Jak Ben powiedział mi, o tych groźbach to w pierwszej chwili pomyślałam
o jakimś gangu. No bo to się często zdarza, średnio raz na pół roku. Ale nigdy
nie wpadłabym na to, że to Zielenko. Przecież ostatnio prawie ją złapaliśmy,
mogłaby dać spokój. No ale właśnie- prawie. Może ona nadal szuka zemsty? A
teraz ja także jej podpadłam?
- Ben, masz te wiadomości?
- Nie- pokręcił przecząco głową- Musiałem je zwrócić zanim by się zorientowali.
- Szlag- zaczęłam krążyć po sali- Kto oficjalnie wie o tym, co aktualnie się dzieje?
- Szef i kilku agentów 4 stopnia. Żaden nowy, jak ja ani nikt poniżej czwórki nie ma o niczym pojęcia.
- Czyli jakaś poważna sprawa- zamilkłam- Muszę iść pogadać z szefem.
- Nie!
- Bo?!
- Bo się dowie, że ktoś oprócz wtajemniczonych wie i będzie problem.
- Już teraz mamy problem. Jakbyś nie zauważył to jestem jej celem. A nic nie wiem!!!
- Sylvia, proszę, uspokój się.
- Nie- podniosłam rękę, żeby go uciszyć- Ja się dowiem, co jest grane i uratuję szefa przed ta wariatką.
- Nie- pokręcił przecząco głową- Musiałem je zwrócić zanim by się zorientowali.
- Szlag- zaczęłam krążyć po sali- Kto oficjalnie wie o tym, co aktualnie się dzieje?
- Szef i kilku agentów 4 stopnia. Żaden nowy, jak ja ani nikt poniżej czwórki nie ma o niczym pojęcia.
- Czyli jakaś poważna sprawa- zamilkłam- Muszę iść pogadać z szefem.
- Nie!
- Bo?!
- Bo się dowie, że ktoś oprócz wtajemniczonych wie i będzie problem.
- Już teraz mamy problem. Jakbyś nie zauważył to jestem jej celem. A nic nie wiem!!!
- Sylvia, proszę, uspokój się.
- Nie- podniosłam rękę, żeby go uciszyć- Ja się dowiem, co jest grane i uratuję szefa przed ta wariatką.
Wyszłam wkurzona z pomieszczenia i na znak mojej frustracji trzasnęłam
drzwiami. Mam prawo, jasne?
Skierowałam swoje kroki do windy a potem plątaniną korytarzy wróciłam do Centrum Operacyjnego. Nadal mnóstwo agentów, wszyscy rozmawiają. Tylko jest jedno ‘ale’. Nie ma tu nikogo stopnia 4, 5 czy 6. A już nie wspomnę o braku ludzi z Rady i Zarządu. Poważna sprawa.
Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam do twierdzy Z, wstukałam PIN i drzwi ustąpiły a wtedy wszystkie spojrzenia spoczęły na mnie.
- Chcę wiedzieć, co tu się dzieje- i wtedy smutne spojrzenie szefa napotkało moje zdenerwowane i czujne.
- Agentko 315- zaczął jakiś agent, ale Z mu przerwał.
- Będzie lepiej, jeśli stąd wyjdziesz.
- Nie ma mowy. Chcę wiedzieć, co przede mną ukrywacie.
- Sylvia- szef podszedł bliżej- Nie mieszaj się w to.
- Kiedy muszę!- niepotrzebnie podniosłam głos- Ktoś mi grozi a ja nic o tym nie wiem!
- Zacznijmy od tego, skąd to wiesz- jakiś śmieszny agencik zabrał głos.
- Wy macie swoje sekrety, ja mam swoje- uniosłam bojowo jedną brew.
- To informacje poufne- ostrzegł mnie.
- Moje także są poufne agencie.
- Wyjdź- o nie kolego, do mnie takim tonem mówił nie będziesz. Już miałam wyciągnąć broń, kiedy u mojego boku pojawił się Z i przytrzymał mi rękę.
- Szefie, skoro już tu jest to niech się dowie- teraz mnie bronisz? Wyrwałam się i odsunęłam od niego.
- Dobrze- głęboko westchnięcie oznacza, że nie chce, ale musi. Wybacz szefie..
- Chodź tędy- Z gestem ręki kazał mi za nim iść do głównego komputera- Od września dostajemy dziwne listy, tu masz wyświetlone wszystkie chronologicznie- na ekranie pojawiły się notatki z kodami- Oczywiście były zaszyfrowane, całkiem prosto, co zwróciło naszą uwagę. Odczytaliśmy większość, ostatnio dostajemy coraz trudniejsze szyfrowania. Dodatkowo musimy je tłumaczyć, bo są po rosyjsku. Niektóre nie mają sensu, inne znowu brzmią całkiem groźnie. Na przykład ten- kliknął na trzeci od góry i powiększył – ‘Każdemu raz udaje się oszukać przeznaczenie. Ale śmierć nie poddaje się tak łatwo. Zawsze zbiera większe żniwo’.
- Cholera- zbladłam, wiem to- To brzmi.. dziwnie. Na pewno chodzi o mnie, ale czemu większe żniwo?
- Chodzi o mnie, zapewne- szef wreszcie się odezwał- Już raz mnie prawie zabiła, teraz znowu spróbuje.
- Jakie jest prawdopodobieństwo, że włamie się do agencji i spróbuje ją wysadzić?
- Zerowe. Mamy zbyt dobrą ochronę, monitoring działa nawet jak zostanie unieruchomiony. Dodatkowo mam kilka sprytnie ukrytych kamer, także spokojnie. Nie mamy też na pewno żadnej wtyki, sprawdziłem każdego.
- Z, nie możesz być pewien, że ktoś z agencji jej nie pomaga. Agenci są wyszkoleni, by umieć perfekcyjnie kłamać.
- Słusznie, ale mimo to, nie wierzę, że ktoś mógłby jej pomagać.. No i dlatego nie ma tu osób poniżej czwartego stopnia, agentko 315.
- Rozumiem, że tylko ona jest jedyną podejrzaną?- przytaknęli mi- Chciałam się upewnić. Dobra, więc jaki jest plan?
I wtedy nastała cisza. Nikt nie odezwał się ani słowem, nawet nie próbował. Widziałam te ukradkowe spojrzenia, bali się i coś wiedzą. Ale milczą. Czyli nie chcą, żebym brała w tym udział! No extra!
- Szefie, chcę natychmiast zostać poinformowana o przedsięwziętych krokach.
- Przykro mi, ale chyba czas na Ciebie- za sobą usłyszałam otwieranie drzwi- Nie możesz wiedzieć więcej.
- Nigdzie stąd nie idę.
- Sylvia, proszę, nie każ mi siłą Cię stąd wyrzucać. Tym razem to nie misja dla Ciebie.
- Jak najbardziej misja dla mnie! Znam tok myślenia Zielenko- wszyscy wzięli wdech- Wiem, z kim pracuje, jak walczą i na co ich stać. Potrafię przewidzieć ich ruchy. Oczywiście przyda się więcej wsparcia, Ci tutaj sami mogą mieć problem. Ilu was tu jest? Z dwustu?
- Sylvia, nie mieszaj się.
- Obiecałam sobie, że ją znajdę i zniszczę. Nie pozwolę mieszać jej ani mi ani panu w głowie, sir. Jeśli jest szansa na złapanie jej, to z niej skorzystam. Muszę pana ochronić i uratować. Za wszelką cenę.
- Dziewczyno, nie wiesz co mówisz!
- Wiem!- podeszłam do szefa- Poświęciłam się dla chłopaków, uratowałam ich a teraz uratuję pana, gdy grozi mu niebezpieczeństwo. To moje zadanie, do tego mnie szkolono i wywiążę się z obowiązków agenta MI6.
- Jesteśmy z Tobą- usłyszałam głosy za moimi plecami- Masz już swój oddział alfa.
- Trevor? No proszę, Ty chcesz pomagać mi?- zakpiłam.
- Moi ludzie to najlepsza jednostka szturmowa, jasne, że chcę Ci pomóc.
- Oddział beta także zgłasza chęć do udziału w misji.
- Widzisz szefie, wszyscy chcą pomóc Cie chronić. Nie odrzucaj mojej pomocy. Daj się chronić.
- Dziecko- spojrzał na mnie spojrzeniem, którego nie znam- Dobrze, ale obiecaj, że ochronisz także siebie.
- Obiecuję.
- A teraz zbierajmy oddziały gamma, delta, omega i ksi. Potrzeba nam solidnego planu.
- Tak jest szefie!
Skierowałam swoje kroki do windy a potem plątaniną korytarzy wróciłam do Centrum Operacyjnego. Nadal mnóstwo agentów, wszyscy rozmawiają. Tylko jest jedno ‘ale’. Nie ma tu nikogo stopnia 4, 5 czy 6. A już nie wspomnę o braku ludzi z Rady i Zarządu. Poważna sprawa.
Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam do twierdzy Z, wstukałam PIN i drzwi ustąpiły a wtedy wszystkie spojrzenia spoczęły na mnie.
- Chcę wiedzieć, co tu się dzieje- i wtedy smutne spojrzenie szefa napotkało moje zdenerwowane i czujne.
- Agentko 315- zaczął jakiś agent, ale Z mu przerwał.
- Będzie lepiej, jeśli stąd wyjdziesz.
- Nie ma mowy. Chcę wiedzieć, co przede mną ukrywacie.
- Sylvia- szef podszedł bliżej- Nie mieszaj się w to.
- Kiedy muszę!- niepotrzebnie podniosłam głos- Ktoś mi grozi a ja nic o tym nie wiem!
- Zacznijmy od tego, skąd to wiesz- jakiś śmieszny agencik zabrał głos.
- Wy macie swoje sekrety, ja mam swoje- uniosłam bojowo jedną brew.
- To informacje poufne- ostrzegł mnie.
- Moje także są poufne agencie.
- Wyjdź- o nie kolego, do mnie takim tonem mówił nie będziesz. Już miałam wyciągnąć broń, kiedy u mojego boku pojawił się Z i przytrzymał mi rękę.
- Szefie, skoro już tu jest to niech się dowie- teraz mnie bronisz? Wyrwałam się i odsunęłam od niego.
- Dobrze- głęboko westchnięcie oznacza, że nie chce, ale musi. Wybacz szefie..
- Chodź tędy- Z gestem ręki kazał mi za nim iść do głównego komputera- Od września dostajemy dziwne listy, tu masz wyświetlone wszystkie chronologicznie- na ekranie pojawiły się notatki z kodami- Oczywiście były zaszyfrowane, całkiem prosto, co zwróciło naszą uwagę. Odczytaliśmy większość, ostatnio dostajemy coraz trudniejsze szyfrowania. Dodatkowo musimy je tłumaczyć, bo są po rosyjsku. Niektóre nie mają sensu, inne znowu brzmią całkiem groźnie. Na przykład ten- kliknął na trzeci od góry i powiększył – ‘Każdemu raz udaje się oszukać przeznaczenie. Ale śmierć nie poddaje się tak łatwo. Zawsze zbiera większe żniwo’.
- Cholera- zbladłam, wiem to- To brzmi.. dziwnie. Na pewno chodzi o mnie, ale czemu większe żniwo?
- Chodzi o mnie, zapewne- szef wreszcie się odezwał- Już raz mnie prawie zabiła, teraz znowu spróbuje.
- Jakie jest prawdopodobieństwo, że włamie się do agencji i spróbuje ją wysadzić?
- Zerowe. Mamy zbyt dobrą ochronę, monitoring działa nawet jak zostanie unieruchomiony. Dodatkowo mam kilka sprytnie ukrytych kamer, także spokojnie. Nie mamy też na pewno żadnej wtyki, sprawdziłem każdego.
- Z, nie możesz być pewien, że ktoś z agencji jej nie pomaga. Agenci są wyszkoleni, by umieć perfekcyjnie kłamać.
- Słusznie, ale mimo to, nie wierzę, że ktoś mógłby jej pomagać.. No i dlatego nie ma tu osób poniżej czwartego stopnia, agentko 315.
- Rozumiem, że tylko ona jest jedyną podejrzaną?- przytaknęli mi- Chciałam się upewnić. Dobra, więc jaki jest plan?
I wtedy nastała cisza. Nikt nie odezwał się ani słowem, nawet nie próbował. Widziałam te ukradkowe spojrzenia, bali się i coś wiedzą. Ale milczą. Czyli nie chcą, żebym brała w tym udział! No extra!
- Szefie, chcę natychmiast zostać poinformowana o przedsięwziętych krokach.
- Przykro mi, ale chyba czas na Ciebie- za sobą usłyszałam otwieranie drzwi- Nie możesz wiedzieć więcej.
- Nigdzie stąd nie idę.
- Sylvia, proszę, nie każ mi siłą Cię stąd wyrzucać. Tym razem to nie misja dla Ciebie.
- Jak najbardziej misja dla mnie! Znam tok myślenia Zielenko- wszyscy wzięli wdech- Wiem, z kim pracuje, jak walczą i na co ich stać. Potrafię przewidzieć ich ruchy. Oczywiście przyda się więcej wsparcia, Ci tutaj sami mogą mieć problem. Ilu was tu jest? Z dwustu?
- Sylvia, nie mieszaj się.
- Obiecałam sobie, że ją znajdę i zniszczę. Nie pozwolę mieszać jej ani mi ani panu w głowie, sir. Jeśli jest szansa na złapanie jej, to z niej skorzystam. Muszę pana ochronić i uratować. Za wszelką cenę.
- Dziewczyno, nie wiesz co mówisz!
- Wiem!- podeszłam do szefa- Poświęciłam się dla chłopaków, uratowałam ich a teraz uratuję pana, gdy grozi mu niebezpieczeństwo. To moje zadanie, do tego mnie szkolono i wywiążę się z obowiązków agenta MI6.
- Jesteśmy z Tobą- usłyszałam głosy za moimi plecami- Masz już swój oddział alfa.
- Trevor? No proszę, Ty chcesz pomagać mi?- zakpiłam.
- Moi ludzie to najlepsza jednostka szturmowa, jasne, że chcę Ci pomóc.
- Oddział beta także zgłasza chęć do udziału w misji.
- Widzisz szefie, wszyscy chcą pomóc Cie chronić. Nie odrzucaj mojej pomocy. Daj się chronić.
- Dziecko- spojrzał na mnie spojrzeniem, którego nie znam- Dobrze, ale obiecaj, że ochronisz także siebie.
- Obiecuję.
- A teraz zbierajmy oddziały gamma, delta, omega i ksi. Potrzeba nam solidnego planu.
- Tak jest szefie!
*** Harry ***
- Uśmiech panowie!
I kolejny raz w ciągu godziny muszę się uśmiechać. Już mnie usta bolą, szczęki nie czuję a oczy zaraz mi wypadną. Jestem potwornie zmęczony. Najchętniej położyłbym się obok Sylvii i zasnął wtulony w jej ciało. Na myśl o niej zawsze czuję się lepiej, ale teraz? Po siedmiu godzinach sesji? Mam dość nawet myślenia. Sama myśl o czymkolwiek mnie irytuje, nic nie poprawia mi nastroju.
- Harry! Wysil się!
W tej sesji najgorsze jest to, że to jakiś nowy tymczasowy fotograf. Załatwili go na teraz, bo jest dostępny i tani. A ja zaraz sobie włosy wyrwę, jeśli jeszcze raz usłyszę jego denny głos.
- No cukiereczki, do garderoby, w nowe ciuchy i robimy zdjęcia dl The Times.
Słucham? Jeszcze sesja?! Jest już po osiemnastej!
- Ja wracam do domu- oświadczyłem i ruszyłem do drzwi wyjściowych.
- Nie tak prędko chłopcze- ja go dzisiaj zabiję!- Sesja kończy się za godzinę.
- Za godzinę to my mamy wywiad w radiu- Liam też jest tym zmęczony, nie dziwię się, że to on zabrał głos.
- W rozpisce mam, że..
- Nie obchodzi mnie Twoja rozpiska!- wrzasnął Niall- Ja muszę wziąć leki i prysznic!
- Idziemy chłopaki- wróciliśmy do garderoby, przebraliśmy się w normalne ciuchy i szybko opuściliśmy to głupie studio. Czekał na nas już samochód, teraz zabierze nas do radia i o 20 będę w domu. Mam nadzieję, że moje słoneczko już wtedy będzie na mnie czekać. Swoją drogą, ciekawe jak jej pierwszy dzień?
- Harry, jestem winny Ci kawę- Zayn parsknął śmiechem.
- A ja piwo- Louis poklepał mnie po plecach- Już miałem rzucić w niego krzesłem!
- Ja myślałem o powieszeniu go- zaśmiał się Li.
- Ja za to chciałem, żeby go prąd poraził- dołączyłem do nich.
- Ale się z nas zrobili bad boy’e. Zaynie, masz konkurencje- szturchnął mulata na co ten się głośno zaśmiał.
- Nie dorastacie mi do pięt, chłopcy- i zaczęliśmy się przepychać. Nie dam się tak szturchać chłopakom!
-ej ej ej, stop!- zakomenderował Lou- Musimy porządnie wyglądać, no wiecie, jeszcze pomyślą, że o nas nie dbają.
- Racja- przytaknąłem- Jestem głodny.
- Ja też stary- Niall chwycił się za brzuch- Niedługo cie nakarmie, nie bądź zły, no nie gniewaj się.
- Nialler, stary, wszystko w porządku?- zaśmialiśmy się.
- Tak, jak najbardziej. Tylko gadałem z kumplem.
- Debil.
I kolejny raz w ciągu godziny muszę się uśmiechać. Już mnie usta bolą, szczęki nie czuję a oczy zaraz mi wypadną. Jestem potwornie zmęczony. Najchętniej położyłbym się obok Sylvii i zasnął wtulony w jej ciało. Na myśl o niej zawsze czuję się lepiej, ale teraz? Po siedmiu godzinach sesji? Mam dość nawet myślenia. Sama myśl o czymkolwiek mnie irytuje, nic nie poprawia mi nastroju.
- Harry! Wysil się!
W tej sesji najgorsze jest to, że to jakiś nowy tymczasowy fotograf. Załatwili go na teraz, bo jest dostępny i tani. A ja zaraz sobie włosy wyrwę, jeśli jeszcze raz usłyszę jego denny głos.
- No cukiereczki, do garderoby, w nowe ciuchy i robimy zdjęcia dl The Times.
Słucham? Jeszcze sesja?! Jest już po osiemnastej!
- Ja wracam do domu- oświadczyłem i ruszyłem do drzwi wyjściowych.
- Nie tak prędko chłopcze- ja go dzisiaj zabiję!- Sesja kończy się za godzinę.
- Za godzinę to my mamy wywiad w radiu- Liam też jest tym zmęczony, nie dziwię się, że to on zabrał głos.
- W rozpisce mam, że..
- Nie obchodzi mnie Twoja rozpiska!- wrzasnął Niall- Ja muszę wziąć leki i prysznic!
- Idziemy chłopaki- wróciliśmy do garderoby, przebraliśmy się w normalne ciuchy i szybko opuściliśmy to głupie studio. Czekał na nas już samochód, teraz zabierze nas do radia i o 20 będę w domu. Mam nadzieję, że moje słoneczko już wtedy będzie na mnie czekać. Swoją drogą, ciekawe jak jej pierwszy dzień?
- Harry, jestem winny Ci kawę- Zayn parsknął śmiechem.
- A ja piwo- Louis poklepał mnie po plecach- Już miałem rzucić w niego krzesłem!
- Ja myślałem o powieszeniu go- zaśmiał się Li.
- Ja za to chciałem, żeby go prąd poraził- dołączyłem do nich.
- Ale się z nas zrobili bad boy’e. Zaynie, masz konkurencje- szturchnął mulata na co ten się głośno zaśmiał.
- Nie dorastacie mi do pięt, chłopcy- i zaczęliśmy się przepychać. Nie dam się tak szturchać chłopakom!
-ej ej ej, stop!- zakomenderował Lou- Musimy porządnie wyglądać, no wiecie, jeszcze pomyślą, że o nas nie dbają.
- Racja- przytaknąłem- Jestem głodny.
- Ja też stary- Niall chwycił się za brzuch- Niedługo cie nakarmie, nie bądź zły, no nie gniewaj się.
- Nialler, stary, wszystko w porządku?- zaśmialiśmy się.
- Tak, jak najbardziej. Tylko gadałem z kumplem.
- Debil.
*** godzina 19.48, dom rodziny Sykes***
- Harry, zjedz jeszcze trochę makaronu.
- Dziękuję, ale nie dam rady zjeść więcej. Poza tym, trzeba coś Sylvii zostawić.
- Moją córusią się nie przejmuj- zaczął Steve- Ona nie je makaronu z mięsem i sosem brokułowym.
- Ale jestem już najedzony- ton małego dziecka najwyraźniej przyniósł oczekiwane rezultaty, bo zaczęliśmy się śmiać.
- Jak sesja?
- Lepiej nie pytaj Zo, koszmar. Ten fotograf to jakiś oszołom!
- Aż tak źle?- skrzywił się Steve.
- Koleś co pół godziny kazał nam się przebierać! I co chwilę krzyczał ‘Uśmiech chłopcy!’. To było wkurzające.
- Jestem!- usłyszałem jej krzyk z holu.
- A jak w radio?
- Tam było spokojnie. Przynajmniej tam nie było nudno. Trochę się pośmialiśmy, pożartowaliśmy. Oczywiście pytano nas o sesje, to kłamaliśmy.
- Cześć wszystkim- podeszła najpierw do rodziców a potem do mnie- Cześć Loczek.
- No cześć- dała mi słodkiego buziaka, ale krótkiego. Bo rodzice- Jak było?
- Fajnie. Tylko oczy mnie bolą. Komputery nie są dla mnie.
- Moja biedna- chwyciłem ją w pasie i posadziłem sobie na kolanach- Nic ciekawego się nie zdarzyło?
- Nic, niestety- Westchnęłam- A jak Twój dzień.
- Opowiem Ci do góry, co?
- Pewnie, to chodźmy- złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Powoli szliśmy do góry a potem do jej pokoju. Zamknęła drzwi i usiadła na fotelu. Westchnęła.
- A teraz mów, co się dzieje.
-Nic się nie dzieje- odpowiedziała spokojnie- Ty mi lepiej opowiedz, jak było u fotografa.
- Najpierw się wygadaj. Widzę, że coś Cie gryzie słońce.
- Harry.. Ugh- zamknęła oczy- Zielenko na mnie poluje.
- Co?- aż bez sił opadłem na łóżko. Znowu?- Czemu?
- Zemsta. Chce też wykończyć szefa.
- Powiedz, że będziesz trzymać się od tej sprawy z daleka.- ale milczała- Sylvia!
- Nie mogę Harry! Nie rozumiesz, że tu chodzi o czyjeś życie?
- O Twoje! Nie rób tego, daj działać innym.
- Przykro mi Harry, ale ja się nie poddam. Muszę walczyć.
- Obiecaj, że tym razem nic Ci się nie stanie. Obiecaj- czułem napływające łzy.
- Obiecuję Loczku- podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła, a chwilę potem pocałowała jakby to był nasz ostatni pocałunek. Pocałunek obietnicy.
- Dziękuję, ale nie dam rady zjeść więcej. Poza tym, trzeba coś Sylvii zostawić.
- Moją córusią się nie przejmuj- zaczął Steve- Ona nie je makaronu z mięsem i sosem brokułowym.
- Ale jestem już najedzony- ton małego dziecka najwyraźniej przyniósł oczekiwane rezultaty, bo zaczęliśmy się śmiać.
- Jak sesja?
- Lepiej nie pytaj Zo, koszmar. Ten fotograf to jakiś oszołom!
- Aż tak źle?- skrzywił się Steve.
- Koleś co pół godziny kazał nam się przebierać! I co chwilę krzyczał ‘Uśmiech chłopcy!’. To było wkurzające.
- Jestem!- usłyszałem jej krzyk z holu.
- A jak w radio?
- Tam było spokojnie. Przynajmniej tam nie było nudno. Trochę się pośmialiśmy, pożartowaliśmy. Oczywiście pytano nas o sesje, to kłamaliśmy.
- Cześć wszystkim- podeszła najpierw do rodziców a potem do mnie- Cześć Loczek.
- No cześć- dała mi słodkiego buziaka, ale krótkiego. Bo rodzice- Jak było?
- Fajnie. Tylko oczy mnie bolą. Komputery nie są dla mnie.
- Moja biedna- chwyciłem ją w pasie i posadziłem sobie na kolanach- Nic ciekawego się nie zdarzyło?
- Nic, niestety- Westchnęłam- A jak Twój dzień.
- Opowiem Ci do góry, co?
- Pewnie, to chodźmy- złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Powoli szliśmy do góry a potem do jej pokoju. Zamknęła drzwi i usiadła na fotelu. Westchnęła.
- A teraz mów, co się dzieje.
-Nic się nie dzieje- odpowiedziała spokojnie- Ty mi lepiej opowiedz, jak było u fotografa.
- Najpierw się wygadaj. Widzę, że coś Cie gryzie słońce.
- Harry.. Ugh- zamknęła oczy- Zielenko na mnie poluje.
- Co?- aż bez sił opadłem na łóżko. Znowu?- Czemu?
- Zemsta. Chce też wykończyć szefa.
- Powiedz, że będziesz trzymać się od tej sprawy z daleka.- ale milczała- Sylvia!
- Nie mogę Harry! Nie rozumiesz, że tu chodzi o czyjeś życie?
- O Twoje! Nie rób tego, daj działać innym.
- Przykro mi Harry, ale ja się nie poddam. Muszę walczyć.
- Obiecaj, że tym razem nic Ci się nie stanie. Obiecaj- czułem napływające łzy.
- Obiecuję Loczku- podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła, a chwilę potem pocałowała jakby to był nasz ostatni pocałunek. Pocałunek obietnicy.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)
Super rozdział tylko martwię się o Silvię, że znowu jej się coś stanie ;( Ma na siebie uważać, bo jak nie to biorę Harry'ego i dostanie MEGA ochrzan xd
OdpowiedzUsuńDawaj nexta kochana ♥♡
OdpowiedzUsuń