09 sierpnia 2013

8.

Cześć :)
Rozdział się pojawia, w końcu piątek.
Dziękuję za ponad 1600 wyświetleń, ale z komentarzami mogłoby być lepiej..
Wiecie, miałam ostatnio załamkę i tak myślę, czy jest sens prowadzić tego bloga.. Wydaje mi się, że nie potrzebnie publikuję moje opowiadanie.. No, ale poki co nadal je piszę..

Miłego czytania! Syl xx
                                                                                                                                                                                            
- Nareszcie! Moja pierwsza misja właśnie się zaczyna! – wykrzyczał uradowany chłopak.
- Tak, ale nie szalej. Może być trudniej niż myślisz.
-To tylko zwiad, będzie fajnie!
- Okaże się. Za mną. Na parking.
- Dobrze.

W ciszy opuściliśmy salę i udaliśmy się na wyznaczone przeze mnie miejsce. Jak dobrze, że nie nadaje jak tam w pokoju, bo chyba musiałabym go uśpić jak Harrego. Chwila! To nie jest taki głupi pomysł!
- Jakie masz auto?- zapytał, gdy byliśmy w windzie. Czyli zaczęło się.
-Fajne. I od razu mówię, że nie dam go prowadzić.
- Ohh, czyli jedziemy moim, bo ta ja będę kierowcą.
- Co masz za wóz?
- Czarny Range Rover.
- Unowocześniony czy jeszcze nie?
- Po części. Czeka go jeszcze kilka ulepszeń.
- Moje lamborghini jest w pełni unowocześnione i ma wszelkie potrzebne sprzęty. Może pojedziemy moim?
- Masz lamborghini?!- patrzał na mnie szeroko otwartymi oczami. Chyba mi nie wierzył.
-Taa. Niebieskie.
-Kolorowe? To chyba nie za bardzo szpiegowskie.
- Jak już mówiłam jest super nowoczesne i ulepszyłam je tak, że mogę zmienić kolor na czarno-szary.
- To się nazywa szpiegowskie auto! Jedziemy nim.
- Ale ja prowadzę- zaznaczyłam.
- Czyli postanowione. Jedziemy moim.
- Jak chcesz. Ale umiem prowadzić lepiej niż niejeden kierowca rajdowy.

Ruszyliśmy w głąb parkingu. Mijaliśmy kolejne alejki z samochodami. BMW tu dominowały, ale były też Porsche, Mercedesy i kilkanaście Range Roverów. Ale chwila, to auto już mijaliśmy. Czy on się zgubił na parkingu? Jaka sierota..
- Nie wiesz, gdzie stoi Twoje auto, co?
- No.. tak jakby.. zapomniałem, gdzie je zaparkowałem.. – podrapał się po głowie, stanął i rozejrzał.
- A może tak odblokuj je. Usłyszymy dźwięk i je znajdziemy.
- Dobry pomysł. Mogłem na to wpaść, co za wstyd..
- Nie przejmuj się. Każdemu się zdarzy zapomnieć, gdzie jego auto stoi i w panice zapomina się o takich rzeczach jak alarm.
- No może i masz rację. Dobra, to teraz słuchaj i szukaj.
Kliknął guzik i rozległ się charakterystyczny dźwięk. Auto stało centralnie przed nami! Ehh.. geniusz. Żeby nie rozpoznać własnego auta.. On chyba się zmieszał, bo zrobił się cały czerwony.
- No to.. ten.. no.. auto.. tu stoi.. To jedziemy nie?
- Jedziemy.
Kulturalnie otworzył mi drzwi i je za mną zamknął. Chwilę potem sam usiadł na miejscu kierowcy i ruszyliśmy.
- Wiesz, gdzie wgl jedziesz?- zapytałam niepewnie.
-Nie. Z powiedział, że Ty wiesz i mi powiesz. To powiesz?
- Gdzie masz GPS? Wpiszę adres i będziesz wiedział gdzie.
- Nie mam jeszcze. Ale podaj adres. Mieszkam tu od urodzenia i wiem, gdzie co jest.
- Burgeley Street 124.
- Taksówki?
- Yhym. To nasz cel- biuro szefa firmy taksówkarskiej. Musimy znaleźć taką jedną taksóweczkę.
- Okey. A jak już ją znajdziemy?
- Wypytamy kierowcę o szczegóły sprzed 3 dni. Musimy wiedzieć, gdzie jechali Ci Rosjanie.
- Czyli misja na dzisiaj to znalezienie ich bazy?
-Tak.
-To nie będzie takie trudne mam nadzieję. Ty sobie poradzisz – uśmiechnął się.
- My. Przecież na dzień dzisiejszy jesteśmy partnerami.
- No tak, ale ja mam się tylko przyglądać.
- O nie, agencie 415. Ty też masz pomagać i się udzielać, bo samym oglądaniem dużo się nie nauczysz.
- Będę przeszkadzał.
- Nie.
Na tym rozmowa się skończyła. Nie warto ciągnąć jej dalej, bo to nie ma sensu. On będzie pomagał, czy chce czy nie, bo takie jest jego zadanie jako agenta.
Jakieś 10 minut później byliśmy u celu. Weszliśmy do budynku i udaliśmy się w kierunku recepcji. Za ladą stała wysoka brunetka w okularach.
-Dzień dobry. Państwo w sprawie? – zapytała uprzejmie.
- Proszę nas zaprowadzić do Pana Montha.
-W jakiej państwo są sprawie? – zapytała wymuszając uśmiech, zdenerwowałam ją.
- W sprawie skargi. To gdzie ten gabinet?- Wkurzyła mnie, bo powinna od razu zareagować i nas zaprowadzić do tego cholernego gabinetu.
- Gabinet dyrektora na końcu korytarza po prawej.
- Dziękuję.
Poszliśmy we wskazanym kierunku. Gdy byliśmy pod drzwiami zadzwonił mój telefon. Gestem kazałam mu poczekać chwilę i odebrałam. [ S- Sylvia; L- Liam]

L: Cześć siostra. Jak tam?
S: Cześć Li. Wszystko dobrze, a u Ciebie i chłopaków?
L: Relaksujemy się. Dmuchamy piłki plażowe.
S: Mogę wiedzieć, po co?
L: Nudzi nam się. Jak już wszystkie nadmuchamy to będziemy się nimi rzucać!
S: Dzieci.. aż brak słów.
L: A właśnie. Niall kazał Cię pozdrowić.
S: Podziękuj i też pozdrów.
L: Oki doki. A powiedz, co robisz?
S: Jestem w trakcie ważnej misji. Trochę przeszkadzasz.
L: Oj, to przepraszam. Uważaj na siebie. Pa siostro.
S: Zawsze uważam. Pa bracie.

-Brat się martwi? – zagadał 415.
- Nie, tylko chciał pogadać, a zapomniał, że jestem zajęta.
- Fajnie, że wie. Jak zareagował?
-Później Ci powiem. Teraz misja.
- No tak. To proszę, panie przodem – otworzył przede mną drzwi i wpuścił pierwszą do owego gabinetu. Za biurkiem siedział grubszy mężczyzna, prawie łysy z okularami. Wyglądał na jakieś 45 lat.
-Dzień dobry. W czym mogę państwu pomóc?
- Jesteśmy z agencji rządowej. Jestem agent 315 a to agent 415- wskazałam na kolegę, w czarnych okularach? Skąd..? – Musi pan nam pomóc w pewnej kwestii.
-Oczywiście, że pomogę. Tylko proszę się wylegitymować.
Pokazaliśmy nasze dokumenty i koleś momentalnie otworzył oczy szerzej i jakby trochę przestraszony rzekł:
- Proszę mówić w czym problem. Jestem do usług.
- Szukamy taksówki numer 9017. Numer rejestracyjny to EX520L. Chcemy znać dokładną trasę sprzed 3 dni oraz nazwisko kierowcy.
- Taksówka jest aktualnie na lotnisku i to jest jej punkt wypadowy – powiedział z nosem przyklejonym do ekranu komputera – kierowca nazywa się John Lemon. Trasę tylko on zna i ma zapisaną w swoim przenośnym komputerze.
- Dziękuję. To wszystko, co chcieliśmy wiedzieć. Do widzenia.

Od razu wyszłam z biura nie czekając na jego reakcję. Dowiedziałam się, co miałam i po sprawie. Już 1/3 misji z głowy.
- A Ty co? Mowę Ci odebrało? – wkurzyłam się na niego, bo no okey jest nowy i nie wie, co robić, ale no halo! Instynkt podpowiada i mógł sam o coś zapytać, a nie że wszystko ja sama muszę robić.
- Nie- odchrząknął – Po prostu nie chciałem Ci się wcinać w zdanie. Zresztą wiemy już wszystko, więc chyba milczenie nie jest problemem.
- Tak. Nie jest – odparłam sucho i opuściłam budynek.

- Na lotnisko dojedziemy za jakieś 25 minut, a może później, bo są korki.
-No.
- Co dalej będziemy robić, jak już dowiemy się, czego mieliśmy?
- Podążymy w miejsce, które wskaże nam taksówkarz.
- A tam?
- Zbadamy teren i złożymy raport w siedzibie.
- Wszystko?
- Tak. Dalej, co będzie w związku z tą misją zadecyduje szef. Nas wyznaczyli tylko do znalezienia ich bazy. A to niekoniecznie musi zająć jeden dzień.
- Racja. Ale mam nadzieję, że ich baza będzie normalna, bo jeśli to okaże się magazyn to będzie ciężko z infiltracją, bo mogą być kamery i pułapki.
- Dla agentów, którzy przeszli szkolenie takie rzeczy to nie problem.
- Czyli damy radę! – podsumował radośnie. Cóż, nic dodać nic ująć, więc zamilkłam.
Rzeczywiście były korki. Na lotnisku byliśmy po 30 minutach spędzonych w cudownej ciszy. Widziałam, że parę razy chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie nic nie mówił. Słusznie, bo bym go zignorowała lub skrzywdziła.

-Szukaj taksówki EX520L.
-Mam. Właśnie parkuje tam na rogu.
- To na co czekamy? Czas na 2 etap misji.

Ramie w ramie w czarnych okularach ruszyliśmy w kierunku rzeczonej taksówki. Akurat kierowca wysiadał, żeby zapalić, stał do nas tyłem. Szturchnęłam go w ramię, od razu się odwrócił i zmierzył mnie wzrokiem.
- W czym pięknej pani pomóc? Gdzie zawieźć?
- Może pan pomóc, ale inaczej. Proszę powiedzieć, gdzie kursował pan 3 dni temu.
-Przepraszam za koleżankę – spojrzałam na niego jak na wroga, ale on kontynuował – Jestem agent 415, a to agentka 315. Z rozkazu Jej Królewskiej Mości zostaliśmy poproszeni o sprawdzenie każdej taksówki i jej trasy w przeciągu ostatnich 3 dni, ponieważ pojawiło się w Anglii zagrożenie ze strony mafii rosyjskiej – taksówkarz patrzał na nas jak na jakichś innych, ale widać, że był przerażony. Ciekawe, czy będzie współpracował?
- 3 dni temu miałem dużo kursów. Pokazać listę adresów, gdzie klienci byli zawożeni?
- Tak, proszę o pokazanie tej listy – po chwili facet przyniósł jakąś teczkę i ją podał – Dziękuję.
-Pokaż mi to –zabrałam dokumenty koledze i zaczęłam je przeglądać – Rzeczywiście dużo kursów. Pamięta pan może, gdzie dokładnie wysiadali Ci Rosjanie, którzy dokładne 3 dni temu jechali pana taksówką?
- Tak, pamiętam. Wysiadali przy Pałacu Westminsterskim i z tego, co się zorientowałem to udali się w stronę bogatszych dzielnic. Dokładnie wysiedli na Trafalgar Street.
- Ilu ich było?
- Pięciu i byli jacyś podejrzani. Ciągle rozglądali się na boki i za siebie. Jakby się czegoś bali, czuli osaczeni.
-Dziękujemy za pomoc panie Lemon – wtrącił 415, podczas gdy ja oddalałam się od taksówkarza.

Wsiedliśmy do Range Rovera i chwilę milczeliśmy. Ciszę przerwał on.
-Nie będzie tak łatwo. Skoro wysiedli przy Pałacu i udali się do bogatej dzielnicy to będzie ich trudniej znaleźć.
- Możliwe. Ale plusem tych dzielnic jest to, że mają monitoring. Z może się pod nie podłączyć i powiedzieć, w której dzielnicy dokładnie się znajdują. A skoro mniej więcej znamy lokalizacje to będzie łatwiej.
-Zadzwonię do niego – kiwnęłam głową na znak zgody, a tamten wybrał numer do Z. Oczywiście dzwonił służbowym, bo tylko ten telefon ma numer do agentów. Rozmawiali chyba 7 minut.
- Z ma już mapy osiedli monitorowanych i jak coś znajdzie to da znać.
-My w tym czasie sprawdzimy okolice. Nie możemy nic nie robić.
-Będziemy obserwować ulice z daleka? – zapytał zdziwiony.
-Nie. Popytamy ludzi, może coś widzieli.
-To będzie podejrzane.
- Jak się umie maskować z tym, to nie. Doświadczony agent wie, co robić.
- Zdaje się na Ciebie agentko 315.
- Nie masz innego wyjścia.

Ruszyliśmy w kierunku Pałacu Westminsterskiego, a dokładnie na południowy-zachód od niego. Tam znajduje się najbliższa bogata dzielnica, która jeśli mam być szczera według mnie jest tą najbogatszą. Droga nam trochę zajęła, bo jednak z lotniska na Trafalgar Street jest kawałek drogi. Obyło się tym razem bez korków no i jechaliśmy w milczeniu, co mnie niezmiernie cieszyło, gdyż dla mnie cisza jest najważniejsza. Ale w pewnym momencie on MUSIAŁ się odezwać.
- Jak masz na imię? Wolę nie zwracać się do Ciebie tak dziwnie.
- Musisz. Jesteś agentem niższego stopnia i nie masz wyboru. Poza tym nikt nikogo z agencji nie zna z imienia.
-Czemu? To dziwne. Lepiej znać z imion niż z numeru.
- Nie, bo to niepotrzebny bałagan. Tak to jest hierarchia i każdy wie, kto jaki ma status i w czym jest dobry.
- Ale zdradzisz mi swoje imię?- zapytał z nadzieją w glosie. Czas ją zgasić.
-Nie. Jest Ci ono niepotrzebne, a poza tym zgodnie z moim kodeksem nie mam zamiaru się z Tobą spoufalać i mieć innych kontaktów niż z innymi agentami, więc znanie mojego imienia jest bynajmniej zbędne.
-Strasznie serio podchodzisz do kwestii zasad. Jesteś sztywna.
-Dbam o swoje bezpieczeństwo jak i całej Anglii i agencji.
-Wyluzuj.
-Nie. To sprawa na śmierć i życie. A spoufalanie się może doprowadzić do zbytniego przywiązania i w efekcie może dojść do tragedii. Szacunek do innego agenta to podstawa, 415 – wkurza mnie. Mówię mu jasno, że nie, a ten nadal swoje i chce wiedzieć. Umrze jak się nie dowie?
-Widzę, że agencja Cię zmieniła. Masz inne poglądy niż 4 lata temu, co?
- Tak i przede wszystkim nie chce się zabić. Tak mnie zmieniła, że zaczęłam doceniać życie, innych ludzi i nie mam już myśli samobójczych – zamilkłam i odwróciłam głowę w kierunku budynków widzianych za szybą. Ciągłe gapienie się w samochody przed nami mnie znudziło. Swoją drogą ładne mają drzewa w Londynie. Takie inne, aczkolwiek podobne do tych rosnących w Manchesterze.
-Przepraszam – powiedział tak nagle. I tak cicho. Chyba serio żałował tego, co powiedział i w ogóle tej rozmowy.
- Jest okey. Skup się lepiej na jeździe – I na tym temat się skończył. Reszta drogi na Trafalgar minęła w grobowej ciszy i ani trochę mi to nie przeszkadzało. Jak już wspominałam uwielbiam ją. Dojechaliśmy na miejsce 10 minut później. 415 zatrzymał wóz na poboczu naprzeciwko Pałacu.
-Musimy zaczekać na informacje od Z. To może trochę potrwać, więc czas na rozpoznanie terenu. Trzeba wypytać ludzi, czy nie widzieli w pobliżu Rosjan.
- Jasne. Rozdzielamy się?
- Tak. Ty bierz tę stronę, a ja pójdę na drugą bliżej Pałacu. Jak Z się odezwie to poinformuj mnie i oczywiście vice versa.

Tak jak ustaliśmy rozeszliśmy się. Przeszłam, a raczej pobiegła na drugą stronę ulicy i poszłam w kierunku jednej z dzielnic. Co dziwne ludzi tu jakoś mało. W ogóle tak właściwie. O! A jednak ktoś tu mieszka!
-Dzień dobry. Mogę o coś panią zapytać? – zaczepiłam kobietę w średnim wieku wychodzącą właśnie w domu.
- Dzień dobry. Tak, oczywiście- odparła promiennie.
- Nie widziała pani może w tej okolicy w ostatnim czasie pięciu mężczyzn ubranych na czarno?
-Ehmm.. Nie, nie widziałam – coś kręci. Chyba się zdenerwowała, bo aż się zrobiła czerwona.
- Jest pani pewna? Ci Rosjanie byli tu ostatnio przez kogoś widziani.
- Nie, przykro mi, ale nie. A teraz przepraszam , ale spieszę się do pracy – na jednym wdechu to praktycznie powiedziała i migiem wsiadła do samochodu. Jestem na 99% pewna, że coś kręci, a oni gdzieś tu się czają. Już ja się dowiem, co tu się dzieje.

-Otrzymałem dane satelitarne od Z. Przyjdziesz do auta? – z zamyślenia wyrwał mnie głos 415 dochodzący z mojej słuchawki. Dobrze, że je mamy, bo inaczej trudno byłoby przeprowadzać misje w terenie.
- Zaraz będę. Mam pewną informacje.
- Czekam.
Rozejrzałam się jeszcze po okolicy i udałam się w kierunku pojazdu. Chwilę później siedziałam już w samochodzie. Idąc do auta zauważyłam, że jeden mężczyzna dziwnie się na mnie patrzy. Miał taki nieufny wyraz twarzy, że to aż przerażało. Podejrzany koleś. Muszę go sprawdzić.
- Co jest? – zapytałam na wejściu.
- Na laptopie mam przesłanych kilka filmów z dnia wczorajszego, a na telefonie nagrania sprzed 3 dni. Zaraz je zrzucę na laptop – po dłuższej chwili – Okey, to proszę. Tu widać, jak pięciu mężczyzn skręca w dzielnice gdzie byłaś przed chwilą. Kolejna kamera pokazuje jak idą dalej, a z kolei na następnym nagraniu już ich nie widać. Tak jakby albo zniknęli albo mieszkają gdzieś w okolicy. Możemy wykluczyć początkowe domy. Trzeba sprawdzić wszystkie od 21030 do 21048. Rozdzielamy się?
-Świetnie, że wiemy gdzie konkretnie mogą być. O tyle łatwiej, że to publiczne miejsce, a o tyle gorzej, że ciężej jakąkolwiek akcję przeprowadzić. I nie, nie rozdzielamy się. Po prostu musimy iść tam i zagadać, że jesteśmy z ministerstwa i premier żąda, abyśmy sprawdzili systemy alarmowe, gdyż w wyniku zakłóceń większość z nich może nie działać. Jak to łykną to dalej będzie z górki. Obczaimy domowników, wrócimy do bazy, złożymy końcowy raport i koniec misji.
- Jak koniec? A co dalej? – zaskoczony chyba był, ale już mu to przecież tłumaczyłam.
- Nas przydzielono do zadania, które brzmi tak : Namierzyć bazę rosyjskiej mafii. Nie ma tutaj mowy o infiltracji, więc sorry, ale żeby brać udział w akcji to musiałbyś być wyszkolony i na co najmniej trzecim stopniu, jak ja. Ta misja wymaga pewnych zdolności. Tylko wykwalifikowany agent zostanie przydzielony do tego zadania.
- Czyli na przykład Ty – prychnął.
- Nie, bo mi nie dają takich zadań. Z reguły jestem ochroniarzem na koncertach i w klubach, gdy kogoś ważnego trzeba zlokalizować i pilnować. W terenie to działam głównie, jeżeli chodzi o przemyt na lotnisku i granicy ze Szkocją.
- Nie byłaś nigdy na takiej misji jak Bond? – zapytał zdziwiony moją wypowiedzią.
- Podobne się zdarzały. No, ale nie były aż tak skomplikowane.
- Strzelałaś do kogoś?
-Z broni nie, ze strzałek tak. Są moją ulubioną bronią.
- Strzałki? Że co?
-Moja osobista tajna broń- odparłam dumnie – szef stwierdził, że jestem zbyt agresywna i lepiej dać mi coś hmm bezpieczniejszego.
-Ha ha. Mam nadzieję, że zobaczę kiedyś Cie w akcji –zaśmiał się.
- Jak oboje dostaniemy tę misję to zobaczysz.
- Myślisz, że ją dostaniemy?
- Jak uporamy się z pierwszym etapem do jutra to jest spora szansa.
- To na co czekamy? Ruszajmy sprawdzać te domy! – wykrzyknął uradowany i już miał otwierać drzwi, ale go powstrzymałam.
- Chwila chwila. Bez odpowiedniego przygotowania nie możemy. Jedziemy do bazy. Trzeba jakieś stroje urzędników załatwić, ale to ja na jutro załatwię no i dokumenty w razie, gdyby chcieli potwierdzenia, że jesteśmy z ministerstwa. Jak zniszczymy misje już teraz to nie będzie potem, w czym uczestniczyć. Wszystko musimy robić ostrożnie i dokładnie. Żadnych potknięć, bo po nas.
- O której jutro ruszamy?
-Myślę, że jak zaczniemy o 13 to będzie dobrze. Mam plany na jutro, a chciałabym je zrealizować.
- Twoje plany są nie ważne. Misja jest najważniejsza.
-Według Twojej umowy tak, według mojej nie. Sama spisywałam swoją umowę, gdy szefem został Sir Hamilton, bo stwierdziłam, że przyda mi się trochę wolności, a on się zgodził. Mam prawo podzielić misję na części, jeśli mam już jakieś plany na dzień następny, ale muszę o tym wcześniej go poinformować.
- Jesteś sprytna. Naprawdę.
- Wiem. A teraz koniec tej przyjemnej rozmowy, jedź do bazy. Tylko najpierw powiedz mi, która godzina.
-6:58 p.m.
-To lepiej się pospiesz. Za godzinę mam kolację i jak się nie zjawię to tata się zacznie denerwować.
-To brat wie, a ojciec nie? -zdziwił się.
- Przyrodni brat. On dowiedział się przypadkiem. A tata nie wie, bo .. bo nie. Bez tej informacji żyje spokojniej. Teraz cisza i jedź.
Odpalił auto i ruszył. Zaczęłam rozmyślać nad tym, czy faktycznie nie powiedzieć tacie o mojej pracy. Powinien wiedzieć, chociaż z drugiej strony dla niego lepiej, że nie wie, bo jest bezpieczny. Ale znając go , gdyby wiedział to powiedziałby Zoey i już w ogóle całą rodzinę musiałabym chronić. Tak to na razie muszę tylko dbać o bezpieczeństwo chłopaków, co może być trudne, bo podróżują po całym świecie.. Jakoś dam radę. Zawsze daję. Tym razem też tak będzie.
A co do misji. Obawiam się, że jest ona przeznaczona dla mnie. Już teraz wiem, że szef da ją mi. I tylko mi. 415 jej nie dostanie, bo jest nowy, a ja tak, bo szef zna moje możliwości. Boję się tylko tego, jaki będzie plan w związku z całą akcją. Prosty na pewno nie będzie. Najgorsze teraz jest czekanie, bo nie wiadomo, kto będzie ich następną ofiarą i gdzie będzie przetrzymywana. Mam złe przeczucia, co do tego wszystkiego. Głupia intuicja. Nigdy mnie nie zawodzi, a tym momencie się boję, że też tak będzie i wydarzy się coś złego. Nie lubię myśleć tak na przód, ale najbliższe dni, tygodnie będą stały pod wielkim znakiem zapytania i każdy agent będzie miał się na baczności.

W bazie byliśmy o 7:13 p.m. Nie tak źle z czasem, ale wiecie czemu byliśmy tak szybko? Bo ten idiota jeździ jak wariat! Kto mu dał prawo jazdy ja się pytam?! Serce wali mi jak młot, puls co najmniej 200 na 80.. Ja przez niego umrę. Jak mówiłam, że chcę zdążyć na kolację to miałam na myśli, że chcę tam być żywa i w jednym kawałku, a nie roztrzęsiona i jak galaretka!
- Jak Ty jeździsz?!- naskoczyłam na niego, gdy zaparkował.
- Mówiłaś, że masz o 8 kolację, więc się spieszyłem. A jeżdżę bardzo dobrze- wyszczerzył się.
- Zabiję Cię kiedyś. Jeszcze nie teraz, bo mi się przydasz, ale jutro na pewno.
Wysiadłam z samochodu trzaskając drzwiami. Mam tylko nadzieję, że nie uszkodziłam mu tym autka, bo jest świetne. Wsiadłam do windy i wcisnęłam guzik z cyferką 0. Oczywiście, że nie czekałam na niego. Kilkanaście sekund później byłam na wyznaczonym piętrze. Wysiadłam i udałam się do królestwa Z.
- Witam Cię Z! Musisz mi w czymś pomóc.
- Witaj agentko 315. W czym mogę Ci pomóc?
- Znajdź mnie na nagraniu z dzisiaj na Trafalgar około godziny 6:50.
-Dobrze. Ale po co?
- Widziałam takiego jednego podejrzanego gościa. Musze wiedzieć, kto to.
-Okey, mam. Ale tu nikogo nie ma. Chwila.. o niego Ci chodzi?
- Tak, ten gość, co stoi na podjeździe. Chcę jego dane.
-Sekundę. Mam problem.
- Jaki? – zaniepokoił mnie, bo on nigdy nie ma problemów.
- Nie ma go w bazie. Człowiek nie ma imienia i nazwiska. Żadna baza go nie ma. Sprawdzę jeszcze bazę więzienną.
- Z, weź pod uwagę każde państwo. On może być z tej mafii – zaczyna robić się ciekawie.
- Dzięki, że zostawiłaś mnie samego – powiedział 415 wchodzący właśnie do pomieszczenia.
- Miałam powód. Pamiętasz, jak mówiłam Ci, że mam ważne info? Teraz sprawdzam słuszność mojej teorii. Spotkałam dwoje podejrzanych ludzi. Okazuje się, że mężczyzna, którego widziałam nie widnieje na liście żadnej bazy danych. Tak jakby był, ale anonimowo. Dziwne, nie?
- No. A ta druga osoba?
-Właśnie. Ona. Ale to najpierw Z sprawdzi bazę więzienną. I jak, jest coś?
-Tak, coś jest. Znalazłem go w różnych bazach danych różnych więzień i ma wszędzie różnie nazwiska. Jednak jest jedna cecha wspólna wpisana wszędzie.
- Niech zgadnę. Rosyjska narodowość, bo posługiwał się biegle językiem rosyjskim?
-Skąd wiesz?
- Domyślam się. A poza tym, Rosjanie wyglądają charakterystycznie. Dobra, to teraz ta druga osoba. Kobieta wychodząca z domu numer 21022.
- Mam ją. To ona?- wskazał na kobietę na nagraniu.
- Tak, ona. Długo tam mieszka?
- Marie Jenett lat 42. Mieszka tam ponad 14 lat. Handlowiec. Właścicielka kilku hurtowni kosmetycznych.
- Sprawdź, jakimi językami się posługuje – poprosił 415.
- Tak, warto to wiedzieć. Może zna rosyjski.
- Zna. A także polski, niemiecki, irlandzki i japoński.
- Czyli mamy podejrzaną. Jej dom też trzeba będzie odwiedzić.
- Z, sprawdź jej powiązania z ministerstwem.
- Już sprawdzam. Zna kilku ministrów i jest dobrze poinformowana, co do tego, co się dzieje wewnątrz.
- Odpuszczamy jej dom 415. Spalimy misję. Jeśli faktycznie ma jakieś powiązanie z tą mafią to da im znać i zmienią swoją dotychczasową bazę i będzie trudniej. Nie możemy też wydać nas. 
- Ale musimy jej dom jakoś sprawdzić – podrapał się po głowie –Mam! Z sprawdź w jakich godzinach pracuje.
- Dobrze, ale po co?- powiedział sprawdzając już coś w komputerze.
- Możemy sprawdzić jej dom, kiedy jej nie będzie. Mieszka sama?
- Tak, sama. I to nie jest taki głupi pomysł. Gorzej jak ma monitoring w domu. Tego nie wiemy i lepiej was nie narażać. Musimy wysłać kogoś innego. Pójdźcie do szefa.
- Pójdziemy. Ja i tak muszę. Dobra to się zbieramy. Z, załatw nam na jutro fałszywe dokumenty z ministerstwa. Musimy mieć dokumenty, że niby są zakłócenia spowodowane czymś i musimy sprawdzić każdy system alarmowy w każdym domu. No i oczywiście jakieś legitymacje potwierdzające nasze fałszywe tożsamości. Zdjęcia masz. Będziemy jutro przed 13. Pa.
-Pa 315. Do widzenia agencie 415.
- Do widzenia Z.
                                                                                                                                                           

CZYTASZ = KOMENTUJESZ !

4 komentarze:

  1. Boże, to jest genialne!
    Kim jest ten Z.?
    Baaardzo mnie to ciekawi xP.
    Świetny rozdział, nie mogę się doczekać następnego!

    Przy okazji: zajrzysz na middle-of-my-heart.blogspot.com ?? przed chwilą pojawił się nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z to taki agent xD jest geniuszem komputerowym i jako, że nie jest agentem terenowym za literkę zamiast cyfry ;D
      Jasne, że zajrzę ;) Syl xx

      Usuń
  2. Super.
    Nie spodziewałam się, że ona jest agentką. ;o

    Nie obraz się, ale ten rozdział jest trochę nudny. I dobrze by było gdybyś zakończyła z tymi agentami, opisała w skrócie albo zrobiła, że to był sen. Wtedy byś miała ciekawsze opowiadanie.

    Tamte rozdziały też czytałam, ale nie skomentowałam.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę zakończyć, ponieważ inaczej nie wplotę wątka One Direction ;)
      Już mam spisane co nieco i nie mogę tego zmienić, bo to jest moja wizja ;]
      Dzięki za szczery komentarz ;* Syl xx

      Usuń