale ma rację.
- Fajnie tak z Tobą czasem pogadać- przyznałem szczerze.
- Od czego jest starszy brat, nie?- zmierzwił mi włosy co spotkało się oczywiście z moim sprzeciwem, ale i tak kontynuował. Zwróciłem głowę na wielki ekran przed nami i tak chwile spoglądałem na niego w milczeniu. Wyświetlone były na nim twarze różnych ludzi, a gdy mignęły mi dwa podobne zdjęcia wstałem i z niepokojem podszedłem do Z.
- Hej Z- odezwałem się cicho- Chyba na coś wpadłem.
- Co takiego?- kilku ludzi z uwagą spoglądało na moją osobę, matko.
- Możesz cofnąć o trzy zdjęcia?
- Pewnie.
- Kim jest ta kobieta po lewej?
- Marie Jenett- powiedział powoli i spokojnie.
- A ta po prawej?
- Sofia Zielenko- Liz odezwała się za niego i podeszła na nas wolno.
-Nie widzicie podobieństwa?
- Nie- odezwał się Z- Chociaż chwila.. Nawet nie założyliśmy, że możemy porównywać zdjęcia. Dobra robota Styles.
- No wiesz, po prostu się staram- włożyłem dłonie do kieszeni i zacząłem bujać się na piętach.
- Dobrze, że nie zdjęliśmy podglądu danych z ekranu, inaczej być na to nie wpadł.
- Liza, ja i tak bym na to wpadł prędzej czy później- wytknąłem jej język, ale ona skwitowała to przewróceniem oczu.
- To ja idę usiąść- wróciłem do Zayna, który dziwnie na mnie patrzył. Miał minę jak wtedy, gdy okazało się, kto jest ojcem Pablito. On uwielbia brazylijskie telenowele.
- Co?- odezwałem się wreszcie.
- Ty jesteś mądry Styles?!
- No pewnie, że tak- zgromiłem go wzrokiem- Po prostu czasem ukrywam mój potencjał.
- To go odkryj, może napiszesz jakąś piosenkę na nasz nowy album.
- Przecież już wszystko jest napisane- zdziwiłem się.
- Ale na nowy, wydajemy go za rok- walnął się w czoło i zjechał po twarzy dłonią aż dotarł do ust i śmiesznie wygiął wargi- Styles idioto.
- Wybacz, że czasem moja inteligencja nie dorównuje Twojej- wstałem z miejsca i podszedłem do Liz i Z.
- Macie coś?
- Prawie jesteśmy pewni, że Jenett i Zielenko to ta sama osoba. Brakuje tylko porównania DNA.
- Może ja się przydam- wszyscy odwrócili się w kierunku głosu, który przysporzył nam zawału serca. Mężczyzna w szarym garniturze stał przed nami z wyciągniętą dłonią, na której spoczywała chusteczka. Wszyscy patrzyli z niedowierzaniem na pana Hamiltona.
- Dostałem ją kiedyś od Sofii w prezencie. Są jej odciski palców- zrezygnowany podszedł do nas i wręczył mi dowód. Położyłem go na szybce, która skanuje DNA i ustala właściciela danej sekwencji genów. Wszyscy z przejęciem patrzyli na ekran, na którym migał paseczek, że badanie trwa i te śmieszne kwadraciki pojawiały się i znikały. Po jakichś trzech minutach urządzenie oznajmiło nam, że badanie zakończone. Jestem niemal stuprocentowo pewien, że wszyscy wstrzymali oddechy. Zayn położył mi pocieszająco dłoń na ramieniu. Jeśli okaże się, że te kobiety to ta sama osoba będzie to oznaczać, że praktycznie znaleźliśmy moją księżniczkę.
- Dalej Z- pogoniła go Liza, agent stukał w klawisze, co chwilę na ekranie pojawiały się jakieś kody, zdjęcia, symbole i aż głowa mnie od tego rozbolała. Nagle na ekranie ukazały się zdjęcia tych kobiet, które migały na zielono.
- Mamy to- odezwał się Z, a wszyscy odetchnęli- Komputer potwierdził przypuszczenia Harrego.
- Świetnie- pan Hamilton właśnie wychodził- Znajdźcie ją. I zabijcie.
*** Mr.
Hamilton ***
Nienawidzę
tej kobiety od kiedy zrujnowała moją karierę agenta. To przez nią jestem
niezdolny do wykonywania jedynej pracy, do której zostałem stworzony. Kiedyś
byłem w niej zakochany, ale jak widać uczucia czasem potrafią przesłonić nam
rzeczywistość i okazuje się, że osoba, którą znamy jest tak naprawdę kimś
innym. Sofia oszalała, chęć zdobycia pieniędzy zniszczyła ją i to doprowadziło
do katastrofy. Agencja w Moskwie runęła zabijając wielu dobrych agentów, a ona
zapadła się pod ziemię.
Ten
plan, całe to zamieszanie to jej zemsta. Wiem, że jest zła, bo ją odtrąciłem,
ale nie mogłem pozwolić osobie takiej, jak ona na zbyt wiele. Kochałem ją,
prawdziwą Sofie, a nie dziewczynę, którą ogarnęła rządza mordu. Wiem, że teraz
mając w garści moją najlepszą agentkę jest w stanie skrzywdzić także mnie. I
wiem też dobrze, że chce dopaść moją osobę, a żeby to zrobić chce najpierw
skrzywdzić moich współpracowników. Przypuszczam, że chce zniszczyć także
agencję.
I wiem
też, że Sylvia jej nic nie powie i przypłaci to życiem. Dzielna z niej
dziewczyna, przestrzega zasad i wiem, że nigdy się nie złamie. Nie wiem, co jej
robią, w jakim jest stanie, ale przysięgam, że jeżeli moja agentka ucierpi to
osobiście zamorduje Sofię.
***
Harry ***
-
Dlaczego nic nie robicie?- wrzasnąłem na agentów ciągle błąkających się jak
owieczki po agencji.
- Co mamy zrobić?- odezwała się Liza z wyrzutem- Nie znamy jej lokalizacji, to, że ustaliliśmy kim jest teraz nie oznacza, że już ją znaleźliśmy.
- Ale coś musicie zrobić!
- Szukamy Harry, na razie tyle możemy zrobić.
- Co mamy zrobić?- odezwała się Liza z wyrzutem- Nie znamy jej lokalizacji, to, że ustaliliśmy kim jest teraz nie oznacza, że już ją znaleźliśmy.
- Ale coś musicie zrobić!
- Szukamy Harry, na razie tyle możemy zrobić.
Wkurzony
wyszedłem z pomieszczenia i zacząłem przechadzać się po agencji. Jestem tak
wściekły, że rozwaliłbym metalowe drzwi. Mój nierówny i urywany oddech był
jedyną rzeczą na której się skupiłem, nic innego do mnie nie docierało.
Postanowiłem wyjść na dwór. Znalazłem wyjście na dach. Powoli wchodziłem po
schodach na górę by następnie pociągnąć ogromne solidne drzwi prowadzące na
dach budynku. Musiałem jeszcze wejść po kilku małych stopniach, żeby znaleźć
się na jego powierzchni. Zauważyłem pełno skrzynek, za pewne dostarczające prąd
i różne takie a także układ wentylacyjny. Obróciłem się w prawo i dostrzegłem
piękny widok na Londyn. Westchnąłem i ruszyłem do krawędzi budynku. Wszedłem
ostrożnie na gzyms i spacerowałem po nim uważając, by nie potknął się o żaden
kabel.
- Uważaj Styles- usłyszałem głos 415 za sobą i automatycznie zwróciłem ku niemu głowę.
- Uważam- mruknąłem i zeskoczyłem na płaską powierzchnię.
- Siadaj- wskazał na jakiś kamień naprzeciwko niego, zająłem miejsce i wpatrywałem się w chłopaka przede mną. Wreszcie postanowiłem zabrać głos.
- Przepraszam- zacząłem cicho- Nie powinienem oskarżać Cię o to, że nic nie robisz i że to przez Ciebie ona zginie. Poniosło mnie.
- Rozumiem, spoko- wyciągnął dłoń- Zgoda?
- Zgoda- wymieniliśmy uściski dłoni i znów zapadło milczenie.
- Słuchaj- on się odezwał po chwili ciszy- Nie jestem Twoim wrogiem, uwierz, ale chciałbym, żebyś coś wiedział.
- Co takiego?
- Zakochałem się w niej. W Sylvii.
- Co?- lekko się zdenerwowałem, ale nie krzyczałem, niech mówi.
- Uwielbiam ją, ale widzę, jak ona się zachowuje, gdy jestem przy niej. Jest spięta i widzę, że lubi mnie tylko jako przyjaciela. Ale gdy wraca ze spotkań z Tobą.. Jest taka inna. Radosna, szczęśliwa. Widać, że Cię kocha.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo ja ją kocham- zwiesiłem głowę.
- Wiem, bo to widać- powiedział pocieszająco- Starasz się tu pomagać, jesteś tu dla niej i walczysz o nią pomimo tego chorego układu. Wy nigdy nie udawaliście, byliście w pełni sobą, prawda?
- Nie musieliśmy udawać- uśmiechnąłem się smutno- To zawsze wychodziło naturalnie, każdy nasz gest był spontaniczny, żadnej sztuczności.
- I ja to zaakceptowałem i postanowiłem, że dam z siebie jak najwięcej, żeby pomóc Ci ją odnaleźć.
- Dzięki- wysiliłem się na szeroki uśmiech, chociaż nie było mi do śmiechu.
- Chciałbym móc znaleźć ją już teraz nim czas minie jutro w południe. Ale nie mamy żadnych tropów. O Jenett wiemy tyle, że jest właścicielką kilku hurtowni i sklepów odzieżowych. Nie mamy nic oprócz tego, a tak bardzo mi zależy, żeby Ci pomóc. Jesteś moim przyjacielem.
-Czekaj, co? Powtórz.
- Jesteś moim przyjacielem?- zawahał się.
- Nie, to wcześniej- machnąłem ręką.
- Bardzo chcę Ci pomóc?
- Nie, jeszcze wcześniej.
- Że Jenett jest właścicielką sklepów odzieżowych- wtedy rozbłysły mu oczy- I ma hurtownie i kilka magazynów! Harry, masz łeb! Musimy iść do Z.
Szybko zerwaliśmy się z naszych siedzeń i zbiegliśmy na sam dół, by jak najszybciej dostać się do pomieszczenia komputerowego. Windzie podziękowaliśmy, bo dłużej by zajęło. Zdyszani, ale też z ogromną ulgą wpadliśmy do pokoju i zastaliśmy dziwne spojrzenia skierowane na nas. Speszyłem się i zrobiłem czerwony na twarzy. Ben zabrał głos.
- Mamy coś- podeszliśmy do panelu, gdzie stał Z, Liza i Zayn- Jenett jest właścicielką kilku sklepów odzieżowych jak i hurtowni.
- Do czego zmierzasz- wtrącił się Z za co został skarcony przez 415.
- Do tego, że ona ma kilka magazynów. Wspominałeś o tym kiedyś, ale nie przeszukaliśmy ich.
- To jest jakiś trop. Musimy sprawdzić każdy po kolei. Sprawdzę najpierw bazę, ile ich ma.
- Dobra robota Hazz- Malik przybił mi piątkę i mocno uścisnął, łzy zebrały się w kącikach oczu. Nie mogę uwierzyć, że zaraz znajdziemy moją księżniczkę.
- Jest ich siedemnaście- powiedział Z z niedowierzaniem- Musimy zacząć ich sprawdzanie jak najszybciej.
- Wszystkie są w Londynie?
- Nie, kilka jest w Leeds.
- Cholera, czy to nie tam jechała Jenett?- Liz uderzyła pięścią w stół, wszyscy się wzdrygnęli.
- Cholera, to jest to. Musimy jechać do Liverpoolu.
- To kilka godzin drogi, dojedziemy tak, jak się ściemni. Już jest siedemnasta - jedyny Zayn myślał teraz realnie.
- Masz rację- Z się zasępił- W takim razie akcja odbicia agentki 315 rusza jutro o 6. Do tego czasu musimy zebrać kilkunastu ludzi. Potrzebujemy kilku snajperów, antyterrorystów i wykwalifikowaną kadrę z agencji.
- Oczywiście my pomożemy- powiedziałem bojowo.
- Wy nie- skarciła mój pomysł Liz- Nie znacie się na tym, jeszcze zaszkodzicie misji.
- Skoro nie możemy pomagać to chociaż pozwólcie pojechać z wami- zaproponował Zayn.
-Pod warunkiem, że nie wysiądziecie z samochodu.
- Masz to jak w banku.
Księżniczko- ratunek nadchodzi.
- Uważaj Styles- usłyszałem głos 415 za sobą i automatycznie zwróciłem ku niemu głowę.
- Uważam- mruknąłem i zeskoczyłem na płaską powierzchnię.
- Siadaj- wskazał na jakiś kamień naprzeciwko niego, zająłem miejsce i wpatrywałem się w chłopaka przede mną. Wreszcie postanowiłem zabrać głos.
- Przepraszam- zacząłem cicho- Nie powinienem oskarżać Cię o to, że nic nie robisz i że to przez Ciebie ona zginie. Poniosło mnie.
- Rozumiem, spoko- wyciągnął dłoń- Zgoda?
- Zgoda- wymieniliśmy uściski dłoni i znów zapadło milczenie.
- Słuchaj- on się odezwał po chwili ciszy- Nie jestem Twoim wrogiem, uwierz, ale chciałbym, żebyś coś wiedział.
- Co takiego?
- Zakochałem się w niej. W Sylvii.
- Co?- lekko się zdenerwowałem, ale nie krzyczałem, niech mówi.
- Uwielbiam ją, ale widzę, jak ona się zachowuje, gdy jestem przy niej. Jest spięta i widzę, że lubi mnie tylko jako przyjaciela. Ale gdy wraca ze spotkań z Tobą.. Jest taka inna. Radosna, szczęśliwa. Widać, że Cię kocha.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo ja ją kocham- zwiesiłem głowę.
- Wiem, bo to widać- powiedział pocieszająco- Starasz się tu pomagać, jesteś tu dla niej i walczysz o nią pomimo tego chorego układu. Wy nigdy nie udawaliście, byliście w pełni sobą, prawda?
- Nie musieliśmy udawać- uśmiechnąłem się smutno- To zawsze wychodziło naturalnie, każdy nasz gest był spontaniczny, żadnej sztuczności.
- I ja to zaakceptowałem i postanowiłem, że dam z siebie jak najwięcej, żeby pomóc Ci ją odnaleźć.
- Dzięki- wysiliłem się na szeroki uśmiech, chociaż nie było mi do śmiechu.
- Chciałbym móc znaleźć ją już teraz nim czas minie jutro w południe. Ale nie mamy żadnych tropów. O Jenett wiemy tyle, że jest właścicielką kilku hurtowni i sklepów odzieżowych. Nie mamy nic oprócz tego, a tak bardzo mi zależy, żeby Ci pomóc. Jesteś moim przyjacielem.
-Czekaj, co? Powtórz.
- Jesteś moim przyjacielem?- zawahał się.
- Nie, to wcześniej- machnąłem ręką.
- Bardzo chcę Ci pomóc?
- Nie, jeszcze wcześniej.
- Że Jenett jest właścicielką sklepów odzieżowych- wtedy rozbłysły mu oczy- I ma hurtownie i kilka magazynów! Harry, masz łeb! Musimy iść do Z.
Szybko zerwaliśmy się z naszych siedzeń i zbiegliśmy na sam dół, by jak najszybciej dostać się do pomieszczenia komputerowego. Windzie podziękowaliśmy, bo dłużej by zajęło. Zdyszani, ale też z ogromną ulgą wpadliśmy do pokoju i zastaliśmy dziwne spojrzenia skierowane na nas. Speszyłem się i zrobiłem czerwony na twarzy. Ben zabrał głos.
- Mamy coś- podeszliśmy do panelu, gdzie stał Z, Liza i Zayn- Jenett jest właścicielką kilku sklepów odzieżowych jak i hurtowni.
- Do czego zmierzasz- wtrącił się Z za co został skarcony przez 415.
- Do tego, że ona ma kilka magazynów. Wspominałeś o tym kiedyś, ale nie przeszukaliśmy ich.
- To jest jakiś trop. Musimy sprawdzić każdy po kolei. Sprawdzę najpierw bazę, ile ich ma.
- Dobra robota Hazz- Malik przybił mi piątkę i mocno uścisnął, łzy zebrały się w kącikach oczu. Nie mogę uwierzyć, że zaraz znajdziemy moją księżniczkę.
- Jest ich siedemnaście- powiedział Z z niedowierzaniem- Musimy zacząć ich sprawdzanie jak najszybciej.
- Wszystkie są w Londynie?
- Nie, kilka jest w Leeds.
- Cholera, czy to nie tam jechała Jenett?- Liz uderzyła pięścią w stół, wszyscy się wzdrygnęli.
- Cholera, to jest to. Musimy jechać do Liverpoolu.
- To kilka godzin drogi, dojedziemy tak, jak się ściemni. Już jest siedemnasta - jedyny Zayn myślał teraz realnie.
- Masz rację- Z się zasępił- W takim razie akcja odbicia agentki 315 rusza jutro o 6. Do tego czasu musimy zebrać kilkunastu ludzi. Potrzebujemy kilku snajperów, antyterrorystów i wykwalifikowaną kadrę z agencji.
- Oczywiście my pomożemy- powiedziałem bojowo.
- Wy nie- skarciła mój pomysł Liz- Nie znacie się na tym, jeszcze zaszkodzicie misji.
- Skoro nie możemy pomagać to chociaż pozwólcie pojechać z wami- zaproponował Zayn.
-Pod warunkiem, że nie wysiądziecie z samochodu.
- Masz to jak w banku.
Księżniczko- ratunek nadchodzi.
Witajcie !
Nareszcie dodaje nowy rozdział, coś kiepsko wam idzie komentowanie, ale nie winie was- są wakacje ;)
Jednak miło było by gdybyście komentowali nawet zwykłym :) lub kropką.
Do końca bloga zostało jakieś 10 rozdziałów, na pewno nie więcej :)
Nie piszcie, że chcecie kontynuacji, nie błagajcie o nią i nie pytajcie więcej, bo kilka razy mówiłam, że KONTYNUACJI NIE BĘDZIE :)
Miłego weekendu, udanych wakacji <3
Syl xx
P.S. Dołączcie do akcji na TT : #PolandNeedsOnTheRoadAgainTour :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
10 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ 50.
Mam nadzieję, że szybko uda się im znaleźć odpowiedni magazyn *o* I mam nadzieję, że Silvii nic nie jest. Dzisiaj się za bardzo nie rozpiszę bo muszę zaraz wyjść ;/ Ale ten rozdział jest w 300 % BOSKI.!!!! Mam nadzieję, że szybko będzie next ;)
OdpowiedzUsuńMatko, matko, matko... Mam nadzieje ze uda im sie ja uratowac czekam na nexta zapraszam do mnie http://polishfriends216.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuńTo jest świetne <3
OdpowiedzUsuńKocham twojego bloga !!!!!!!!!!!!!!!!!!! <3333333333 A rozdział jest zajebisty jak zawsze !!!!!!!!
OdpowiedzUsuń<3 OMG *O* bombowy :D
OdpowiedzUsuńkoooocham <3
OdpowiedzUsuńKocham ♥
OdpowiedzUsuń.................<3.................
OdpowiedzUsuńHej. Chciałam Cie poinformować o tym, że u nas pojawił się nowy rozdział.!! http://poza-naszymi-marzeniami.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńO matko.! Aż brak słów.! Opowiadanie jest genialne. Gdy się je czyta po prostu z taką łatwością można to sobie wyobrazić .Co dorozdziału : mam nadzieję że znajdą Sylvię bardzo szybko i bd cała.
OdpowiedzUsuńNiecierpliwie czekam nn.! ;3
Pozdrawiam.! ;)