13 września 2014

55.


Sobota, 10.11.2013

Denerwuje się bardziej niż podczas pierwszego dnia w podstawówce. Wtedy rzygałam w samochodzie a dzisiaj czuję, że chyba wypluję też flaki. Nie spałam całą noc a przecież no kurde to tylko powrót do pracy!
Nie mogę wyzbyć się dziwnej myśli, która siedzi gdzieś głęboko i cicho mówi, że tam jest niebezpiecznie. Ale przecież bycie agentem polega na walce z nim, z całym złem świata, więc dlaczego boję się ruszyć z łóżka?!

Między drugą a piątą wypiłam więcej mleka niż w całym życiu. No naprawdę. W dodatku wahałam się, czy nie zadzwonić do Loczka, ale nie mogłam go obudzić. Ostatnio mają ciężkie czasy, mini trasa, nowa płyta, książka, perfumy. Wszystko zwaliło się naraz i najczęściej widujemy się na Skypie..

Ale muszę się wreszcie zebrać, nie? Jak radzisz? Pomóż, od tego jesteś..

Czy czuję się źle? Nie. Rehabilitacja pomogła na tyle, że mogę wrócić do agencji.
Czy boję się? Tak. Nie wiem, co się może wydarzyć.
Czy obawiam się Jenett? Tak. Ale czy jestem gotowa stanąć z nią oko w oko by wreszcie ją poskromić? Nie.

Muszę wziąć się wreszcie w garść. Skoro testy psychologiczne wyszły pozytywnie a także testy sprawnościowe to chyba nie powinnam się bać. Ale boje. Czemu?

Idę się ubrać, zaraz muszę wyjeżdżać, zawsze jestem punktualna.

Kocham.

Sylvia

 ‘ There’s a dream in my soul..’

Wyskoczyłam czym prędzej z łóżka I na miękkich nogach weszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, ogoliłam nogi, ciało nawilżyłam nowym żelem pod prysznic i po jakichś pięciu, góra sześciu minutach wyszłam. Chłód okrył moje ciało, łazienki zawsze są zimne po ciepłym prysznicu. Nie lubię tego uczucia, więc szybko ubrałam szlafrok a włosy owinęłam niebieskim bawełnianym ręcznikiem.
- Sylvia?
- W łazience!- odkrzyknęłam tacie i zabrałam się za włosy, nałożyłam odżywkę a także olejki wzmacniające włosy. Uwielbiam ich zapach, jest kojący.
- Co dziś na śniadanko agentko?- uśmiechnięty tata stał w progu. Tak, wie. Musiałam mu powiedzieć. Ale zareagował inaczej niż przypuszczałam, był nawet .. dumny. Cieszył się, że robię coś, co służy ludziom.
- Dzisiaj coś z białkiem, proszę- wysiliłam się na uśmiech, ale wyglądało to jak grymas.
- Nie stresuj się kochanie- zaśmiał się cicho- No to może płatki z mlekiem a do tego kanapka z białym serem i jajkiem? Serek z Francji- poruszył zachęcająco brwiami,  zaśmiałam się no i zgodziłam na takie śniadanie.
- Ubierz się i zejdź na dół.
- Zaraz przyjdę.
Tata szybko się ulotnił a ja postanowiłam wreszcie się zebrać w sobie. Odetchnęłam i spojrzałam w lustro.
- Spokojnie. To tylko kolejny pierwszy dzień. Dasz radę.
I wierzyłam w swoje słowa. Naprawdę. Bo przecież nie wysyłają mnie na misję, nie? Tylko wracam do treningów i patroli.
Zdjęłam szlafrok i zaczęłam wycierać się ręcznikiem. Cholera, zacięłam się. Wyjęłam jeden wacik i zaczęłam osuszać rankę, na szczęście szybko się zasklepiła. Otuliłam się ręcznikiem i wróciłam do pokoju po ubrania. Moje specjalne ubrania agencyjne wiszą teraz w szafie razem ze zwykłymi ciuchami. Tuż obok pięknej długiej niebieskiej sukienki od Harry’ego jako prezent na rozpoczęcie studiów. Czasem mam wrażenie, że on wymyśla sobie okazje. Raz kupił mi diamentowe kolczyki i naszyjnik, powiedział, że to z okazji czwartku. Albo gdy podarował mi śliczną marynarkę z nowej kolekcji jesiennej i powiedział ‘Bo dzisiaj po raz pierwszy od kilku dni po burzy wyjrzało słońce’. Ale ja nie jestem mu dłużna, też kupuję mu prezenty. Raz kupiłam mu kapelusz i do tego szary szalik i dorzuciłam ‘Bo wreszcie wyrzuciłeś tamte dziurawe spodnie’, ale on mnie zaskoczył i powiedział ‘ Kupiłem nowe’. Czasami idzie z nim zwariować, ale nie narzekam.
Wzięłam ubranie z wieszaka, zgarnęłam też czarny koronkowy stanik, majtki i skarpetki z komody i wróciłam do łazienki. Mam wyćwiczone zakładanie tego kombinezonu, ale tak dawno tego nie robiłam, że poszło mi dzisiaj znacznie wolniej. Minął mój rekordowy czas a ja dopiero zakładałam skarpetki. Zaklęłam cicho i chwyciłam szczotkę, która dzisiaj nie leży na swoim miejscu. Rozczesałam mokre włosy i związałam w wysokiego kucyka. Teraz już nie ścigałam się z czasem. Z szafki wyjęłam moje kosmetyki i zaczęłam nakładać delikatny makijaż. Najpierw eyeliner, potem tusz, dalej fluid, krem pokrywający ślady po pryszczach, puder i trochę jasnej szminki. Jest piętnaście po dziewiątej, mam jeszcze pół godziny. Ostatnie poprawki i postanowiłam zejść na dół. Wcześniej zapakowałam jeszcze klucze, perfum i szminkę do torebki i zgarnęłam ją idąc na dół. Już w połowie drogi poczułam zapach ciepłego mleka i płatków miodowych. Ostatnio tata wykazuje się nadopiekuńczością, zna mnie lepiej niż przed trzema miesiącami. Trochę to przeraża, ale póki nie kupuje mi bielizny..

- Cześć Zo- dałam jej buziaka w policzek, ostatnio to jakaś tradycja.
- Cześć słoneczko- uśmiechnęła się- Dzisiaj robię ciasteczka.
- Czekoladowe?- spięłam się i zastygłam w oczekiwaniu, kiwnęła głową- Taaak!
- Haha wiedziałam, że trafiłam w sedno- cicho się zaśmiała i ruszyła w stronę miseczki w owocami- Co chcesz na lunch?
- Hmm- postukałam się palcami po brodzie- Może jogurt i nektarynka.
- Tak mało?- jej brwi się złączyły, eh czyli jest lekko podirytowana.
- Dzisiaj tylko robota papierkowa, spokojnie. W razie czego ukradnę jedzenie Benowi- tata parsknął śmiechem.
- Najlepiej facetom podkradać córuś- a Zo wtedy walnęła go lekko ściereczką.
- Trzeba sobie jakoś radzić.
Przyglądałam się tej z scenie z ogromnym uśmiechem na ustach i po raz kolejny cieszyłam się, że znowu tata jest szczęśliwy, ma kogoś kogo kocha i nasze życie nie jest już takie puste. Wiem, że mama czuwa nad nami i także cieszy się, że my jesteśmy szczęśliwi.
Gdy zauważyli, że ich obserwuje bez krępacji odwrócili się do mnie i odwzajemnili mój uśmiech. Między nami przepływała niesamowita energia, taka pozytywna i mówiła sama za siebie ‘szczęśliwa rodzina’.
- Dzisiaj postaram się wrócić w miarę wcześniej.
- Harry przyjeżdża?- zapytał tata i gdy zobaczył moją minę już wiedział.
- Niestety nie. Mają teraz kilka sesji fotograficznych i wywiadów. Ledwo wyrabia ze snem.
- Liam też narzeka- dodała Zoey- Mówi, że czuje się wykończony po dwóch godzinach stania i uśmiechania.
-Takie życie celebryty- Westchnęłam i usiadłam – Dzięki za płatki.

*** Godzina 9.35 ***

Tak, jeszcze wolniej mogłam jeść śniadanie. Nie zdążę na czas i Max da mi porządny wycisk na treningu. Cholera.
Przyspieszyłam do 90km/h przy czym jest ograniczenie prędkości do 60. No po prostu świetnie. Ale się nie przejmuje, mam znajomości w policji, już znają mój numer rejestracyjny więc dadzą mi spokój. Teraz najważniejsze, żeby nie było wypadku. No i żebym dojechała przed 9.45.

Ciągle zmieniałam pasy, to przyspieszałam to zwalniałam i dosłownie łapałam każde czerwone światło. Kilka razy zaklęłam po cichu, nie uszło to oczywiście uwadze innych kierowców i cicho śmiali się pod nosem. Ale jestem kulturalna, więc tylko zamykałam okno.
Mam jeszcze 6 minut, ale zdążę. Kurde no przecież, że zdążę. Zapomniałam, że mam koguta policyjnego. Walnęłam się z otwartej dłoni w czoło. Sięgnęłam do schowka po urządzenie i już sekundę później dało się słyszeć okropny dźwięk. Uśmiechnęłam się mimowolnie i depnęłam na gaz. Każdy ustępował mi z drogi. Okey, wiem, że to nadużycie, ale cholera ja muszę zdążyć.
Jestem już na ostatnim zakręcie, zostały mi 2 minuty. Luzik. Zdjęłam nogę z gazu, zmieniłam bieg i ściągnęłam koguta. Na moje szczęście akurat zapaliło się zielone światło i już śmigałam w stronę tajnej uliczki i podziemnego parkingu. Spokojnie zaparkowałam na moim miejscu i z gracją wysiadłam. Ale dzisiaj ludzi w biurze, pomyślałam rozglądając się po parkingu. Kurde.
Skierowałam się do windy i kliknęłam 3, do biura szefa, wkońcu muszę się zameldować i zgłosić gotowość do pracy. Szłam wąskim holem, ale nikogo nie spotkałam. Co jest? Przecież tyle aut tu stoi. Otworzyłam pierwsze szklane drzwi i już otwierałam usta, żeby przywitać się z Jess, sekretarką, ale okazało się, że ani jej ani nikogo innego tu nie ma. Czujność się wyostrzyła. Szłam wolno korytarzem prosto aż do Centrum Operacyjnego a potem chciałam iść korytarzem na prawo i wejść do biura szefa. Ale coś zaskoczyło.
- NIESPODZIANKA!!!
Co do cholery?!
Mnóstwo agentów, pewnie wszyscy, no i szef na samym przodzie krzyczą ‘WITAJ W AGENCJI’
Byłam spięta, ale w jednej chwili cały stres zszedł. Na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech i byłam wręcz mega szczęśliwa. Każdy klaskał, coś krzyczał co chwilę ktoś do mnie podchodził i gratulował udanej misji, tak tej przez którą prawie umarłam, oraz powrotu do pracy. Nie lubię zbytniej wylewności, ale takie przytulanie jest miłe.
- Sylvia
- Szefie – podszedł do mnie bliżej i wręczył ogromny bukiet kwiatów.
- Cieszę się, że Cie wreszcie widzę.
- Ja również się cieszę, sir. Ale po co to wszystko?
- Jak to? Impreza powitalna dla najlepszego agenta ostatniego dziesięciolecia. Poza tym wszyscy cieszą się, że wróciłaś do zdrowia- jego twarz się rozluźniła i posłał mi typowy ojcowski uśmiech. Westchnęłam.
- Dziękuję- wyciągnęłam rękę, żeby uścisnąć jego, ale on zamiast także wyciągnąć swoją przytulił mnie i pogłaskał po głowie.
- Jesteś dla mnie jak córka, dla Ciebie zrobiłbym wszystko- wiecie, czasem życie płata nam figle no nie i wtedy odnosicie wrażenie, że ludzie są tak naprawdę wam bliżsi niż myślicie i doceniacie każdy moment z przeszłości i wiecie, że nigdy nie będziecie chcieli zranić ani rozczarować tej osoby w przyszłości. I czujesz coś więcej niż wdzięczność, czujesz miłość, bo wiesz, że ten ktoś uratował Cię przed samym sobą i zaoferował więcej niż trzeba. Ja właśnie teraz czuję, że kocham faceta, który mnie przytula. Jestem w stanie poświęcić dla niego życie i zrobię to, jeśli będzie trzeba.
- Szefie.. –zawiesiłam głos, bo zdałam sobie sprawę, że zaraz zacznę płakać. Przez Harry’ego stałam się strasznie wrażliwa i delikatna.
- Mów mi Alfred- zaśmiał się lekko- Znamy się już tyle czasu Sylvia, czas wreszcie przejść na ‘ty’.
- Ale to wbrew zasadom- zmarszczyłam brwi.
- Jestem Twoim szefem, chociaż raz mnie posłuchaj.
- Ale przecież..- okey wiem do czego zmierza, Westchnęłam- To co Alfred, skoczymy na piwo?
- Już myślałem, że nie zapytasz- zaśmiał się głośno- A teraz wybacz, ale ktoś chce z Tobą porozmawiać a ja muszę iść.
- Kto?- nie odpowiedział, tylko chwycił mnie za ramiona i obrócić o 180’. Ben?
- Cześć- odezwał się pierwszy, zauważyłam, że trzyma coś za plecami- Miło Cię widzieć.
- Ben, hej- uśmiechnęłam się do niego promiennie- Nieźle wyglądasz.
- Ty za to wyglądasz olśniewająco. Proszę- wręczył mi średniej wielkości kosz zapakowany w folię i przewiązany kokardą.
- Ale Ben, za co to?
- Za wszystko, za to, że jesteś, że wróciłaś no i niedawno miałaś urodziny- przejęłam kosz a on stał teraz z dłońmi w kieszeniach i spoglądał na mnie zarumieniony.
- Jejku, dziękuję- odłożyłam prezent i mocno go przytuliłam- Dziękuję.
- Cała przyjemność po mojej stronie- kątem oka, zupełnie przypadkiem, zauważyłam, jak szef, Z i kilku agentów z przejęciem o czymś rozmawia i kierują się w stronę Centrum Komputerowego- Spięłaś się.
- Wydaje Cie się- ale mój wzrok wciąż był utkwiony w drzwiach prowadzących do twierdzy Z.
- Sylvia- znam ten ostrzegawczy ton. Czyli coś się dzieje!
- Ben, gadaj.
- Ale o czym?
- Nie śmiej się głupio, wiem, że coś jest na rzeczy. Mów.
- Nie mogę.
- Ben, ostrzegam.
- Sylvia cholera!
- Powiesz?- odsunęłam się od niego.
- Dobra- zwiesił głowę, westchnął ze trzy razy aż wreszcie się odezwał- Coś się dzieje, kolejne listy z groźbami.
- Jak to kolejne?
- Od jakiegoś czasu szef dostaje anonimowe wiadomości.
- I wy zamiast się tym zająć organizujecie mi przyjęcie? Ben do cholery!
-Sylvia, no, bo Ty nie możesz wiedzieć- spojrzał na mnie z troską w oczach- Nie rozumiesz? Już raz prawie Cie straciliśmy.
- Prawie, Ben- zrobiłam moje przeszywające spojrzenie i wtedy już wiedziałam, że odetchnie głęboko i opowie.
- Dobra, chodź ze mną- chwycił mój nadgarstek i pociągnął w jemu tylko znaną stronę. Po drodze ludzie witali się ze mną , składali życzenia, uśmiechali się. A ja odpowiadałam wyłącznie uśmiechem i dawałam się ciągnąć Benowi. Szliśmy, poprawka : truchtaliśmy, najpierw korytarzem w lewo, w lewo, w prawo aż wreszcie wsiedliśmy do windy, zjechaliśmy na 1 piętro i tam weszliśmy do Sali, gdzie zakładają chipy.
- Gadaj- zamknął właśnie drzwi- Chcę wiedzieć wszystko.
- Wszystkiego to ja nawet nie wiem, Z nic mi nie mówi. Podsłuchuję.
- Świetnie, na tym polega Twoja praca. A teraz mów.
- Ktoś wysyła anonimowe wiadomości do szefa, jak już powiedziałem. Średnio jedna wiadomość na tydzień od września.
- Od września?- zszokowana patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami.
- Cii, nie przerywaj- uniosłam ręce w geście poddania- Na początku te wiadomości były kodowane, typowe szpiegowskie kodowanie- posłał mi znaczące spojrzenie- Nikt nie wpadł na to, co oczywiste.
- Zielenko- szepnęłam.
- Dokładnie. Póki co, szef w ogóle nie bierze jej pod uwagę, jakby o niej zapomnieli. Ale ja nie zapomniałem. Wykradam te wiadomości i próbuję zorientować się o co chodzi, ale to nie takie proste. Są po rosyjsku. Ale jedno wiem na pewno. Groźby są skierowane do szefa. I do Ciebie.

6 komentarzy:

  1. ŁAŁ!!! Świetny rozdział, mam nadzieję, że w końcu złapią tą babę, przez nią wszystko się psuje.
    Czekam na nexta Dominika :*

    OdpowiedzUsuń
  2. UUUUUUUUUUU będzie się działo XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. Boshe ten głupi babsztyl nie daje im normalnie żyć -,- A oczywiście nikt nie chce martwić Silvii, ale ona jest od nich sprytniejsza i znalazła swoje źródełko informacji XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteś genialna. Ubustwiam twój blog

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Boski rozdział i kocham tego bloga.
    Zapraszam do mnie.
    I jeszcze raz boski rozdział i blog.

    OdpowiedzUsuń