*** Harry
***
Chodziłem
zdenerwowany od stolika do stolika. Nie potrafiłem opanować drżenia rąk, to ten
stres. Jakieś pół godziny temu wyszedł stąd ten agencik i jak dotąd nie wrócił, a Liam płacze od tego
momentu. Martwi się, zresztą jak każdy. Pomyślałem, że łatwo ją znajdą, skoro
ma ten nadajnik. Jak ja się bardzo myliłem.
-Jestem – zdyszany agent wpadł do loży- Nie mam dobrych wieści.
- Co się dzieje?- biedny Liam zdobył się jedynie na szept.
- Sygnał z jej nadajnika jest niewykrywalny.
- Ale co to znaczy?- Niall, głupku jeden.
- To znaczy, że albo znajduje się w kosmosie- zrobił pauzę- Albo usunęli nadajnik.
- Da się go usunąć?- zapytałem w szoku.
- Tak, ale to bolesne. Nawet ze znieczuleniem.
- O mój Boże- Liam chwycił się za głowę i zemdlał.
- Niech ktoś przyniesie mokry ręcznik!- Zayn krzyknął na jakiegoś kelnera.
- Nie wierzę..- wyszeptałem cicho i usiadłem na sofie- Jak my ją teraz znajdziemy?
- Nie martw się stary- Niall poklepał mnie po plecach- Albo ona sama się uratuje albo agencja ją znajdzie.
- A jeśli nie?! Wiesz, co ta mafia robi?! Zabija! Rozumiesz? Zabija!
- Jej nic nie zrobią!- wydarł się na mnie.
- A jeśli?! Co jeśli nie zdążymy?!- rozpłakałem się.
- Spokojnie – Louis podał mi wodę z lodem- Oni się tym zajmą. Poza tym, o kim my mówimy- uśmiechnął się lekko- To jest Sylvia. Ona da radę.
- Mimo wszystko się martwię..
-To oczywiste- powiedział agent 415- Szkoda, że nie przewidzieliśmy, że ona może być celem.
- Ile mamy czasu?- Liam właśnie się ocknął.
- Jakiś tydzień.
-Jestem – zdyszany agent wpadł do loży- Nie mam dobrych wieści.
- Co się dzieje?- biedny Liam zdobył się jedynie na szept.
- Sygnał z jej nadajnika jest niewykrywalny.
- Ale co to znaczy?- Niall, głupku jeden.
- To znaczy, że albo znajduje się w kosmosie- zrobił pauzę- Albo usunęli nadajnik.
- Da się go usunąć?- zapytałem w szoku.
- Tak, ale to bolesne. Nawet ze znieczuleniem.
- O mój Boże- Liam chwycił się za głowę i zemdlał.
- Niech ktoś przyniesie mokry ręcznik!- Zayn krzyknął na jakiegoś kelnera.
- Nie wierzę..- wyszeptałem cicho i usiadłem na sofie- Jak my ją teraz znajdziemy?
- Nie martw się stary- Niall poklepał mnie po plecach- Albo ona sama się uratuje albo agencja ją znajdzie.
- A jeśli nie?! Wiesz, co ta mafia robi?! Zabija! Rozumiesz? Zabija!
- Jej nic nie zrobią!- wydarł się na mnie.
- A jeśli?! Co jeśli nie zdążymy?!- rozpłakałem się.
- Spokojnie – Louis podał mi wodę z lodem- Oni się tym zajmą. Poza tym, o kim my mówimy- uśmiechnął się lekko- To jest Sylvia. Ona da radę.
- Mimo wszystko się martwię..
-To oczywiste- powiedział agent 415- Szkoda, że nie przewidzieliśmy, że ona może być celem.
- Ile mamy czasu?- Liam właśnie się ocknął.
- Jakiś tydzień.
*** Sylvia ***
Obudziłam
się z okropnym bólem głowy, czułam pulsujący ból w lewej nodze i byłam
niesamowicie głodna. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam ciemność-najwidoczniej
jestem w piwnicy albo innym ciemnym pomieszczeniu. Muszę zachować spokój i
zapomnieć o bólu, bo nie rady przetrwać. Najgorsze jest to, że nie wiem gdzie
jestem i jak poinformować agencję o tym porwaniu.
Nagle usłyszałam echo kroków, czyli miejsce, w którym się znajduję jest duże. Coraz bliżej mnie była owa osoba, jestem przygotowana na to, kogo zobaczę.
- Witaj- kobiecy głos przemówił, ale postaci nie widziałam- Jak się podoba Twój nowy dom?
- Jest świetny- powiedziałam ironicznie, odpowiedział mi jej śmiech- Po co właściwie mnie porwaliście?- zapytałam od niechcenia.
- Najpierw byłaś dla nas tylko przykrywką, ale teraz, gdy okazało się, jak cenna jesteś… Teraz dzięki Tobie, skarbie, się wzbogacimy i to podwójnie.
- Nikt wam za mnie nie zapłaci!- krzyknęłam wkurzona.
- Nie bądź tego taka pewna- podeszła kilka kroków bliżej.
- Pani Jenett- jak myślałam.
- We własnej osobie- ukazała mi szeroki uśmiech- Dziwne, że nie wpadliście na to wcześniej.
- Wpadliśmy- głupia po co jej to mówisz…
- Czyżby?- podeszła jeszcze bliżej.
- Tak. Od dawna jest pani pod obserwacją, śledzimy bilingi i znamy pani współpracowników.
- Więc jednak nie jesteś tak głupia na jaką wyglądasz- poruszyłam się na krześle, ta się zaśmiała- Kontakt był dobry, ale nie myślałam, że go odkryjecie.
- Gdyby nie ta informacja o lisie, nie odkryłaby, że mamy w agencji zdrajcę- wtedy kobieta roześmiała się o trzy tony głośniej, jej śmiech odbił się echem od ścian, mimowolnie zaczęła się nerwowo pocić.
- Ty myślisz, że aż tak bym ryzykowała?
- Wszystko by się zgadzało- powiedziałam wciąż będąc pewną siebie.
- Skoro i tak zginiesz- powiedziała od niechcenia i głupio się szczerząc- Młody, chodź tu.
Głowę skierowała w prawo, gdy to mówiła, słychać było kolejne echo kroków. Osoba znajdowała się bliżej z każdym krokiem. Napięcie wzrastało z każdą sekundą. Gdy ujrzałam jego twarz, nie mogłam w to uwierzyć.
- Justin? Ale jak?- spojrzałam na niego z wielkim znakiem zapytania na twarzy.
- Wybacz. Naprawdę Cię lubię, ale..- urwał, bo kobieta uciszyła go gestem ręki.
- Dość. Idź stąd.
- To już koniec?- krzyknął w jej kierunku.
- Tak, dostarczyłeś nam kogoś cennego. Możesz iść.
- Nie próbuj znowu dzwonić- zaczął się oddalać.
- A Ty nie próbuj mnie wydać, bo wiesz co zacznie grozić Jazzy- kim do cholery jest Jazzy?
-Cokolwiek… -i zniknął, po dwóch krokach zniknął w ciemności.
Nagle usłyszałam echo kroków, czyli miejsce, w którym się znajduję jest duże. Coraz bliżej mnie była owa osoba, jestem przygotowana na to, kogo zobaczę.
- Witaj- kobiecy głos przemówił, ale postaci nie widziałam- Jak się podoba Twój nowy dom?
- Jest świetny- powiedziałam ironicznie, odpowiedział mi jej śmiech- Po co właściwie mnie porwaliście?- zapytałam od niechcenia.
- Najpierw byłaś dla nas tylko przykrywką, ale teraz, gdy okazało się, jak cenna jesteś… Teraz dzięki Tobie, skarbie, się wzbogacimy i to podwójnie.
- Nikt wam za mnie nie zapłaci!- krzyknęłam wkurzona.
- Nie bądź tego taka pewna- podeszła kilka kroków bliżej.
- Pani Jenett- jak myślałam.
- We własnej osobie- ukazała mi szeroki uśmiech- Dziwne, że nie wpadliście na to wcześniej.
- Wpadliśmy- głupia po co jej to mówisz…
- Czyżby?- podeszła jeszcze bliżej.
- Tak. Od dawna jest pani pod obserwacją, śledzimy bilingi i znamy pani współpracowników.
- Więc jednak nie jesteś tak głupia na jaką wyglądasz- poruszyłam się na krześle, ta się zaśmiała- Kontakt był dobry, ale nie myślałam, że go odkryjecie.
- Gdyby nie ta informacja o lisie, nie odkryłaby, że mamy w agencji zdrajcę- wtedy kobieta roześmiała się o trzy tony głośniej, jej śmiech odbił się echem od ścian, mimowolnie zaczęła się nerwowo pocić.
- Ty myślisz, że aż tak bym ryzykowała?
- Wszystko by się zgadzało- powiedziałam wciąż będąc pewną siebie.
- Skoro i tak zginiesz- powiedziała od niechcenia i głupio się szczerząc- Młody, chodź tu.
Głowę skierowała w prawo, gdy to mówiła, słychać było kolejne echo kroków. Osoba znajdowała się bliżej z każdym krokiem. Napięcie wzrastało z każdą sekundą. Gdy ujrzałam jego twarz, nie mogłam w to uwierzyć.
- Justin? Ale jak?- spojrzałam na niego z wielkim znakiem zapytania na twarzy.
- Wybacz. Naprawdę Cię lubię, ale..- urwał, bo kobieta uciszyła go gestem ręki.
- Dość. Idź stąd.
- To już koniec?- krzyknął w jej kierunku.
- Tak, dostarczyłeś nam kogoś cennego. Możesz iść.
- Nie próbuj znowu dzwonić- zaczął się oddalać.
- A Ty nie próbuj mnie wydać, bo wiesz co zacznie grozić Jazzy- kim do cholery jest Jazzy?
-Cokolwiek… -i zniknął, po dwóch krokach zniknął w ciemności.
- Mam
dla Ciebie pewną propozycję- zaczęła mówić po chwili i jednocześnie obchodziła
mnie dookoła.
- Nie!- powiedziałam najpewniej, jak mogłam.
- Jeszcze zmienisz zdanie. Hugo! Dymitr!
- Zgłodniałaś?- wysiliłam się na sarkazm.
- Ja nie, ale oni –wskazała głową na mężczyzn po swojej lewej- Oni tak. Będziesz gadać albo oni Cie do tego zmuszą.
- To niech mnie zmuszają, ja nic nie powiem.
- Chłopcy!- rozkazała im, a wtedy dostałam dwa mocne ciosy w twarz, krzesło odchyliło się do tyłu, a ja upadłam razem z nim.
- Nie!- powiedziałam najpewniej, jak mogłam.
- Jeszcze zmienisz zdanie. Hugo! Dymitr!
- Zgłodniałaś?- wysiliłam się na sarkazm.
- Ja nie, ale oni –wskazała głową na mężczyzn po swojej lewej- Oni tak. Będziesz gadać albo oni Cie do tego zmuszą.
- To niech mnie zmuszają, ja nic nie powiem.
- Chłopcy!- rozkazała im, a wtedy dostałam dwa mocne ciosy w twarz, krzesło odchyliło się do tyłu, a ja upadłam razem z nim.
*** Liam ***
Mam złe
przeczucia odnośnie tej całej sprawy. Wiem, że Sylvia sobie poradzi, tylko nie
wiem, jak długo wytrzyma. Nie wiem, co oni jej zrobią i jak bardzo będzie
cierpiała. A mówiłem jej, żeby uważała! I znowu płaczę. Przynajmniej nie ja
jeden martwię się o nią, chłopcy zżyli się z nią na tyle, że teraz każdy
płacze. Niall od kilku godzin nic nie jadł, boję się o niego, szczególnie, że
jest chory. Cholera, wszystko na raz!
- Harry, jak się trzymasz?- siedział najbliżej mnie i cały czas miał spuszczoną głowę.
- Dupnie Liam, ja bez niej umieram.
- Uratujemy ją, wiesz o tym.
- Ona tam cierpi za nas..
- Jest silna, poradzi sobie.
- Jak będzie martwa to sobie nie poradzi!- wstał i ruszył do wyjścia, każdemu przyda się świeże powietrze, nie winię go za ten wybuch złości.
- Ben, macie jakieś informacje?- zapytałem agenta siedzącego przy komputerze. Aktualnie wszyscy znajdujemy się w MI6.
- Póki co nic, ale staramy się namierzyć miejsce, gdzie ostatnio nadajnik był aktywny. Byłoby łatwiej, gdyby urządzenie nie zostało zniszczone.
- Długo wam to zajmie?- Zayn zabrał głos, ale biedak ma podkrążone oczy.
- Nie wiem- pokręcił głową.
- Idę coś zjeść – Niall wstał z miejsca.
- Pójdę z Tobą.
- Zaprowadzę was- Jason zaproponował. Miły chłopak, dobrze, że nam pomaga. Okazało się, że uratował blondasowi i Harremu tyłek.
- Chłopaki, proponuje wam, żebyście poszli spać, rano coś zjecie.
- Nie, my chcemy pomóc- powiedziałem bojowo.
- Póki co nikt nie jest w stanie nam pomóc. Odpocznijcie.
- Liam- odezwał się Harry, który właśnie szedł- Musimy odpocząć.
- Eh, zgoda. Ale rano macie nas obudzić.
- Jasne- wstał i podszedł do nas- Zaprowadzę was do pokoju, macie jeden, są dwa podwójne łóżka i jedno pojedyncze, pasuje?
- Pewnie.
Windą zajechaliśmy na piąte piętro. Kawałek szliśmy korytarzem w odcieniu pomarańczu aż w końcu stanęliśmy przed trzecimi drzwiami po prawej.
-Proszę- Ben otworzył nam drzwi- Dobranoc.
- Dobranoc- odpowiedzieliśmy chórem i po kolei wchodziliśmy. Każdy zajął łóżko, ja ze Stylesem jedno, Zayn i Lou drugie a Nialler spał na pojedynczym. Gdy tylko moja głowa dotknęła poduszki zapadłem w sen.
- Harry, jak się trzymasz?- siedział najbliżej mnie i cały czas miał spuszczoną głowę.
- Dupnie Liam, ja bez niej umieram.
- Uratujemy ją, wiesz o tym.
- Ona tam cierpi za nas..
- Jest silna, poradzi sobie.
- Jak będzie martwa to sobie nie poradzi!- wstał i ruszył do wyjścia, każdemu przyda się świeże powietrze, nie winię go za ten wybuch złości.
- Ben, macie jakieś informacje?- zapytałem agenta siedzącego przy komputerze. Aktualnie wszyscy znajdujemy się w MI6.
- Póki co nic, ale staramy się namierzyć miejsce, gdzie ostatnio nadajnik był aktywny. Byłoby łatwiej, gdyby urządzenie nie zostało zniszczone.
- Długo wam to zajmie?- Zayn zabrał głos, ale biedak ma podkrążone oczy.
- Nie wiem- pokręcił głową.
- Idę coś zjeść – Niall wstał z miejsca.
- Pójdę z Tobą.
- Zaprowadzę was- Jason zaproponował. Miły chłopak, dobrze, że nam pomaga. Okazało się, że uratował blondasowi i Harremu tyłek.
- Chłopaki, proponuje wam, żebyście poszli spać, rano coś zjecie.
- Nie, my chcemy pomóc- powiedziałem bojowo.
- Póki co nikt nie jest w stanie nam pomóc. Odpocznijcie.
- Liam- odezwał się Harry, który właśnie szedł- Musimy odpocząć.
- Eh, zgoda. Ale rano macie nas obudzić.
- Jasne- wstał i podszedł do nas- Zaprowadzę was do pokoju, macie jeden, są dwa podwójne łóżka i jedno pojedyncze, pasuje?
- Pewnie.
Windą zajechaliśmy na piąte piętro. Kawałek szliśmy korytarzem w odcieniu pomarańczu aż w końcu stanęliśmy przed trzecimi drzwiami po prawej.
-Proszę- Ben otworzył nam drzwi- Dobranoc.
- Dobranoc- odpowiedzieliśmy chórem i po kolei wchodziliśmy. Każdy zajął łóżko, ja ze Stylesem jedno, Zayn i Lou drugie a Nialler spał na pojedynczym. Gdy tylko moja głowa dotknęła poduszki zapadłem w sen.
*** Harry ***
Obudziłem
się pierwszy, ale przez ból głowy, a nie z własnej inicjatywy. Wstałem cicho z
łóżka i skierowałem się do łazienki w poszukiwaniu jakichś leków. W szafce znalazłem
apteczkę a w niej jakieś tabletki przeciwbólowe. Co mnie nie
zabije to mnie wzmocni pomyślałem sobie połykając dwie. Popiłem je wodą z kranu i
postanowiłem wziąć prysznic. Z tych nerwów zapociłem całą koszulkę i marynarkę.
Gdy tylko strumień wody oblał moje ciało automatycznie zacząłem myśleć o mojej pięknej księżniczce i zacząłem płakać. Jaki ze mnie debil, pozwoliłem im ją zabrać sprzed mojego nosa. Walnąłem w ścianę, ale pożałowałem tego, bo poczułem ogromny ból.
Pomyśl, jak ona cierpi, dupku.
Moje myśli ciągle krążyły wokół niej. Wiem, że to moja wina, a nic nie mogę z tym zrobić. Na dodatek nikt od wczoraj nie widział Justina, jak jego też porwali to chyba strzelę sobie kulkę.
Postanowiłem, dla swojego dobra, skończyć prysznic i zjechać na dół sprawdzić, czy jest jakiś postęp. Ubrałem wczorajsze ciuchy i cicho wymknąłem się z pokoju. Na luzie doszedłem do windy i zjechałem na dół. Gdy tylko znalazłem się na parterze doznałem szoku. Mnóstwo tajniaków, każdy z telefonem, pagerem i innymi tymi zabawkami. Jedni siedzieli przy komputerach inni coś robili przy mapach. Było jedno wielkie zamieszanie. I ta cała akcja tylko po to by znaleźć moją księżniczkę. Kocham ich. Dobrze, że starają się ją znaleźć.
- Przepraszam- zaczepiłem jakiegoś chłopaka- Gdzie znajdę agenta 415?
- Gabinet szefa, ale mają zebranie.
- Dzięki- chłopak chwile mnie jeszcze mierzył a potem zniknął. Dziwni tu są ludzie.
Postanowiłem znaleźć ludzi, którym się przydam, przecież jestem przydatny.
- Kim Ty jesteś?- zaczepiła mnie jakaś dziewczyna, na oko w moim wieku- Czego tu szukasz?
- Chcę pomóc. Jestem Harry- może nie powinienem zaglądać jej przez ramię.
- Jak możesz pomóc? Nic nie wiesz.
- Wiem, jak wyglądał jeden podejrzany typek- i wtedy wszyscy zwrócili swoją uwagę na mnie.
- Opisałbyś go dokładnie?
- Tak- chwyciła mnie za ramię i odwróciła.
- Idziemy do rysownika.
Gdy tylko strumień wody oblał moje ciało automatycznie zacząłem myśleć o mojej pięknej księżniczce i zacząłem płakać. Jaki ze mnie debil, pozwoliłem im ją zabrać sprzed mojego nosa. Walnąłem w ścianę, ale pożałowałem tego, bo poczułem ogromny ból.
Pomyśl, jak ona cierpi, dupku.
Moje myśli ciągle krążyły wokół niej. Wiem, że to moja wina, a nic nie mogę z tym zrobić. Na dodatek nikt od wczoraj nie widział Justina, jak jego też porwali to chyba strzelę sobie kulkę.
Postanowiłem, dla swojego dobra, skończyć prysznic i zjechać na dół sprawdzić, czy jest jakiś postęp. Ubrałem wczorajsze ciuchy i cicho wymknąłem się z pokoju. Na luzie doszedłem do windy i zjechałem na dół. Gdy tylko znalazłem się na parterze doznałem szoku. Mnóstwo tajniaków, każdy z telefonem, pagerem i innymi tymi zabawkami. Jedni siedzieli przy komputerach inni coś robili przy mapach. Było jedno wielkie zamieszanie. I ta cała akcja tylko po to by znaleźć moją księżniczkę. Kocham ich. Dobrze, że starają się ją znaleźć.
- Przepraszam- zaczepiłem jakiegoś chłopaka- Gdzie znajdę agenta 415?
- Gabinet szefa, ale mają zebranie.
- Dzięki- chłopak chwile mnie jeszcze mierzył a potem zniknął. Dziwni tu są ludzie.
Postanowiłem znaleźć ludzi, którym się przydam, przecież jestem przydatny.
- Kim Ty jesteś?- zaczepiła mnie jakaś dziewczyna, na oko w moim wieku- Czego tu szukasz?
- Chcę pomóc. Jestem Harry- może nie powinienem zaglądać jej przez ramię.
- Jak możesz pomóc? Nic nie wiesz.
- Wiem, jak wyglądał jeden podejrzany typek- i wtedy wszyscy zwrócili swoją uwagę na mnie.
- Opisałbyś go dokładnie?
- Tak- chwyciła mnie za ramię i odwróciła.
- Idziemy do rysownika.
*** Sylvia ***
-Ja tu
zaraz oszaleję! Dajcie mi jeść!
Od
dobrych kilku godzin proszę o jedzenie, ale oni nic. Poza chlebem, który
dostałam wczoraj w nocy nic nie tknęłam od jakichś 6 godzin. Wariuję. Widzę
rzeczy, których normalnie się nie widzi. W dodatku muszę siku.
Cieszę się, że udało mi się zdrzemnąć na godzinę, przynajmniej nie czułam bólu. Śniłam o pikniku z Harrym w Hyde Parku, było tak cudownie. Niestety rzeczywistość jest brutalna i nigdy moje życie nie będzie kolorowe.
Słyszę kroki, udaję, że śpię. Nagle czuje na sobie wodę, lodowatą. Podnoszę głowę robiąc głęboki wdech i zaczynam szybko oddychać. Co za kurwa idiota śmiał to zrobić?!
- Nie waż się tego zrobić ponownie, idioto- warknęłam.
- Bo co?- podszedł bliżej; co on tyle broni nosi?
- Bo skopię Ci dupę.
- Oho, królewna jest agresywna- splunąć w bok- Wiesz, na Twoim miejscu uważałbym co mówię. Lepiej bądź grzeczna.
- Spierdalaj.
- Zamknij się wreszcie- dostałam w twarz.
- Mocniej nie umiesz?- i znowu. Czasem żałuję, że jestem odważna- Bijesz jak dziecko.
- Zamknij się kurwa wreszcie!- tym razem siła uderzenia powaliła mnie na ziemię, krew leciała z moich ust, miałam rozciętą wargę.
-Dymitr, zostaw ją!- Justin? A ten tu czego?
- Ona Cie tu przysłała?
- Ta- podszedł bliżej- Miałeś jej nic nie robić.
- Sama się prosiła.
- Nie mamy jej dotykać, jeszcze ją zabijesz a wtedy gruba się wścieknie- wiesz kto się jeszcze wścieknie? Harry. I reszta.
- Uważaj na nią- tamten wyszedł a Justin pomógł mi wstać. No i co frajerze? Zepsułeś moje krzesło!
- Tam jest materac, chodź- chwycił mnie w pasie i pomógł iść. Kręci mi się w głowie. Delikatnie pomógł mi usiąść, oparłam się o ścianę.
- Mam chusteczkę. Proszę- niechętnie, ale ją wzięłam. Nie chcę się wykrwawić.
- Słuchaj, jak będziesz grzeczna to nic Ci nie zrobią.
- W ogóle co Ty tu robisz?- zmieniłam temat, bo ja i tak będę pyskować.
- Zostałem, żeby Cie chronić.
- Szlachetny- mruknęłam wciąż wycierając usta.
- Przepraszam, ale ja musiałem. Kiedyś popełniłem błąd i teraz za to płacę. Nie wiedziałem, że o Ciebie im chodzi, dowiedziałem się później.
- Justin, idź stąd lepiej. To miejsce nie jest dla Ciebie- splunęłam krwią poza materac.
- Dla Ciebie też nie, dlatego tu zostanę i będę chronił przed tamtymi.
- Sama sobie poradzę.
- Nie- podał mi jakiś pakunek- Proszę.
- Co to?- zmarszczyłam brwi.
- Jedzenie.
- A jednak się przydasz.
Cieszę się, że udało mi się zdrzemnąć na godzinę, przynajmniej nie czułam bólu. Śniłam o pikniku z Harrym w Hyde Parku, było tak cudownie. Niestety rzeczywistość jest brutalna i nigdy moje życie nie będzie kolorowe.
Słyszę kroki, udaję, że śpię. Nagle czuje na sobie wodę, lodowatą. Podnoszę głowę robiąc głęboki wdech i zaczynam szybko oddychać. Co za kurwa idiota śmiał to zrobić?!
- Nie waż się tego zrobić ponownie, idioto- warknęłam.
- Bo co?- podszedł bliżej; co on tyle broni nosi?
- Bo skopię Ci dupę.
- Oho, królewna jest agresywna- splunąć w bok- Wiesz, na Twoim miejscu uważałbym co mówię. Lepiej bądź grzeczna.
- Spierdalaj.
- Zamknij się wreszcie- dostałam w twarz.
- Mocniej nie umiesz?- i znowu. Czasem żałuję, że jestem odważna- Bijesz jak dziecko.
- Zamknij się kurwa wreszcie!- tym razem siła uderzenia powaliła mnie na ziemię, krew leciała z moich ust, miałam rozciętą wargę.
-Dymitr, zostaw ją!- Justin? A ten tu czego?
- Ona Cie tu przysłała?
- Ta- podszedł bliżej- Miałeś jej nic nie robić.
- Sama się prosiła.
- Nie mamy jej dotykać, jeszcze ją zabijesz a wtedy gruba się wścieknie- wiesz kto się jeszcze wścieknie? Harry. I reszta.
- Uważaj na nią- tamten wyszedł a Justin pomógł mi wstać. No i co frajerze? Zepsułeś moje krzesło!
- Tam jest materac, chodź- chwycił mnie w pasie i pomógł iść. Kręci mi się w głowie. Delikatnie pomógł mi usiąść, oparłam się o ścianę.
- Mam chusteczkę. Proszę- niechętnie, ale ją wzięłam. Nie chcę się wykrwawić.
- Słuchaj, jak będziesz grzeczna to nic Ci nie zrobią.
- W ogóle co Ty tu robisz?- zmieniłam temat, bo ja i tak będę pyskować.
- Zostałem, żeby Cie chronić.
- Szlachetny- mruknęłam wciąż wycierając usta.
- Przepraszam, ale ja musiałem. Kiedyś popełniłem błąd i teraz za to płacę. Nie wiedziałem, że o Ciebie im chodzi, dowiedziałem się później.
- Justin, idź stąd lepiej. To miejsce nie jest dla Ciebie- splunęłam krwią poza materac.
- Dla Ciebie też nie, dlatego tu zostanę i będę chronił przed tamtymi.
- Sama sobie poradzę.
- Nie- podał mi jakiś pakunek- Proszę.
- Co to?- zmarszczyłam brwi.
- Jedzenie.
- A jednak się przydasz.
Proszę, skomentuj ten rozdział i powiedz, czy Ci się podoba :) Poleć go znajomym :)
Liczę na was <3
Syl xx
P.S. To już prawie koniec naszej historii ;)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)
Ten Justin nie taki zły jak na początku się wydawał. Rozdział wspaniały jak zazwyczaj <3
OdpowiedzUsuńBiedna ://
OdpowiedzUsuńJak zakończysz (niestety) to (wspaniałe) opowiadanie to będzie tworzyć jakieś nowe lub drugą część???
OdpowiedzUsuńMyśle nad napisaniem nowego opowiadania,drugiej części na pewno nie będzie ;)
UsuńZastanawiam sie też nad tłumaczeniem jakiegoś angielskiego opowiadania,sporo pracy ;)
Syl xx
Hej. Super rozdział. Tak mi szkoda Silvii, ale mam nadzieję, że niedługo będzie dobrze ;)
OdpowiedzUsuńSuper,kiedy następny? :) Po dwóch dniach czytania (dzień i noc) dobrnęłam do czytania regularnie <3
OdpowiedzUsuńW niedzielę słonko :) Kocham!
UsuńSyl xx
Och kocham <3 moja biedna Syl :9
OdpowiedzUsuń