25 czerwca 2014

URODZINY!

Kochani, dzisiaj mój blog obchodzi 1 urodziny :D
Bardzo się cieszę, cały dzień dosłownie szaleję z radości, że jesteście tu ze mną tak długo <3

Momentami było kiepsko, ale mimo wszystko zawsze jakoś udawało się nam doprowadzić do pojawienia się nowego rozdziału :)

Po roku bilans wygląda następująco :
  • wyświetlenia : 24 231 ;okomentarze : 490
  • liczba obserwatorów : 19 :(
Naprawdę bardzo dziękuję za komentowanie i miłe słowa, motywujecie baaaardzo i dajecie powód do uśmiechu :)
Kocham każdego z was, dawaliście i dajecie ogromną satysfakcję z mojej pracy <3
Najlepszym prezentem od was dla mnie byłoby skomentowanie poprzedniego rozdziału ^^ link : ROZDZIAŁ 48. :)
Natomiast prezent ode mnie dla was.. Tu się zastanawiałam, czy nie udostępnić nowego rozdziału. Jednak zdecydowałam się na coś innego. Mianowicie piszę nowe opowiadanie! Już za jakiś miesiąc pojawią się szczegółowe informacje :)


Jeszcze raz dziękuję za bycie ze mną przez ten rok <3
Kocham was! <3


Syl xx


                                                                                                                   
P.S. Zakładka ROZDZIAŁY uaktualniona :)

24 czerwca 2014

48.


*** Niall    ***

Obudziłem się wcześnie rano, to aż dziwne po operacji, ale nic nie poradzę, że jestem głodny. Nie mogłem podnieść głowy, nawet lekko, ciążyła mi. Leki chyba wciąż działają. Ręką macałem po szafkach obok i wreszcie znalazłem to, czego szukałem. Przycisk. Po chwili przyszła pielęgniarka i z szokiem spoglądała na mnie.
- Jak się pan czuje?
- Całkiem nieźle, ale jestem głodny- wtedy się cicho zaśmiała.
- To dobry znak, a jak głowa? Boli czy nie?
- To zaskakujące, ale nie- aż sam się uśmiechnąłem.
- Świetnie. Za jakąś godzinę, gdy leki przestaną działać zabierzemy pana na kilka badań by sprawdzić, jak pan teraz funkcjonuje, porównamy to ze starymi wynikami badań.
- Dobrze- posłałem jej uśmiech- A niech mi pani powie, mogą mnie odwiedzać?
- Tak, zadzwonić po kogoś?
- Jakby pani mogła zadzwonić do Liama Payna, byłbym wdzięczny.
- Zaraz zadzwonię- odsłoniła żaluzje i wyszła z sali delikatnie zamykając drzwi. Westchnąłem głęboko i mimowolnie ziewnąłem. Po chwili w moim umyśle pojawiła się myśl, że nie wszyscy w tym momencie są bezpieczni. Sylvia. Martwię się o nią, bardzo, nie wyobrażam sobie, jak ona cierpi. Chciałbym ją teraz mocno przytulić i powiedzieć ‘Hej, jestem zdrowy, dzięki Tobie’. Łzy zebrały się w moich oczach, ale szybko je wytarłem.
Przypomniał mi się właśnie nasz wypad na golfa, co prawda była to dość dziwna randka, ona z dwoma facetami, ale i tak było fajnie. Wtedy była taka roześmiana i bezpieczna.. Zaraz mnie szlag trafi!

- Panie Horan- moje przemyślenia przerwała pielęgniarka- Pan Payne będzie tu za jakieś pół godziny.
- Świetnie. A dostanę coś do jedzenia?

*** Harry ***

- Mocniej!
- Staram się!
- Staraj się bardziej!

Ben zaczyna mnie wkurzać. Ciągle się na mnie drze, nawet jak zrobię coś dobrze. Chłopaki śmieją się pod nosem, bo oni mają mniej chorych nauczycieli. Że też ja muszę być uczniem tego frajera. Ale jak to tłumaczył mr.Hamilton ‘Jesteście w podobnym wieku’. Tsa, fajnie, że tak dobierają nauczycieli. Westchnąłem po raz kolejny i dałem upust złości serwując Benowi serię ciosów, na przemian prawy i lewy sierpowy. Był w szoku.
- Harry, stać Cię na więcej- powiedział z tym swoim uśmieszkiem na twarzy.
- Zamknij się. Daję z siebie wszystko.
- Moja babcia ma mocniejszy cios.
- Mój kot ma lepsze teksty- dobra Harry, to nie było zbyt mądre, teraz pół Sali się z Ciebie śmieje. Zwiesiłem głowę, ale wtedy nagle przyszedł mi genialny pomysł do głowy- Wyzywam Cię. Na pojedynek.
- Uuuu- usłyszałem szum wokół nas, tamten stał z bezczelnym uśmiechem, palant.
- Ben, oszczędź chłopaka- podeszła do niego jakaś szczupła brunetka- Nowy jest.
- Sam chce- wzruszył ramionami a wtedy brunetka ze śmiechem podeszła do mnie i szepnęła ‘łokcie to jego słaby punkt’
- Powodzenia młody- i odeszła, a ja stałem jak wryty, pomaga mi? No i dobrze, chociaż ktoś tu mnie lubi.
- Liam, bądź sekundantem- krzyknąłem cicho.
- Nie mogę, jadę zaraz do Nialla.
- Dobra, to Zayn.
- Z przyjemnością.
- Mój ból sprawi Ci radość, prawda?- zaśmiałem się.
- Pewnie- poklepał mnie po plecach- Ale jego cierpienie sprawi mi jeszcze większą. Skop go!
- Dzięki- wszedłem na ring, podano mi rękawice i te śmieszne zęby, na wszelki wypadek. Ben z niechęcią je założył. A więc jest pewny siebie, ale ja też.
Usłyszałem jak chłopaki skandują moje imię, kilku agentów też się dołączyło, Ben był wściekły.
- Zacznijmy już –warknął groźnie, a wtedy Zayn walnął w taki mały gong. Facet od razu skoczył do mnie, ale zrobiłem unik. Potem przeturlałem się po podłodze i wykonałem cios w jego kolano. Ale to go nie ruszyło. To nie chodziło o kolano? Spojrzałem na tamtą agentkę, która właśnie walnęła się w czoło. ‘łokieć’ odczytałem z ruchu warg, pokazała też na swój łokieć. Przez to zamyślenie nie zdążyłem się uchylić i dostałem mocnego lewego sierpowego, przewróciłem się na plecy i od razu przeturlałem w lewo by uciec. Ben czekał na mnie aż wstanę, chyba nie chce mnie skopać. Ja tam bym go skopał. Na jego ustach wciąż błąkał się zarozumiały uśmieszek, ale tłum i tak skandował moje imię. Weź się w garść Styles, pokaż kto tu jest prawdziwym mężczyzną. Okrążaliśmy się chwile a potem nagle wykonałem zwód w prawo i przyłożyłem mu najpierw w twarz, potem w brzuch a na końcu w łokieć. Ben osunął się na ziemię, wtedy lekko walnąłem go w głowę. Leżał na ziemi. Oł yee, kto wygrał? Wielki Styles!
- Brawo młody- brunetka podeszła do mnie, wyciągnęła dłoń- Jestem Liza, agenta 301.
- Dzięki, jestem Harry, na szkoleniu.
- Pokazałeś mu.
- Tylko dzięki Tobie mu dowaliłem, dzięki za radę.
- Do usług- zaśmiała się, jest w tym tak podobna do mojej księżniczki- Może jutro ja Cię będę trenowała?
- Pewnie- uśmiechnąłem się- Zresztą, Ben pewnie i tak by mnie już nie chciał szkolić.
- No raczej.
- Hej, Hazz, stary!- usłyszałem krzyk Zayna.
- Wybacz, wołają mnie- ale się zrobiło niezręcznie.
- Nie szkodzi, leć- z uśmiechem oddaliła się ode mnie. Coś jest w tej dziewczynie, tak bardzo przypomina moją Sylvię.
- No co jest?- zapytałem radośniej niż zamierzałem.
- Co Ty, zgłupiałeś?
- Nie miałem go pobić?
- Nie o tym mówię – Zayn walnął się w czoło- Czemu flirtujesz z tamtą laską, skoro masz Sylvię?
- Właśnie? Wyglądałeś, jakbyś miał się na nią zaraz rzucić.
- Ej, luz, ja wiem, że mam Sylvię, kocham ją. I wcale nie flirtowałem, tylko gadaliśmy.
- Ty tak z laskami nie gadasz- znowu Louis się mnie o wszystko czepia.
- To już nie można z ludźmi rozmawiać?- wkurzony oddaliłem się od nich i ruszyłem w stronę łazienki, muszę się umyć. Chyba śmierdzę.

*** MI6, wtorek 4.05.2013, godz. 14 ***

- Szefie- agent Z bez pukania wszedł do gabinetu- Mamy list z policji.
- Mają coś?
- Nie wiem, nie otwierałem, dopiero przyszło.
Mężczyzna ubrał rękawiczki, tak jak agent Z, i otworzył kopertę. Z środka wypadła mała karteczka. Powoli ją otworzył i ujrzał na niej znajome mu pismo, odczytał na głos napis.
- Sofia Zielenko.
- Kim ona jest szefie?
- To moja była znajoma. Kiedyś była agentką.
- Skoro wiemy, kto ją porwał to teraz trzeba ją tylko znaleźć.
- To może nie być łatwe- mężczyzna westchnął- Po tym, jak wyrzucono ją z agencji zmieniła dane i wyjechała, tyle wiem.
- Szefie, to i tak już coś. Sprawdzę w bazie danych zmiany nazwisk kobiet w Rosji w przeciągu ostatnich dziesięciu lat. Jak coś ustalę to przyjdę.
- Do roboty Z.
Mężczyzna był w szoku, ale przeraził go fakt, że Sofia coś pamięta, a skoro pamięta jego to pamięta też agencję. Jakim cudem pamięta?
Odwrócił fotel w stronę okna i podziwiał Londyn. Mimowolnie zastanawiał się nad swoim życiem. Gdy był młodszy wszystko było łatwiejsze, dużo prostsze i niczym nie musiał się przejmować. Jak jeszcze służył to robił to z całych sił, był dobry. Przez Sofię wszystko się skończyło, musiał przejść na emeryturę. Po dwudziestu latach służby musiał porzucić to, co kocha. Pojedyncza łza spłynęłam po jego policzku, jak oglądał swoje zdjęcie, gdy odbierał medal od królowej za kolejną udaną misję. Obecnie nie ma już takiej tradycji, szkoda, bo młodzi agencji byliby jeszcze wydajniejsi, ale królowa ma swoje lata.
Wstał i podszedł do szafki z alkoholem, rzadko z niej korzystał, ale dzisiaj czuł, że nie da rady bez jednej, czy dwóch, szklanek Burbona z lodem i colą. Albo bez samego Burbona z lodem. Gdy napełnił szklankę usiadł z powrotem na fotelu, upił łyk alkoholu i czuł, że się odpręża. Tego potrzebował od dawna.

*** Harry ***

Jest po 15, a ja się nudzę. Dzisiaj nie mamy więcej treningów, bo jest jakieś zamieszanie i agenci mają przydzielone zadania. Większość z nich i tak jest zajęta swoimi misjami, a reszta pomaga przy akcji odbicia Sylvii. Ubrany w moje czarne jeansy i czarną koszulkę z logiem The Rolling Stones oraz białe Conversy zszedłem po schodach prowadzących na wysepkę, gdzie znajdowało się główne miejsce agencji. Skierowałem się w stronę znajomej brunetki, która z uśmiechem przywitała mnie, gdy tylko znalazłem się obok.
- Cześć- przywitałem ją grzecznie.
- No cześć. Fajna koszulka, lubisz ten zespół?
- Dzięki- uśmiechnąłem się- Tak, a Ty?
- Tak- roześmiała się, kurde, ona ma identyczny śmiech jak moja Sylvia!
- Co takie zamieszanie?- zapytałem, gdy zrobiło się dziwnie cicho.
- Przyszła wiadomość z policji. Wiem na razie tyle, Z ma nam podrzucić nowe dane, ale sam jeszcze szuka.
- Kim jest Sofia Zielenko?- z trudnością przeczytałem to nazwisko, dziwnie brzmi.
- Harry- westchnęła- Nie mieszaj się.
- Mówisz, jak Sylvia. Martwisz się o moje bezpieczeństwo, ale ja i tak się dowiem- powiedziałem bojowo, więc dziewczyna odsunęła się ode mnie i wskazała na wolne krzesło. Oboje usiedliśmy i skierowaliśmy swoje twarze w stronę ekranu komputera. Wyświetlało się na nim mnóstwo informacji, przytłaczało mnie to, ale nie poddałem się i obserwowałem pracę Lizy.
- Macie jej zdjęcie?- palnąłem jakoś tak niekontrolowanie- Bo póki co, tylko jej szukamy w bazie a mało znaleźliśmy.
- Nie wiem, czy są jakieś zdjęcia, ale poszukam- odparła z uśmiechem i zaczęła otwierać kolejne strony, wpisywała kody i wyświetlały jej się państwowe strony z informacjami o różnych osobach, aktualnie jesteśmy na rosyjskiej podstronie. Nic nie rozumiem, więc po prostu będę obserwował.
- Mam- powiedziała wreszcie po jakiejś dobrej godzinie- Znalazłam starą bazę danych agentów wywiadu rosyjskiego, ciężko było się włamać, ale dałam radę. Na liście znalazłam jej dane i ta dam, oto ona.
- Nawet ładna- stwierdziłem po namyśle.
- Na tym zdjęciu ma ponad 30 lat- Liza się cicho zaśmiała, odkaszlnąłem.
- Nie ważne- przejąłem myszkę od lekko zbuntowanej agentki i zacząłem szukać czegoś w spisie ludzi.
- Co robisz?
- Powinna być zarejestrowana jako obywatelka jakiegoś kraju, prawda? Poszukamy w każdej bazie i wkońcu ją znajdziemy, razem z adresem zamieszkania.
- Genialne! Dobry plan, Styles, nadajesz się- poklepała mnie po ramieniu z uśmiechem.
- Każdy mi to mówi.

*** Zayn ***

Po treningu zamknąłem się w pokoju i pisałem z Perrie, jak jej trasa; tęsknię za nią. Utrzymujemy ciągły kontakt, a teraz muszę ją okłamywać, bo pyta o Sylvię. I ciągle tylko ‘Ona nigdy nie ma przy sobie telefonu!’ Co ja mam jej mówić? Nie powiem, że ją porwali, więc kłamię. Eh, okłamuję moją dziewczynę, świetnie.
Zadzwoniłem też do Liama, chciałem dowiedzieć się o stanie zdrowia naszego głodomora. Niall ma się świetnie, wszystkie badania w normie i już w czwartek będzie można go wypuścić. Podobno Nialler nakrzyczał na kucharki, bo kiepsko gotują i zaczął płakać, bo nikt nie robi tak dobrej jajecznicy na bekonie jak Sylvia.. Widać, że się przywiązał, a biedny bezsilny leży w szpitalu. Liam siedzi przy nim od kilku godzin, pilnuje go i na każdym kroku przypomina o braniu leków, wróci dopiero wieczorem. Dochodzi 17, a mi się powoli nudzi, napisałem Pezz, że idę pobiegać. Ta, ja i bieganie, moja kochana powinna wiedzieć, że ja nie biegam. Ale napisała ‘to do wieczora’, więc chyba coraz lepiej wychodzi mi kłamanie. Przebrałem się jeszcze w moje ulubione czarne dresy, białą koszulkę z nadrukiem i ubrałem do tego czarne Supry. Wyszedłem z pokoju i od razu zostałem staranowany. Mnóstwo tajniaków biegało po korytarzu. Co się dzieje?
Zjechałem windą na dół i po wyjściu z niej skierowałem się do pomieszczenia, które interesuje mnie od samego początku. Szklany Pokój. Tak naprawdę ściany są zrobione z lustra weneckiego, Cool!
Podszedłem do drzwi i pociągnąłem za klamkę, ale nic. Dopiero teraz spojrzałem w prawo, gdzie jest urządzenie otwierające drzwi. Ale nie znam pinu! Nagle zauważyłem jednego agencika idącego w moją stronę, czyli idzie do tego pomieszczenia, bingo. Ruszyłem mu naprzeciw rzucając krótkie ‘cześć’ i gdy tylko go minąłem obróciłem się za siebie i zobaczyłem kod, który wpisuje.
6579.
No Zayn mistrzu, jesteś najlepszy. Zaraz po nim wstukałem ten kod i drzwi się otworzyły. Wolno je uchyliłem i powoli przekroczyłem próg. WOW, w środku jest niesamowicie. Mnóstwo komputerów najnowszej generacji, jeden wielki ekran na końcu sali i główny komputer sterujący, który znajduje się na specjalnym podeście. To miejsce wymiata!
Z zafascynowaniem rozglądałem się po pomieszczeniu, gdy nagle ktoś mnie zaczepił.
- A Ty czego tu szukasz?- chłopak spojrzał na mnie nieufnie, w sumie się nie dziwie.
- Eee- próbowałem wymyślić, coś na szybko- Wzywano mnie.
- Że niby kto Cie wezwał?- teraz to jestem pewien, że on zaraz wyjmie broń. Jak się nazywał tamten agent? Kurwa.
- Wzywał mnie agent Yyyy… - no myśl Zayn, myśl… mam!- Agent Z.
- Po co?
- Bo ja wiem, wzywał i tyle- udało się, Oł yea, jestem wielki.
- Siema Z- podszedłem do gościa zajmującego najfajniejsze miejsce tutaj.
- A Ty co tu robisz?- spojrzał na mnie zdziwiony.
- Mam Ci pomóc. Tamten facet mnie prosił- za cholerę nie pamiętam jak się ich szef nazywa.
- Mr. Hamilton?
- Ta, ten- machnąłem ręką- Mogę się przydać.
- Znasz się na znajdowaniu ludzi?
- Chyba- wzruszyłem ramionami.
- Dobra- westchnął- Możesz tu być, ale niczego nie ruszaj bez mojej zgody.
- Jasne- uniosłem bezbronnie ręce w górę i zacząłem przyglądać się pracy agenta- Czego konkretnie szukasz?
- Kobiety o nazwisku Zielenko- ale Ci ludzie mają porąbane nazwiska.
- Przeszukałeś bazę?
- Tak, każdą- podrapał się po brodzie- Nie ma jej nigdzie.
- A macie jej DNA? Tak byście ją znaleźli- powiedziałem od niechcenia.
- Malik! Masz łeb- chwycił mnie za ramiona i potrząsnął mną, Au.
- Ta, wiem- uśmiechnąłem się szeroko.
- Agencie 389!
- Tak?- przybiegł do nas chłopak mniej więcej w wieku Lou.
- Przyprowadź tu osobę nadzorującą grupą Beta.
                                                                                                                    
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
10 KOMENTARZY = 49 ROZDZIAŁ
 
P.S. Uwielbiam was trzymać w napięciu XD
Syl xx

20 czerwca 2014

47.


***   Sylvia               ***

Jestem uwięziona w tym cholernym miejscu już tydzień. Najdłuższy i najbardziej męczący tydzień w moim życiu. Nie mam nawet siły wstać i iść do łazienki, muszą mnie tam nieść. Przez to, że jestem pyskata obrywam i cierpię niepotrzebnie, ale ja inaczej nie umiem! Jakoś muszę się bronić, chociaż teraz to nawet nie mam szans by uciec. Ale mam plan. Justin obiecał mi pomóc. Niestety dopiero dzisiaj wcielimy go w życie. O ile mnie nie zabiją nim Justin tu przyjdzie. Ostatni raz dostanę od niego pomoc, dzisiaj wylatuje do Irlandii. I moja sielanka się zakończy. Haha.
- Masz kartkę i długopis?- szepnęłam gdy tylko przyszedł.
- Jasne. Specjalnie wziąłem kurtkę, nic nie widać.
- Dobra, dzięki- nabazgrałam na kartce Sofia Zielenko, złożyłam ją w małą kosteczkę i podałam chłopakowi, ten schował ją do małej kieszonki.
- Długopis muszę zepsuć i tu zostawić, tyle tu gruzu, nie zauważą go a lepiej być ostrożnym.
- Dzięki za pomoc- uśmiechnęłam się do niego, usiadł obok mnie na materacu.
- Gdyby nie ja nie musiałbym Ci pomagać, przeze mnie tu jesteś.
- Hej, ale wyjdę stąd. Dzięki Tobie mnie znajdą- moja zmęczona głowa samoczynnie wylądowała na jego ramieniu, nie miał nic przeciw temu.
-Najważniejsze, żebyś żyła- położył mi woreczek z jedzeniem na kolanach- Dobrze, że mogę Ci jedzenie przynosić. Inaczej byś umierała z głodu.
- Tsa- zamknęłam oczy- Jestem śpiąca.
- Może odpocznij a ja już pójdę i załatwię tę sprawę?
- Kiedy masz lot?
- Wieczorem, za jakieś 10 godzin.
- To może faktycznie lepiej idź. Jeszcze raz dzięki.
- Do usług – położył mnie delikatnie na materacu i przykrył kocem, który przynieśli mi w czwartek w zeszłym tygodniu, nie jest ciepły, ale to zawsze coś. Po chwili słyszałam echo kroków, a za chwilę nic. Nie minęło sporo czasu nim zapadłam w sen.

*** Justin  ***

Jestem głupi, byłem głupi i będę głupi, bo nie umiem zapanować nad sobą. Gdybym nie popełnił jednego błędu dwa lata temu dzisiaj ona byłaby bezpieczna, wszyscy by byli. Ale nie! Oczywiście musiałem jak zwykle namieszać i zrujnować życie sobie i innym. Przynajmniej jakoś jej odpłacę krzywdy i może nareszcie ją uratują, bo póki co agencja ani policja nic nie robi. Cholerni pozerzy. Obiecałem jej wysłać ten list policji, tamci przekażą go na pewno agencji. Zadbałem o to, żeby wiedzieli komu dostarczyć. Chociaż tak naprawię błąd. Kartkę wsadziłem do koperty i razem z resztą listów wrzuciłem do skrzynki. Dlaczego tak późno jej pomagam? Jestem cały czas na celowniku paparazzich, to byłoby dziwne, gdybym wrzucał do skrzynki w Londynie tylko jeden list, więc czekałem do niedzieli, gdy dostałem jedną większą porcję listów od fanów i na większość odpowiedziałem. Między nie włożyłem to dla policji i wrzuciłem do skrzynki. Oby ją uratowali nim będzie za późno. A z jej uporem i ich siłą to nie wiadomo jak długo ona jeszcze wytrzyma. Mam nadzieję, że jak najdłużej.
Napisałem chłopakom pożegnalnego sms’a i życzyłem powodzenia w poszukiwaniach i napisałem, żeby dali znać, jak ją znajdą. Muszę dbać o dobre relacje z nimi, nie chcę, żeby wszyscy wiedzieli o mojej ciemnej stronie.

***   Harry                ***

Za chwilę oszaleje. Praktycznie nie przespałem żadnej nocy od kiedy ją porwali, jak już to sypiam bardzo źle, mam koszmary i cholernie za nią tęsknie. Nie wiem, gdzie jest, co się z nią dzieje i czy wogóle żyje. Co ja gadam, na pewno żyje, moja księżniczka jest silna. Da radę.
Od środy włącznie trenujemy całymi dniami, ale ja wiem czemu- odciągają naszą uwagę. Nic nie mają i nie chcą nas denerwować, ale ja wiem, że coś jest nie tak. Nie informują nas o niczym, Liam jest takim kłębkiem nerwów, że zaczyna mieć różne tiki. Na przykład czasem drży mu powieka, gdy jest w dużym stresie albo zdarza mu się co chwilę wystawiać palce, to strzykanie jest wnerwiające..
Ale z Niallem wcale nie jest lepiej. On ma schizy, ja sam się sobie dziwię, że jeszcze się trzymam. Chociaż jestem przewrażliwiony i nikt w pobliżu mnie nie może nic spokojnie zjeść. Niall dodatkowo dzisiaj rano wyjechał na operację, ten tydzień był dla niego najbardziej stresującym w życiu.

Najśmieszniejsze jest to, że nawet Ben nie chce nam zdradzić, co się dzieje. To się robi wkurzające a ja czuję, że jeśli za chwile nie zobaczę mojej pięknej księżniczki to kogoś skrzywdzę. Tak, przez te lekcje samoobrony zrobiłem się trochę agresywny, ale no kurwa, ile można przygotowywać plan jak uratować jedną osobę?! W dodatku dzisiaj mija tydzień od kiedy ją porwali a właśnie tyle agenci dawali sobie na znalezienie jej. Jeśli się poddadzą to chyba ich pozabijam, nie zawaham się.

- Ben, hej, macie coś?- udało mi się wreszcie go znaleźć, biblioteka hah.
- Harry, nie teraz- wyminął mnie, ucieka tchórz.
- Do cholery Ben! Powiedz mi cokolwiek!
- Harry, słuchaj, nie mogę- przeczesał dłonią włosy- My prawie nic nie wiemy.
- Macie jakieś wiadomości od tej mafii?
- Harry..
- No gadaj, stary, ja się o nią martwię- mam już łzy w oczach, zaraz zacznę ryczeć.
- Dobra- chwycił mnie za ramię i pociągnął w odleglejszy kąt w bibliotece- Mamy jedną wiadomość. Napisali, że mamy 72 godziny na dostarczenie im pieniędzy.
- Ile?- przełknąłem gulę w gardle, o matko jak tu duszno, tamten westchnął.
- 5 miliardów funtów – ŻE ILE?!
- Nie da rady skombinować tylu pieniędzy w trzy dni!- załamałem się. Przecież to oznacza jej koniec.
- Wiem- westchnął i stanął pod oknem. Ale chwila.
- Kiedy przyszła ta wiadomość?- moje pytanie zawisło w powietrzu.
- Wczoraj.
- I nic nie robicie?!
- Staramy się, ale nie jest łatwo zdobyć tyle pieniędzy- on też się wkurzył, aż zacisnął pięści.
- Ile macie?
- 100 milionów, ale nie damy rady uzbierać więcej w tak krótkim czasie.
- Królowa niech wam pożyczy!- ot genialny pomysł.
- Nie możemy brać pieniędzy ze skarbca państwa.
- Ale byśmy ją uratowali!- chwyciłem go za koszulę i ścisnąłem przy samym gardle.
- Nie mamy pewności, czy jeszcze żyje.
- I mówisz to tak spokojnie! Ja zaraz Cie zabiję!
- Co to za krzyki? Harry? Puść go.
- Nie Liam, nie mogę, on zasługuje na najgorsze traktowanie.
- Zostaw go albo ja zrobię Ci krzywdę. Nie każ mi Cie krzywdzić, stary.
- Dobra- z impetem pchnąłem go na ścianę, otrzepał się i po prostu wyszedł.
- Co Ci zrobił?- brunet podszedł do mnie i położył uspokajająco dłoń na moim ramieniu.
- Powiedział, że ona nie ma szans na przeżycie.
- Co?!- aż oczy mu się powiększyły.
- Porywacze zażądali 5 miliardów funtów, oni nie dadzą rady tyle zebrać.
- Mogłeś mówić wcześniej! Pomógłbym Ci zabić frajera!- zacisnął obie dłonie w pięści.
- Teraz już za późno- westchnąłem i zjechałem po ścianie w dół.
- My mamy sporo funduszy.
- Modest nam niczego nie da. Ledwo nam dają na ciuchy.
- Ale to nasze pieniądze.
- To idź gadaj z Willem. A nie sorry, on jest za miastem- przewróciłem oczami.
- Cholera- Li usiadł obok- A jak się trzymasz? Wiem, głupie pytanie.
- Liam, każdy z nas czuje się tak samo.
- I każdy się obwinia- zwiesił głowę.
- Musi być sposób, żeby ją znaleźć.
- Teraz tylko cud jest potrzebny.

***   Sylvia        ***

Moja głowa, jeszcze jedno uderzenie i moja czaszka pęknie na pół.
- Gadaj królewno, a nie będzie Cie bolało.
- Spierdalaj- powiedziałam mu wolno i wyraźnie.
- Jeszcze tego pożałujesz!- tak po prostu wyszedł. Aha? Splunęłam krwią i zaczęłam analizować, jak bardzo ucierpiałam. Rozcięta warga, łuk brwiowy rozwalony i kilka siniaków. Jak ja się ludziom pokażę? Chociaż w trumnie to mi i tak bez różnicy.
Moją wolnością i spokojem nie nacieszyłam się zbyt długo. Po dwóch minutach wrócił Dymitr z jakiś gościem i przyciskiem na pilocie spuścili hak niżej. Dymitr rzucił część liny na ziemię i zaczął kombinować przy haku.
Chwilę się grzebali a po chwili tamten drugi podszedł do mnie i przerzucił sobie przez ramię. Zaczęłam się szarpać, ale co ja poradzę, że jestem związana. Postawił mnie na miejscu pod hakiem i rozwiązał ręce. Ale nim się obejrzałam unieśli moje ręce w górę, związali sznurem i przeczepili do haka. Kurwa. Teraz to zaczęłam się wyrywać i spróbować jakoś odhaczyć. Nic. No nie wierzę.
- To teraz się pobawimy- powiedział kolega i zmierzył mnie dziwnym uśmiechem.
- Odpowiesz na pytania to nic Ci się nie stanie- zaczął Dymitr.
- Ale jeśli nie odpowiesz – zaczął podrzucać w rękach kij bejsbolowy. Kurwa.
- Nic wam nie powiem. Nie złamaliście mnie wcześniej i nie złamiecie teraz- tak, nadal jestem pewna siebie, chociaż nie ukrywam, obawiam się, że dzisiaj umrę.
- Masz trzy szansy. Pytanie numer jeden- zaczął Dymitr i podszedł bliżej- Z kim współpracujecie?- a ja zamiast odpowiedzieć kopnęłam go w twarz, mimo złączonych stóp daję sobie radę- Nikolas!- o kurwa, ale boli! Dostałam w brzuch z metalowego kija, wyglądał na drewniany! Zaczęłam się dusić, nawet nie mogę złapać głębszego oddechu. Gdy ustabilizowałam oddech zadał mi ponownie pytanie, milczałam i ponownie dostałam w brzuch, ale już lżej. Za trzecim razem też nic nie powiedziałam, więc dostałam nagrodę. Czaicie sarkazm?
- Słuchaj królewno- Nikolas podszedł do mnie i dotknął mojej twarzy, fuj- Mów a nie będzie bolało.
- Nic. Wam. Nie powiem- mówiłam w przerwach, bo trudno mi się łapie oddech, ciekawe czemu?
- Kolejne pytanie..

Ta zabawa trochę trwała, ale nic im nie powiedziałam. Niestety za każdym razem obrywałam w brzuch, w nogi, ale nigdy w głowę. Niech może najlepiej przyniosą gilotynę i skończą moje męki.
- Wiecie, co wam powiem?
- O, królewna będzie mówić.
- Wypchajcie się- splunęłam na nich krwią a wtedy dostałam mocny prawy sierpowy i straciłam przytomność. Niestety nie wyłączyłam się do końca i czułam każde uderzenie, każdy cios. Nie mogłam nic zrobić, bo opadłam z sił a mój organizm odmawiał posłuszeństwa. Nagle przerwali torturowanie mnie, usłyszałam ciche szepty, myślałam, że wreszcie odpuszczają, ale wtedy poczułam, że ściągają mnie z haka i kładą na materac. Extra, odpocznę sobie, pomyślałam. Ale wtedy któryś z nich zaczął mnie rozbierać. Wiem, że łzy wypływały z moich oczu, ale niczego nie mogłam kontrolować. Po chwili byłam naga, usłyszałam jeszcze śmiechy a potem ból. Nic bardziej nie boli od gwałtu. Miałam ochotę krzyczeć, ale byłam jakby martwa. Na moje nieszczęście umysł wciąż pracował i rejestrował wszystko, co się dzieje. Chyba wolałabym być teraz martwa albo nie przytomna, oszczędziłabym sobie tego. Mężczyzna był brutalny i obawiam się, że moja psychika tego nie zniesie. Gdy skończył poczułam…ulgę? Chyba tak, tak to można określić. Ale wtedy znowu poczułam ogromny ból, gdy drugi z nich bez ogródek wbił się we mnie. Czuję, że moja twarz jest cała mokra od łez, dodatkowo wszędzie jest zapach krwi. Nagle ciemność zaczęła się rozmywać, od szarości jaka panowała aż do czerni, przechodziłam stadia omdlenia. Czułam wszystko, byłam w miarę świadoma, a po chwili nie było nic, tylko błoga pustka.
 Czy ja umarłam?
                                                                                                                                                                          

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
 
10 KOMENTARZY= ROZDZIAŁ 48 :))))

08 czerwca 2014

46.


***     Sylvia                   ***

- Pytam po raz ostatni! Gdzie jest wasza baza?!
A ja kolejny raz nic sobie z tego nie robię. I kolejny raz dostaję mocno w twarz. Już nawet nie czuję bólu, staram się wyłączyć, ale momentami jest ciężko.
- Słuchaj, królewno- podszedł bliżej- Jeśli mi czegoś za chwilę nie powiesz to ktoś zginie.
- Słuchaj, frajerze – zrobił groźną minę- Jeśli mnie nie wypuścisz to pożałujesz, że mnie dotknąłeś.
- Zaczynasz mnie wkurwiać!- o mało krzesło znów się nie przewróciło pod wpływem jego siły. Cholera, ja już dłużej nie dam rady, prędzej tu umrę niż mnie uwolnią.
- Ty mnie też!- ze śmiechem odsunął się ode mnie i zniknął w ciemności. Na dodatek żarówka zaczyna mrugać, czyli niedługo zgaśnie. Jakby tu było za dużo światła. Westchnęłam i zwiesiłam głowę w dół. Niech ta głupia krew wreszcie przestanie lecieć z mojego nosa.
- Podnieś głowę- on jest pierwszym, którego skrzywdzę, jego spokojny głos mnie irytuje. Po tylu godzinach tortur oczekuje ciszy, a nie jego.
- Nie- warknęłam.
- Martwa się nie przydasz.
- Dobra- lekko uniosłam głowę, a Justin zajął się moją twarzą, syknęłam.
- Wybacz. Wiesz- dotknął lekko mojego podbródka- Chyba masz złamany nos.
- Świetnie. Będzie mniej bolało.
- Sylvia- westchnął- Współpracuj to nie będą Cie tak katować.
- Nic im nie powiem. Nie po to zostałam agentką, żeby wygadywać wszystkie tajemnice.
- Chociaż postaraj się nie oberwać, okey?- uśmiechnął się pocieszająco. Kurwa, jak on mnie teraz denerwuje.
- Idź już- obróciłam głowę w bok, akurat zadzwonił mu telefon.
- Tak?- zapytał rozmówcy, ale nie oddalił się ode mnie- Jestem w hotelu, coś się stało? Nie żartuj!- ktoś mu coś tam tłumaczył a on miał kamienną twarz- Przyjadę do was jak tylko się ogarnę. Na razie.
- Mamusia się stęskniła?
- Nie. Harry dzwonił. Powiedział mi o Twoim porwaniu, bał się o mnie.
- Cały Harry, widzi dobro w każdym.
- Ty też je we mnie dostrzegłaś.
- I to był mój błąd. Zaufałam niewłaściwej osobie.
- Muszę iść- odwrócił się w kierunku wyjścia,
- Stój. Powiedz mi chociaż która godzina.
- Dochodzi dziesiąta.

***     Harry          ***

Cały wczorajszy dzień spędziliśmy na sprawdzaniu baz danych każdego uczestnika afterparty i nic szczególnego nie znaleźliśmy. Opisałem im tego faceta, ale cały czas go szukają. Dzisiaj środa, a my nadal nic nie mamy. Jestem bezsilny a moja księżniczka jest w jakimś miejscu i cierpi. Mam ochotę krzyczeć, ale nie mogę teraz okazać słabości. Muszę być oparciem dla chłopaków.
- Liam, idź spać. Dzisiaj nie spałeś- klepnąłem go w ramię.
- Ja nie zasnę z tych nerwów. Harry, bardzo się boję.
- Jak każdy, ale zrozum, zmęczony nie pomożesz. Przyjdę po Ciebie za dwie godziny.
- Eh, no dobra- wstał z miejsca i ruszył w stronę windy.
- Dobra chłopaki- przyszedł do nas Ben- Jeśli już tu jesteście to trzeba to jakoś wykorzystać.
- Co możemy zrobić?- Niall zabrał głos.
- Bardziej co agencja może zrobić dla was.
- Nie rozumiem- Louis i jego inteligencja czasem dobijają, ale to dobry facet.
- Załatwimy wam przyspieszony kurs samoobrony.
- Po co?- okey, teraz się boję, czemu musimy przez to przejść.
- Nie wiadomo, czy ktoś was nie będzie próbował zaatakować. Mimo ochrony mogą się do was dostać.
- Dobry pomysł- Zayn zatarł ręce- To kiedy zaczynamy?
- Za pół godziny. Chodźcie, pokaże wam szatnię, tam się przebierzecie i widzimy się później na sali treningowej. Piąte drzwi na lewo od łazienki.
- Dla Sylvii.

***     MI6, środa godz.14        ***

- Szefie, mamy już coś z policji?
- Nie- mężczyzna sortował właśnie jakieś dokumenty- Nie było nawet przesłuchania.
- Dlaczego?- agent 415 stał wyraźnie wkurzony.
- Mrs. Jenett wyjechała do Leeds.
- Kiedy?
- Jakiś tydzień temu.
-Hmm.- mężczyzna za biurkiem uważnie spoglądał na zamyślonego agenta, nie wiedział, czy to dobry znak- Mamy o niej jakieś informacje?
- Z ma o niej wszystko u siebie.
- To idę. Do widzenia.
Szef rozsiadł się wygodniej w fotelu, dręczyły go myśli i sumienie. W głębi duszy czuł, że ta gra była za łatwa, ale dopiero teraz zrozumiał, że stawka jest wysoka. Może stracić jednego z najlepszych ludzi, nie spodziewał się tego. Nikt się tego nie spodziewał. Teraz oczekuje informacji od mafii lada dzień. A agent 415 od poniedziałku w nocy chodzi cały nabuzowany i jest pewien, że gdy tylko spotka kogoś od nich to zabije na miejscu bez mrugnięcia okiem. Sylvia jest dla niego ważna i nie pozwoli jej skrzywdzić. Ma świadomość, że teraz cierpi, a to tylko potęguje chęć do szybszego jej odnalezienia. Gdy tylko znalazł się w biurze agenta Z naskoczył na niego.
- Wyświetl mi wszystkie informacje odnośnie mrs. Jenett.
- Spokojnie, już się robi- na ekranie pojawiło się mnóstwo notatek dotyczących tej kobiety, całe jej życie znajduje się przed oczami agentów.
- Musimy sprawdzić, czy nie miała kiedyś do czynienia z policją, z mafią, czy nie była zastraszana lub przesłuchiwana w jakiejś sprawie.
- Jak mi pomożesz będzie szybciej.
- Dobra, tylko znajdź mi wolny komputer.
- Ten na prawo, ma wszystkie dane, cała baza jest Twoja.

*** Justin   ***

Głupio mi, że pomagam tamtej kobiecie, ale nie mam wyjścia. Jeśli skrzywdziłaby Jazzy lub Jaxona albo mamę to nie darowałbym sobie tego. Jeśli chodziłoby tylko o chłopaków to już dawno byłoby po sprawie, bo mieli by kasę a chłopaki już chodzili na wolności. A tak niewinna dziewczyna jest jej więźniem i na dodatek mam ogromne wyrzuty sumienia.
- Stary, my też się przejmujemy, ale Ty wyglądasz gorzej od nas- Liam nie umie się powstrzymać jak widać, ale ma racje.
- Dzięki- zaśmiałem się krótko- Czyli policja nie ma żadnych informacji?
- Nic- Niall skwitował to smutnym uśmiechem- Martwimy się o nią.
- Ja też. I jeśli mogę jakoś pomóc- zaoferowałem się, bo tak trzeba. Na marginesie, ciekawe, czy oni wiedzą o niej i agencji. Hm.
- My nie możemy pomóc, więc Ty tym bardziej. Ale dzięki za chęci- Harry, tak bardzo bym Ci pomógł, tyle wiem, ale nie mogę… Kurwa.
- Słuchajcie, muszę spadać, mam jakiś wywiad za godzinę w radiu.
- Jasne, powodzenia. A kiedy wyjeżdżasz do Irlandii?
- W przyszłym tygodniu w poniedziałek.

***     Sylvia         ***

Zaraz dostanę szału!
Mam dość tego ciemnego miejsca, nie mogę się skoncentrować na niczym. Kurwa, muszę się stąd wydostać.
Póki co nie mam żadnego planu, ale coś wymyślę. Ale zastanawia mnie, że agencja nie zaczęła przesłuchiwać Jenett. Ona tu całymi dniami siedzi, no kurde, coś tu nie gra.
O, o wilku mowa.
- Wyspałaś się?
- Twoi znajomi nie dali mi się wyspać.
- Bo nie dałaś im informacji. Dlatego ja tu jestem.
- No tak logiczne- zaśmiałam się- Ty nie dałabyś rady mnie zabić- wtedy pożałowałam, bo jej uderzenie poczułam aż w palcach u stóp.
- Jednak jesteś głupia- zaśmiała się i zaczęła mnie okrążać- Zacznij mówić, a nie skręcę Ci karku.
- Wiem, że jestem Ci potrzebna żywa. I nie jestem głupia.
- Jesteś. Gdybyś nie była to już dawno byś uciekła. Czy nie tego was uczą?
- Skąd Ty możesz wiedzieć, czego nas uczą, jesteś sprzedawczynią ubrań.
- Tak mało o mnie wiesz- zaśmiała się i zaczęła bawić moimi włosami- Myślałam, że agencja naprawdę coś o mnie wie, ale teraz tylko potwierdziłaś moje przypuszczenia. Nic o mnie nie wiecie.
- Myli się pani- wrzasnęłam na nią, niech ona puści moje włosy!
- To jak się nazywam, skarbie?- zaraz jej przyłożę w ten wytapetowany ryj.
- Marie Jenett- wtedy jej śmiech mnie przeraził. Co do cholery?
- Nazywam się Sofia Zielenko.
- Coś mi mówi to nazwisko- zastanawiałam się na głos. Nie, to nie możliwe, ze to ona.
- Chyba mnie kojarzysz, co?- niech kurwa zostawi moje włosy, bo nie ręczę za siebie.
- Była pani współpracownicą mojego szefa jakieś dwadzieścia lat temu.
- Piętnaście- sprostowała i dalej mnie okrążała, jebany krążownik.
- Służyliście w Moskwie, tam mieliście swoją ojczystą bazę. Do cholery, pani była jedną z nas!
- Masz rację, byłam.
- O ile wiem, wyrzucono panią z agencji, ale wymazali pani pamięć. Jak to możliwe, że pani wszystko pamięta.
- Bo im się to nie udało. Nie jestem głupia, znam ludzi, którzy zabrali mi wszystko, co kocham. Wiesz, jak długo czekałam na zemstę? Teraz jest możliwa, a nie dam im tak łatwo mnie znaleźć.
- Co takiego się stało, że została pani wyrzucona? Za byle co tego nie robią.
- Wszystko przez miłość. Ona zaślepia.
- Coś o tym wiem- szepnęłam najciszej jak się da. Cholera, mnie też to może spotkać - Dobry agent wyzbywa się uczuć. Zasada numer..
- Zasada numer 3. Wiem. Ale mężczyźni mają w sobie coś dziwnego. To ich wina, wszyscy powinni zginąć.
- To dlatego porywacie i zabijacie samych mężczyzn? I dlatego zaczęliście w Rosji- teraz to ma sens, dlaczego wcześniej nikt na to nie wpadł.
- Przynajmniej Ty jesteś sprytna i zaczynasz rozumieć mój plan działania. I wiesz, nigdy nie jest za późno, żeby do mnie dołączyć.
- Więc tego pani chce- wyprostowałam się na krześle- Nie przyłączę się do pani misji, to bezsensu.
- Bezsensu to jest miłość, moja droga. Jeśli nie chcesz przeżyć wkrótce rozczarowania przyłącz się i pomóż zlikwidować każdego mężczyznę, który byłby w stanie skrzywdzić kobietę.
- Kto panią skrzywdził i jest pani kolejnym celem? Zakładam, że One Direction tu nie ma nic do rzeczy.
- Oni byli tylko przykrywką. Policja przekazywała wszystkie dowody do was, do agencji, a tam pewien mężczyzna główkował nad nimi i zastanawiał się, kto będzie celem i jak uratować Wielką Brytanię.
- Szef?- o kurwa.. to się porobiło. No i dlaczego to ja cierpię przez faceta? Nie dość się męczę z uczuciem do Harrego.
- Tak- rozmarzyła się- Alfred był miłością mojego życia, ale gdy mnie odtrącił nie wytrzymałam i wysadziłam bazę w powietrze.
- To dlatego służył tak krótko- to ma sens, na emeryturze jest od kilku lat, więc by się zgadzało, ciekawe, co mu zrobiła.
- Miał zginąć!- wrzasnęła, zauważyłam łzy na jej twarzy.
- Więc planuje pani go zabić?
- Nie tylko. Chcę zniszczyć całą agencję.
- Agencja nic pani nie zrobiła!
- Wyrzucili mnie – spojrzała mi głęboko w oczy- Agencja była dla mnie wszystkim, domem, rodziną.. Bez niej byłam nikim. A kiedy opracowałam plan moje życie nabrało sensu.
- Więc będzie pani nudno po spełnieniu swojego planu- żachnęłam się.
- Jest mnóstwo agencji na świecie złotko, jakoś sobie poradzę w życiu. Cholerna żarówka- wokół mnie panował mrok, słyszałam tylko oddalające się kroki, w głębi duszy wiedziałam, że nic dobrego nie przyjdzie z mojego porwania, ale muszę wytrzymać wszystkie tortury. Muszę też jakoś dać znać moim, żeby wiedzieli, co się szykuję. Szef musi wszystko wiedzieć. Cholera, potrzebny mi jakiś plan, na teraz. Myśl Sylvia, myśl. Cholera, nic!

- Przyniosłem jedzenie i żarówkę- a jednak mam plan, mój wybawca właśnie się zjawił.
                                                                                                                                                                 


CZYTASZ = KOMENTUJESZ

10 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ 47 :)))))
Tak, wracamy do dawnej metody ;)




04 czerwca 2014

45.


***      Harry         ***
Chodziłem zdenerwowany od stolika do stolika. Nie potrafiłem opanować drżenia rąk, to ten stres. Jakieś pół godziny temu wyszedł stąd ten agencik i  jak dotąd nie wrócił, a Liam płacze od tego momentu. Martwi się, zresztą jak każdy. Pomyślałem, że łatwo ją znajdą, skoro ma ten nadajnik. Jak ja się bardzo myliłem.
-Jestem – zdyszany agent wpadł do loży- Nie mam dobrych wieści.
- Co się dzieje?- biedny Liam zdobył się jedynie na szept.
- Sygnał z jej nadajnika jest niewykrywalny.
- Ale co to znaczy?- Niall, głupku jeden.
- To znaczy, że albo znajduje się w kosmosie- zrobił pauzę- Albo usunęli nadajnik.
- Da się go usunąć?- zapytałem w szoku.
- Tak, ale to bolesne. Nawet ze znieczuleniem.
- O mój Boże- Liam chwycił się za głowę i zemdlał.
- Niech ktoś przyniesie mokry ręcznik!- Zayn krzyknął na jakiegoś kelnera.
- Nie wierzę..- wyszeptałem cicho i usiadłem na sofie- Jak my ją teraz znajdziemy?
- Nie martw się stary- Niall poklepał mnie po plecach- Albo ona sama się uratuje albo agencja ją znajdzie.
- A jeśli nie?! Wiesz, co ta mafia robi?! Zabija! Rozumiesz? Zabija!
- Jej nic nie zrobią!- wydarł się na mnie.
- A jeśli?! Co jeśli nie zdążymy?!- rozpłakałem się.
- Spokojnie – Louis podał mi wodę z lodem- Oni się tym zajmą. Poza tym, o kim my mówimy- uśmiechnął się lekko- To jest Sylvia. Ona da radę.
- Mimo wszystko się martwię..
-To oczywiste- powiedział agent 415- Szkoda, że nie przewidzieliśmy, że ona może być celem.
- Ile mamy czasu?- Liam właśnie się ocknął.
- Jakiś tydzień.
***     Sylvia         ***
Obudziłam się z okropnym bólem głowy, czułam pulsujący ból w lewej nodze i byłam niesamowicie głodna. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam ciemność-najwidoczniej jestem w piwnicy albo innym ciemnym pomieszczeniu. Muszę zachować spokój i zapomnieć o bólu, bo nie rady przetrwać. Najgorsze jest to, że nie wiem gdzie jestem i jak poinformować agencję o tym porwaniu.
Nagle usłyszałam echo kroków, czyli miejsce, w którym się znajduję jest duże. Coraz bliżej mnie była owa osoba, jestem przygotowana na to, kogo zobaczę.
- Witaj- kobiecy głos przemówił, ale postaci nie widziałam- Jak się podoba Twój nowy dom?
- Jest świetny- powiedziałam ironicznie, odpowiedział mi jej śmiech- Po co właściwie mnie porwaliście?- zapytałam od niechcenia.
- Najpierw byłaś dla nas tylko przykrywką, ale teraz, gdy okazało się, jak cenna jesteś… Teraz dzięki Tobie, skarbie, się wzbogacimy i to podwójnie.
- Nikt wam za mnie nie zapłaci!- krzyknęłam wkurzona.
- Nie bądź tego taka pewna- podeszła kilka kroków bliżej.
- Pani Jenett- jak myślałam.
- We własnej osobie- ukazała mi szeroki uśmiech- Dziwne, że nie wpadliście na to wcześniej.
- Wpadliśmy- głupia po co jej to mówisz…
- Czyżby?- podeszła jeszcze bliżej.
- Tak. Od dawna jest pani pod obserwacją, śledzimy bilingi i znamy pani współpracowników.
- Więc jednak nie jesteś tak głupia na jaką wyglądasz- poruszyłam się na krześle, ta się zaśmiała- Kontakt był dobry, ale nie myślałam, że go odkryjecie.
- Gdyby nie ta informacja o lisie, nie odkryłaby, że mamy w agencji zdrajcę- wtedy kobieta roześmiała się o trzy tony głośniej, jej śmiech odbił się echem od ścian, mimowolnie zaczęła się nerwowo pocić.
- Ty myślisz, że aż tak bym ryzykowała?
- Wszystko by się zgadzało- powiedziałam wciąż będąc pewną siebie.
- Skoro i tak zginiesz- powiedziała od niechcenia i głupio się szczerząc- Młody, chodź tu.
Głowę skierowała w prawo, gdy to mówiła, słychać było kolejne echo kroków. Osoba znajdowała się bliżej z każdym krokiem. Napięcie wzrastało z każdą sekundą. Gdy ujrzałam jego twarz, nie mogłam w to uwierzyć.
- Justin? Ale jak?- spojrzałam na niego z wielkim znakiem zapytania na twarzy.
- Wybacz. Naprawdę Cię lubię, ale..- urwał, bo kobieta uciszyła go gestem ręki.
- Dość. Idź stąd.
- To już koniec?- krzyknął w jej kierunku.
- Tak, dostarczyłeś nam kogoś cennego. Możesz iść.
- Nie próbuj znowu dzwonić- zaczął się oddalać.
- A Ty nie próbuj mnie wydać, bo wiesz co zacznie grozić Jazzy- kim do cholery jest Jazzy?
-Cokolwiek… -i zniknął, po dwóch krokach zniknął w ciemności.
- Mam dla Ciebie pewną propozycję- zaczęła mówić po chwili i jednocześnie obchodziła mnie dookoła.
- Nie!- powiedziałam najpewniej, jak mogłam.
- Jeszcze zmienisz zdanie. Hugo! Dymitr!
- Zgłodniałaś?- wysiliłam się na sarkazm.
- Ja nie, ale oni –wskazała głową na mężczyzn po swojej lewej- Oni tak. Będziesz gadać albo oni Cie do tego zmuszą.
- To niech mnie zmuszają, ja nic nie powiem.
- Chłopcy!- rozkazała im, a wtedy dostałam dwa mocne ciosy w twarz, krzesło odchyliło się do tyłu, a ja upadłam razem z nim.
***     Liam           ***
Mam złe przeczucia odnośnie tej całej sprawy. Wiem, że Sylvia sobie poradzi, tylko nie wiem, jak długo wytrzyma. Nie wiem, co oni jej zrobią i jak bardzo będzie cierpiała. A mówiłem jej, żeby uważała! I znowu płaczę. Przynajmniej nie ja jeden martwię się o nią, chłopcy zżyli się z nią na tyle, że teraz każdy płacze. Niall od kilku godzin nic nie jadł, boję się o niego, szczególnie, że jest chory. Cholera, wszystko na raz!
- Harry, jak się trzymasz?- siedział najbliżej mnie i cały czas miał spuszczoną głowę.
- Dupnie Liam, ja bez niej umieram.
- Uratujemy ją, wiesz o tym.
- Ona tam cierpi za nas..
- Jest silna, poradzi sobie.
- Jak będzie martwa to sobie nie poradzi!- wstał i ruszył do wyjścia, każdemu przyda się świeże powietrze, nie winię go za ten wybuch złości.
- Ben, macie jakieś informacje?- zapytałem agenta siedzącego przy komputerze. Aktualnie wszyscy znajdujemy się w MI6.
- Póki co nic, ale staramy się namierzyć miejsce, gdzie ostatnio nadajnik był aktywny. Byłoby łatwiej, gdyby urządzenie nie zostało zniszczone.
- Długo wam to zajmie?- Zayn zabrał głos, ale biedak ma podkrążone oczy.
- Nie wiem- pokręcił głową.
- Idę coś zjeść – Niall wstał z miejsca.
- Pójdę z Tobą.
- Zaprowadzę was- Jason zaproponował. Miły chłopak, dobrze, że nam pomaga. Okazało się, że uratował blondasowi i Harremu tyłek.
- Chłopaki, proponuje wam, żebyście poszli spać, rano coś zjecie.
- Nie, my chcemy pomóc- powiedziałem bojowo.
- Póki co nikt nie jest w stanie nam pomóc. Odpocznijcie.
- Liam- odezwał się Harry, który właśnie szedł- Musimy odpocząć.
- Eh, zgoda. Ale rano macie nas obudzić.
- Jasne- wstał i podszedł do nas- Zaprowadzę was do pokoju, macie jeden, są dwa podwójne łóżka i jedno pojedyncze, pasuje?
- Pewnie.
Windą zajechaliśmy na piąte piętro. Kawałek szliśmy korytarzem w odcieniu pomarańczu aż w końcu stanęliśmy przed trzecimi drzwiami po prawej.
-Proszę- Ben otworzył nam drzwi- Dobranoc.
- Dobranoc- odpowiedzieliśmy chórem i po kolei wchodziliśmy. Każdy zajął łóżko, ja ze Stylesem jedno, Zayn i Lou drugie a Nialler spał na pojedynczym. Gdy tylko moja głowa dotknęła poduszki zapadłem w sen.
***     Harry          ***
Obudziłem się pierwszy, ale przez ból głowy, a nie z własnej inicjatywy. Wstałem cicho z łóżka i skierowałem się do łazienki w poszukiwaniu jakichś leków. W szafce znalazłem apteczkę a w niej jakieś tabletki przeciwbólowe. Co mnie nie zabije to mnie wzmocni pomyślałem sobie połykając dwie. Popiłem je wodą z kranu i postanowiłem wziąć prysznic. Z tych nerwów zapociłem całą koszulkę i marynarkę.
Gdy tylko strumień wody oblał moje ciało automatycznie zacząłem myśleć o mojej pięknej księżniczce i zacząłem płakać. Jaki ze mnie debil, pozwoliłem im ją zabrać sprzed mojego nosa. Walnąłem w ścianę, ale pożałowałem tego, bo poczułem ogromny ból.
Pomyśl, jak ona cierpi, dupku.
Moje myśli ciągle krążyły wokół niej. Wiem, że to moja wina, a nic nie mogę z tym zrobić. Na dodatek nikt od wczoraj nie widział Justina, jak jego też porwali to chyba strzelę sobie kulkę.
Postanowiłem, dla swojego dobra, skończyć prysznic i zjechać na dół sprawdzić, czy jest jakiś postęp. Ubrałem wczorajsze ciuchy i cicho wymknąłem się z pokoju. Na luzie doszedłem do windy i zjechałem na dół. Gdy tylko znalazłem się na parterze doznałem szoku. Mnóstwo tajniaków, każdy z telefonem, pagerem i innymi tymi zabawkami. Jedni siedzieli przy komputerach inni coś robili przy mapach. Było jedno wielkie zamieszanie. I ta cała akcja tylko po to by znaleźć moją księżniczkę. Kocham ich. Dobrze, że starają się ją znaleźć.
- Przepraszam- zaczepiłem jakiegoś chłopaka- Gdzie znajdę agenta 415?
- Gabinet szefa, ale mają zebranie.
- Dzięki- chłopak chwile mnie jeszcze mierzył a potem zniknął. Dziwni tu są ludzie.
Postanowiłem znaleźć ludzi, którym się przydam, przecież jestem przydatny.
- Kim Ty jesteś?- zaczepiła mnie jakaś dziewczyna, na oko w moim wieku- Czego tu szukasz?
- Chcę pomóc. Jestem Harry- może nie powinienem zaglądać jej przez ramię.
- Jak możesz pomóc? Nic nie wiesz.
- Wiem, jak wyglądał jeden podejrzany typek- i wtedy wszyscy zwrócili swoją uwagę na mnie.
- Opisałbyś go dokładnie?
- Tak- chwyciła mnie za ramię i odwróciła.
- Idziemy do rysownika.
***     Sylvia                   ***
-Ja tu zaraz oszaleję! Dajcie mi jeść!
Od dobrych kilku godzin proszę o jedzenie, ale oni nic. Poza chlebem, który dostałam wczoraj w nocy nic nie tknęłam od jakichś 6 godzin. Wariuję. Widzę rzeczy, których normalnie się nie widzi. W dodatku muszę siku.
Cieszę się, że udało mi się zdrzemnąć na godzinę, przynajmniej nie czułam bólu. Śniłam o pikniku z Harrym w Hyde Parku, było tak cudownie. Niestety rzeczywistość jest brutalna i nigdy moje życie nie będzie kolorowe.
Słyszę kroki, udaję, że śpię. Nagle czuje na sobie wodę, lodowatą. Podnoszę głowę robiąc głęboki wdech i zaczynam szybko oddychać. Co za kurwa idiota śmiał to zrobić?!
- Nie waż się tego zrobić ponownie, idioto- warknęłam.
- Bo co?- podszedł bliżej; co on tyle broni nosi?
- Bo skopię Ci dupę.
- Oho, królewna jest agresywna- splunąć w bok- Wiesz, na Twoim miejscu uważałbym co mówię. Lepiej bądź grzeczna.
- Spierdalaj.
- Zamknij się wreszcie- dostałam w twarz.
- Mocniej nie umiesz?- i znowu. Czasem żałuję, że jestem odważna- Bijesz jak dziecko.
- Zamknij się kurwa wreszcie!- tym razem siła uderzenia powaliła mnie na ziemię, krew leciała z moich ust, miałam rozciętą wargę.
-Dymitr, zostaw ją!- Justin? A ten tu czego?
- Ona Cie tu przysłała?
- Ta- podszedł bliżej- Miałeś jej nic nie robić.
- Sama się prosiła.
- Nie mamy jej dotykać, jeszcze ją zabijesz a wtedy gruba się wścieknie- wiesz kto się jeszcze wścieknie? Harry. I reszta.
- Uważaj na nią- tamten wyszedł a Justin pomógł mi wstać. No i co frajerze? Zepsułeś moje krzesło!
- Tam jest materac, chodź- chwycił mnie w pasie i pomógł iść. Kręci mi się w głowie. Delikatnie pomógł mi usiąść, oparłam się o ścianę.
- Mam chusteczkę. Proszę- niechętnie, ale ją wzięłam. Nie chcę się wykrwawić.
- Słuchaj, jak będziesz grzeczna to nic Ci nie zrobią.
- W ogóle co Ty tu robisz?- zmieniłam temat, bo ja i tak będę pyskować.
- Zostałem, żeby Cie chronić.
- Szlachetny- mruknęłam wciąż wycierając usta.
- Przepraszam, ale ja musiałem. Kiedyś popełniłem błąd i teraz za to płacę. Nie wiedziałem, że o Ciebie im chodzi, dowiedziałem się później.
- Justin, idź stąd lepiej. To miejsce nie jest dla Ciebie- splunęłam krwią poza materac.
- Dla Ciebie też nie, dlatego tu zostanę i będę chronił przed tamtymi.
- Sama sobie poradzę.
- Nie- podał mi jakiś pakunek- Proszę.
- Co to?- zmarszczyłam brwi.
- Jedzenie.
- A jednak się przydasz.
                                                                                                                                   

Proszę, skomentuj ten rozdział i powiedz, czy Ci się podoba :) Poleć go znajomym :)
Liczę na was <3
Syl xx

P.S. To już prawie koniec naszej historii ;)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)

01 czerwca 2014

44.


***     Sylvia ***

Jestem z siebie dumna. Dałam radę. To było cudowne doświadczenie. Stać przed tyloma ludźmi. No i jestem dumna z moich tancerzy, wszystko się udało. I nawet nie było zakłóceń ze strony mafii, więc nie wiem, czy się martwić, czy nie..
Przyszłam do chłopaków i czekałam na miejscu do końca. Gratulowałam im każdej statuetki, bo zasłużyli. Harry cały wieczór był miły i czarujący. Rozbawiał mnie i sprawił, że dobrze się bawiłam i czułam. Paparazzi niestety śledzili każdy nasz ruch i to było dziwne, ale dzięki Loczkowi zapomniałam, że oni tu w ogóle są.
Gala zakończyła się po 21, tradycyjnie po niej jest afterparty, na które MUSIMY iść. Póki co nic się nie dzieje. Limuzyna podjechała po nas dopiero o 21.30, chwilę czekaliśmy na dworze, ale jest stosunkowo ciepło. Ja wsiadałam pierwsza, a po mnie Hazz, Nialler i Li. Dopiero po chwil dołączyli Zayn i Lou. Z tego, co się dowiedzieli to będzie mało ochrony, oni o to zadbali. Jest dobrze.
- Pamiętacie, jaki jest plan?
- Tak. Tylko boję się o Ciebie- powiedział Liam- Nie chciałbym, żebyś ucierpiała.
- Spokojnie. Nie będą strzelać, za dużo ludzi, więc jesteśmy bezpieczni.
- Oby Harry się dobrze spisał- blondyn powiedział na głos to, co każdy myślał.
- Niall, spokojnie, proszę. Wszystko będzie dobrze. Pamiętaj, że cały budynek jest pod kontrolą. Ktoś ich na pewno zauważy.
I zapadło niezręczne milczenie. Hazz stukał palcami o moje kolano, stresował się. A mnie to nawet uspokajało. Jakieś 15 minut później znaleźliśmy się na miejscu. Chłopcy po kolei wychodzili z limuzyny, przede mną wysiadał Harry, żeby pomóc mi wyjść. Głupia suknia.
Teraz muszę udowodnić, jaka ze mnie dobra aktorka. Show time!
Wokół mnie błyskało się od fleszy, miałam przez to wrażenie, że suknia mi płonie. Szłam za rękę z Harrym idąc tuż obok chłopaków. Co chwilę wołano ich do zdjęć, do wywiadów. Oni mają naprawdę ciężką pracę. Ja stałam niedaleko nich i kilka razy dałam się sfotografować. W końcu na tym polega moja rola dzisiaj. Chłopaki udzielali właśnie wywiadu dla BBC, a ja obserwowałam ich z uśmiechem. Rozejrzałam się szybko i szukałam potencjalnego zagrożenia, nie odwracałam się powrotem do chłopaków a jednocześnie zrobiłam krok do przodu i wpadłam na kogoś. Kogoś dużego.
- Przepraszam- usłyszałam głos mężczyzny- Nie sądziłem, że się pani ruszy.
- To ja przepraszam- uśmiechnęłam się miło.
- Upadła pani torebka- szybko zauważył i ją podniósł.
- Dziękuję- wzięłam ją od niego- Dziękuję za pomoc.
- Ależ nie ma za co- skłonił się lekko- Pani tu sama?
- Nie. Jestem z One Direction.
- I zostawili tak piękną osóbkę samą?- sztucznie miły uśmiech, Ugh.
- Mają pracę, nie mogę być przeszkodą- wysiliłam się na uśmiech.
- Mimo wszystko powinna pani pozować z nimi.
- Nie będę się narzucać.
- Pani jest siostrą kogoś z nich? Znajomo pani wygląda.
- Nie –muszę skłamać- Ale jestem dziewczyną jednego z nich.
- To tym bardziej!- wykrzyknął- Ale skoro tak samotnie tu pani stoi, może wejdziemy do środka?
-Właściwie to tłoczno się robi..- facet położył mi dłoń na plecach a następnie objął lekko.
- Proponuję drinka- zaczął swoją pogawędkę, ale nie skończył, bo znikąd pojawił się Hazz.
- Kochanie?- spojrzał na nas dziwnie. Dobry jest!
- Właśnie idę do środka. Chłodno jest.
- A kim jest ten mężczyzna?- od razu stanął obok mnie a facet się odsunął.
- Jestem Alan. Przypadkiem wpadłem na tę piękną panią i w ramach przeprosin zaproponowałem drinka.
- Cóż, to miłe, ale ona ma już towarzystwo. A teraz przepraszam, ale musimy iść do fotoreporterów.
- Oczywiście. Do zobaczenia- pożegnał się i ruszył do klubu.
- Wszystko okey?- Loczek zapytał z troską.
- Jasne- uśmiechnęłam się a on objął mnie ramieniem.
- Chodź, pokażmy Cię światu- oboje się zaśmialiśmy i już po chwili robiono nam zdjęcia.

* * * * *

- Harry, gdzie Ty idziesz?- zapytałam go, gdy odchodził od baru, wciąż muszę grać.
- Idę zagrać w bilard z chłopakami?- powiedział niepewnie.
- Mam tu zostać sama?
- Zaraz wrócę skarbie- pocałował mnie szybko i zniknął, extra.
- Barman, whisky z lodem.
- Już się robi.
 Po chwil otrzymałam drinka i delektowałam się jego smakiem. W międzyczasie wyjęłam chusteczkę i dyskretnie napisałam ‘
mamy podsłuch’
. Chwyciłam ją w dłoń i poszłam do Harrego, objęłam go od tyłu i podałam mu niezauważenie. Odczytał treść i kiwnął głową.
- To ja będę przy barze.
Skąd wiem, że mam podsłuch? Po pierwsze nie jestem głupia i ten gość, na którego wpadłam był jakiś dziwny. Po drugie zauważyłam go przyczepionego do torebki. Jakimiś geniuszami to oni nie są. Chyba, że to specjalnie. Oby o mnie nie wiedzieli.
Zamówiłam jeszcze kilka drinków, pogadałam trochę z barmanem i co kilka sekund zerkałam na Loczka. Udawałam zniecierpliwioną dziewczynę, barman za każdym razem się śmiał, a ja kwitowałam to kwaśnym uśmiechem. Próbowałam złapać spojrzenie Harrego, ale na próżno. Dochodzi 24 a ja tu wciąż siedzę i czekam na cud. Udało mi się RAZ złapać jego spojrzenie, powiedział do mnie ‘jeszcze chwilę’, które odczytałam z ruchu warg. Extra. Nagle znikąd pojawił się ten facet.
- Pani znowu sama?- krzyknął, bo muzyka była dość głośna.
- Niestety –zaśmiałam się.
- D…..ć pa… …owa…twa?- coś powiedział, ale nie zrozumiałam nic przez muzykę. Wskazał gestem, że mam się przybliżyć. Lekko się nachyliłam, on też a wtedy przyłożył mi do ust chusteczkę nasączoną środkiem nasennym, nie miałam jak się ruszyć, a kątem oka zauważyłam, jak wymienia spojrzenia z barmanem i nagle straciłam przytomność.

***     Harry          ***

Wydaje mi się, że to całe aktorstwo to fajna rzecz. Jestem w tym dobry, bo aż sam uwierzyłem, że jesteśmy parą. A właśnie, Sylvia. Zerknąłem na nią, ona rzuciła mi to swoje mordercze spojrzenie, więc z uśmiechem powiedziałem do niej ‘jeszcze chwilę’, zrozumiała, bo ze złości źrenice jej się zmniejszyły.
Bilard to moje ulubione zajęcie. Poza golfem. Aż do teraz wygrałem każdą rundę, teraz gram z blondynem a on prowadzi. Niedługo gram rewanż z Justinem, ale jakiś czas temu zniknął.
- Gdzie Justin?- zagadałem Nialla.
- Nie wiem- odparł skupiony- Jakiś czas temu wyszedł do toalety.
- Z godzinę temu poszedł- wtrącił się Zayn.
- Zadzwoń do niego- polecił mu Niall.
- Sam sobie dzwoń. Ja jestem zajęty.
-Gdzie masz Sylvię?- ich wymianę zdań przerwał śmiejący się Liam, który właśnie do nas dołączył.
-Siedzi przy.. barze- zakończyłem mało entuzjastycznie.
- Może poszła do toalety- zaśmiał się Zayn- Z Justinem.
- Nawet nie żartuj – skarciłem go- Pójdę zapytać Lou.
- On to z kieliszkiem się dzisiaj nie rozstaje, wątpię, że się dogadacie.
Wzruszyłem ramionami na słowa Liama, odłożyłem kij i udałem się w kierunku naszej loży. Louis siedział całkiem normalnie, ale bynajmniej tak nie było.
- Hej, pomożesz mi?- krzyknąłem.
- A w czym uroczy pączuszku?- jak ja nie lubię, gdy on pije. Teraz rozumiem, czemu El nie chce z nami nigdzie wychodzić.
- Widziałeś Sylvię?
- Hmm- podrapał się po lekko zarośniętej twarzy- Tak- extra!
- Świetnie, gdzie?
- Przy barze- kurwa!
- Tam jej nie ma.
- No to nie wiem- i twarz w stół.
Z dala dobiegły mnie krzyki. Zwróciłem głowę w tamtą stronę. Po chwili dobiegł do mnie ten śmieszny agencik.
- Gdzie Sylvia?- zapytał zdyszany i nerwowy- No gdzie?
- Nie wiem. Sam jej szukam. Co się dzieje?
- Mamy problem –pokazał mi kartkę.
- O cholera – pędem rzuciłem się do Liama i reszty, tamten biegł za mną.
- Chłopaki, jest źle.
- Czyli jednak w toalecie?- zaśmiał się Zayn, ale mnie nie było do śmiechu.
- Porwali ją.
- Co?! Powtórz- Liam i Niall aż wstali.
-Pokaż im- szepnąłem przygnębiony do agenta.
- Kurwa.. – Niall, to wyraża więcej niż tysiąc słów- Musimy ją znaleźć.
- To będzie łatwe, ma nadajnik.
- To na co czekasz?- wydarł się na niego Li- Idź do bazy i ją namierz.
- Jasne- chłopak był lekko urażony, ale niech się nie dziwi. Tu chodzi o Sylvię.

***     Sylvia         ***

Powoli otworzyłam oczy, musiałam zamrugać kilka razy by przyzwyczaić wzrok. Poczułam turbulencje, mimowolnie przeklęłam. Gdy doszłam do siebie powoli rozejrzałam się po okolicy. Właściwie to tylko samochód, więc nie ma czego podziwiać. To musi być Van.
Siedzę na krześle, związana i przymocowana do bocznej ściany pojazdu. Cholera, o co tu chodzi?
- Nasza królewna się obudziła- usłyszałam głos jednego z porywaczy a po chwili samochód się zatrzymał by za chwilę znów ruszyć. Okey, czyli kierowca plus trzech.
- Jak się spało, skarbie?- cmoknął i przybliżył swoją twarz do mojej.
- Spadaj- naplułam na niego, ale oberwałam za to.
- Zrób tak jeszcze raz a skręcę Ci kark.
- George, spokojnie, ona ma być żywa- o, jak miło.
- A ja miałam pana za przyjaciela- zwróciłam się do tego drugiego, Alana.
- Nigdy nikomu nie ufaj, złotko- zapamiętam.
- Gdzie mnie wieziecie?
- Do nowego domu- zaśmiał się – Na jakiś czas.
- Extra, czyli umrę - zaskakujące, jak ja to spokojnie powiedziałam.
- Jakby- odpowiedział ktoś.
- A teraz powiedz mi- Alan przemieścił się z siedzenia na tył samochodu- Z kim współpracują gwiazdeczki.
Milczałam.
- Dla Twojego dobra, powiedz – nalegał.
- Dal Twojego dobra, wypuść mnie.
- Gadaj!
Milczę. Nie wydam agencji. Nagle ten drugi, George, wstał i szarpnął mną tak, że upadłam razem z krzesłem.
- Kurwa, Alan patrz- chwycił mnie za nogę. Misja spalona.
- No proszę, kogo tu mamy- zaśmiał się- Mała suka jest szpiegiem.
- Co teraz zrobimy?
- Najpierw musimy się tego pozbyć.
- Nie!- krzyk uwiązł mi w gardle, nim zdążyłam cokolwiek zrobić wyrwano mi mój nadajnik z kostki. Poczułam niewyobrażalny ból, mroczki latały mi przed oczami i po chwili dałam się porwać ciemności.
                                                                                                                                                               

CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)
NEXT W ŚRODĘ <3

+ Pytanie & Odpowiedź - zaglądajcie i pytajcie <3