28 grudnia 2013

18.

Cześć :)
Kolejny rozdział nadchodzi!
Dziękuję za ponad 6 000 wyświetleń <3

Mam nadzieję, że mieliście cudowne święta, objedliście się, dostaliście wymarzone prezenty i spędziliście je w gronie rodzinnym :)
Niedługo Sylwester ! Jakie macie plany? :)

Miłego czytania!
Syl xx
                                                                                                                                                                  

Otwieram oczy i budzę się na czyimś brzuchu w autobusie. Co dziwne, nie pamiętam jak się tutaj znalazłam. No i wgl, do kogo on należy ?!
Pogłaskałam nagi brzuch chłopaka, a ten nic. No to zaczęłam wbijać mu lekko palce w żebra. Podniosłabym głowę i sprawdziła, ale tak mi pęka, że masakra. Chłopak się zaśmiał.
- Przestań – powiedział zachrypnięty głos.
- Hazz, co my wczoraj robiliśmy i jak się tutaj znaleźliśmy?
- Dobre pytania. Jak również to : dlaczego jesteś w samej bieliźnie? I ja też?
Szybko podniosłam się z pozycji leżącej do siedzącej. Od razu odczułam skutki, bo aż zrobiło mi się słabo i chwyciłam się za głowę. Przysięgam, że widzę trzech Harrych.
-Wszystko dobrze?- zapytał troskliwie.
- Nie, głowa mnie boli. Więcej z wami nie pije.
- Nikt Cię nie zmuszał – podniósł ręce w geście obronnym i zaczął się śmiać.
- Tak, jasne, a tekst : nie dasz rady wypić więcej ode mnie ?Hmm?
- Mogłaś nie pić – wytknął mi język.
- Uwielbiam zakłady. Musiałam także ten wygrać. Bo wygrałam, prawda?
- Nie mam pojęcia – zaśmialiśmy się – Nawet nie wiem, kiedy mi się film urwał.
- Muszę poszukać ubrań. Boże.. – chwyciłam się za głowę. Czułam wstyd. Naprawdę nie wiem, co robiłam. A obawiam się, że mogło do czegoś dojść. Ja nie wierze.. Gdzie te ubrania?!
- Harry?.. Co tu się..
Urwałam w połowie zdania, gdyż to, co zauważyłam mnie zszokowało. Bus był całkowicie pusty. Nie dość, że drzwi wejściowych nie było to jeszcze nic wewnątrz. Tylko zasłony i umeblowanie, a z urządzeń nic.
-Sylvia..Co my wczoraj robiliśmy?
-Nie mam pojęcia Harry, ale wiem jedno. Paul nas zabije – zrobiłam ‘face palm’ i od razu tego pożałowałam, bo cholernie boli mnie głowa. Zachwiałam się i gdyby nie on, upadłabym.
- Masz jakieś tabletki i wodę? Powiedz, że tak, bo umrę.
-Poszukam – wziął mnie na ręce i położył na najbliższym łóżku. Chwilę potem zniknął w tylnej części busa – Są! Zobaczę w lodówce, czy jest woda.
- Okey!
- Jest tylko sok pomarańczowy.
- Też dobre. Dzięki Harry.
-Nie ma za co.
- A Ty nie odczuwasz skutków imprezy? –zdziwiłam się.
- Uodporniłem się – wyszczerzył ząbki i usiadł przy moich nogach.
-Dobra, musimy jakieś ciuchy znaleźć albo chociaż telefon. Cokolwiek.
-Nie musisz się ubierać. Mi to naprawdę nie przeszkadza! – uśmiechnął się i zaczął głaskać moją nogę.
- Ale mi zimno zboczeńcu!
- Zboczeńcu?! Ja tylko..no ten.. Nie chcę żebyś się przegrzała.
- Jasne.
- No -  i ‘banan’ na jego twarzy – To ja pójdę poszukać w salonie i w kuchni, a Ty zobacz tam, gdzie jeszcze nie szukaliśmy.
- Oki doki.
Udaliśmy się od razu w wyznaczone miejsca. Najpierw posprzątałam łóżka chłopaków. Miliony pustych paczek po chipsach same się nie posprzątają. Już miałam iść do garderoby, gdy usłyszałam krzyk. Nie, to był pisk.
- Co jest loczku? – krzyknęłam do niego.
- Chodź tu do mnie i sama sprawdź.
- Jasne cholera! – normalnie aż mnie wbiło w ziemię. Może nie uwierzycie, ale byliśmy gdzieś w lesie. Co ja gadam! To dżungla!

 

Co myśmy odwalili?! Złapałam się za głowę a Hazz uczynił podobnie.
-Nigdy więcej nie tknę alkoholu – powiedziałam stanowczo.
- Ja też. Jak tu w ogóle dojechaliśmy?
- Też bym to chciała wiedzieć.
Staliśmy tak chyba z 10 minut i gapiliśmy się n a drzewa przed nami. Było już prawie totalnie ciemno. Po prostu nie wierzę! Jak Zoey się dowie albo gorzej tata, to już nie żyję. Cóż, najpierw by Mie musieli znaleźć, żeby zabić. Może zostanie tu to nie taki zły pomysł?
- Słyszysz mnie w ogóle? – chłopak zamachał mi rękoma przed oczami.
-Wybacz, ale nie. Powtórz.
-Musimy stąd się wydostać. Jedyne wyjście to iść pieszo. Nie znalazłem kluczyków.
- Co?! Nie! Nigdzie się stąd nie ruszam. Gdybym byłą obrana to tak, ale nie pójdę w samej bieliźnie!
- Nie będziemy tu siedzieć wieczność! – uniósł się.
- To sobie sam idź!
- Pójdę!
- Świetnie!
- Świetnie!
I poszedł. Idiota. Jest środek nocy, on bez broni. No chociaż by latarkę wziął!
Wróciłam do środka i kontynuowałam szukanie. Nic. Ani telefonów, ani ubrań. Nic. Pięknie. A jeszcze zostałam tu sama!
Wiecie, co zrobię, nie? Oczywiście, że za nim pójdę. Wolę zginąć z kimś niż samotnie. Tylko w którą stronę poszedł?
Tropienie jest łatwe, gdy się coś widzi, a gdy nie to jest problem. Szłam tak, jak mówił mi instynkt. Północ. Szłam sobie tak kilka minut, gdy nagle usłyszałam jakieś szmery.
- Harry? – głucho. Ruszyłam dalej i niemal czułam jak coś mnie obserwuje. Powoli zaczynałam się bać. Najgorsze było to, że powoli robiło się jaśniej, a Harrego nie widziałam jak dotąd, a praktycznie chodziłam w kółko, żeby jakoś go wyczaić. Kolejny trzask łamanych gałęzi. No extra, pewnie jakiś seryjny morderca tu grasuje, a ja bez broni. Rozejrzałam się dookoła i nic. Szłam dalej. Postanowiłam sprawdzić dalszy teren. Właśnie miałam skręcać w lewo, gdy zza drzewa wyskoczył ten Tarzan Harry. Odruchowo chwyciłam go za ramiona i przewróciłam. Po prostu zareagowałam na niego jak na napastnika. Cóż, instynkt agenta. Usiadłam na nim przygniatając do ziemi i nie dając mu możliwości do ucieczki.
- Nie rób tak więcej idioto. Cholernie się o Ciebie bałam – i po prostu się rozryczałam, a on mnie do siebie przytulił.
- Przepraszam – wyszeptał mi we włosy.
Leżałam tak na nim chwilę, no nie powiem, było ciepło, ale nie mogę tak leżeć w nieskończoność. Wróciłam do pozycji siedzącej i żeby go wkurzyć, gapiłam się na niego z dziwnym wyrazem twarzy.
- Co Ci? – zapytał po chwili. A ja nic.
-Ej, wszystko okey? – przekrzywiłam głowę jak pies, gdy widzi coś obcego albo usłyszy a tego nie rozumie.
- Sylvia, martwię się! – nie odpowiedziałam jak dotychczas tylko go pocałowałam. Nie ukrywam, że zbliżyliśmy się do siebie. Ja po prostu muszę wiedzieć, czy coś z tego może wyjść.
Gdy tylko nasze usta się zetknęły poczułam w brzuchu eksplozję. To głupie stado motyli wreszcie zerwało się do lotu i pokazało, co potrafi. Jestem zauroczona Harrym po naszej randce, ale czy go kocham? Nie wiem. Z czasem się okaże. Teraz to na pewno nie miłość, jest za wcześnie.
Harrego zaskoczył mój pocałunek, ale odwzajemnił go i bynajmniej nie był nachalny. Wręcz przeciwnie. Był delikatny i zarazem namiętny. Mimowolnie się uśmiechnęłam i zaraz poczułam, że Loczek także ma uśmiech na twarzy. Skoro tak mu się podoba to się z nim podroczę. Co mi szkodzi? Pocałowałam go krótko w usta i zeszłam z niego. Wyraz jego twarzy – bezcenny. Chyba nie wiedział, o co chodzi.
- Chodźmy do busa, bo jeszcze się zgubimy.
I nie czekając na jego odpowiedź ruszyłam przed siebie. Chwilę nie słyszałam żadnych kroków, ale po sekundzie były one słyszalne. Co dziwne, nie odezwał się do mnie, milczał jak nie on. Po jakichś 20 minutach doszliśmy do busa. Zauważyłam, że się rozjaśniło. Mogła być 2 lub 3 w nocy.
- Co to miało znaczyć? – wypalił nagle zamyślony, gdy znaleźliśmy się wewnątrz.
- Ale co?
- Ten pocałunek i ucieczka.
- Po prostu nie powinnam była Cię całować. Ale zdałam sobie z tego sprawę trochę za późno – cholera, w głowie to brzmi lepiej.
-Znaczył dla Ciebie coś ten pocałunek?  -spojrzał mi głęboko w oczy i sama już nie wiedziałam, co mu powiedzieć. No przecież mu nie powiem, że się w nim zakochałam!
- Nie.
-To dobrze. Bo dla mnie też nie.
On kłamie. Czuję to. Zresztą ja też go okłamałam… Ale może mi się tylko wydaje, że kłamał? Może on chciał się tylko zabawić i gdybym mu powiedziała, że tak to by mnie wyśmiał? Sama nie wiem, nie znam go aż tak dobrze, a boję mu się zaufać. Zresztą, weź zaufaj komuś, kto Cię upił i wywiózł do lasu!
 Gapiliśmy się chwile na siebie, gdy nagle usłyszeliśmy wybuch.
- Co to do cholery było? – krzyknęłam na niego.
- Bo ja wiem! Ale gdzieś blisko. Pójdę sprawdzić.
-Oszalałeś? Nigdzie nie idziesz.
- Bo?
- Stanie Ci się coś. Będę się martwić. Znowu.
-Aż tak Ci na mnie zależy, że się o mnie martwisz? – spojrzał na mnie tymi swoimi zielonymi oczkami, aż miałam ochotę się na niego rzucić.
-Idź – odwróciłam się do niego plecami. Miałam wielką nadzieję, że odejdzie, ale nie. Został.
-Co Ci jest? Raz Ci zależy a raz nie.
- Mi nigdy nie zależy.
-Jeszcze jakiś czas temu zależało Ci na moim bezpieczeństwie. Sylvia, błagam, otwórz się.
-Nie chcę, rozumiesz? Nie chcę. Po co mam to robić? Jaką mam gwarancję, że mnie nie zranisz jak już się ‘otworzę’ ? – teraz stałam do niego przodem – Nie mam żadnej, Harry. Chcesz wiedzieć, czemu się nie otworzę? Proste – nie potrafię zaufać ludziom.
- Nie skrzywdziłbym Cię, rozumiesz? Nigdy. Proszę, zaufaj mi. Ja Ci ufam.
Patrzył się na mnie, a ja na niego aż usłyszeliśmy kolejny wybuch.
- Pójdziemy razem – zadecydowałam . Harry wziął mnie za rękę i wyszliśmy z busa. Było już stosunkowo jasno. Dziwne. Szliśmy w stronę skąd dochodziły odgłosy, gdy zobaczyliśmy ogień. Byłam przerażona. Nie wiem co, ani kto go spowodował, ale lepiej niech ma ubezpieczenie, bo jak go dorwę to..
Zawróciliśmy w stronę busa, a tam czekała na nas niespodzianka. Myślałam, że się przewrócę. Normalnie mam chyba zwidy. 10 uzbrojonych facetów celowało w nas z jakiejś broni. Hazz się zatrzymał, a ja dopiero kilka kroków za nim.
- Myślałaś, że się nie zorientujemy, kim jesteś? Szpiega wyczujemy na kilometr.
-Sądziłam, że jesteście głupsi. Myliłam się. Czego tu chcecie?
-Ciebie. Musimy się Ciebie pozbyć, ale najpierw Twój kochaś zostanie wyeliminowany.
- Kto? – o kim on do cholery mówi?
- On – wskazał bronią na Harrego. Pięknie. Przyczynię się do jego śmierci.
- On Ci nic nie zrobił, a już na pewno nic nikomu nie powie. Zresztą, nawet nie wie, o co chodzi.
- Nie ważne – postrzelił Harrego w nogę, ten upadł.
- Harry! – podbiegłam do niego.
- Odsuń się, bo wpakuję mu kulkę w łeb.
- Jak mu coś zrobisz, to ja Ci cos zrobię!
- Czym? Koronkowym stanikiem? – zaczął rechotać a za nim jego banda.
- Potrafi skrzywdzić.
-Odsuń się od niego. A Ty wstań. Wstań!
Hazz dał radę, ledwo, ale wstał. Płakał. Mnie samej zbierało się na płacz, ale musiałam być twarda. Dla nas.
- Zostaw go! Masz mnie, jego wypuść.
-Tobą zajmę się później. Chłopak to przystawka.
Mężczyzna załadował broń i na moich oczach zabił Harrego. Trafił między oczy. Loczek od razu upadł na ziemię, a ja razem z nim. Zaniosłam się szlochem.
- Harry! Nie!!!

- Sylvia! Ej, spokojnie! Co się dzieje?  -gdzieś z oddali dobiegał mnie głos.. Liama?! Co?! – Wszystko w porządku?
                                                                                                                                                                   

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
 
5 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ XIX

6 komentarzy:

  1. Supcio! Czekałam, czekałam i się doczekałam! błagam niech to będzie tylko sen!

    OdpowiedzUsuń
  2. Co się tam dzieje xD Może to sen albo wizja xD Rozdział znakomity !
    Pisz szybko nexta♥

    OdpowiedzUsuń
  3. O matuluu...co tam się dzieje?!
    Super rozdział. Weny życzę!! :***

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział świetny czekam na next
    ~ Veronika

    OdpowiedzUsuń
  5. Czyli to był tylko sen?! A może ona nagle po prostu zemdlała czy coś i znalazła się w szpitalu :P
    Dawno mnie nie było, ale już nadrobiłam zaległości i wszystko jest oczywiście ZAJE...FAJNE :P
    Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
    Kat xx.
    middle-of-my-heart.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń