Cześć! :)
Dziś 23 więc oto rozdział ;]
Jestem tak zabiegana, bo jutro osiemnastka dla rodziny, ale znalazłam teraz chwile by wstawić rozdział ;]
Udanego weekendu wam życzę :)) <3
Dziś 23 więc oto rozdział ;]
Jestem tak zabiegana, bo jutro osiemnastka dla rodziny, ale znalazłam teraz chwile by wstawić rozdział ;]
Udanego weekendu wam życzę :)) <3
Miłego czytania ! <3 Syl xx
- Tak? – zapytałam zaspanym głosem.
- Hej Sylvia.. Śpisz? – kto do cholery dobija się do mnie o.. 3 rano?! Zabiję osobnika!
- Nie, opalam się na Bahamach. Kto dzwoni?
- Niall.. Co Ty robisz na Bahamach? – Bożee, co za idiota.. Nic tylko zrobić face palma.. młotkiem..
-Niall, człowieku jest 3 rano, a ja nie jestem na Bahamach, śpię sobie! Po co dzwonisz do mnie o tej porze? I skąd masz mój numer?
- Podałaś mi, nie pamiętasz? A dzwonie, bo mam problem..
- Ahh.. No to śmiało nawijaj, mamy czas.
- Leżałem sobie spokojnie i już zasypiałem, gdy nagle zrobiło mi się nie dobrze. To pobiegłem do łazienki, ale już było lepiej to wróciłem do łóżka. Jak tylko się położyłem to zacząłem tego żałować, bo wszystko zaczęło wirować i zmieniać kolory.. Sylvia, ja się boję o mój stan zdrowia i .. Czy Ty chrapiesz?!
- Nie skąd, wydaje Ci się, cały czas Cię słucham. Dokończ, bo skończyłeś na jakichś mandarynkach.
- Co?? Mówiłem, że boję się o swój stan zdrowia. Pomóż mi..- po tonie jego głosu wywnioskowałam, że on serio się boi i oczekuje pomocy. Tylko jak ja mogę mu pomóc? Mogę go wspierać tylko, jako ‘przyjaciółka’ czy kimkolwiek tam dla niego jestem.
- Niall słońce, ale nie wiem, co mogę zrobić.. Może przejdźmy się do lekarza, hmm?
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Jakby Will się dowiedział to by się wściekł..
- A co mnie jakiś tam Will obchodzi? Tu najważniejszy jesteś Ty i twoje zdrowie. Dasz radę wytrzymać do poniedziałku?
- Tak, ale problem w tym, że mamy próby od rana i nie dam rady się wyrwać.. Sylvia, a może wtorek?
- Jasne, ale tak po afterze dasz rade?
- Nie piję na afterach, więc spokojnie. Pojedziesz tam ze mną, prawda?
- Jasne Niall, się głupio pytasz. Wezmę wolny dzień i spędzę cały wtorek z Tobą, okey?
- Dziękuję.. Kocham Cię.
- Niall.. Ja staram się tylko pomóc. Nie chcę takich wyznań-lekko się zaśmiałam i on również.
- Wiem, wybacz, ale nawet nie wiesz ile Twoja pomoc dla mnie znaczy. Bardzo Ci dziękuję. Nie wiem jak Ci się odwdzięczę..
- Mi wystarczy Twoja.. przyjaźń – tak, JA to powiedziałam – Masz jeszcze jakąś sprawę?
- Właściwie to mam, jedną, ale taką tyci tyci..
- No słucham.
- Wpadniesz na próbę jutro? Chcę, żebyś dotrzymała mi, nam towarzystwa.
- Nie wiem, czy mogę przebywać na waszej próbie. Przecież jest zamknięta.
- Liam zagada, powie, że jesteś jego siostrą i Cię wpuszczą – a z jakim entuzjazmem to powiedział!
- Noo dobrze, skoro chcesz to przyjdę. Ile jedzenia zabrać? – w odpowiedzi chłopak się zaśmiał.
- Dużo. Zapytaj mamy Liama, ile powinnaś wziąć, ona wie – teraz to ja się śmiałam.
- No dobra, to do zobaczenia jutro?
- Tak jutro, bo dzisiaj już niedziela. Dobranoc. Wybacz, że Cię obudziłem.
- Nic nie szkodzi blondi. Dobranoc, śpij dobrze.
- Ty również. Kolorowych.
Niall się rozłączył, a ja natychmiast przykryłam całą siebie satynową pościelą i od razu zasnęłam..
- Hej Sylvia.. Śpisz? – kto do cholery dobija się do mnie o.. 3 rano?! Zabiję osobnika!
- Nie, opalam się na Bahamach. Kto dzwoni?
- Niall.. Co Ty robisz na Bahamach? – Bożee, co za idiota.. Nic tylko zrobić face palma.. młotkiem..
-Niall, człowieku jest 3 rano, a ja nie jestem na Bahamach, śpię sobie! Po co dzwonisz do mnie o tej porze? I skąd masz mój numer?
- Podałaś mi, nie pamiętasz? A dzwonie, bo mam problem..
- Ahh.. No to śmiało nawijaj, mamy czas.
- Leżałem sobie spokojnie i już zasypiałem, gdy nagle zrobiło mi się nie dobrze. To pobiegłem do łazienki, ale już było lepiej to wróciłem do łóżka. Jak tylko się położyłem to zacząłem tego żałować, bo wszystko zaczęło wirować i zmieniać kolory.. Sylvia, ja się boję o mój stan zdrowia i .. Czy Ty chrapiesz?!
- Nie skąd, wydaje Ci się, cały czas Cię słucham. Dokończ, bo skończyłeś na jakichś mandarynkach.
- Co?? Mówiłem, że boję się o swój stan zdrowia. Pomóż mi..- po tonie jego głosu wywnioskowałam, że on serio się boi i oczekuje pomocy. Tylko jak ja mogę mu pomóc? Mogę go wspierać tylko, jako ‘przyjaciółka’ czy kimkolwiek tam dla niego jestem.
- Niall słońce, ale nie wiem, co mogę zrobić.. Może przejdźmy się do lekarza, hmm?
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Jakby Will się dowiedział to by się wściekł..
- A co mnie jakiś tam Will obchodzi? Tu najważniejszy jesteś Ty i twoje zdrowie. Dasz radę wytrzymać do poniedziałku?
- Tak, ale problem w tym, że mamy próby od rana i nie dam rady się wyrwać.. Sylvia, a może wtorek?
- Jasne, ale tak po afterze dasz rade?
- Nie piję na afterach, więc spokojnie. Pojedziesz tam ze mną, prawda?
- Jasne Niall, się głupio pytasz. Wezmę wolny dzień i spędzę cały wtorek z Tobą, okey?
- Dziękuję.. Kocham Cię.
- Niall.. Ja staram się tylko pomóc. Nie chcę takich wyznań-lekko się zaśmiałam i on również.
- Wiem, wybacz, ale nawet nie wiesz ile Twoja pomoc dla mnie znaczy. Bardzo Ci dziękuję. Nie wiem jak Ci się odwdzięczę..
- Mi wystarczy Twoja.. przyjaźń – tak, JA to powiedziałam – Masz jeszcze jakąś sprawę?
- Właściwie to mam, jedną, ale taką tyci tyci..
- No słucham.
- Wpadniesz na próbę jutro? Chcę, żebyś dotrzymała mi, nam towarzystwa.
- Nie wiem, czy mogę przebywać na waszej próbie. Przecież jest zamknięta.
- Liam zagada, powie, że jesteś jego siostrą i Cię wpuszczą – a z jakim entuzjazmem to powiedział!
- Noo dobrze, skoro chcesz to przyjdę. Ile jedzenia zabrać? – w odpowiedzi chłopak się zaśmiał.
- Dużo. Zapytaj mamy Liama, ile powinnaś wziąć, ona wie – teraz to ja się śmiałam.
- No dobra, to do zobaczenia jutro?
- Tak jutro, bo dzisiaj już niedziela. Dobranoc. Wybacz, że Cię obudziłem.
- Nic nie szkodzi blondi. Dobranoc, śpij dobrze.
- Ty również. Kolorowych.
Niall się rozłączył, a ja natychmiast przykryłam całą siebie satynową pościelą i od razu zasnęłam..
Obudził mnie budzik o 7 rano. Gdyby nie fakt, że ktoś obudził mnie w środku nocy to byłabym wyspana, a tak to jestem ledwo żywa. Leniwie spełzłam na podłogę i dosłownie turlałam się do łazienki. Mozolnie wstałam z ziemi i jak cywilizowany człowiek weszłam pod prysznic wcześniej ściągnąwszy ubrania. ‘Nie ma to jak zimny prysznic na rozbudzenie’ pomyślałam. Zazwyczaj mam tak, że woda zmywa ze mnie wszystkie problemy, właściwie ich nie mam, ale najgłupsza błahostka zawsze się znajdzie. Tym razem było inaczej. Zaczęłam zastanawiać się , jak rozwiązać problem Nialla i nawet nie zauważyłam, kiedy woda z zimnej zmieniła się na gorącą. Szybko zakręciłam wodę i po prostu stałam w kabinie jak jakaś nienormalna. Ale miałam powód. Zdałam sobie sprawę, że .. zależy mi na nim. Na Niallu. A przecież mi nigdy na nikim nie zależało! Nie miałam przyjaciół, którym mogłam pomóc, więc żyłam spokojnie. Aż do teraz. Wszystko przez Liama. Przez Zoey. Przez tatę. Teraz myślicie, że szukam winnych.. Nie mylicie się. Ktoś zburzył mój świat i zakłócił równowagę. Moją wewnętrzną równowagę. To nie do pomyślenia, jak jedna osoba może zmienić Twoje życie, wpłynąć na Ciebie. Boże, jaka ja jestem głupia! Wcale nie musiałam rozmawiać z Niallem, nie musiałam mu doradzać, w ogóle nic nie musiałam ! To czemu ja to zrobiłam?! Samej siebie już w tym momencie nie rozumiem.. Przecież jestem twarda, nie jestem jak te inne wrażliwe dziewczynki, które są.. no właśnie – delikatne, miłe, pomocne.. Ja się powoli taka staje i nie podoba mi się ten fakt. Muszę z tym coś zrobić. Jeśli teraz zacznę ‘mutować’ to będę już nie przydatna w agencji. Zdecydowanie muszę przejąć kontrolę nad mózgiem, bo jak na razie on źle mną kieruje. Jak to możliwe, że jakichś 2 chłopaków tak wpłynęło na moją zmianę?! Boże, błagam, żeby reszta nie zapragnęła na mnie wpływać!
Po moich 10 minutowych rozmyślaniach ubrałam się w mój ulubiony strój do joggingu i poszłam biegać. Dzień w dzień od 4 lat biegam od 7.20 do 8 po okolicy by po prostu się odprężyć i oczywiście utrzymać kondycję. 40 minut biegania to nie jest dużo, ale taki codzienny trening przynosi efekty i z dnia na dzień ma się wrażenie, że biega się znacznie dłużej.
Mijam właśnie plac zabaw. Nie lubię tego miejsca, bo jest tam dużo krzyczących dzieci, które są tutaj ze swoimi opiekunkami, bo ich rodzice nie mają dla nich czasu. Nie, żebym nie lubiła dzieci, ale one są naprawdę wkurzające. Lecz dzisiaj jest inaczej.. Coś mnie tknęło, żeby się zatrzymać i podejść bliżej. Przyglądałam się dzieciakom, które z uśmiechem na ustach bawiły się to na zjeżdżalni to w piaskownicy. Wtedy ‘coś’ w środku mnie jakby pękło. Przypomniałam sobie te wszystkie chwile spędzone z mamą. Poczułam, jak jedna łza spływa po moim poliku. Szybko ją starłam i zaśmiałam na samą myśl, że w ogóle przypomniało mi się moje dzieciństwo. Nagle moją uwagę przykuła mała dziewczynka bawiąca się sama niedaleko mnie. Dziwne, że nie ma żadnego opiekuna tutaj. Postanowiłam do niej podejść.
-Cześć mała. Czemu bawisz się tak sama?
- Lubię bawić się sama – odrzekła z uśmiechem. Skąd ja to znam.
- Też lubiłam sama się bawić. Ale wiesz, lepiej jest w grupie.
-Może. Ale tak też jest fajnie.
- Mogę się do Ciebie dołączyć? – dziewczynka spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczkami, a po chwili uśmiechnęła.
- Tak. Jak masz na imię?
- Sylvia, a Ty?
- Jessie.
- Wiesz, Jessie, przypominasz mi mojego kolegę. On też ma takie oczy jak Ty. Może jesteś jego siostrą? Masz brata ?
- Nie – pokręciła smutno główką.
- Co jest? Czemu jesteś smutna?- chwyciłam ją za jej małą rączkę.
- Nie mam brata, jestem sama, mieszkam w domu dziecka.. – w tym momencie moje serce pękło na pół. Czułam napływające łzy.
- Tak mi przykro kochanie. Długo już tam mieszkasz?
- Jestem tam od świąt – niewierzę.. ona tam jest ponad 7 miesięcy..
-Jesteś tu z kimś? Bo nie widzę w pobliżu nikogo, kto by się Tobą interesował.
- Jestem sama. Uciekłam z domu dziecka na chwilę, żeby się pobawić. Nie lubię tamtego placu zabaw.
- Wiesz, ładne masz lalki. Mają imiona?
- Czyli nie znasz czarodziejek W.I.T.C.H. – zaśmiała się, a ja zmieszana patrzałam się na nią – Ta czerwona to Will, z lokami to Irma, z warkoczykami to Taranee, blondynka to Cornelia, a ta w fioletowych włosach to Hay Lin .
- Ładne są – uśmiechnęłam się do niej – Mogę się z Tobą pobawić?
- Tak, wybierz sobie dwie – po tych słowach wybrałam Will i Hay Lin, a Jessie pokazała mi miejsce, gdzie będziemy się bawiły.
- Ta zabawa polega na tym, że czarodziejki muszą uratować Heatherfield przed Cedrickiem, więc musisz mówić swoją moc i atakować tego węża, którego trzymam ja.
- Mogę wymyślić sobie moc?
- Nie znasz nawet jednej ich mocy? – dziewczynka pokręciła głową z niedowierzaniem, ale za chwilę uśmiechnęła się – Możesz wymyślić.
- Dziękuję.
I tak zaczęła się nasza zabawa. Ona coś mówiła i atakowała, a potem ja. Niesamowicie się z nią bawiło. I może to zabrzmi dziwnie, ale czułam się, jakbym była jej mamą..
-Jessie, słońce, dochodzi 9. Nie będą się o Ciebie martwić?
- Masz racje, pewnie się martwią – posmutniała – Chciałabym spędzić z Tobą cały dzień, wiesz. Fajnie się bawiło.
- Kiedyś jeszcze razem spędzimy cały dzień, obiecuję.
- Przyjdziesz po mnie? Zabierzesz mnie stamtąd? – wykrzyknęła uradowana sześciolatka.
-Zabiorę, ale tylko na jeden dzień.. Przykro mi Jessie.
- Chciałabym mieć taką mamę jak Ty. Nawet mi przypominasz moją mamusie. Też była blondynką – no i co ja mam jej teraz powiedzieć? Przecież ona jest tylko dzieckiem, nie chcę jej zranić.
- Wiesz, mam pomysł. Może Cię kiedyś odwiedzę, co? Przyjdę z kolegami.
- A fajni są?
- Bardzo. I lubią się bawić.
- Przyjdź z nimi, proszę.
- Obiecuję słońce, że przyjdę. Na pewno. A teraz Cię odprowadzę dobrze?
- Yhym.. – mała szybko pozbierała swoje zabawki, schowała je do plecaka, poprawiła sukienkę i chwyciła mnie za rękę. Szczerze? Nie spodziewałam się tego.
- Gdzie dokładnie jest ten dom dziecka? – zapytałam Jessie po kilku minutach chodzenia po parku.
- Niedaleko. Zaprowadzę nas tam.
Reszta drogi upłynęła nam na rozmowie. Właściwie to tylko ja mówiłam, bo Jessie uznała, że pobawi się w reportera i zadawała pytania. Mnóstwo pytań. Najbardziej spodobał jej się fakt, że tańczę i występuję w reklamach.
- Nauczysz mnie kiedyś tańczyć?
- Jasne. Na naszym następnym spotkaniu pokażę Ci kilka kroków. A jeśli chcesz to przyniosę Ci nagrania kilku moich układów.
- Ale fajnie! Będę umiała coś robić! A może zostanę tancerką? – uradowana dziewczynka puściła mnie i zaczęła się obracać wokół własnej osi. Wyglądała jak mała baletnica.
- Jessie, czy to tamten budynek? –zapytałam małą wskazując na ogromny budynek tuż przed nami. Ona posmutniała, chwyciła mocno moją rękę i powoli kroczyłyśmy na przód. Wiem, że ona nie chce mnie puszczać. Ale ja również tego nie chcę. Pokochałam tę dziewczynkę..
- Musisz mnie zaprowadzić do jakiejś opiekunki. Trzeba ją poinformować, żeby się nie martwiła.
- Dobrze.
Po kilku minutach dotarłyśmy do pokoju podpisanego ‘SEKRETARIAT’. Odetchnęłam głęboko i zapukałam. Gdy usłyszałam ‘proszę’ weszłam do środka, zaraz za mną weszła Jessie. Przywitały mnie dwie kobiety, brunetki na oko miały po 30 lat.
- Dzień dobry. O! Znalazła się nasza zguba. Gdzie byłaś Jessie?
- Byłam na placu zabaw z Sylvią. Nudziło mi się tu..
- Nie możesz tak sama wychodzić. To niebezpieczne.
- Chciałam się pobawić – odpowiedziała smutno.
- Przepraszam, a kim pani jest? – zapytała mnie ta druga.
- Sylvia Sykes. Spotkałam Jessie i bezpiecznie tu przyprowadziłam.
- Dziękujemy za pomoc – westchnęła – Jessie jest trudnym dzieckiem. Nie umiemy do niej dotrzeć.
- Ona wcale nie jest trudnym dzieckiem. Po prostu woli bawić się sama.
- Izoluje się od rówieśników, a my nie możemy na to pozwalać.
- Przepraszam, z całym szacunkiem, ale jeśli jej tak lepiej, to dlaczego nie pozwalajcie jej tak funkcjonować?
- Jessie nie może przebywać sama! –uniosła się jedna z nich.
- Ale ja chcę być sama! – zapłakała Jessie – Albo sama albo z Sylvią.
W tym momencie serce na chwile przestało mi bić. Opiekunki spojrzały na mnie jakoś tak wrogo, zapewne im się ten fakt nie podobał. Mnie z kolei wzruszyło to, co powiedziała Jess.
- Nie znasz tej dziewczyny kochanie. Poza tym ona tu nie mieszka, a nawet nie może tu przychodzić.
- Jak to nie mogę? – co to ma do cholery znaczyć? Jak będę chciała to tu przyjdę.
- Nie możesz, nie jesteś nikim z personelu i jak mniemam nie masz ukończonych osiemnastu lat, więc nie możesz odwiedzać żadnego z dzieci – mała rozpłakała się na te słowa. Ona za bardzo się do mnie przywiązała. Muszę coś z tym zrobić. Kucnęłam i zwróciłam się do Jessie.
- Słuchaj, postaram się Ciebie odwiedzać w miarę możliwości. Niedługo skończę 18 lat i wtedy często tu będę przychodzić, dobrze? Teraz musisz mi obiecać, że będziesz grzeczna i zawsze będziesz słuchała opiekunek.
- Obiecuję, tylko proszę przyjdź jeszcze do mnie.
- Przyjdę, nie martw się skarbie – przytuliłam ją, a ona cały czas płakała.
- Ja już pójdę. Niedługo wpadnę Jessie. Do widzenia – pożegnałam się z małą i opiekunkami i ruszyłam w stronę wyjścia. Gdy mijałam świetlicę spostrzegłam znajomą postać. Może mi się tylko wydaje. Ale na wszelki wypadek zawrócę. Zatrzymałam się przy jednym z okien i patrzałam na znajomą sylwetkę. Czekałam aż osoba się odwróci. Nie czekałam długo, bo już za chwilę widziałam jego twarz. Harry.
’Ale co on tu robi?’ To pytanie krążyło w mojej głowie. Zapytam się go, czemu tu przebywał. No nie powiem, robi na mnie wrażenie. Ale to jeszcze nie oznacza, że go lubię. Jest tylko znajomym.
-Cześć mała. Czemu bawisz się tak sama?
- Lubię bawić się sama – odrzekła z uśmiechem. Skąd ja to znam.
- Też lubiłam sama się bawić. Ale wiesz, lepiej jest w grupie.
-Może. Ale tak też jest fajnie.
- Mogę się do Ciebie dołączyć? – dziewczynka spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczkami, a po chwili uśmiechnęła.
- Tak. Jak masz na imię?
- Sylvia, a Ty?
- Jessie.
- Wiesz, Jessie, przypominasz mi mojego kolegę. On też ma takie oczy jak Ty. Może jesteś jego siostrą? Masz brata ?
- Nie – pokręciła smutno główką.
- Co jest? Czemu jesteś smutna?- chwyciłam ją za jej małą rączkę.
- Nie mam brata, jestem sama, mieszkam w domu dziecka.. – w tym momencie moje serce pękło na pół. Czułam napływające łzy.
- Tak mi przykro kochanie. Długo już tam mieszkasz?
- Jestem tam od świąt – niewierzę.. ona tam jest ponad 7 miesięcy..
-Jesteś tu z kimś? Bo nie widzę w pobliżu nikogo, kto by się Tobą interesował.
- Jestem sama. Uciekłam z domu dziecka na chwilę, żeby się pobawić. Nie lubię tamtego placu zabaw.
- Wiesz, ładne masz lalki. Mają imiona?
- Czyli nie znasz czarodziejek W.I.T.C.H. – zaśmiała się, a ja zmieszana patrzałam się na nią – Ta czerwona to Will, z lokami to Irma, z warkoczykami to Taranee, blondynka to Cornelia, a ta w fioletowych włosach to Hay Lin .
- Ładne są – uśmiechnęłam się do niej – Mogę się z Tobą pobawić?
- Tak, wybierz sobie dwie – po tych słowach wybrałam Will i Hay Lin, a Jessie pokazała mi miejsce, gdzie będziemy się bawiły.
- Ta zabawa polega na tym, że czarodziejki muszą uratować Heatherfield przed Cedrickiem, więc musisz mówić swoją moc i atakować tego węża, którego trzymam ja.
- Mogę wymyślić sobie moc?
- Nie znasz nawet jednej ich mocy? – dziewczynka pokręciła głową z niedowierzaniem, ale za chwilę uśmiechnęła się – Możesz wymyślić.
- Dziękuję.
I tak zaczęła się nasza zabawa. Ona coś mówiła i atakowała, a potem ja. Niesamowicie się z nią bawiło. I może to zabrzmi dziwnie, ale czułam się, jakbym była jej mamą..
-Jessie, słońce, dochodzi 9. Nie będą się o Ciebie martwić?
- Masz racje, pewnie się martwią – posmutniała – Chciałabym spędzić z Tobą cały dzień, wiesz. Fajnie się bawiło.
- Kiedyś jeszcze razem spędzimy cały dzień, obiecuję.
- Przyjdziesz po mnie? Zabierzesz mnie stamtąd? – wykrzyknęła uradowana sześciolatka.
-Zabiorę, ale tylko na jeden dzień.. Przykro mi Jessie.
- Chciałabym mieć taką mamę jak Ty. Nawet mi przypominasz moją mamusie. Też była blondynką – no i co ja mam jej teraz powiedzieć? Przecież ona jest tylko dzieckiem, nie chcę jej zranić.
- Wiesz, mam pomysł. Może Cię kiedyś odwiedzę, co? Przyjdę z kolegami.
- A fajni są?
- Bardzo. I lubią się bawić.
- Przyjdź z nimi, proszę.
- Obiecuję słońce, że przyjdę. Na pewno. A teraz Cię odprowadzę dobrze?
- Yhym.. – mała szybko pozbierała swoje zabawki, schowała je do plecaka, poprawiła sukienkę i chwyciła mnie za rękę. Szczerze? Nie spodziewałam się tego.
- Gdzie dokładnie jest ten dom dziecka? – zapytałam Jessie po kilku minutach chodzenia po parku.
- Niedaleko. Zaprowadzę nas tam.
Reszta drogi upłynęła nam na rozmowie. Właściwie to tylko ja mówiłam, bo Jessie uznała, że pobawi się w reportera i zadawała pytania. Mnóstwo pytań. Najbardziej spodobał jej się fakt, że tańczę i występuję w reklamach.
- Nauczysz mnie kiedyś tańczyć?
- Jasne. Na naszym następnym spotkaniu pokażę Ci kilka kroków. A jeśli chcesz to przyniosę Ci nagrania kilku moich układów.
- Ale fajnie! Będę umiała coś robić! A może zostanę tancerką? – uradowana dziewczynka puściła mnie i zaczęła się obracać wokół własnej osi. Wyglądała jak mała baletnica.
- Jessie, czy to tamten budynek? –zapytałam małą wskazując na ogromny budynek tuż przed nami. Ona posmutniała, chwyciła mocno moją rękę i powoli kroczyłyśmy na przód. Wiem, że ona nie chce mnie puszczać. Ale ja również tego nie chcę. Pokochałam tę dziewczynkę..
- Musisz mnie zaprowadzić do jakiejś opiekunki. Trzeba ją poinformować, żeby się nie martwiła.
- Dobrze.
Po kilku minutach dotarłyśmy do pokoju podpisanego ‘SEKRETARIAT’. Odetchnęłam głęboko i zapukałam. Gdy usłyszałam ‘proszę’ weszłam do środka, zaraz za mną weszła Jessie. Przywitały mnie dwie kobiety, brunetki na oko miały po 30 lat.
- Dzień dobry. O! Znalazła się nasza zguba. Gdzie byłaś Jessie?
- Byłam na placu zabaw z Sylvią. Nudziło mi się tu..
- Nie możesz tak sama wychodzić. To niebezpieczne.
- Chciałam się pobawić – odpowiedziała smutno.
- Przepraszam, a kim pani jest? – zapytała mnie ta druga.
- Sylvia Sykes. Spotkałam Jessie i bezpiecznie tu przyprowadziłam.
- Dziękujemy za pomoc – westchnęła – Jessie jest trudnym dzieckiem. Nie umiemy do niej dotrzeć.
- Ona wcale nie jest trudnym dzieckiem. Po prostu woli bawić się sama.
- Izoluje się od rówieśników, a my nie możemy na to pozwalać.
- Przepraszam, z całym szacunkiem, ale jeśli jej tak lepiej, to dlaczego nie pozwalajcie jej tak funkcjonować?
- Jessie nie może przebywać sama! –uniosła się jedna z nich.
- Ale ja chcę być sama! – zapłakała Jessie – Albo sama albo z Sylvią.
W tym momencie serce na chwile przestało mi bić. Opiekunki spojrzały na mnie jakoś tak wrogo, zapewne im się ten fakt nie podobał. Mnie z kolei wzruszyło to, co powiedziała Jess.
- Nie znasz tej dziewczyny kochanie. Poza tym ona tu nie mieszka, a nawet nie może tu przychodzić.
- Jak to nie mogę? – co to ma do cholery znaczyć? Jak będę chciała to tu przyjdę.
- Nie możesz, nie jesteś nikim z personelu i jak mniemam nie masz ukończonych osiemnastu lat, więc nie możesz odwiedzać żadnego z dzieci – mała rozpłakała się na te słowa. Ona za bardzo się do mnie przywiązała. Muszę coś z tym zrobić. Kucnęłam i zwróciłam się do Jessie.
- Słuchaj, postaram się Ciebie odwiedzać w miarę możliwości. Niedługo skończę 18 lat i wtedy często tu będę przychodzić, dobrze? Teraz musisz mi obiecać, że będziesz grzeczna i zawsze będziesz słuchała opiekunek.
- Obiecuję, tylko proszę przyjdź jeszcze do mnie.
- Przyjdę, nie martw się skarbie – przytuliłam ją, a ona cały czas płakała.
- Ja już pójdę. Niedługo wpadnę Jessie. Do widzenia – pożegnałam się z małą i opiekunkami i ruszyłam w stronę wyjścia. Gdy mijałam świetlicę spostrzegłam znajomą postać. Może mi się tylko wydaje. Ale na wszelki wypadek zawrócę. Zatrzymałam się przy jednym z okien i patrzałam na znajomą sylwetkę. Czekałam aż osoba się odwróci. Nie czekałam długo, bo już za chwilę widziałam jego twarz. Harry.
’Ale co on tu robi?’ To pytanie krążyło w mojej głowie. Zapytam się go, czemu tu przebywał. No nie powiem, robi na mnie wrażenie. Ale to jeszcze nie oznacza, że go lubię. Jest tylko znajomym.
Wyszłam z domu dziecka i pobiegłam do domu. Nici z dzisiejszego treningu, ale chociaż 20 minut pobiegałam. Gdy tylko przekroczyłam próg domu poczułam zapach kawy i jajecznicy. Śniadanko! Szybko wbiegłam na górę, wzięłam 2 minutowy prysznic, przebrałam się we wcześniej uszykowane ciuchy i zbiegłam na dół.
- Dzieeń dobry! Co dzisiaj śniadanie tak wcześniej? Jest dopiero 10:20.
- Zapomniałaś? Jedziesz do sklepu muzycznego. A właściwie jedziemy. Od razu z wami tam pojadę.
- Ah tak faktycznie! – zaśmiałam się – Okey. To zadzwonię do Conora i mu powiem, że musimy zmienić plany.
- Dobrze córciu.
- Dzieeń dobry! Co dzisiaj śniadanie tak wcześniej? Jest dopiero 10:20.
- Zapomniałaś? Jedziesz do sklepu muzycznego. A właściwie jedziemy. Od razu z wami tam pojadę.
- Ah tak faktycznie! – zaśmiałam się – Okey. To zadzwonię do Conora i mu powiem, że musimy zmienić plany.
- Dobrze córciu.
Usiadłam w salonie na kanapie i wybrałam numer Conora. Odebrał po 3 sygnale.
- Halo?
- No cześć Conor!
- Witam piękną panią! Coś się stało, że dzwonisz?
- Nie. Tak..
- To jak? – zaśmiał się do słuchawki.
- Możemy zmienić trochę plany?
- Jak bardzo zmienić?
- Minimalnie. Chciałabym, żebyś w czymś mi doradził.
- Chcesz sobie coś kupić? Pewnie jakieś bikini, bo lato. To chętnie pomogę!
- Kupić tak, ale nie bikini Conor! Muszę jechać do sklepu muzycznego.
- Ooo! Dobrze się składa, bo też musiałbym po nową gitarę skoczyć. A Ty co chcesz kupić?
- Kilka gitar. A widzisz, jednak zmiana planów wyjdzie Ci na dobre.
- No tak. To, o której i gdzie się spotkamy?
- O 11. Podjedziemy po Ciebie.
- My, czyli kto?
- Ja i mój tata.
- Poznam Steve’a Sykes’a nie wierze! Ale się jaram!
- Spokojnie, ej! On jest zwykłym człowiekiem. To on się powinien jarać, że pozna Ciebie.
- Pewnie nawet nie wie, kim jestem – zaśmiał się.
- Możliwe. To do zobaczenia o 11 u Ciebie. Tylko wyślij mi swój adres, okey?
- Dobrze. Do zobaczenia. Buziaczki!
- Paaa!
- Halo?
- No cześć Conor!
- Witam piękną panią! Coś się stało, że dzwonisz?
- Nie. Tak..
- To jak? – zaśmiał się do słuchawki.
- Możemy zmienić trochę plany?
- Jak bardzo zmienić?
- Minimalnie. Chciałabym, żebyś w czymś mi doradził.
- Chcesz sobie coś kupić? Pewnie jakieś bikini, bo lato. To chętnie pomogę!
- Kupić tak, ale nie bikini Conor! Muszę jechać do sklepu muzycznego.
- Ooo! Dobrze się składa, bo też musiałbym po nową gitarę skoczyć. A Ty co chcesz kupić?
- Kilka gitar. A widzisz, jednak zmiana planów wyjdzie Ci na dobre.
- No tak. To, o której i gdzie się spotkamy?
- O 11. Podjedziemy po Ciebie.
- My, czyli kto?
- Ja i mój tata.
- Poznam Steve’a Sykes’a nie wierze! Ale się jaram!
- Spokojnie, ej! On jest zwykłym człowiekiem. To on się powinien jarać, że pozna Ciebie.
- Pewnie nawet nie wie, kim jestem – zaśmiał się.
- Możliwe. To do zobaczenia o 11 u Ciebie. Tylko wyślij mi swój adres, okey?
- Dobrze. Do zobaczenia. Buziaczki!
- Paaa!
Odłożyłam telefon na stolik i udałam się do kuchni. Tak jak się spodziewałam śniadanie dla mnie już gotowe. Upiłam łyka kawy i rozkoszowałam się jej smakiem.
- Mhm. Cappuccino.
- Skąd Ty..? – zaczął tata, ale nie skończył.
-Rozmawiasz ze znawczynią kaw tato. Nie pamiętasz, że w zeszłym roku byłam na kursie w Starbucksie?
- No tak, racja. A moją zgadniesz?
- Jasne!- upiłam łyka z filiżanki taty.
- Macchiato niesłodzona.
- Jesteś moim bogiem skarbie – zaśmiał się.
- Oh przestań. To po prostu taleeent – ostatnie zdanie zaśpiewałam.
- Jasne, tak myśl córcia!
No i tata rozpętał wojnę. Chwyciłam ciasteczko, które leżało w półmisku, przełamałam je i rzuciłam w tatę. Ten najpierw zaskoczony, a potem rozbawiony zrobił to samo, co ja. Nie powiem, kuchnia wyglądała.. ciekawie. Tak trochę jakby tu czołg wjechał. Nagle naszym oczom ukazała się zszokowana Zoey.
- Co.. tu.. się stało?! – prawie krzyczała. Dziwna kobieta no na serio , czy ona nie zauważyła, że tu się odbyła wojna ciasteczkowa? No heloł!
- Zoey! Bo widzisz.. – tata szybko spojrzał na zegarek nad wejściem do jadalni – My musimy lecieć. Do później kochanie! – szybko pocałował ją w policzek, zabrał marynarkę i uciekł w stronę drzwi. Ja nie zwlekałam długo i zrobiłam to samo, tyle, że po drodze zgarnęłam jeszcze telefon z salonu.
- Ale kto to posprząta?! Steve! No nie wierze.. – nie dosłyszałam, co dalej mówiła, bo właśnie zamknęłam drzwi. Wsiadłam do czarnego porsche i zapięłam grzecznie pasy.
- Tato, wiesz, że musisz kupić Zo jakieś kwiaty na przeprosiny, nie?
- Wiem skarbie. Ale to żaden kłopot – zaśmiał się – Widziałaś jej minę?! –teraz to oboje rechotaliśmy jak idioci. Jakaś staruszka nas uspokoiła. Haha!
- Dobra tato, jedziemy, bo Conor pewnie czeka. Tu masz adres- pokazałam tacie wiadomość z adresem.
- To niedaleko. Jakieś 15 minut drogi.
- Będziemy spóźnieni o 3 minuty – stwierdziłam fakt i momentalnie miałam puls 200/100.
- Spokojnie, jak kocha to poczeka!
- Co?! Nie tato, on jest kolegą. Ale chodzi o to, że nie lubię się spóźniać..
- Przecież on Cię nie ukarze za 3 minuty spóźnienia słońce.
- No nie, masz racje. Nie potrzebnie się stresuję – rozsiadłam się wygodniej w fotelu. Zaczęłam myśleć, co by było, gdybym spóźniła się do agencji. Głupie myśli! Postanowiłam, że włączę radio, bo tylko muzyka może mnie teraz uspokoić.
- Pośpiewaj. Dawno Cię nie słyszałem.
- Nie znam tej piosenki – odparowałam, chociaż tak naprawdę to ją znałam. Little Mix to mój ulubiony zespół.
- Wiem, że znasz. Dalej, przecież uwielbiasz tę piosenkę.
* Boy step a little closer
'Cause I don't think you've heard these words before
Lay me left and rock me right, baby lift me up so high
Take me to another world
'Cause no one else will do
Don't wanna be by myself
I wanna be dancing with you
Ref.: 'Cause you're my stereo, stereo, stereo soldier
Oh oh, oh oh
My stereo, stereo, stereo soldier
Oh oh, oh oh
All I need is the beat in my feet let me lose control ooooh
Give me loud, give me now, take my heart
Baby take my soul
Left, right, left
Run the beat and blow my speakers
And make feel me like I'm the only girl
The way we move is so in time
On the real, got the skills to blow my mind
They don't make 'em like you no more(Y-Yeah) I'm in heaven now, so in love
Lay your weapons down, and turn it up
Ah, ah, ah, who
Ref.: And be my stereo, stereo, stereo soldier
Oh oh, oh oh
My stereo, stereo, stereo soldier
Oh oh, oh oh
All I need is the beat in my feet let me lose control oooh
Give me loud, give me now, take my heart
Baby take my soul
Left, right, left
Can you save me
Can you set me free
'Cause I need to feel alive
Oh we have to survive
'Cause you changed me
Now I believe
And I need to feel alive
Oh we have to survive
Ref.: Stereo, stereo, stereo soldier
Oh oh, oh oh
My stereo, stereo, stereo soldier
Oh oh, oh oh
All I need is the beat in my feet let me lose control oooh
Give me loud, give me now, take my heart
Baby take my soul
Left, right, left
*
- Miło było Cię wreszcie usłyszeć. Masz jakąś nową piosenkę napisaną?
- Coś mam.
- Co tak nie chętnie odpowiadasz?
- Nie mam trochę nastroju, ale jak tylko wejdziemy do sklepu to mi się odmieni. Obiecuję – odparłam uśmiechnięta. Dalej jechaliśmy w ciszy. Kiedyś zaśpiewam tę piosenkę. Może na spotkaniu rodzinnym?
Nie minęło 5 minut a byliśmy pod domem Conora. Kazałam tacie zaczekam w samochodzie, a sama wyszłam i zapukałam do drzwi. Te po chwili się otworzyły i stanął w nich Conor.
- Cześć – powiedział uśmiechnięty.
- No cześć.
- Proszę, to dla Ciebie.
- Ale Conor..
CZYTASZ = KOMENTUJESZ !
*PROSZĘ
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńI długi, ale ja akurat lubię długie...
Hm, mam dziwne uczucie deja vu, jakbym już coś takiego pisała...
No nic xP
Genialny rozdział i już nie mogę się doczekać następnego :)
Kat xx.
zawsze-z-toba.blogspot.com
Super rozdział, zresztą jak zawsze!
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego! :)
MC :*
Dopiero odnalazłam twojego bloga, ale uwazam, że jest świetny.
OdpowiedzUsuńBędę częstym gościem:*
Prosze o informacje o nowym wpisie.
ZAPRASZAM DO SIEBIE NA IMAGINY Z ONE DIRECTION
http://one-directions-imaginy.blogspot.com/
pozdrawiam,
. ~ Misiaczek
Rozdział super.
OdpowiedzUsuńCzekam na nn.
Życzę weny kochana! ;*
nie-oceniaj-1d.blogspot.com