21 maja 2014

41.


Piątek, 24.07.2013

Drogi pamiętniku…

Nawet nie wiem od czego zacząć.
Może zacznę od tego, że próby przebiegają znakomicie i już większość choreografii już mamy. Co dalej…hmm. No tak, mam ogromnego stresa przed tym, co ma się wydarzyć. Ta Gala jest już tak blisko, czuję już tę napiętą atmosferę w powietrzu i zaczynam powoli panikować. Oczywiście Harry mnie pociesza i podtrzymuje na duchu, zresztą Niall też.

Co do Harrego.. Umówiliśmy się dzisiaj na golfa, ale Niall się dowiedział i uparł, że idzie z nami. Mimo próśb i błagań nie udało się go przekonać do zmiany decyzji. Nawet płakał! Harry mówił, że mieli wtedy niezły ubaw, nawet go nagrali, ale to ich prywatny filmik, więc go nie zobaczę.. do momentu aż ukradnę Harremu jego telefon. Haha.
Poza tym, jedną randkę jestem blondi winna.

Zaraz idę na przymiarkę kostiumu a potem próba z moimi tancerzami. Jak to fajnie brzmi. Moi tancerze. Ahh.


Kocham.
Sylvia xx

„I figured it out, saw the mistakes of up and down..”

Pogoda dzisiaj w miarę ładna, więc nie ubieram grubszych ubrań, ale wybieram sweter na wszelki wypadek. Skoro idziemy dzisiaj tylko na przymiarkę i próbę to postanawiam ubrać dresy i białą bokserkę a na to szary lekki sweterek. Po wyskoczeniu z łóżka wzięłam szybki prysznic i postanowiłam najpierw zrobić coś z twarzą. Delikatny podkład i gotowe, nie lubię sztuczności. Nałożyłam ubrania i spryskałam się kilka razy perfumami. Uwielbiam mocny i intensywny zapach, czasem to dusi, ale czego się nie robi, żeby ładnie pachnieć.
Gotowa zeszłam na dół na śniadanie.
- Zo?- zmarszczyłam brwi- Tak wcześnie na nogach?
- Ktoś musi Ci zrobić śniadanie- odparła wesoło i kończyła ozdabianie kanapek. Czy to rzeżucha?!
- Dzięki Zo, jesteś wielka- podeszłam do czajnika- Jaką chcesz herbatę?
- Zieloną.
- Już się robi- przygotowałam dwa kubki i wrzuciłam do nich saszetki- Wyspałaś się?
- Szczerze? Nie- zaśmiała się- Steve, znaczy Twój tata, strasznie się rzucał w nocy.
- Tata tak ma, gdy śni mi się koszmar. Ale jest na to metoda.
- Jaka?- zaciekawiona oderwała się od pracy.
- Przed snem musi wypić lub zjeść coś z czekoladą.
- I to działa?
- Sprawdzona metoda – czajnik dał o sobie znać.
- Cóż, w takim razie spróbuję.
-Yhym- upiłam łyka gorącej herbaty.
- Poparzysz się- skrzywiła usta w grymasie.
- Spokojnie, gorąca herbata to moja ulubiona- kobieta pokręciła głową ze śmiechem.
- Liam wpada dzisiaj na kolację. Razem z resztą.
- To świetnie- uśmiechnęłam się lekko- O której dzisiaj kolacja?
- O 19.
- My z Harrym i Niallem będziemy później.
- Wychodzisz gdzieś dzisiaj?- zapytała zaskoczona.
- Tak, chłopaki chcą iść na golfa- odparłam niepewnie.
- Miałam nadzieję, że mi pomożesz- powiedziała smutno i ułożyła ostatnią kanapkę na talerzu- Smacznego.
- W takim razie odwołam to wyjście, zostanę i pomogę- dobra, nie chcę tego, ale chyba tak by postąpiła przykładna córka nie?
- Nie, nie- od razu zaprzeczyła ruchem głowy- Masz plany, a ja sobie dam radę. Poproszę o pomoc moją znajomą.
- Na pewno dasz sobie radę?- zapytałam niepewnie a w duchy skakałam ze szczęścia, tak!
-Jasne- upiła łyk swojej herbaty- Na którą masz być w studiu?
- Za jakieś 20 minut- delektowałam się białym serem i malinową herbatą.
-Zdążysz?
- Pewnie.
- Tylko nie złam żadnych zakazów, dobrze?
- Oczywiście- uśmiech nr.3 i każdy odpuszcza, niezawodny- Dobra, zmykam, do później.

Szybko założyłam buty na nogi i wybiegłam z domu trzaskając drzwiami. Podeszłam do auta i je odblokowałam, gdy tylko wsiadłam poczułam rozczarowanie i byłam wkurzona.
- Cholera, zapomniałam zatankować- oparłam się o fotel i Westchnęłam. Pójdę poprosić Zo o jej auto, bo inaczej nie zdążę na spotkanie.
Bez problemów dostałam kluczyki i już kilka minut później śmigałam po głównej ulicy w kierunku centrum miasta. Schowałam dach i pozwoliłam moim włosom swobodnie unosić się na wietrze. Nawet lubię to auto, jest całkiem fajne.
Nienawidzę czerwonych świateł. Nigdy nie wiadomo jak długo będzie się stało. Nagle z mojej prawej strony pojawiło się piękne czerwone sportowe auto. Nie powiem, ale kierowca przykuł moją uwagę.
- Cześć ślicznotko- powiedział chłopak po opuszczeniu szyby- Niezła bryka.
- Twoja też- zlustrowałam jego auto i zauważyłam jego szeroki uśmiech.
- Mogę Cię kiedyś przewieść- zaryczał silnikiem.
- Dzięki za propozycję, ale – teraz ja popisałam się ‘swoim’ silnikiem- Mam swój samochód.
- Oh, daj spokój księżniczko- zaśmiał się- Masz szansę poznać mnie lepiej.
- Nie, dzięki- powiedziałam na odczepne i odwróciłam od niego głowę.
- Hej, piękna, daj się namówić na randkę- usłyszałam jak gwizdał. Co ja, pies jestem? Nagle pojawiło się zielone światło i z piskiem opon ruszyłam przed siebie zostawiając w tyle tego frajera. Za kogo on się miał?

Jechałam spokojnie do momentu aż nie uświadomiłam sobie, że się spieszę. Wrzuciłam trzeci bieg i wymijałam wszystkie auta przede mną. W ostatnim momencie przestałam wykonywać niebezpiecznie manewry, gdy zobaczyłam policję, stali jakieś sto metrów przede mną. Gdy tylko ich minęłam przyspieszyłam i zdążyłam na przymiarkę idealnie na czas. Muszę sobie pogratulować.

- Cześć- przywitałam wszystkich zgromadzonych, w odpowiedzi usłyszałam różne przywitania. Podszedł do mnie Jason, uwielbiam dzieciaka.
- Siema- przybił mi żółwika- Ale się jaram tą przymiarką. Projekty są genialne, ciekawe jak wyglądają na żywo.
- Równie świetnie- zapewniłam go ze śmiechem- O, właśnie zmierzają do nas krawcowe.
- Mhm- chłopak oblizał wargi i za co oberwał ode mnie z łokcia- No co? Popatrzeć nie można?
- Można, ale uspokój się, one są dużo starsze.
- Jak dużo?- nadal wpatrywał się w kobiety.
- 10 lat?
- Co?- aż się zakrztusił powietrzem- Ona mogłaby być moją matką- wskazał na jedną z nich- A druga ciotką.
-Co racja to racja.
- Gotowi do przymiarki?- usłyszeliśmy donośny głos Helen- To zaczynamy!

***     Harry          ***

Czy ja muszę ich zabić, żebym mógł w spokoju się wyspać?! Od co najmniej dziesięciu minut słyszę jakieś hałasy a przez fakt iż wszyscy mieszkamy w busie to jest to naprawdę wkurzające.
Co oni do cholery wyprawiają? Busa chcą rozwalić?
Młot pneumatyczny???? Migiem odsłoniłem zasłonkę i spuściłem nogi i już po chwili stałem na korytarzu. Hałasy dochodzą z salonu więc tam skierowałem swoje kroki. I co tam zastałem? Bandę idiotów grających w jakąś denną grę na konsolach.
- Chłopaki, może tak ciszej, niektórzy chcą spać?
I nic, zignorowali mnie. Podszedłem jeszcze bliżej.
- Chłopaki, mogę prosić o chwilę ciszy?
A tamci znowu nic. Podszedłem więc do Louis i trzepnąłem go w ramię a gdy się odwrócił nie zobaczyłem jego twarzy tylko trupią czaszkę. Zaskoczony odskoczyłem i upadłem uderzając głową o kant walizki. Od razu wybudziłem się z koszmaru, cały spocony, ciężko oddychałem. Gdy uspokoiłem oddech dotarły do mnie stłumione głosy i śmiechy. Zupełnie jak we śnie. Powoli wyszedłem z mojej sypialni i skierowałem się do salonu skąd podobnie jak w koszmarze dochodziły hałasy. Przełknąłem gulę w gardle i ruszyłem naprzód. Ujrzałem chłopaków grających na konsolach i mimowolnie zacząłem się pocić. Wszędzie. Strach ogarnął całe moje ciało. Podszedłem do Louisa, dotknąłem jego ramienia, a gdy się odwrócił mało co nie umarłem na zawał.
- Po co nosisz tę głupią maskę idioto!- wydarłem się na niego i chwyciłem za serce, powoli opadłem na kanapę by tam zacząć głęboko oddychać.
- Nie widzisz w co gramy? Atak zombie III, wczuliśmy się.
- Mogliście się kurwa mniej wczuć. Ja tu prawie odleciałem- ponownie wrzasnąłem  już czułem, że jeszcze sekunda a miałbym migotanie przedsionków i serce wyskoczyłoby z mojej piersi. Debile, a ja myślałem, że coś się stało!
- Stary, coś Ty taki drażliwy?- zapytał mnie Zayn i zmarszczył brwi.
- To przez dzisiejszą randkę- odparł mu Liam.
- Cholera, ja mam dziś randkę!- tak szybko jak usiadłem tak szybko wstałem i wbiegłem do łazienki. Właściwie, która jest godzina?! Randka dopiero na 15. Z odrobiną godności jaka mi pozostała i z uniesioną głową wyszedłem z pomieszczenia by zostać przywitanym przez gromki śmiech moich tak zwanych przyjaciół.
- Ale zabawne- żachnąłem się i ponownie usiadłem- Niall, która godzina?
- Dopiero po dziesiątej- chłopak dławił się łzami- Nie spiesz się.
- Bo nigdzie nie pójdziesz- zmierzyłem go a ten się zaczął uspokajać- Zbieramy się o 14.15, jedziemy do kwiaciarni a potem po Sylvię.
- Okey- Niall ochłonął i wrócił do gry, a ja postanowiłem spędzić te wolne kilka godzin na Twitterze.

*** Godzina 14.22 ***

- Te kwiaty będą odpowiednie?- po raz trzeci usłyszałem to pytanie i lekko się irytowałem, bo nie mogłem wybrać idealnych.
- No nie wiem.. – nadal się zastanawiałem, wtedy Niall mnie szturchnął.
- Stary, każdy kwiat będzie dobry oprócz róży.
- Mówisz?- zapytałem unosząc brew.
- Znam się na kobietach- wypiął się dumny, cóż zaufam mu.
- Poproszę bukiet goździków- kobieta z uśmiechem zabrała się za wybieranie kwiatów- Siedem sztuk poproszę i jeszcze jedną różę.
Po chwili trzymałem różę i bukiet w ręce, zapłaciłem szybko i wsiadłem z tym do auta. Dzisiaj wypożyczyłem Audi R8, wiem, że tym zrobię wrażenie. O 14.30 wjechaliśmy na główną drogę. Jechało się spokojnie, nic nie zakłócało ruchu. Niall włączył radio i całą drogę pokonaliśmy śpiewając i śmiejąc się z siebie. Blondas opowiadał też kawały, więc nie było nudno. Punkt 14.55 zajechaliśmy pod bramę domu Sykes’ów. Ale mnie trema dopadła! Muszę głębiej oddychać. A teraz luz Harry, to przecież zwykłe spotkanie. Ale z jak niezwykłą dziewczyną.. Wysiadłem z auta a za mną radosny Niall. Dobrze, że on się nie stresuje. Przekroczyliśmy teren posesji i wolnym krokiem zbliżaliśmy się do drzwi. Zanim zadzwoniłem dzwonkiem zrobiłem dwa wdechy. Raz się żyje.

***     Sylvia                   ***

Spóźniona wróciłam do domu a do tego potwornie zmęczona. Zmusiłam tancerzy do ogarnięcia kolejnego elementu układu i prawie wszystko już gotowe. Nieźle się zmęczyłam. Szybko wskoczyłam pod prysznic nie myjąc włosów, po wyjściu spod prysznica umyłam je suchym szamponem. Nie mam czasu na suszenie. Dochodziła 14.35 a ja nawet nie ubrana i umalowana. Wyszukałam w szafie jakiś sportowy zestaw Adidas, czarne legginsy, sportowy stanik i bluza.
Ubrałam na siebie wybrane ciuchy i zaczęłam się malować. Czemu trzęsą mi się ręce? Harry pewnie podchodzi do tego na luzie a się stresuje jakby to było nasze najważniejsze spotkanie. Głupie drżenie dłoni, prawie straciłam lewe oko przez wbicie szczoteczki do niego. Maluj sobie rzęsy, gdy ledwo utrzymujesz szczoteczkę w ręce.. Sylvia, weź się w garść! Pare uspokajających oddechów i jest w miarę dobrze. Nagle słyszę dzwonek a po chwili Zo mnie woła. No teraz to mam dreszcze, o matko..!
Zabrałam jeszcze torbę z wodą i ruszyłam na dół i skierowałam się do salonu skąd dochodziły mnie głosy.
- Cześć- przywitałam się grzecznie- Możemy się zbierać.
- Cześć- odpowiedzieli mi razem, a potem głos zabrał Hazz- To dla Ciebie.
- Są piękne, dziękuję- przytuliłam go mocno i poszłam odnieść kwiaty do kuchni, tam stał już wazon z różą, pewnie Zo. Szybko wróciłam do chłopaków i wygoniłam ich na korytarz.
- Będziemy punktualnie o 19- zakładając adidasy poinformowałam Zo.
- Dobrze- pożegnała nas i zamknęła drzwi. Szłam za chłopakami do auta, które na marginesie jest zajebiste! Kocham Audi! Niall otworzył mi drzwi z tyłu a po chwili sam wsiadł i je zamknął, Hazz kierował. Całą drogę przegadaliśmy, wszyscy mieliśmy dobre nastroje a stres nagle minął, gdy Harry się pojawił. On działa jakoś kojąco na mnie. Jakoś o 15.20 byliśmy na miejscu-ulubione pole golfowe Loczka. Każdy dostał plakietkę i kije, wypożyczyliśmy też meleks, żeby nie musieć tego wszystkiego targać po całym polu.
- Harry- szturchnęłam go lekko, gdy znaleźliśmy się na początku naszej trasy.
- Słucham Cię- odwrócił lekko głowę w moją stronę, jak on cholernie seksowne wygląda w tym daszku..
- Nie śmiej się, ale nigdy nie grałam w golfa.
- A to nie jest kolejny żart?- uniósł brew.
- Nie, ja naprawdę nigdy nie grałam- zwiesiłam głowę i bawiłam się palcami.
- Cóż, w takim razie- objął mnie ramieniem- Wujek Styles Cie nauczy.
-Wujek Styles grać nie potrafi –zaśmiał się Niall, Harry zgromił go wzrokiem i podał mi jeden z wielu kijów i piłeczkę.
- Stajesz o tak- ustawił mnie i delikatnie przybliżył do swojego ciała- Patrzysz na piłeczkę, a następnie na pole golfowe. Bierzesz głęboki wdech i mocno uderzasz w piłeczkę, o tak- chwycił moje dłonie trzymające kij i wykonał zamach, piłka poleciała daleko do przodu. Wow!
- Niezły jesteś- przyłożyłam dłoń do czoła i obserwowałam piłeczkę- Niall, teraz Ty.
- Luz- podszedł do nas i ustawił swoją piłeczkę poczym wykonał zamach, prawie dostałam… Nieźle mu idzie!
Przeszliśmy dalej i gdy Hazz zakończył lekcje zabraliśmy się za prawdziwą grę. Ja kontra Niall oraz Harry. Zwycięzca dostaje buziaka, będzie zabawnie. Zaczęliśmy od dołka numer 1, Hazz pierwszy, Nialler drugi a ja trzecia. Po kolei graliśmy i liczyliśmy liczbę uderzeń a następnie zapisywaliśmy w tabeli, która była dołączona do meleksa. Po piątek rundzie prowadził Niall, a Harry się wściekł. Nie mógł się popisać. Ha ha . Zabawnie oglądać tych dwóch, ale widać, że są w swoim żywiole. Gdy była kolej Loczka rozejrzałam się wokół, szukałam Jasona. Wynajęłam go na dzisiaj, na misję, musi obserwować pole i dbać o nasze bezpieczeństwo. Ucieszył się, gdy mu to zaproponowałam. Nie widzę go, więc dobrze się ukrył. Właśnie byliśmy przy dołku trzynastym, gdy usłyszałam wystrzał z broni. Na szczęście chłopaki nic nie słyszeli. Próbowałam zlokalizować miejsce skąd dochodził dźwięk, ale absolutnie nic nie zauważyłam. Cholera. A może Jason bawi się tylko bronią, who knows.
Skupiłam się na obserwowaniu gry Nialla, gdy nagle ktoś szarpnął mnie mocno za ramiona i pociągnął do tyłu. Nie krzyczałam, bo głupia nie jestem. Jason?!
- Co Ty wyprawiasz?- krzyknęłam cicho- Co się stało?
-Widziałem jakiś podejrzany samochód, nietutejsza rejestracja.
- Skąd te strzały?
- Zobaczyli mnie, więc zacząłem się bronić.
- Cholera, są tu po Harrego- zerknęłam na chłopaka, wtedy dostrzegłam kilka postaci w zaroślach za nimi. Serce podeszło mi do gardła. O matko.
- Daj mi broń- podano mi ją i zaczęliśmy się skradać- Masz tłumik?
- Proszę- podał mi a potem szedł za mną, właściwie wolno biegliśmy, ukryci w krzakach.
- Celuj w dłonie- rozkazałam cicho i wymierzyłam, pierwszy gość upuścił broń i zaczął się oglądać, reszta tak samo. A moi chłopcy dalej grzecznie grali. Jason załatwił kolejnego a ja następnego, został jeden, ale się dobrze ukrył. Podeszliśmy jeszcze bliżej tamtych i nagle poczułam broń przy skroni. Powoli opuściłam rękę z pistoletem i zerknęłam na Jasona, który niczego nie widział. Korzystając z okazji strzeliłam gościowi w stopę, ten krzyknął i zwrócił uwagę 422, który postrzelił go w prawy bok. Cholera, nie tak się umawialiśmy! Gość razem z tamtymi uciekł, widziałam, że mieli liny. Kurwa. Było tak blisko. Otarłam pot z czoła i wróciłam do chłopaków uprzednio wydając 422 rozkaz o dalszym pilnowaniu.
- Jak wam idzie?- zapytałam zdyszana.
- A Ty gdzie byłaś?- Hazz był zły, czyli nadal przegrywa.
- W toalecie.
- Trafiłaś bez wskazówek?- zdziwił się.
- Jakiś koleś mi pomógł trafić- wzruszyłam ramionami.
- Mogłaś mnie poprosić- podszedł do mnie i delikatnie objął- Pomógłbym Ci.
- Wiem- też go przytuliłam i właśnie zauważyłam Paparazzich na horyzoncie- Mamy towarzystwo. Przyjechali.
- To czas na pokaz kochanie- pocałował mnie w policzek i pociągnął w stronę Nialla, który wykonywał ostatnie uderzenie i kolej na mnie. Ustawiłam się i posłałam Harremu uśmiech, ten uniósł kciuki w górę pokazując wsparcie. Wykonałam uderzenie i piłka poszybowała do przodu. Wow, ale daleko! Ma się te siłę.
- Kochanie, to było niezłe uderzenie- pocałował mnie w głowę i splótł nasze palce- Chodźmy dalej.
- Mam szanse wygrać- powiedziałam dumnie, ale chłopaki wybuchnęli śmiechem- Dzięki za wiarę we mnie.
- Nie, to nie to, wierzymy w Ciebie, ale marnie Ci idzie- Niall dusił się ze śmiechu- Wiadomo, kto tu jest mistrzem- i wskazał na siebie.
- Jeszcze nie skończyliśmy- odpowiedział mu Hazz i nie wiem czemu, ale zanurzył nos w moim włosach- Uwielbiam Twój szampon.
- Też go lubię- zaśmiałam się cicho i akurat doszliśmy do mojej piłeczki. Graliśmy dalej aż do dwudziestego piątego dołka. Chłopaki szli łeb w łeb, ale Niall wygrał przewagą dwóch punktów. Zadowolony z siebie zaczął biegać po całym boisku bez koszulki.
- I z czego się pacan cieszy- burknął Harry.
- Wygrał to się cieszy- podeszłam do niego od tyłu i przytuliłam, niech się prasa też cieszy.
- Dzięki za pocieszenie- odwrócił głowę lekko w moją stronę.
- Nie ma za co- wybuchnęłam śmiechem a on wtedy się odwrócił i chwycił mnie w pasie a następnie zaczął podrzucać w powietrzu- Co Ty wyprawiasz?- krzyczałam przez śmiech.
- Nie widzisz?- również się śmiał.
- Puść mnie!- krzyczałam, ale to ignorował- Harry, proszę!
- A dostanę buziaka?
- Tak, tylko postaw mnie na ziemi- ostatni raz mnie podrzucił a potem postawił twarzą do siebie.
- Czekam na mojego buziaka- nadstawił policzek, a wtedy zrobiłam coś, czego oboje się nie spodziewaliśmy, pocałowałam go w usta. Tak, dla mnie to też szok, ale chyba..brakowało mi tego. Hazz od razu odwzajemnił pocałunek, nawet się nie wahał. Ale się duszno zrobiło i nagle czuję jakiś dziwny ucisk w żołądku. Czy ja umieram?!
- Te, zakochańce- usłyszeliśmy głos Nialla, odsunęliśmy się powoli od siebie- Zbierajmy się, jestem głodny- wybuchnęliśmy śmiechem.
- To idziemy- zakomenderowałam i wskoczyłam Niallowi na plecy- Dasz rade mnie nieść?
- Pewnie. Harry, mogę ją nieść?- blondyn nieśmiało go zapytał.
- Jasne- ze szczerym uśmiechem przytaknął i szedł obok nas. Całą drogę do meleksa przegadaliśmy i ustaliliśmy, że stawiamy Niallowi obiad zamiast dawać mu buziaki, na to się Hazz absolutnie nie zgodził. Szybko oddaliśmy sprzęt, wsiedliśmy do auta i udaliśmy się do domu na kolację. Tam panowała atmosfera iście rodzinna. Wieczór spędziliśmy na grze w kalambury zajadając się przekąskami, które zrobiła Zoey. Świetnie się bawiłam. Jeden z najlepszych dni w moim życiu.
                                                                                                                                                                   
 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ , PROSZĘ :) 

2 komentarze:

  1. Sądzę że gdyby nie było tam Niala byłoby ciekawiej XDD Oczywiście to tylko moje zdanie.

    OdpowiedzUsuń